Złodzieje w Warszawie epoki stanisławowskiej


Kradzież rozumiana jako naruszanie cudzej własności była istną plagą Warszawy doby stanisławowskiej1.

Wśród skazanych za kradzieże spotyka się tu najczęściej służących, żebraków, włóczęgów, żołnierzy i rzemieślników2 a nawet uciekające od mężów z całym dobytkiem żony. Trudno oczywiście wszystkich tych ludzi zaliczyć do grona profesjonalnych złodziei, jako że recydywa i wcześniejsza karalność nie zawsze mogą tu być rozumiane jako czynniki decydujące3. Lepiej więc skupić się na tych, którzy byli uważani za złodziei w świetle ówczesnej opinii i za takie właśnie przestępstwo ich sądzono. Zgodnie z rozpowszechnionym porzekadłem, często okazja czyniła złodzieja4. Jako przykład może posłużyć w tym miejscu pochodzące z 1788 r. zeznanie Marianny Wróblewskiej, w którym czytamy, że:

„(…) zastawszy okno otwarte, a w izbie salopkę z lisem na stole leżącą, spostrzegłszy onęż przez okno skorzystałam (…)„5

To, czy okazję dobrze wykorzystano zależało często od pory kradzieży. Wyjątkowo dogodnym czasem były niedziele i święta6. W „Gazecie Warszawskiej” z dnia 6 lipca 1782 r., czytamy np.:

„Dnia drugiego Zielonych Świątek, w czasie w którym połowa prawie Warszawy, tak dla nabożeństwa iako też dla spaceru na Bielany wyieżdzać zwykła, użyli tej okazji: Marcin Szeffer (…) i Anna Szulcowa (…)„7

Zwraca uwagę duża pomysłowość złodziei8. Bartłomiej Trześciński np. pod pozorem profesji kominiarskiej popełnił w 1789 r. kradzież, którą opisał w sposób następujący:

„Wycierałem kominy podle tej kamienicy, gdzie pokradłem, i po dachu wszedłem na górę, tam wziąnem pas i inne rzeczy wyżej wymienione ze sznura.„9

Kradzież nierzadko łączyła się z paserstwem, jako że kradnący często nie chcieli korzystać z usług prawdziwych paserów, płacących im zazwyczaj sumy niewspółmierne do rzeczywistej wartości przedmiotu. Tak postąpił wspomniany wyżej Bartłomiej, który zeznawał, że tuż po dokonaniu kradzieży:

„(…) poszedłem do Pociejewskiego pałacu i tam chciałem sprzedać, ale mnie Żydy zaraz przytrzymały i do aresztu oddali wraz z rzeczami.„10

Trudno w powyższym przypadku mówić o profesjonalizmie, skoro Bartłomiej po ucieczce z miejsca kradzieży pozostał w mieście i natychmiast próbował spieniężyć skradzione przedmioty11.

Bardzo liczną grupą w Warszawie stanowili kieszonkowcy, często nieletni. Przykładem może tu być 13-letni Antoni Kozłowski, który w 1789 r. zeznawał, iż:

„W arescie mar. kor. trzeci raz siedzę; pierwszy raz za kradzież pieniędzy z kieszeni na hecu jakiemuś panu (…)„12

W przypadku tego młodocianego przestępcy można mówić o swoistym przyuczeniu do zawodu13. Wałęsającego się po mieście Antoniego przygarnęli bowiem dwaj chłopcy z jego grupy rówieśniczej, bardziej doświadczeni w złodziejskiej profesji. Edukację u nich przesłuchiwany opisywał następująco:

„(…) pókim się nie poznał z Chomińskim i Nowakowskim, chłopcami, którzy mnie naprzód uczyli śledzie kraść przekupkom, a potym z kieszeniów wyjmowali pieniądze i chustki i z tegom żyli.„14

Czasem kieszonkowcy byli na tyle sprytni, że ich ofiara sama nie mogła zorientować się czy padła ofiarą przestępstwa czy własnego roztargnienia. Świadectwem tego może być ogłoszenie zawarte w „Wiadomościach Warszawskich” z dnia 18 listopada 1769 r., w którym czytamy:

„W poniedziałek przeszły o godzinie 6 z wieczora Hajduk pewney Pani wziął od krawca iej bekieszę atłasową (…) Tę bekieszę w zawinieniu zielonym niosąc, czy gdzieś zgubił, czy też mu ukradziono, sam nie wie (…)„15

Kradzieży sprzyjał tłok w miejscach szczególnie uczęszczanych typu targów, szynków czy kościołów. Świadectwem tego są pochodzące z 1789 r. zeznania Marianny Gajewskiej, która tłumaczyła, że:

„Teraz drugi raz siedzę w porozumieniu wyciągnienia zygarka w Kościele Świętego Krzyża (…)„16

Za wyznacznik skali kradzieży kieszonkowców można też uznać liczne w owym czasie ogłoszenia o rzeczach zagubionych. W jednym z nich, znajdującym się w„Wiadomościach Warszawskich” z dnia 29 stycznia czytamy np., że:

„Zaginęła laska ze złotą dość dużą gałką tego miesiąca z wieczora o siódmey godzinie na Podwalu, ktoby ią znalazł albo o niey wiedział uprasza się aby (…) dał wiadomość (…)„17

Kradzież nocna była czynnikiem bardziej obciążającym niż ta dokonywana za dnia i przynajmniej w teorii surowiej ją karano18. Kradzieży takiej dokonał Józef Soliński w 1793 r., wraz ze swym wspólnikiem:

„Przyjechawszy do Szamot w nocy, Franciszek, ile tam znajomy, bo przez długie czasy rabiał, przelazł przez parkan i sworzniem wyjętym z bryki odkręciwszy kłódkę bramę otworzył, a gdy psy szczekały, on ich po nazwisku wołał i psy ucichły. Tym sposobem stodoły pootwierał i spichrz, więc my bryczkę z stodoły wytoczyli tyłem i jak wyżej wspomniałem, rzeczy pozabierawszy, konia jednego od tej bryczki, którą przyjechaliśmy, wyprzągłszy, w tamtą zaprzęgliśmy i do Warszawy udaliśmy się.„19

Z powyższych zeznań jasno wynika, iż przy zaplanowanym wcześniej rabunku bardzo istotny był swoisty rekonesans terenu. Z tego właśnie powodu ogromna liczba złodziei rekrutowała się ze służby domowej, zwłaszcza spośród mężczyzn. Szczególnie często byli to lokaje, woźnice, pachołkowie lub stangreci. Jako przykład może tu posłużyć ogłoszenie z dnia 16 stycznia 1765 r., z którego dowiadujemy się, że:

„Uciekł pewnemu panu Lokay imieniem Andrus, rodem ze Spiżu wzrostu średniego, na twarzy trędowaty, włosy czarne maiący, w barwie popielatey bez wyłogów. Ten ukradł Panu we złocie 140 Czerw. Złotych i płaszcz nowy (…)„20

Rzadziej kradły służące; można przypuszczać, że bez wsparcia z zewnątrz trudniej im było spieniężyć ukradzione rzeczy. W ogłoszeniu dotyczącym pewnej złodziejki, umieszczonym w „Kuryerze Warszawskim” czytamy np.:

„Podaie się do wiadomości, iż Dziewka, na imię Zofia poddana Jeymci Pani z Ossolińskich Brzozowskiej Łowczymi, okradłszy znacznie z różnych rzeczy, mianowicie bielizny, zabrawszy Tynfów gotowych pieniędzy trzysta pięćdziesiąt i kilka, i tabakierkę uciekła (…)„21

Powodzenie przedsięwzięcia często zależało od dobrze przygotowanej ucieczki lub umiejętnego kamuflażu. Często zmieniano też nazwiska, co ilustruje doniesienie z „Gazety Warszawskiej”, informujące, iż:

„Dnia 12 marca okradłszy w pieniądzach i w rzeczach z pałacu Hyjzenowskiego uciekł chłopiec lat 15 maiący, imieniem Kazimierz Kulikowski i zmyślił sobie list odprawny i kartę iakoby się nazywał Kazimierz Zaleski (…)„22

Zawczasu przygotowywano też sobie nową odzież, by zmylić organy ścigania. Jako przykład może zostać podany „list gończy„ z „Kuryera Warszawskiego”, w którym:

„Podaie się do wiadomości, iż dnia 7 sierpnia z Koszar Kazimierzowskich, od Pułku Jmci Pana Bronikowskiego Pułkownika J. K. Mci, Imieniem Józef Magdaliński, dezerterował (…), w iakich sukniach nie można tego wiedzieć, bo bez Munduru uszedł, kazawszy sobie kryiomo insze suknie zrobić (…) zabrał z sobą pieniędzy pułkowych około 2.000 (…)„23

Można przyjąć, że im cięższe przestępstwo, tym dalej starano się uciec: mobilność należy uznać też za ważną cechę wyróżniającą środowisko profesjonalnych złodziei24. Przykład może tu stanowić świętokradztwo. Kościoły bardzo łatwo mogły stać się obiektem kradzieży. Nie pilnowały ich żadne straże, nie było w nich krat i zamków25. Kradzieże takie ścigano jednak ze szczególną bezwzględnością i karano wyjątkowo surowo26. Mimo to zdarzały się one dosyć często27. Jako przykład przytoczymy tu służyć doniesienie z „Kuryera Warszawskiego” z dnia listopada 1664 r., w którym czytamy, że:

„Pokradziono z zakrystii Kościoła Piotrkowskiego następujące rzeczy kościelne: I Biała materya z złotemi kwiatami i iedwabnemi drobnemi, tło ledwo niecałe, II Massytowe i srebrne kapy dwie dawne (…) Jednego z tych złodzieiów iuż schwytano w Warszawie, ale drugi (…) ieszcze się nie znalazł (…)„28

Jak widać duża odległość nie wystarczała by nie ponieść kary za przestępstwo. Do schwytania kryminalisty mogło się przyczynić bowiem w równym stopniu powiadomienie o świętokradztwie organów ścigania w okolicznych miastach jak też nieudana próba spieniężenia przedmiotów pochodzących z kradzieży, jako że nie każdy paser, zwłaszcza chrześcijański, chciał brać udział w takim przestępstwie29.

Profesjonalni złodzieje oprócz paserów potrzebowali także melin, jak współcześnie zwykło się nazywać miejsca, w których udzielano im schronienia i przechowywano skradzione przez nich przedmioty30. W melinach typu karczm czy szynków31 oraz w prywatnych domach paserów można było spokojnie poczekać aż sprawa przycichnie, zwłaszcza, gdy ucieczka wskutek szybkiego rozejścia się wieści o przestępstwie była mocno utrudniona. Właściciel meliny, często obok legalnego rzemiosła zajmujący się także paserstwem32, mógł w zamian za przechowanie zakupić skradzione rzeczy po korzystnej cenie. Przykład warszawskiego meliniarza występuje np. w zeznaniach Franciszka Sieniawskiego których 1793 r., w których opisywał on, że:

„W areszcie zaś marszałkowskim pierwszy raz teraz za kradzieże różne z Józefem Solińskim i Józefem Potockim, którzy wraz ze mną u Kuczyńskiego przechowywali się, wzięty jestem.„33

W swojej pracy spotkałam się nawet z przypadkiem, gdy przesłuchiwany tłumaczył, że jego wspólnik z pieniędzy, które zdobył dzięki kradzieży:

„(…) dał Dynertowi [meliniarzowi] zł 9 za komorne, reste zaś pieniędzy przejedliśmy i przepilim po różnych szynkach.„34

Złodziejami stawali się często ludzie zagubieni w wielkim mieście, przybysze z daleka, bez żadnego konkretnego zawodu, których więzy z rodziną były zazwyczaj zerwane. Ich zejście na drogę przestępstwa poprzedzał ciąg licznych zmian pracy i bezrobocia. Taką osobą był niewątpliwie Jan Kawecki, który w 1794 r. mówił o sobie:

„Rodem jestem ze wsi Rzeszota, o pół mili od Krakowa leżącej (…) Rodzice moi już nie żyją. Brata mam jednego i siostry dwie, w rzeczonej wsi będące. Od urodzenia do lat 20 przy rodzicach bawiłem i około gospodarstwa robiłem. Po tym udałem się do Krakowa i tam przez lat 5 u Okońskiego, mieszczanina, za parobka służyłem. Stamtąd przybyłem tu, do Warszawy, i służbę u Żyda, furmana wileńskiego, do koni przyjąłem, u którego w Wilnie byłem przez lat 2 i tu w Warszawie, od niego odprawiłem się; po czym już u nikogo nie służyłem (…)„35

Zwraca uwagę arbitralność kar, gdyż za kradzież, w zależności od jej rozmiaru stosowano karę śmierci, chłostę, więzienie lub dom poprawy36. Zależało to od decyzji sędziego, który mógł, ale nie musiał brać pod uwagę czynniki takie jak wcześniejsza karalność oskarżonego lub jej brak, wartość ukradzionego przedmiotu, poczynione przy kradzieży zniszczenie mienia czy pobicie. Wiek i płeć sądzonego nie wydawały się być czynnikami łagodzącymi wymiar kary, skoro wspomnianego już wcześniej 13-letniego Antoniego Kozłowskiego karano jak człowieka dorosłego. W jego zeznaniu czytamy np.:

„Drugi raz siedziałem za kradzież pończochów par 18 jedwabnych Niemce na Nowym Mieście, za które siedziałem w więzieniu miesięcy 2, do robót byłem używany i na wychodnym zostałem ukarany rózgami plag 100, i za okopy zostałem wyprowadzony.„37

Świadectwem odrębności środowiska złodziejskiego było wytworzenie przez niego tajnego żargonu – tzn. gwary złodziejskiej. Jej nadrzędnym celem w doborze środków językowych było zakodowanie wypowiedzi w taki sposób, by pozostawała ona niedostępna dla odbiorców z zewnątrz i potencjalnych ofiar38. Informacje o takim języku odnajdujemy w „Gazecie Warszawskiej” z dnia 30 grudnia, w której donosi się, że:

„W przeszłym tygodniu nastąpiła Exekucya z Dekretu Sądów Marszałkowskich Kor: Ultimae Instantiae nieiakiego Tomasza Kowalskiego rodem z Niepołomic, który za wielokrotnie popełnione kradzieże śmiercią na Szubienicy ukarany został, inni zaś Complices w iego współeczeństwie będący, więzieniem na wiele lat y do robót publicznych są osądzeni.

Z indygacyi zaś tychże kryminalistów, Sąd uświadomiony został, iż dla utaienia swych zamysłow, uformowali ięzyk iedynie sobie zrozumiały, który dla wiadomości każdego podaie się. Pieniądze nazywali Łakomce, Czerwone Złote Opaleńce, Kieszeń Dolina, Ręka Sięgawka albo też Grabki (…) Stróż Chmura, Chleb Sumer. Gdy który z nich powiedział buchnął, znaczyło, że ukradł (…)„39

Złodzieje tak ze względu na masowy charakter tego wykroczenia, jak i towarzyszącą popełniającemu je degenerację, zagrażali bezpieczeństwu własności i obrotu gospodarczego40. Ze zjawiskiem tym próbowano walczyć za pomocą surowego ustawodawstwa, jak widać nieskutecznie, bo było to działanie ukierunkowane na usuwanie skutków, nie przyczyn.


Bibliografia:

Prasa:

  1. „Gazeta Warszawska” 1776-1782
  2. „Kuryer Warszawski” 1764
  3. „Wiadomości Warszawskie” 1765-1769

Źródła drukowane:

  1. Z rontem marszałkowskim przez Warszawę (Zeznania oskarżonych z lat 1787-1794), opracowała i wstępem poprzedziła Z. Turska, Warszawa 1961

Opracowania:

  1. Kamler M., Świat przestępczy w Polsce XVI i XVII stulecia, Warszawa 1991
  2. Kracik J., Rożek M., Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie
  3. O marginesie społecznym XVI-XVIII w., Kraków 1986
  4. Rafacz J., Więzienie marszałkowskie w latach 1768 — 1795, Lwów 1932
  5. Senkowska M., Kara więzienia w Królestwie Polskim w pierwszej połowie XIX wieku, Wrocław 1961
  6. Wieczorkiewicz B., Gwara warszawska dawniej i dziś, Warszawa 1966
  1. J. Kracik, M. Rożek, Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI-XVIII w., Kraków 1986, s. 91. []
  2. Tamże, s. 93 []
  3. M. Kamler, Świat przestępczy w Polsce XVI i XVII stulecia, Warszawa 1991, s. 68. []
  4. J. Kracik, M. Rożek, op. cit., s. 93 []
  5. Z rontem marszałkowskim przez Warszawę (Zeznania oskarżonych z lat 1787-1794). Opracowała i wstępem poprzedziła Zofia Turska, Warszawa 1961, s. 256. []
  6. J. Kracik, M. Rożek, op. cit., s. 97. []
  7. „Gazeta Warszawska” 1782, 6 VI, nr 54, Supl. []
  8. J. Kracik, M. Rożek, op. cit., s. 96. []
  9. Z rontem marszałkowskim…, s. 248. []
  10. Tamże, s. 248 []
  11. M. Kamler, op. cit., s. 67. []
  12. Z rontem marszałkowskim…, s. 157. []
  13. M. Kamler, op. cit., s. 71. []
  14. Z rontem marszałkowskim…, s. 156-157. []
  15. „Wiadomości Warszawskie” 1769, 18 XI, nr 92, Supl. []
  16. Z rontem marszałkowskim…, s. 84. []
  17. „Wiadomości Warszawskie” 1766, 29 I, nr 20, Supl. []
  18. M. Kamler, op. cit., s. 66. []
  19. Z rontem marszałkowskim…, s. 239. []
  20. „Wiadomości Warszawskie” 1765, 9 I, nr 3, Supl. []
  21. „Kuryer Warszawski” 1764, 25 VII, nr 36, Supl. []
  22. „Gazeta Warszawska” 1776, 16 III, nr 22, Supl. []
  23. „Kuryer Warszawski” 1764, 28 VIII, nr 45, Supl. []
  24. M. Kamler, op. cit., s. 135. []
  25. J. Kracik, M. Rożek, op. cit., s. 101. []
  26. Tamże, s. 103. []
  27. Tamże, s. 101. []
  28. „Kuryer Warszawski” 1764, 20 XI, nr 94, Supl. []
  29. M. Kamler, op. cit., s. 95 []
  30. Tamże, s. 72. []
  31. Tamże, s. 74. []
  32. Tamże, s. 77. []
  33. Z rontem marszałkowskim…, s. 232. []
  34. Tamże, s. 253. []
  35. Tamże, s. 138. []
  36. J. RafaczWięzienie marszałkowskie w latach 1768 — 1795, Lwów 1932, s. 32. []
  37. Z rontem marszałkowskim…, s. 157. []
  38. B. Wieczorkiewicz, Gwara warszawska dawniej i dziś, Warszawa 1966, s. 137. []
  39. „Gazeta Warszawska” 1778, 13 XII, nr 104, Supl. []
  40. M. SenkowskaKara więzienia w Królestwie Polskim w pierwszej połowie XIX wieku, Wrocław 1961, s. 10. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz