Tajemnica poliszynela z Wybrzeża. Recenzja „Tajemnicy Westerplatte” P. Chochlewa (2)


Osławione w liryce Gałczyńskiego, okupione krwią młodych żołnierzy, opisane we wspomnieniach i historycznych podręcznikach Westerplatte, po raz wtóry zostało wezwane do tablicy - tym razem przez Pawła Chochlewa, który temat heroicznych walk w obronie Wybrzeża opakował w marketingowy papierek tajemnicy.

Opadł już kurz po premierze nowego obrazu Pawła Chochlewa „Tajemnica Westerplatte„, filmu, którego kanwa historyczna niczym „wańkowiczowski„ cukier krzepi, ale ujęcie reżyserskie i montaż pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli to miała być polska odpowiedź na „Pearl Harbor”, to niestety możemy pogrozić Amerykanom jedynie placem przez ocean. Faktem jest, że się staraliśmy bodaj uszczknąć odrobinę z tego, co zaoferował Michael Bay w swoim melodramacie wojennym – wyszło jak wyszło. Co prawda w polskim micie wojennym nie mamy Josha Hartnetta, Bena Afflecka i Cuby Gooding, Jr., ale w rekompensacie otrzymujemy ewidentne ”przeaktorzenie” z całą plejadą rodzimych gwiazd teatru i szklanego ekranu: Englert, Grabowski, Żebrowski, Adamczyk, Szyc, Wesołowski, Obuchowicz, Żołędziewski… (wymieniać można póki starczy tchu). A lista płac na koniec filmu i tak okaże się dłuższa od wyliczania i nie chcę wiedzieć jak przełożyła się na złotówki.

Jednak nie to boli najbardziej. Pierwszy problem, jaki miałam z tym filmem, pojawiał się wówczas, gdy nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, gdzie została ukryta tajemnica zaklęta w tytule? Zachodzić można w głowę czy owym sekretem miała być rozmowa podpułkownika Wincentego Sobocińskiego (Jan Englert) z majorem Henrykiem Sucharskim (Michał Żebrowski) o honorowej obronie wybrzeża mimo braku wsparcia – sławetne 12 godzin rozciągnięte na cały tydzień walk, czy też rzeczoną tajemnicą miał być stan zdrowia psychicznego głównego dowódcy. A może alternatywą dla obu wariantów okazać się miał konflikt interesów majora Sucharskiego z kapitanem Franciszkiem Dąbrowskim (Robert Żołędziewski) i problem kapitulacji zeń połączony. Przyznaję, że ja czuję się, delikatnie mówiąc, oszukana. Reżyser dał mi pstryczka w nos brakiem jednoznacznej odpowiedzi, co to za tajemnica – a przecież po to poszłam do kina! Chochlew posunął się jeszcze dalej, w ogóle nie daje wskazówek gdzie szukać prawdy, nie staje po żadnej ze stron konfliktu, jak czołg jedzie przez chronologię, wplatając gdzieniegdzie autorską wizję wydarzeń z początku września ’39 roku, z którą widz musi poradzić sobie sam. I jak na ironię losu w ostateczności te zabiegi mu się wybacza, bo tytuł filmu jest na tyle nośny, ważki i marketingowo dobrze zgrany i „zagrany” w mediach, że broni się sam (mówi o tym chociażby frekwencja w kinach).

Większy problem (drugi na mojej liście) pojawia się wówczas, gdy skupia się uwagę na walorach estetycznych filmu. Obraz jest bardzo oszczędny, choć jak twierdzą producenci miała to być wysokobudżetowa produkcja. Rozumiem, rzeczona już lista płac w napisach końcowych zobowiązuje. Po scenografii – no cóż, też niewiele można było się spodziewać: las, plaża, kilka bunkrów na krzyż, jakieś okopy, dość ascetyczne plenery - z założenia sprawa, której pokpić się nie da, lecz Polak potrafi! Na litość boską tylu niedoróbek technicznych i rozjeżdżającej się grafiki dawno nie widziałam. Weźmy dla przykładu kluczowanie – pozornie prostą zabawę z zielonym tłem i nakładaniem obrazu, która w tym przypadku skapitulowała przy pierwszej próbie obrony. Tak, jak rozpływałam się nad zwiastunem obiecującym dobrą batalię i krwistość tematu, tak po pierwszej „nakładce„ stwierdziłam, że w trailerze zamieszczono najlepsze kadry z filmu. Operowanie kadrami i swego rodzaju oniryczność, jaką udało się ”wrzucić” reżyserowi, też okazały się skuchą, jakich mało!

Ale co ciekawe mimo niedbałości montażu, opierzonego wachlarza aktorskich talentów i małego pstryczka w nos z tytułem filmu, na „Tajemnicy Westerplatte” da się wysiedzieć do końca. Po pierwsze, dlatego że muzyka Jana A. P. Kaczmarka, praca dźwiękowców i ogólny pomysł na scenariusz i fabułę rekompensują wszelkie niedogodności estetyczne i poglądowe. A po drugie ciekawość zakończenia filmu i wydane na bilet pieniądze obligują do pozostania na swoim kinowym miejscu.

Nie jestem do końca przekonana, czy w zamyśle reżyserskim chodziło odczarowanie – choć tak zdawać by się mogło po fabule, mitu jaki narósł wokół Westerplatte i jego dowództwa. Nie mniej jednak to, co zasługuje na pochwałę, to sposób pokazania przez reżysera wojny, wojny z ludzką twarzą, z dramatem wyboru i zbiorową konsekwencją nieswoich decyzji. I o tyle o ile u Gałczyńskiego kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte, o tyle u Chochlewa prosto w niewolę z niesmakiem w dwurzędzie szli obrońcy Westerplatte. Dlatego 5,5/10, jak mówi moja matematyka, to uczciwa ocena dla filmu, który nie zachwyca, ale pretendować do zacności może.

Tytuł: „Tajemnica Westerplatte”
Reżyseria: Paweł Chochlew
Scenariusz: Paweł Chochlew
Zdjęcia: Algimantas Mikutenas, Waldemar Szmidt
Scenografia: Allan Starski, Marian Zawaliński
Muzyka: Jan A.P. Kaczmarek
Czas: 110 min
Premiera: 15 lutego 2013 (Polska i świat)
Ocena recenzenta: 5,5/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. pomorzanin pisze:

    Z Wybrzeża? A cóż to takiego?

Odpowiedz