Bitwa pod Stoczkiem


14 lutego - kwiaty, serduszka i cukierkowa atmosfera walentynek. Jednakże ta data jest w polskiej historii datą szczególną również z zupełnie innego powodu. W dacie tej pobrzmiewa bowiem echo huku dział, palby karabinowej, szczęku broni i szarży kawaleryjskiej. Data 14 lutego jest bowiem datą pierwszej i w dodatku zwycięskiej bitwy polskiego wojska w powstaniu listopadowym. Dzisiejszy dzień jest zaś szczególny tym bardziej, iż przypada weń 180. rocznica tego wydarzenia.

Bitwa pod Stoczkiem

Bitwa pod Stoczkiem, mal. Jan Rosen

Wkroczenie wojsk rosyjskich

5 lutego 1831 roku rosyjska armia feldmarszałka Iwana Dybicza, dysponująca ok. 115 tysiącami żołnierzy oraz 336 działami wkroczyła w granicę Królestwa Polskiego mając na celu marsz ku Warszawie.

Opromieniony chwałą pogromcy Turków, feldmarszałek Iwan Dybicz Zabałkański był niezwykle pewny siebie. Jego zadaniem było natychmiastowe rozbicie polskich powstańców, zajęcie szturmem Warszawy, rozpędzenie sejmu i całkowite zdławienie „buntu„. Był niezwykle pewny siebie. Wojnę z Polakami traktował jak ”spacerek”, lekceważył dwukrotnie od siebie słabszego przeciwnika. Świadczyć o tym może również fakt, iż zaopatrzył się w prowiant jedynie na 20 dni. Reszta wyżywienia pokrywana być miała z rekwizycji w kraju.

Plan błyskawicznego uderzenia na Warszawę miał być tym łatwiejszy do wykonania, iż jeszcze w końcu stycznia temperatura w Królestwie sięgała -22 st. Celsjusza i gęsty lód skuwał przeszkody wodne. Na nieszczęście dla operujących wojsk, na początku lutego niespodziewanie przyszła odwilż, która podniosła temperaturę do +4 st. C. i utrudniała marsz wojsk.

Początkowe plany rosyjskie rozbicia Polaków na lewym brzegu Bugu lub prawym brzegu Narwi musiały ulec zmianie. Feldmarszałek przerzuciła swe wojska na lewy brzeg Bugu kierując się na Warszawę. Na lewym skrzydle, w obszarze najbliższej styczności z Polakami operowała teraz kawaleria Geismara i Kreutza. Gównym celem operacyjnym Geismara była osłona głównych sił Dybicza od flankowego uderzenia polaków, a także niepokojenie polskich oddziałów wojną podjazdową, niszczeniem zaplecza i grabieniem magazynów.

Kreutz 9 lutego zajął Lublin i ruszył na Markuszew, zaś Geismar 9 lutego był w Łukowie, zaś 11 lutego zajął Różę, wieś nieopodal Stoczka.

Siły polskie

W tym czasie prawe skrzydło polskie, które tworzyć miały oddziały dowódcy twierdzy Zamość gen. Sierawskiego i oddział gen. Dwernickiego. 7 lutego Dwernicki otrzymał rozkaz (rozkaz nr 2399) koncentracji w Mniszewie, a następnie przejścia na prawy brzeg Wisły w celu powstrzymania posunięć dywizji Geismara. 10 lutego korpus przeprawił się przez Wisłę. Dwernicki uzupełniony po drodze posiłkami prowadził 16 szwadronów jazdy (trzecie dywizjony), po ok. 150 szabel każdy, 4 baony piechoty (czwarte baony pułków 1.,2.,5. i 6.) po ok. 800 bagnetów, 2 niekompletne pułki jazdy krakowskiej oraz oddział strzelców podhalańskich  ppłk. Michała Kuszla, wspierane 6 działami baterii por. Puzyny. Łącznie 5-6 tys. ludzi i 6 dział.

11 lutego korpus podszedł pod Łaskarzew, Rowy i Garwolin, 12 lutego dotarł do linii Miastków – Żelechów – Kłembów, gdzie do dowodzącego doszła wieść o lokalizacji oddziałów Geismara.

Dwernicki zamierzał niespodziewanie zaatakować oddział nieprzyjaciela i w tym celu skoncentrował oddział w Żelechowie i nakazał marsz na Seroczyn. Niestety, wysłany patrol krakusów napotkał na Kozaków, z którymi wdał się w potyczkę pod Toczyskami. Jeden z pojmanych do niewoli Polaków wyjawił położenie wojsk polskich, z którego Geismar odczytał polskie zamiary i połączywszy obie kolumny swych wojsk wieczorem stanął w Seroczynie. Dwernicki o godzinie 2 w nocy 13/14 lutego nakazał marsz na Seroczyn przez Stoczek. Pojmany patrol rosyjski dał Polakom informacje o sile nieprzyjaciela. Niestety, dowódca patrolu zdołał zbiec i zaalarmować swoich.

Przed bitwą

Rankiem 14 lutego polski oddział wkroczył do opuszczonego przez Rosjan Stoczka. Dwernicki  wysunął swe odziały na północny kraniec miasta, gdzie zajęły one pozycję na wzniesieniu u zbiegu dróg z Seroczyna i Toczysk. Osiem szwadronów (1. i 2. dyon oraz 4. pułk ułanów) blokowało drogę od Toczysk, pięć szwadronów (1. i 3. dyon oraz szwadron 2. pułku ułanów) w kierunku Seroczyna, trzy szwadrony pozostały w odwodzie. W centrum ugrupowania znajdowała się bateria Puzyny mogąca ostrzeliwać oba kierunki, którą w osłaniać miał baon 1. pułku piechoty oraz dyon 3. pułku strzelców konnych. Baony 5. i 6. pułku stanęły na lewo od wzgórza. Piechota stanęła w szyku czworobocznym.

Gen. Geismar zlekceważył nieprzyjaciela. Oddział Dwernickiego traktował jako niewyszkoloną zbieraninę, którą należy jak najszybciej rozbić, aby nie dopuścić do jej ucieczki. Dlatego też nie rozpoznał pola bitwy i pchnął w ciemno swe oddziały. Dodatkowo, posiadając dwie brygady jazdy oraz Kozaków wziął ruszył na czele tylko jednej z nich, drugą pozostawiając w Seroczynie. Chodziło o możliwie najszybsze natarcie i zaskoczenie Polaków. Od strony Seroczyna wysłał gen. Paszkowa na czele sześciu szwadronów (ok. 950 szabel) wspartych 4 armatami, zaś sam na czele drugiego pułku wraz z 6 działami planował przejście od strony Toczysk, obejście Polaków na prawym skrzydle i atak na tyły. Wzięty w dwa ognie i zaskoczony korpus Dwernickiego miał ulec ogniu ciężkich rosyjskich dział i zostać rozsiekany przez moskiewską kawalerię.

Tłumacząc się później dowódcom Geismar nie wspomniał ani słowem o tym, iż zaniedbał nie tylko rozpoznanie bojowe, ale w swej pogardzie dla wojsk Dwernickiego nie ubezpieczył swych oddziałów, a także nie zapewnił im żadnej łączności, toteż w decydującym momencie bitwy nie mógł wesprzeć drugiej swej kolumny.

Początek bitwy

Walka rozpoczęła się o godzinie 9 rano. Pierwsza na placu boju pojawiła się kolumna Paszkowa, który przedzierając się przez ciasne, leśne drogi musiał poruszać się trójkami. Ustawił się on również na niewielkim wzniesieniu, co utrudniało polskie szarże. Rozwijając szyk pod ogniem polskiej artylerii Paszkow pośpiesznie zajął pozycje i odpowiedział ogniem działowym. Jakkolwiek jego oddział nie przeważał nad Polakami ilością armat, to jednak polskie trzyfuntówki siały znacznie mniejsze zniszczenie niż rosyjskie sześcio i dziesięciofuntówki. Boleśnie odczuła to na sobie polska piechota zgrupowana w centrum, w szczególności baon 1. pułku piechoty pod płk Rychłowskim, który ściągnął na siebie najsilniejszy ogień z racji, iż przeznaczony był do osłony polskich dział i ustawiony został przy nich w czworoboku.

Huraganowy ogień zachwiał szykiem batalionu, który opanowany został tylko dzięki przytomności umysłu dowódcy. Rozkazał on bowiem równać szyk, a także podniósł morale podkomendnych. Jak wspominał J. Bartkowski:

„Dla dania żołnierzom ducha pułkownik Rychłowski zaintonował w tej samej chwili donośnym głosem: ‚Jeszcze Polska nie zginęła.’ Zachęceni tym przykładem żołnierze zaczęli śpiewać, zrazu głosem niepewnym i drżącym, ale w mgnieniu oka ochłonęli ze strachu.”

Szarża na Paszkowa

Polacy odpowiadający ogniem ze swoich małych trzyfuntówek oraz karabinów nie byli w stanie zrównoważyć ognia rosyjskiego. Dwernicki, nie chcąc bezsensownie wykrwawiać oddziału, zdecydował się w tym momencie zaryzykować. Podjechawszy do mjr. Russjana wydał komendę „Naprzód, stępa marsz!” i rozkazał atakować pod górę na dyony rosyjskich strzelców konnych.

Polacy w sile dwóch szwadronów 1. i 3. oraz jednego szwadronu 2. pułku ułanów (około 850 szabel) ruszyli w kierunku nieprzyjaciela. Podczas zbliżania się do wrażych szeregów, oddział skorygował swój bieg uderzając jednocześnie na front i skrzydło Rosjan.

Żołnierze kolumny Paszkowa dysponowali cięższymi niż Polacy końmi. Byli również w tej dobrej sytuacji, iż Polacy podchodzili pod górę. W tym jednak momencie dowodzący rosyjskim dyonem strzelców konnych popełnił niezwykle kosztowny błąd, który przechylił szalę na korzyść Polaków. Przesądził on nie tylko o losach jego oddziału, ale także całej kolumny Paszkowa, a co za tym idzie, losach bitwy. Nie zdecydował się on bowiem na silne kontruderzenie szarżą, lecz oddał salwę z broni ręcznej. Ogień rosyjskich karabinów, również z racji zbyt dużej odległości, nie poczynił szkód w polskich oddziałach. Ułani niepowstrzymani przez karabinki, wyjechawszy na odległość 200 kroków ruszyli galopem. W tym momencie nic nie było już w stanie ich zatrzymać. W okamgnieniu dopadli całym impetem szeregów nieprzyjacielskich. Mjr Russjan, nie bacząc na ranę, osobiście na czele swego oddziału złożonego z dyonu 1. pułku starł się z Dywizjonem Perejasławskim, zaś szwadron 2. pułku pod kpt. Lewińskim ruszył na armaty. Polacy przełamali szyki rosyjskie. Nie pomogła nawet próba uderzenia na polską flankę przez rosyjski 2. dywizjon, bowiem idący w drugim szeregu weterani „bez komendy niczyjej zwrócili się trzema na lewo w tył i nadstawili im ostrza lanc”. W tym momencie do walki włączył się oddział ułanów pod mjr. Wierzchleyskim. Potężne natarcie Polaków załamało rosyjskie szeregi. Tyły poddał Dyon Perejasławki. W tym zamieszaniu powstało spore zagrożenie dla polskich oddziałów, tym bardziej, iż 2. dyon bronił się jeszcze, zaś od strony Seroczyna nadciągnął wraży 3. dyon. Szczęściem 2. dyon równie szybko obrócił się w bezładną masę, co widząc nadciągający żołnierze, salwowali się ucieczką.

Polacy zdobyli stanowisko ogniowe kolumny Paszkowa, którego artylerzyści zdołali ocalić jedynie jedno działo. W pogoń za uchodzącymi ruszyli krakusi ścigając ich na znacznej odległości. Duża część spośród uciekających próbując przeprawić się przez staw u brzegu rzeki Świder znalazło w jego wodach kres swojej wojaczki.

Szarża na Geismara

Maszerująca wąskim traktem od strony Toczysk kolumna Geismara nie była w stanie wesprzeć oddziału Paszkowa, tym bardziej, że mokradła oddzielające oba oddziały sprawiły, iż dowódca carski mógł się jedynie przyglądać zagładzie drugiej części swej brygady.  Próbując rozwinąć się w szyk bojowy ustawił złożony z wirtemberskiego pułku strzelców konnych 3. dywizjon wyposażony w baterię artylerii konnej i przystąpił do niezwłocznego ostrzału polskich pozycji. Jednocześnie Dwernicki, widząc wyłaniającego się Geismara, zebrał swych ułanów i rzucił ich do szarży, która jednak załamała się w ogniu rosyjskich dział. W tym momencie, w przebłysku męstwa i geniuszu, gen. Dwernicki porwał ze sobą odwód złożony z krakusów i dwóch szwadronów strzelców konnych i osobiście, na ich czele, dopadł do swoich oddziałów. Rozkazując zmienić kierunek natarcia i nacierać jednocześnie na front i flankę rzucił się do szaleńczego ataku. Potężne uderzenie polskiej kawalerii zachwiało szeregami Pułku Wirtemberskiego. Por. Dunin osobiście zarąbał rosyjskiego dowódcę dyonu. Carscy kawalerzyści rzucili się do panicznej ucieczki wpadając wprost na nadchodzące i rozwijające się szeregi 2. dywizjonu i resztę sił rosyjskich.

Geismar próbował jeszcze stawić opór, lecz jego oddziały, zdemoralizowane ucieczką kolegów, z pomieszanymi na jej skutek szykami, a nade wszystko atakowane od frontu i z obu skrzydeł, nie były w stanie dotrzymać pola polskim wiarusom. Cała kolumna rzuciła się do bezładnej ucieczki. Jak pisze Kopczyński: „Kto nie zdążył zawrócić konia, padł zarąbany w walce, jaka wywiązała się na leśnym dukcie.„ Warto również odnotować, iż Geismar swe życie zawdzięczał wyłącznie ”rączości swego rumaka”.

Bilans walk

Rosjanie stracili w boju od 200 do 400 ludzi (dane są niejasne, Puzyrewski pisze o 280 poległych) w tym 23 oficerów, ok. 200-230 jeńców w tym 5 oficerów, 220-240 koni oraz 8 (wedle raportu Dwernickiego 11) dział. 3 spośród nich były uszkodzone przez ogień polskiej artylerii, 5 nadawało się do natychmiastowego użytku. Ponadto w ręce polskie wpadły pełne jaszcze amunicji oraz część rosyjskich taborów. Po stronie polskiej straty były niewielkie, 46 zginęło, 60 (w tym 5 oficerów) odniosło rany. Polska piechota nie wzięła udziału w walce (choć poniosła straty w ogniu działowym).

Po bitwie

Gen. Dwernicki krótko tylko prowadził pościg za uchodzącymi wojskami Geismara. Nie dotarł nawet do Seroczyna. Nie wiązało się to jednak z opieszałością, lecz było zwyczajnie niemożliwe. Konie były wycieńczone, pogubiły również podkowy lub poraniły kopyta w szarżach po częściowo jeszcze zmarzniętym gruncie. Poza tym, marsz na Seroczyn był o tyle niebezpieczny, że tym razem to korpus Dwernickiego znalazłby się w podobnej sytuacji co Geismar, bowiem to teraz Polacy zmuszeni byliby do marszu wąskim traktem na wypoczętego, dogodnie ulokowanego przeciwnika. Dwernicki rozłożył się zatem obozem pod Parysowem, skąd wysłał krótki raport do Rządu Narodowego oraz swego dowódcy gen. Klickiego, w którym chwalił wyszkolenie i męstwo polskiego żołnierza w starciu z nieprzyjacielem oraz oszacował straty, które po stronie rosyjskiej były nieporównywalnie większe.

Cztery dni po bitwie Dwernicki został awansowany na generała dywizji, co gen. Morawski skomentował następująco:

„Starsi jesteśmy jako jenerałowie od jenerała Dwernickiego, ale on nas pod Stoczkiem wszystkich prześcignął.”

W dniach 16 i 17 lutego d-ca polskiego korpusu otrzymywał sprzeczne rozkazy w związku ze zmieniającą się sytuacją, lecz ostatecznie cofnął się za Wisłę i połączywszy się z dywizją gen. Sierawskiego ruszył na Kreutza.

Znaczenie boju pod Stoczkiem

Bitwa pod Stoczkiem, wymieniania wśród najważniejszych wydarzeń na Lubelszczyźnie, a jako pierwsza i w dodatku zwycięska bitwa stoczona przez regularne oddziały polskie z liniowymi wojskami nieprzyjaciela, nie miała większego znaczenia tak z punktu widzenia strategicznego, jak też i taktycznego. Przyczyniła się jednak znacznie do poprawy nastrojów ludności w Królestwie oraz zdecydowanie podniosło morale żołnierzy. Zwycięstwo pod Stoczkiem Łukowskim nie zakończyło się całkowitym rozbiciem dywizji Geismara, a jedynie jej nadszarpnięciem.

Korpus Geismara jednakże zmuszony został do wycofania się i połączenia z głównymi siłami Dybicza, przez co przestał zagrażać polskiemu prawemu skrzydłu. Z rozkazu Dybicza wszczęto śledztwo (z resztą nigdy nie zakończone) dotyczące przyczyn i winnych porażki. Sam Geismar przed Dybiczem oskarżał żołnierzy, zaś przed Anreppem oficerów. Nigdy zaś nie przyznał się do własnych zaniedbań.

Trafnie ocenił bitwę St. Barzykowski, członek Rządu Narodowego:

„Od wkroczenia nieprzyjaciela nie było żadnej pomyślnej wiadomości, owszem same smutne w obiegu krążyły pogłoski. Cofaliśmy się ciągle, nieprzyjaciel zajmował pozycje po pozycji bez obrony i boju (...) a stronnicy i szpiedzy Moskwy szeroko po stolicy wieści te roznosili. (...) Dopiero zwycięstwo pod Stoczkiem podniosło ducha, rozweseliło umysły, kraj, stolica i wojsko uradowały się, wszystko nabrało otuchy i swobody (...).”


Bibliografia:

  1. Kopczyński M., Bitwa pod Stoczkiem, Warszawa 2006
  2. Małyszek D., Bitwa pod Stoczkiem - 14 II 1831, Lublin 2007
  3. Zajewski W. (red.), Powstanie listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne, militaria, Europa wobec powstania, Warszawa 1980
  4. Kieniewicz S., Historia Polski 1795-1918, Warszawa 1968
  5. Majchrowski S., Niezwykłe postacie z czasów powstania listopadowego, Warszawa 1989
  6. Tokarz W., Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831. Atlas, Warszawa 1930
  7. Lewandowska D., Komentarz do Dodatku nadzwyczajnego do nr 46 „Dziennika Powszechnego Krajowego”, AGAD

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz