„Wojny w imieniu Jezusa” - P. Jenkins - recenzja


Gdy sięgam pamięcią wstecz do czasów kiedy w naszym kraju nauka religii (wszelkiej) ze względów oczywistych była prowadzona poza murami szkół, często w na poły konspiracyjnych warunkach, przypominają mi się refleksy, obrazy i słowa, których wartość od owego czasu uległa – w moim odczuciu - znaczącej dewaluacji.

Rzecz jasna każda epoka i każde audytorium wymaga odpowiedniej narracji, przez co niesprawiedliwym byłoby zgłaszanie pretensji o metody nauczania i treści przekazywane młodym adeptom wiedzy o dziejach i wartościach wiary przodków. Nie mniej codzienny ogląd dozwala na stwierdzenie, iż wielu z nas poprzestało na „wczesno-młodzieńczym” etapie edukacji religijnej.

O ile w świadomości społecznej idea chrześcijańskiego przesłania jest jako tako ugruntowana, o tyle wiedza dotycząca uwarunkowań oraz zdarzeń prowadzących ku okrzepnięciu oficjalnej doktryny Kościoła, jest - delikatnie mówiąc – niewielka. Jak głosi porzekadło: „Dla chcącego, nic trudnego”; i w tym przypadku każdy zainteresowany może zwiększyć swój zasób informacji. Tym bardziej, że ilość pozycji poświęconych dziejom religii, w tym chrześcijaństwu, jest zaiste przeogromna. Cóż jednak począć kiedy na naszej planecie brak mocarza, który miałby tyle sił i czasu aby w poszukiwaniu wartościowych książek wertował wszystko co napisano o tych zagadnieniach? Opuścić bezradnie ramiona i godzić się tradycyjnie na mozolne poszukiwania? Sądzę, że nie jest to jedyna droga.

Wiem, że w światku recenzentów dobry obyczaj nakazuje, by zachęta lub przestroga przed lekturą określonej pracy była zamieszczana przy końcu. Wyłamanie się z tegoż szablonu może być karkołomne. Furda! Jeśli uda się mi zachęcić choćby jedną lub jednego z Was do zakupu albo wypożyczenia omawianej publikacji to uznam, iż będzie mi wybaczone. Pozwólcie zatem zwrócić Waszą uwagę na wolumen autorstwa Philipa Jenkinsa1, zatytułowany Wojny w imieniu Jezusa.

Jeśli pewnego dnia ktoś ogłosiłby konkurs na najbardziej powabną i zachęcającą szatę graficzną, omawiana praca najpewniej znalazłaby się w rankingu na miejscu równie chwalebnym, co nasza reprezentacja w piłce nożnej. Tak, to prawda, bowiem na pierwszy rzut oka okładka przypomina oprawę fundowaną drugorzędnym kryminałom lub wydawnictwom z rodzaju: „Obcy są wśród nas„, „Yeti kontratakuje„ czy „Jak przygotować się na nadejście końca świata?”. Może właśnie o to chodziło? Może spece od marketingu wiedzą co czynią? Może „coś” w tym jest? Trudno orzec. W każdym razie ja tego pomysłu nie kupuję. Gwoli sprawiedliwości trzeba wspomnieć, że nie najlepszą ocenę ”powierzchowności” i ”oprzyrządowania” wydawnictwa łagodzą: wyraźny druk oraz załącznik, zawierający krótkie notki poświęcone głównym postaciom występującym w opowieści. To tyle o urodzie. Spójrzmy teraz do wnętrza.

Swego czasu przebywałem w kraju naszych bratanków od bitki i szklanki. Jak przystało na dumnych potomków Arpada, dla których gościnność jest prawie najważniejszą z cnót, zostałem poczęstowany … No właśnie. Tak naprawdę do dziś nie wiem czym. Najważniejsze jest to, iż po pobieżnym oglądzie potrawy moje oczy wręcz krzyczały: Nie próbuj!, Nie jedz! Uciekaj! Przemogłem się jednak i w imię podtrzymania dobrych, starodawnych polsko-węgierskich relacji ostrożnie skosztowałem. Zaświadczam: od tamtego zdarzenia nie jadłem nic bardziej pysznego. Przy okazji uświadomiłem sobie ile prawdy jest w powiedzeniu, że pozory mylą. Piszę o tym, bo przypadek Wojen… jest kolejnym tego potwierdzeniem.

„W dniu, w którym Marcjan zasiadł na tronie, od godziny pierwszej mrok ogarnął całą ziemię aż do wieczora. [Mieszkańcy Konstantynopola] szlochali, wznosili lament, zawodzili i krzyczeli donośnie, wyobrażając sobie, że oto nadchodzi koniec świata”2.

Piszący te słowa biskup Jan z Nikiu3, jako przedstawiciel monofizytyzmu, był zapewne przekonany, iż objęcie władzy przez wyznawcę dogmatu o istnieniu i zachowaniu dwóch natur w Chrystusie wyraźnie nie podobało się niebiosom. Artykułował to za pomocą pism i kazań mając nadzieję, że taka forma perswazji odniesie najlepszy skutek. Jego poprzednicy oraz wielu mu współczesnych dostojników kościelnych nie było zwolennikami równie wysublimowanych metod. Dioskur, Euzebiusz, Eutyches, Jakub Baradeusz, Cyryl z Aleksandrii, Barsauma, Memnon z Efezu, Tymoteusz II Ailuros i wielu im podobnych w sporach z adwersarzami z lubością stosowało przemoc, przekupstwo, szantaż, pomówienia4. Obficie podlewano krwią spór o to czy Marię z Nazaretu należy tytułować Theotokos czy też tylko Christotokos5. Kilogramami srebra próbowano przechylać szalę zwycięstwa na korzyść opinii już to o podobieństwie, już to o współistotności Chrystusa i Boga Ojca. Okaleczano okrutnie maluczkich jak i najwyższych dostojników w trakcie swarów o uznanie jednej woli Zbawiciela. Itp., itd. W owych czasach nikt nie miał prawa pozostawać obojętny. Wszyscy mieli obowiązek opowiedzieć się za jedną z opcji. Każdy był w niebezpieczeństwie.

Podczas lektury Wojen… odnosi się wrażenie, że ówczesny świat rzymski, a szczególnie jego wschodnia część, żył tylko i wyłącznie sporami religijnymi. To byłby wszakże fałszywy wniosek. Należy pamiętać, iż nad roznamiętnionymi ludźmi Kościoła oraz fanatycznymi tłumami starała się zapanować władza polityczna. I chociaż niejeden cesarz szczerze opowiadał się po którejś ze stron konfliktu to zwykle Rzym, a po 476 r. już tylko Konstantynopol starał się przede wszystkim utrzymać nawę państwa na powierzchni wzburzonego morza. W obliczu najazdów: Germanów, Hunów, Berberów, Persów, Sarmatów, Awarów, Słowian, Bułgarów i Arabów każdorazowy polityczny kierownik imperium miał obowiązek trzymać w ryzach zwaśnione stronnictwa.

Jak trudnym było to zadaniem doskonale ilustruje część trzecia omawianej pracy6. Moim zdaniem jest to najciekawszy i dla miłośników historii najbardziej wartościowy fragment książki. Autor po przeprowadzeniu nas przez gęstwinę herezji, wyjaśnieniu w sposób przystępny różnic pomiędzy m.in.: semiarianizmem, monoteletyzmem, kollyridianizmem, a wyznaniem ortodoksyjnym, przekonująco udowadnia, że pod płaszczykiem licznych wariantów chrześcijaństwa kryły się de facto ruchy społeczne. Więcej nawet! Każda z herezji stanowiła emanację ambicji mieszkańców poszczególnych prowincji Cesarstwa. Miast partii politycznych istniały stronnictwa, które na swych sztandarach wypisywały określoną frazę teologiczną. Mieszkańcy Egiptu, Syrii, Kappadocji, Afryki Północnej, Palestyny gotowi byli prędzej polec niźli podporządkować się wykładni przekazywanej przez władcę znad Bosforu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W ciągu drugiej połowy VI stulecia dokonał się proces prowadzący do tego, iż na znacznych obszarach państwa władza cesarzy stała iluzoryczną. Najazd wyznawców Mahometa ludność nad Nilem i Orontesem odebrała jako wyzwolenie spod despocji bizantyjskiej. Sądzili, że oto nadszedł okres świetności i nikt nie będzie im rozkazywał w co i jak mają wierzyć. Z dzisiejszej perspektywy ich nadzieje wydają się naiwne7. Ale to już inna historia …

Wojny w imieniu Jezusa są książką pasjonującą. Zawiera olbrzymi ładunek ciekawych informacji oraz sporą dozę błyskotliwych interpretacji faktów. Żal tylko, że żaden z bohaterów pracy Philipa Jenkinsa nie miał okazji zapoznać się z mądrymi słowami E. M. Remarque brzmiącymi: „I tylko w jednym różnicie się od Boga. Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej”8. Ja jestem w lepszej sytuacji.

Plus minus:
Na plus:

+ umiejętne wyjaśnianie skomplikowanych zagadnień teologicznych,
+ żywy, barwny język,
+ olbrzymia ilość mało znanych faktów,
+ wykorzystanie szerokiej bazy źródłowej,
+ bardzo przyzwoity przekład (brawo!),
Na minus:

- okładka!

Tytuł: Wojny w imieniu Jezusa
Autor:
 Philip Jenkins
Wydanie: 
2011
Wydawca:
 Bellona
ISBN/EAN:
 978-83-11-11965-9
Stron: 
328
Cena: 
ok. 40 zł
Ocena recenzenta: 
9/10

  1. Urodzony w Wielkiej Brytanii w 1952 r. Autor licznych publikacji z zakresu dziejów religii. Wykłada na kilku uniwersytetach Europy i USA. []
  2. Jan z Nikiu, Kronika świata, w: P. Jenkins, Wojny w imieniu Jezusa, Wa-wa 2011, s. 233. []
  3. Jan biskup Nikiu w Egipcie. Żył na przełomie VII i VIII w. []
  4. Nie cofano się przed stosowaniem siły nawet podczas soborów. Podczas kilku z nich wykorzystywanie argumentu siły sięgało zenitu. Np. z tej przyczyny II Sobór Efeski II z roku 449 został określony jako „zbójecki”. []
  5.  Istota sporu polegała na tym, że część środowisk uznawała Marię jako Matkę Boga (Bogarodzicę) czyli „Theotokos„, inna zaś li tylko za Matkę Chrystusa czyli ”Christotokos”. []
  6. P. Jenkins, op. cit, s. 261-315. []
  7. W początkowym okresie władze arabskie z reguły prowadziły dość liberalną politykę wobec wyznawców Chrystusa na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Pozwalały nawet na wspomaganie wiernych przez czynniki zewnętrzne (vide: datki przesyłane przez Karola Wielkiego dla chrześcijan w Afryce). Sytuacja poczęła ulegać zmianie od IX stulecia, a pogorszyła się bardzo w okresie Wypraw Krzyżowych. []

  8. Autor tych słów osobiście doświadczył skutków zacietrzewienia i ślepej nienawiści podczas uczestnictwa w walkach na frontach I WŚ. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz