Historyk-turysta, czyli o potrzebie nowych badań


Idąc w góry możemy stale podążać jedną i tą samą trasą. Po jakimś czasie poznamy ją na tyle dobrze, że będziemy w stanie przejść ją niemalże z zamkniętymi oczami. Jednakże gdzieś tam będą inne ścieżki. Nieznane, zapomniane, nieuczęszczane. Ignorując je pozbawiamy się być może wielu wspaniałych doświadczeń...

Kto wie, może gdzieś tam jest ścieżka prowadząca na historyczny Olimp, na spotkanie z samą Klio...

Historyk – tutaj rozumiany zarówno jako ten z wykształcenia, jak i z zamiłowania – jest właśnie trochę takim turystą, który wybiera się w góry. Może cały czas zaglądać do tych samych dolinek, wchodzić na te same szczyty, myć ręce w tym samym potoku. Później o swoich wyprawach napisze książkę. Może nawet kilka. Będzie uznanym specjalistą. Zachęceni jego przykładem podążą kolejni. Tylko że oni staną już przed dylematem. Tak jak poprzednik na rozstaju dróg skręcić w prawo, a może pójść w lewo... Tam gdzie jeszcze nikt nie zaglądał. Oczywiście ta druga możliwość ciągnie za sobą spore ryzyko. Nie wiemy, czy nie mieszka tam potwór znany pod imieniem Brak Materiałów. A może spotkamy starą wiedźmę, która w ludowych bajaniach żyje jako Żarłoczna Opinia Publiczna. Do tego cała masa kamieni, o które łatwo się potknąć. Zdecydowanie łatwiejsza i bezpieczniejsza jest więc ta pierwsza droga. Tam wszystkie straszydła zostały już dawno wygonione, kamienie uprzątnięte na boki. Można więc pisać bez obaw. Szybko, łatwo i przyjemnie. Problem w tym, że idąc na prawo w zasadzie nie powiększamy naszego stanu wiedzy. Owszem, możemy opisać z większą szczegółowością wybrany zakręt, ale czy to na pewno odpowiada naszym potrzebom? Co innego, kiedy skręcimy w lewo. Mimo ryzyka, jakie podejmujemy, stajemy przed szansą pokazania światu tego, czego jeszcze nie poznał. Jest też trzeci rodzaj tras. Te, którymi ktoś już kiedyś szedł, ale z różnych powodów nie opisał ich w całości. Być może ominął jaskinię, w której żyła Banda Cenzora. A może miał problem z przejściem nad Przepaścią Sponsorów. Tak czy inaczej jego następcy mają o czym pisać...

Do wyboru – do koloru

Jednym z takich obszarów, które zostały częściowo zaledwie przebadane przez historyków, jest konspiracja warszawska lat 1939-1944 i Powstanie Warszawskie. A mimo to już nie raz natykałem się na głosy zdziwienia – jak można zajmować się tym jeszcze na poważnie. W powszechnym przekonaniu są to tematy tak wyeksploatowane, że aż szkoda zawracać sobie nimi głowę. Być może po części jest to wina – choć niezamierzona – Muzeum Powstania Warszawskiego, które już od niespełna dziesięciu lat przypomina nam o tamtych wydarzeniach. Gorzej bądź lepiej, ale jednak.

Od końca lat 90. naprawdę wartościowych prac poświęconych tym zagadnieniom było kilka – no, może kilkanaście. Nie liczę edycji dokumentów i wspomnień (np. seria dokumentów Kedywu Okręgu Warszawskiego, czy też wspomnienia Zbigniewa Blichewicza „Szczerby”) i wznowień prac wcześniejszych (np. Okupowanej Warszawy dzień powszedni autorstwa prof. Tomasza Szaroty). Wśród tych ważnych dzieł wspomnieć można kilka prac prof. Marka Ney-Krwawicza, publikacje dra Grzegorza Jasińskiego... Być może udałoby się znaleźć jeszcze kilka książek, ale to wszystko. Oczywiście wydano w tym czasie wiele innych publikacji o charakterze kompilacyjnym, popularnonaukowym. Problem w tym, że one wszystkie są wynikiem podążania tą pierwszą ścieżką. Z jednej strony cieszy już samo to, że są ludzie, którzy są jeszcze zainteresowani pisaniem o tym. Z drugiej jednak można żałować, że tak niewielu próbuje tych nowych dróg.

A przecież jest o czym pisać. Wystarczy zobaczyć jak wielu żołnierzy konspiracji nie ma swoich biografii. I nie chodzi wcale o tych szeregowych jej członków, o których czasem faktycznie trudno napisać cokolwiek więcej ponad krótki biogram. To samo w kwestii oddziałów bojowych. Podziemna/powstańcza Warszawa to nie była tylko „Zośka„ i „Parasol„. Gdzie monografie Woli (jeden z najistotniejszych elementów tej czysto wojskowej historii Powstania Warszawskiego) i Okręgu Warszawa AK? Czemu cały czas wiekowe już prace płka Adama Borkiewicza i prof. Tomasza Strzembosza – choć są dziełami na naprawdę wysokim poziomie – muszą być podstawą dla kolejnych pokoleń? Cały czas ogromny potencjał znajduje się na polu badań nad konspiracją cywilną. Tą która walczyła – jak pisał Jacques Semelin – „bez broni przeciw Hitlerowi”. Wysiłek ludzi takich jak prof. Julian Krzyżanowski, prof. Stanisław Lorentz, prof. Bohdan Korzeniewski, czy też – proszę wybaczyć odrobinę prywaty – por. Tadeusz Wiwatowski ”Olszyna”, zasługuje na to, aby przypominać o nim równie mocno, jak o bohaterach akcji pod Arsenałem. Potencjalni badacze mogą spróbować zmierzyć się z tematyką problemów dnia codziennego żołnierzy podziemia. Z czymś, o czym pisał w zarysach sam prof. Strzembosz, czy też delikatnie zaznaczał dr Janusz Marszalec. Oczywiście wymaga to także nabycia pewnych podstaw wiedzy z zakresu socjologii czy też psychologii, ale przecież nikt nigdy nie mówił, że badanie historii musi być proste. Czasem warto zaryzykować skręcenie kostki na nieznanym szlaku. Kto wie, dokąd nas on zaprowadzi.

Polak-Anglik, dwa bratanki...

… i od piłki, i od szklanki. O ile jeszcze w kwestii „szklanki” jesteśmy na tym samym poziomie, to jeśli już idzie o piłkę – niekoniecznie (choć uczucie, jakim darzymy ten sport, jest chyba porównywalne). I nie chodzi o to, co dzieje się na piłkarskich boiskach, ale co widzimy w księgarniach. Na Wyspach literatura dt. futbolu jest w stanie zadowolić nawet najwybredniejszego czytelnika. Pomijam biografie piłkarzy, którzy nie skończyli jeszcze 30 lat, bo to nawet u nas można znaleźć w ilościach wystarczających.

Historia Football Association sięga roku 1863 (sic!). Taka tradycja zobowiązuje. Weźmy chociażby katastrofę lotniczą w Monachium. W dniu 6 lutego 1958 r. na tamtejszym lotnisku zginęło m.in. kilku piłkarzy Manchesteru United, jednego z największych klubów piłkarskich świata. Obecnie zainteresowany pogłębieniem wiedzy na ten temat ma do dyspozycji około 20 publikacji (przy czym pomijam prace ogólniejsze). Sama historia klubu opisana została w dziesiątkach, jeśli nie setkach książek. Od klasycznych monografii, przez syntezy, albumy i kalendaria, a na biografiach trenerów i piłkarzy kończąc. Wśród nich m.in. znakomita – wydana stosunkowo niedawno – biografia Duncana Edwardsa, jednej z największych legend brytyjskiego futbolu. Autor książki, James Leighton, nakreślił znakomitą panoramę Anglii lat 50., pokazując jak bardzo futbol może być zatopiony w krajobrazie miasta, regionu, czy w końcu społeczeństwa. Taktyka? To samo. Dziesiątki prac o charakterze czysto historycznym. Wymieniać można by tak bez końca...

W Polsce piłka nożna, jako zjawisko społeczno-historyczne, jest to ciągle obszar niemalże „dziki”. Na całe szczęście od jakiegoś czasu – powiedzmy, że od Euro – obserwujemy u nas wydawanie wartościowych prac zagranicznych autorów. Wystarczy wspomnieć publikacje Jonathana Wilsona, Patricka Barclaya, Franklina Foera, Jérôma Jessela i Patricka Mendelewitscha, czy też planowaną na marzec biografię Erica Cantony pióra Philippa Auclaira. Pozostaje tylko czekać, aż nasi specjaliści chwycą za pióra i spróbują nawiązać do znakomitych tradycji z Wysp. Bo choć królami futbolu są aktualnie Hiszpanie, to jednak historiografia brytyjska jest tutaj niezmiennie, od lat, na pierwszym miejscu.

To wszystko to oczywiście jedynie przykłady. Takich tematów wymagających zainteresowania i badań są całe setki. Tysiące. Jak mawiał śp. prof. Paweł Wieczorkiewicz, w rzeczywistości „Hubali” było wielu, ale zaledwie jeden miał szczęście trafić na wielkiego historyka, który opisał jego dzieje. Pozostaje nam wobec tego jedynie założyć odpowiednie buty, spakować zapas jedzenia i wody... Jeszcze niejedna ścieżka została do odkrycia, niejedną poprawkę przyjdzie nam nanieść na mapę. W góry Moi Drodzy Historycy, w góry!

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

8 komentarzy

  1. Gorol pisze:

    Takich biał plam, albo realtywizowania historii jest w Polsce bardzo wiele. Powstanie Warszawskie i tak ma szczęście, bo opracowań-książek jest bardzo wiele i ciągle przybywa, co oczywiście nie znaczy, że i tu nie ma białych plam, co autor słusznie zauważa.

  2. Sebastian Pawlina pisze:

    Szanowny Panie. Nie wiem czy Powstanie Warszawskie jako temat badawczy ma szczęście. Powiem więcej, od kilku lat odnoszę wrażenie, że dla polskich historyków przestał on w zasadzie istnieć. Wyjątki w postaci dra Jasińskiego, czy nie wspomnianego w tekście prof. Komorowskiego, to właśnie wyjątki potwierdzające regułę. A białych plam jest tutaj cała masa. I niestety te ciągle przybywające prace za dużo w tym obrazie nie zmieniają. Kiedy ostatnio wyszła praca, która posunęła badania do przodu? Cztery lata temu (o Żoliborzu)? Jak na temat, który ma szczęście, to chyba nie najlepiej 😉

    • Gorol pisze:

      Takim znawcą nie jestem, myślałem, że wysyp książek o Powstaniu = posuwanie badań do przodu, jeśli jest inaczej, to naprawdę ciekawa i na pewno niepowszechna w opinii powszechnej 😉 opinia. W II RP chyba też brakuje świerzych prac, za to coraz więcej o III RP, ale to chyba bardziej polityka niż historia. Ponadto, niestety, łatwiej wydać książkę o znanym temacie, bo łatwiej o źródła i inne opracowania.

      • Sebastian Pawlina pisze:

        Jak ja bym chciał, aby wysyp książek równał się posuwaniu badań naprzód - problem w tym, że na chęciach się kończy 😉 Niestety, ostatnie lata to albo wznowienia, albo prace kompilacyjne. Jasne. Fajnie że cokolwiek się pokazuje. No ale ja mam poczucie, że Powstanie jako temat badawczy stoi w miejscu. A na II RP z kolei ja się słabo wyznaję. No, chyba że mowa o Warszawie. Ale na podstawie tego i tak stwierdzam, że mogłoby być zdecydowanie lepiej.
        A że łatwiej wydać książkę... Cóż, tak i nie. Tak - uwaga o źródłach i opracowaniach jest słuszna 🙂 Nie, bo jest też masa innych prac na dany temat i trzeba się wstrzelić z czymś, co będzie chociaż trochę inne. Wiadomo jaka jest sytuacja na rynku. Ludzie mało czytają, mało kupują (choć osobiście uważam, że rynek książki historycznej jest w o tyle dobrej sytuacji, że ma jednak spore grono oddanych czytelników - choć to też różnie bywa...). Z drugiej strony temat mało znany choć wymaga być może więcej pracy (wiadomo, trzeba samemu dotrzeć do wielu rzeczy), to jednak jest czymś nowym. Pytanie tylko, czy znajdą się chętni na to aby to wydać/kupić (wiadomo jak to jest z tematami niszowymi, czasem interesują one pięć osób na krzyż...).

        • Gorol pisze:

          U nas wydaje się mnóstwo słabych książek z zagranicy. Za to naszych książek wydanych za granicą jest na lekarstwo, a przecież nasu autorzy nie pisza tylko o historii Polski.

          Ja mam wrażenie odnoście oklepanych tematów, że są książki, które są kompilacją tylko tego, co już napisano lub poznano. Mało jest właśnie nowych spojrzeń lub nowych tematów.

          Nadal mało u nas książke o seksualności, społeczeństwie, jakiś problemach społecznych. Wydaje się głównie jakieś albumy, albo książki wojenne lub polityczne. Może autorzy boją się takich tematów, albo zbyt dużo wysiłku to kosztuje? Taka książka nawet naukowa, będzie wspaniałą lekturą da laika.

          Książka np. (takich tematów jest więcej) o życiu seksualnym w powstaniu warszawskim byłaby niezwykle ciekawa, ale znowu to ogromne łamanie tabu, że to nie tylko martyrologia i walka, ale też śluby i dzieci. Dla wielu to nieywobrażalne mówić o takich rzeczach w kontekście tego powstania. Co myślisz? Może są takie opracowania, a ja ich nie znam.

          • Sebastian Pawlina pisze:

            Wydawanie książek naszych autorów za granicą to też jest temat na dłuższą rozmowę...

            Jeśli chodzi o książki o seksualności, społeczeństwie... Przyznam szczerze, że nigdy nie porównywałem tego, ile ich się wydaje w stosunku do tych o tematyce wojenno-politycznej (tudzież albumów), ale chyba faktycznie tak jest jak piszesz.

            Czy autorzy boją się takich tematów. Bardzo możliwe. Nie wiem czy wymagają one więcej pracy niż inne książki, ale odnoszę wrażenie, że poza grupką historyków-zawodowców i historyków-pasjonatów, to jednak przeciętny czytelnik chętniej do ręki weźmie książkę dt. wojny (czemu jest tyle książek nt. II WŚ? bo to medialny temat, na dodatek niejako istnieje jeszcze jako wydarzenie, którego uczestnikami byli nasi dziadkowie), niż tego, jak żyli mieszkańcy tego czy innego miasta w takim a takim okresie (choć dla mnie to drugie byłoby równie ciekawe, jak nie bardziej). Jak się człowiek popatrzy, jakie są zainteresowania studentów historii, to też wątki militarne okażą się być tymi najczęściej występującymi. Więc to może też kwestia zainteresowań samych autorów, którzy swoimi pracami wychowują kolejne pokolenia... Błędne koło?

            Jeśli zaś idzie o ostatnią kwestię. Cóż, tematyka seksualności, alkoholu, przestępczości itp. w Powstaniu, to niewątpliwie coś, co należałoby przebadać. Kilka takich prac można by wskazać (polecam książkę Janusza Marszalca o ochronie porządku publicznego w Powstaniu, jest tam sporo o samej pracy służb porządkowych, ale kwestie społeczne zostały bardzo zgrabnie opisane), ale albo są to przypadki pojedyncze stanowiące wyjątki od reguły, albo ta tematyka jest tylko jedną z wielu. Po części (może nawet głównie z tego powodu) jest to niewątpliwie kwestia tabu. Z drugiej strony materiały. O ile nt. alkoholu w Powstaniu można by spróbować napisać książkę (albo przynajmniej kilka artykułów), bowiem i we wspomnieniach i w dokumentach są zachowane wzmianki na ten temat, to już z tą seksualnością mogłoby być ciężko. No chyba że jako element większej całości.

            Sam chętnie zobaczyłbym pracę opisującą stosunki między ludnością cywilną a konspiracją/powstańcami. Bo też temat rzadko ruszany, a jednak szalenie ważny. Aktualnie siedzę nad tematyką życia codziennego konspiracji warszawskiej. Nie ma dotąd pracy na ten temat (a przynajmniej ja takiej nie znam). Kwestie mieszkań, pożywienia, pracy w podziemiu i jak wpływała na codzienne zajęcia, stosunki z rodziną, społeczeństwem, strach, nadzieja... Ogrom materiałów, do jakich trzeba sięgnąć, jest porażający. To jest praca na wiele tomów. Stąd może też niepopularność takich wątków. Bo tak naprawdę o życiu codziennym opowiada nam wszystko. I człowiek nie wie, za ma się chwytać... A przecież spalić temat bardzo łatwo.

  3. Gorol pisze:

    Wydaje mi się, że seksualność w Powstaniu Warszawskim, o ile nie byłaby to wydmuszka, ale poważna praca autorska spotkałaby się z ogromnym zainteresowaniem czytelników. Chociaż na pewno niektórzy uznaliby to za naurszenie pewnego tabu. Jednak takich prac brakuje. O PRL już takie prace się pojawiają, o takim codziennym życiu. Zdobywają nawet nagrody. Z seksualnością byłby taki problem, że pewnie powstańcy niechętnie by o tym mówili, jeśli ktoś chciałby próbować u nich zasięgnąć informacji. Z alkoholem byłoby łatwiej. Aczkolwiek seksualność w Powstaniu Warszawskim proszę traktować jako przykład.

    Ponadto myślisz, że poza XX w. i XIX w. dużo jest jeszcze tematów do zbadania, czy opracowania?

    Życzę dużo wytrwałości i powodzenia przy Twoich badaniach 🙂

    • Sebastian Pawlina pisze:

      Jeśli chodzi o tę seksualność, to mam takie dziwne wrażenie, że prędzej weźmie się za to jakiś socjolog, niż historyk. Temat raz, materiały dwa. No ale mogę się mylić. A PRL to faktycznie dobry przykład, ostatnio pokazało się w końcu kilka prac dotyczących właśnie seksualności.

      Co do pytania o inne epoki - jak najbardziej tak. Co prawda mogę w tej kwestii oprzeć się jedynie na opowieściach znajomych, którzy zajmują się innymi epokami, ale wydaje mi się, że historycy od starożytności po początek XIX w. mają o czym pisać. Przy czym osobiście największego potencjału upatrywałbym w badaniach interdyscyplinarnych.

      A za życzenia serdecznie dziękuję, wytrwałość przyda się w ilościach nieograniczonych 😉

Zostaw własny komentarz