VI Festiwal Historyczny Wikingowie i Wenedzi w Warszawie - relacja


Jak okiem sięgnąć, na Błoniach niedaleko Centrum Olimpijskiego poza drzewami nie ma w zasadzie nic godnego uwagi. Tak można było powiedzieć jeszcze kilka miesięcy temu. Dzisiaj zmieniło się to za sprawą Wikingów, którzy upatrzyli sobie to miejsce na swoją nową siedzibę. Drużyna Jomsborg Viking Hird przeniosła się tutaj ze swojej dotychczasowej siedziby, znajdującej się w Ryni nad Zalewem Zegrzyńskim. Uroczyste otwarcie nowego grodu odbyło się 11 września, podczas trwania VI Festiwalu Historycznego Wikingowie i Wenedzi (11-12 września 2010 r.).

Wikingowie Warszawa 2010

Gród Wikingów / fot. Sebastian Pawlina

Idąc od strony Centrum Olimpijskiego początkowo niewiele było widać. Dopiero po kilku minutach zza drzew zaczęli pokazywać się ludzie a za nimi wieża grodu i dymy znad ognisk, które przy swoich namiotach porozpalali uczestnicy. Po dojściu na miejsce naszym oczom ukazał się widok zgodny z dość powszechnymi wyobrażeniami wczesnośredniowiecznych grodów. Najpierw stoiska z najróżniejszymi wyrobami. Od łuków i noży, przez naczynia do picia, biżuterię a nawet haczyki i igły z kości po pewną specjalność drużyny Jomsborg Viking Hird. Po przejściu obok stoisk czekała na nas brama grodu...

Plan imprezy przygotowany przez organizatorów powinien zadowolić każdego. Rzecz jasna najważniejsze miejsce zajmowało to co tygryski, czy też raczej w tym wypadku Wikingowie, lubią najbardziej: walka. Tak pierwszego jak i drugiego dnia przewidziano łącznie 5,5 godz. na trzy bitwy, walki w kręgach (Krąg „Honoru„ i ”Zdrady”), turniej łuczniczy oraz pojedynki o najlepszego wojownika turnieju. A trzeba przyznać, że pokazy robiły wrażenie. Blisko 30-40 wojowników, niewielki w zasadzie teren, na którym staczali kolejne walki, bojowe okrzyki oraz rytmiczne uderzanie mieczami o tarcze przed starciem. I w końcu ruszają, powoli, trzymając linię, aż wpadają na siebie. Mija dosłownie chwila, a na ziemi już leży większość wojowników. Reszta toczy pojedynki, mające wyłonić zwycięzcę. Dynamika, zaangażowanie i sporo śmiechu, chociażby wtedy, kiedy jeden z pokonanych za wszelką cenę starał się jednak odegrać na rywalu, rzucając w niego w akcie ostatecznej rozpaczy... rękawicą. Licznie zgromadzonej publiczności wyraźnie się podobało. A to tylko pierwsza godzina walk.

Wikingowie Warszawa 2010 2

W ogniu walki / fot. Sebastian Pawlina

Samą walką człowiek nie żyje, nawet jeśli jest Wikingiem. O to mieli zadbać chociażby duńscy kuglarze. Jak przeciąć jabłko leżące na czyimś brzuchu, jak podrapać się po głowie pochodnią (zapaloną, w końcu inaczej co to za zabawa) a na koniec jak zachęcić publiczność do konkretnych podziękowań za występ (podpowiemy, że same brawa to jednak mało). Jeśli ktoś oglądał pokaz Duńczyków, miał okazję dowiedzieć się tego wszystkiego... i jeszcze paru innych rzeczy, ale te może z uwagi na dobro Czytelników pominiemy. Niedługo później Panie obecne na festynie podjęły się arcyciekawego zadania: zaganiania owiec do zagrody. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że owiec (takich prawdziwych) nie było. W efekcie dzielni wojownicy musieli się poświęcić i poudawać przez pewien czas te przemiłe stworzenia.

Dla spragnionych jeszcze innych wrażeń czekały łuki i tarcza, do której każdy mógł strzelić... byle zrobił to dziś, jak żartował Jarl Einar (organizator festynu i najważniejsza osoba w drużynie Jomsborg Viking Hird) na widok jednego z chętnych, który to przez dłuższy czas mierzył do tarczy.

Wikingowie Warszawa 2010 3

Chata Wikingów / fot. Wojtek Duch

Między strzelaniem a oglądaniem duńskich kuglarzy i walk wojowników, można było przy dźwiękach średniowiecznej muzyki kupić parę drobiazgów a następnie przy strawie (tym razem dla ciała) odpocząć, podziwiając nowy gród. A robi on wrażenie nie mniejsze od wojowników na polu walki. Szczególnie warto zwrócić uwagę na większą z dwóch chat. Wszystko z drewna i kamienia, ławy a na nich leżące skóry, ognisko płonące pośrodku i tarcze porozwieszane na ścianach. Czyż nie tak wyobrażamy sobie domy Wikingów?

Każdy, kto choć trochę lubi tego rodzaju imprezy, powinien znaleźć tam coś dla siebie. Ci, którzy byli pierwszego dnia, zapewne z chęcią wrócą do grodu także i jutro. Z kolei ci, którzy nie byli, niech znajdą choć trochę wolnego czasu, warto. A teraz czas wypróbować specjalność Wikingów...

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz