„Aż do gorzkiego końca...” - R. Hinze - recenzja


Kiedy usłyszałem, że Dom Wydawniczy REBIS wyda książkę Hinzego „Aż do gorzkiego końca„ to w sumie się ucieszyłem. Nareszcie polskie wydawnictwo zaczyna sięgać po bardziej wartościowe lektury, niż supersamowa papka typu „najlepsze czołgi drugiej wojny światowej„ czy ”mordercze dywizje SS”. No i na nadziejach się skończyło, bo to co otrzymaliśmy za 39,9 zł zakrawa na kpinę z czytelnika i jego obrazę.

Ale po kolei. Książka Hinzego składa się z czterech głównych części:

  1. 1944 – od sowieckiej ofensywy przeciw GA „Północna Ukraina” poprzez walki w Beskidach, powstanie na Słowacji, aż do walk w Karpatach w przededniu operacji wiślańsko-odrzańskiej.
  2. Ofensywa styczniowa – początek operacji wiślańsko-odrzańskiej wraz z opisem sił i zamiarów stron w rejonie GA „A”.
  3. Walki na Śląsku – bitwy na Dolnym i Górnym Śląsku oraz w Czechach
  4. Ostatnie bitwy – walki na Śląsku, w Saksonii oraz oblężenie Wrocławia

Na końcu książki znajduje się OdB jednostek niemieckich i bibliografia. W tekst wplecione są bardzo dobre mapy w imponującej ilości trzydziestu oraz dużo zdjęć, które świetnie ilustrują tekst. Niestety mapy zostały zaadaptowane z wydania angielskiego w sposób niechlujny i z dużą ilością błędów. Zmarnować taki wysiłek to wstyd!

Uważam książkę Hinzego „Aż do gorzkiego końca„ za pozycję średnią. Jest ona moim zdaniem  nieuporządkowana a miejscami chaotyczna, skacząca z poziomu taktycznego do strategicznego w najmniej spodziewanych chwilach, jedne zdarzenia traktująca niezwykle szczegółowo a inne (częstokroć dużo ważniejsze) po łebkach. Niemniej jest to dość wartościowe ujęcie okresu drugiej wojny światowej na froncie wschodnim na południu Polski oraz w Słowacji i Czechach. Coś w rodzaju książki referencyjnej, żeby móc szybko sprawdzić jakiś epizod oraz lektury dla średniozaawansowanych w temacie, żeby go sobie przybliżyć. W ”Aż do gorzkiego końca” można znaleźć wiele ciekawych szczegółów i opisów walk. Mnie na przykład zainteresowało powstanie na Słowacji i obrona Wrocławia opisane może nie nazbyt szczegółowo ale oddające dramatyzm sytuacji. Trzeba też nadmienić, że autor w co najmniej kilku miejscach się myli, pisząc np. o wielokrotnej (kilkunastokrotnej) przewadze Sowietów nad Wehrmachtem. Co oczywiście jest prawdą ale tylko w pewnych punktach na linii frontu gdzie Armia Czerwona chciała doprowadzić do przełamania frontu – na tym polega przecież sztuka wojenna!

Jest jeszcze jedna rzecz która mnie odstręcza od książek Hinzego. Nie podoba mi się jego ocena Niemców i żołnierzy niemieckich w czasie drugiej wojny światowej. Oczywiście nikt z nich nie wspierał Hitlera ani ideałów narodowosocjalistycznych byli tylko ofiarami totalitarnego reżimu, zmuszonymi do walki w obronie Vaterlandu – robili to zawsze w sposób honorowy, a wszystko zmarnował „głupi Hitler”. Mam na takie ujęcie tego tematu alergię. Trzeba przyznać, że REBIS jasno to ujął w przedmowie od wydawcy polskiego i spodobało mi się to.

Mam To the bitter end na półce i mogłem porównać obydwa wydania – polskie i angielskie. Wypadło ono, że się tak wyrażę, dość niezwykle. Tłumacz – pan Jarosław Kotarski i redaktor  - Anna Poniedziałek zmasakrowali po prostu książkę Hinzego. Żeby nie być gołosłownym:

s. 24 – I Front Ukraiński, a już na następnej stronie 1. Front Ukraiński.

s. 25 – „atak prowadziły zaskakujące masy czołgów„ (nowy typ czołgów?) – powinno być ”atak prowadziły zaskakująco duże masy czołgów”.

s. 25 – „14. Dywizja Grenadierów Pancernych Waffen SS Galizien„ – która nigdy nie była zmotoryzowana, czyli desygnat ”pancernych” jej nie przynależy, co zresztą wynika w 100% z oryginalnego tekstu. Mamy więc do czynienia z radosną twórczością tłumacza.

s. 38 – gen. Petrow – kalka z angielskiego, w polskiej historiografii jest to gen. Pietrow dowódca 4. Frontu Ukraińskiego, ani tłumaczowi ani redaktorowi nie chciało się nawet sięgnąć do Wikipedii. „

s. 39 (copyright by Piters z forum dws.org.pl1 ) – Należy zaznaczyć, że formacja generała pułkownika Heinriciego była wyjątkowa, bo podlegała Grupie Armii A, choć nazwa mogła sugerować równorzędny związek taktyczny. Później, po wycofaniu obu węgierskich 1. Armii, nazwa ta przestała obowiązywać i Heinrici wrócił do roli dowódcy wyłącznie 1. Armii Pancernej.

W wydaniu anglosaskim to:

An Armeegruppe usually consisted of a single army and miscellaneous units, whereas a Heeresgruppe consisted of several armies. Heinrici’s 1st Panzer-Armeeoberkommando had tactical control over the 1st Hungarian Army, so it was referred to as „Armeegruppe Heinrici”. It was, however, subordinated to Heeresgruppe A, and later, when 1st Hungarian Army was withdrawn, it reverted to its former designation of 1st Panzer-Armee.

Czyli swobodnie:

Grupa armijna składała się zazwyczaj z pojedynczej armii i rozmaitych jednostek, podczas gdy Grupa Armii składała się z kilku armii. 1 Armia Pancerna Heinriciego miała kontrolę taktyczną nad 1 Armią Węgierską, więc została przemianowana na „Grupę Armijną Heinrici”. Jakkolwiek podlegała ona Grupie Armii A i później, kiedy 1 Armia Węgierska została wycofana, powróciła do swego dawnego oznaczenia 1 Armii Pancernej.

s. 57 – We wschodniej Słowacji stacjonował I Korpus składający się z dwóch dywizji piechoty i kilku samodzielnych pułków – łącznie 24 tysiące ludzi uzbrojonych w 1250 karabinów maszynowych, 150 moździerzy i 70 dział dostarczonych przez Niemców. – a powinno być wg oryginału We wschodniej Słowacji znajdował się 1. Słowacki Korpus Armijny składający się z 1. i 2. DP oraz kilku samodzielnych pułków piechoty o liczebności 24 000 żołnierzy. Wyposażony był w 15.000 karabinów, 1000 lekkich i 250 ciężkich karabinów maszynowych, 150 moździerzy i 70 dział dostarczonych przez Niemców.

s. 59 – Tym niemniej minister spraw zagranicznych Rzeszy von Ribbentrop polecił ambasadorowi Ludinowi uzyskać zgodę prezydenta Tiso na ewakuowanie wojsk niemieckich do Słowacji, a chodziło po prostu o wprowadzenie (move into) wojsk niemieckich do Słowacji, to już po prostu groza.

s. 68 – cała źle przetłumaczona, z błędnymi danymi dotyczącymi liczebności uzbrojenia i organizacji wojsk słowackich

s. 78 – tłumacz sumuje sobie ciężkie karabiny maszynowe (90) i ciężkie przeciwlotnicze karabiny maszynowe (23) i pisze po prostu 113 ciężkich karabinów maszynowych – w sumie rzeczywiście, co to za różnica?

s. 86 – XXXVIII Korpus – powinno być 38. Armia; XI Korpus Armijny – powinno być 101. KP; VII Korpus Armijny Gwardii – powinno być 17. KPGw.

Mam wydanie angielskie i dalej już mi się nie chciało czytać ale musiałem, co powinno wystarczyć za recenzję. Tłumacz poczyna sobie zupełnie bezceremonialnie z tekstem i nie potrafi nawet przepisać poprawnie numerów jednostek z oryginalnego tekstu. Ponadto w wielu miejscach przeinacza i zakłamuje oryginał, np. w podrozdziale „Bitwa o Lubań” na s. 197-198 tekst skrócono tak na oko dwukrotnie, przemieszano akapity, nie ujęto wielu istotnych informacji oraz przeinaczono dane ilościowe (230 zniszczonych czołgów, a w oryginale między 100 a 104 zniszczone czołgi). Redaktor zaś w ogóle tego nie wyłapuje. Obie te osoby to pełne zaprzeczenie profesjonalizmu. Już nawet nie chce mi się wspominać o całym warsztacie historycznym dotyczącym nazewnictwa jednostek czy miejscowości, bo tu też jest tragedia. A wystarczyło wziąć do ręki chociażby książkę płk. Sawickiego o Ostheer w tym okresie (T. Sawicki, Niemieckie wojska lądowe na froncie wschodnim czerwiec 1944 - maj 1945 (struktura), Warszawa 1987).

Zaskakujące jest, że Dom Wydawniczy REBIS, które zainwestowało co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych w kupno licencji, tłumaczenie, redaktorów, korektorów, skład, w końcu druk i dystrybucję przyoszczędził 1-2 tys. zł. (albo jeszcze mniej) na kimś kto po prostu sczytałby tekst. Przecież w Poznaniu jest Katedra Historii Wojskowości na Uniwersytecie – wystarczyłoby znaleźć studenta z dobrą znajomością angielskiego. REBIS chyba chce iść drogą wydawnictwa z ul. Grzybowskiej w Warszawie. Wielka szkoda! Mam tylko nadzieję, że w REBISIE nie śmieją się w kułak, będąc przeświadczeni o tym że ciemny lud i tak to kupi, bo na okładce jest niepolski autor i zdjęcie niemieckich żołnierzy.

Podsumowując. Gdyby nie tragiczne tłumaczenie to polecałbym tę książkę do zakupu, bo oryginał jest w sumie tego wart. A tak uważam, że jest to całkowita strata pieniędzy – szczególnie, że używaną kopię w języku angielskim czy niemieckim można kupić za prawie te same pieniądze w Internecie.

Plus minus:
Na plus:

+ temat i autor
+ mapy (mimo błędów)
+ zdjęcia (oddające klimat)
+ aktywność na forach internetowych, gdzie uczestnicy prześcigają się w wyszukiwaniu błędów tłumacza
Na minus:
- tłumaczenie
- praca redakcyjno-korektorska
- nazewnictwo jednostek wojskowych

Tytuł: Aż do gorzkiego końca. Walki Grup Armii Północna Ukraina, A, Środek na froncie wschodnim 1944-45
Autor: Rolf  Hinze
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
Data wydania: 2010
ISBN/EAN: 978-83-7510-266-6
Oprawa: twarda w obwolucie
Liczba stron: 304
Cena: ok. 35 zł
Ocena recenzenta: 2.5/10

  1. Całą dyskusję dotyczącą tej książki znajdziecie tutaj []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz