Subiektywny przegląd filmów o Kampanii Wrześniowej


II Wojna Światowa właściwie od jej zakończenia jest niezwykle popularnym tematyką poruszaną przez filmowców. Powstała niezliczona ilość obrazów przedstawiających walki z lat 1939 - 45. Poniżej postaram się przedstawić kilka z nich dotyczących początków wojny na ziemiach Polskich czyli Kampanii Wrześniowej.  

Operacja Himmler w reżyserii Zbigniewa Chmielowskiego (1979)

Operacja Himmler (1979) – pierwszy film, który przypominamy wyreżyserował Zbigniew Chmielewski. Szerszej widowni powinien być on znany z reżyserii seriali, takich jak Daleko od szosy (1976) oraz Blisko, coraz bliżej (1982-1986). Nie przypadkiem tytuł ten pojawił się w pierwszej kolejności. Opowiedziana w filmie historia nawiązuje bowiem do wydarzeń z sierpnia 1939 roku znanych jako prowokacja gliwicka. Twórcy zadbali o najdrobniejsze szczegóły, rekonstruując świat w przededniu II wojny światowej. Materiał nakręcono w autentycznych gliwickich plenerach. Widz będzie mógł zobaczyć na ekranie wnętrza, w których 31 sierpnia 1939 roku rozegrał się dramat. Logika fabuły konsekwentnie zmierza do ukazania finału, będącego przedmiotem precyzyjnych przygotowań Niemców. Oprócz napadu na radiostację, pokazano wydarzenia poprzedzające główną prowokację, np. wysadzenie budynku szkoły w Bojanowie, podpalenie gospodarstwa w Słonawach oraz faszerowanie środkami odurzającymi niemieckich więźniów kryminalnych – wykorzystanych później w antypolskich akcjach. Jesienną porą Operację Himmler regularnie przypomina telewizja Kino Polska. Dawniej filmy wojenne wyświetlane na owym kanale wzbogacone były o komentarz historyczny ś.p. prof. Pawła Wieczorkiewicza oraz prof. Jerzego Eislera.

O filmie Zbigniewa Chmielewskiego opowiadał prof. Eisler. Wspomniał wówczas o bardzo ważnej rzeczy, której nieuważny widz może nie wychwycić. W Operacji Himmler nie pada ani jedno słowo o pakcie Ribbentrop-Mołotow (23 sierpnia 1939). W efekcie musimy pamiętać o trudnościach, z jakimi borykał się filmowiec, uwikłany w rzeczywistość lat 70-tych XX wieku. Z ciekawostek godna odnotowania jest obecność w filmie samego Adolfa Hitlera (grany przez Ryszarda Pietruskiego). Mimo uchybień wobec całej prawdy historycznej, Operację Himmler warto zobaczyć dla wiernej, niemal dokumentalnej relacji
z ostatnich przedwojennych dni.

Wolne miasto w reżyserii Stanisława Różewicza (1958)

Wolne miasto

Wolne miasto (1958) – kolejny utwór „piewcy września” Stanisława Różewicza. Premiera filmu odbyła się 1 września 1958 roku. W następnym miesiącu na salach kinowych wyświetlano już Popiół i diament Andrzeja Wajdy. Był to wyjątkowo cenny czas w historii kina polskiego. Polska Szkoła Filmowa wrzała. Nastał czas rozliczeń z tragiczną – nie tak odległą – historią. Poszczególne wizje artystów różniły się. I bardzo dobrze. Między innymi dzięki temu wielogłosowi dzieła Polskiej Szkoły Filmowej komentowane są żywo po dziś dzień. Nie było to zjawisko stadne. Wszystkie filmy nurtu były swoistymi starciami artystycznymi. A pojedynkowali się najwięksi: Munk, Wajda, Kawalerowicz, Różewicz, Has. Grupa tych twórców ukształtowała zbiorczą indywidualność Polskiej Szkoły Filmowej.

Autorzy podręczników historii uczą nas o obronie Westerplatte. Nośność tego wydarzenia podkreśla słynny wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Znają go na pamięć ludzie, których byśmy o to nigdy nie posądzili, jak np. pewien recydywista z Lublina (informacja podana w ramach sherlockowskiej ciekawostki przyrodniczej). Obrona Poczty Gdańskiej, która odbywała się w tym samym czasie co walki na Westerplatte, jest pomijana. W konsekwencji pamięć o niej może zaginąć. Zwłaszcza kiedy usuwa się naukę o II wojnie światowej ze szkół. To jednak temat na inne opowiadanie. Wolne miasto Różewicza jest skutecznym środkiem na zaniki pamięci. Wypracowana dokumentalna formuła przez reżysera o znakomitej znajomości rzemiosła przyniosła sukces. 12 godzin mieli bronić się żołnierze na sławetnym półwyspie. Ostatecznie 12 godzin obrony przypadło gdańskim pocztowcom. Różewicz w „pierwszym polskim filmie o wrześniu 1939 roku” zaprezentował oblicze codziennego heroizmu, podobnie zresztą jak w późniejszym Świadectwie urodzenia. Codziennego, bo przecież na straceńczy bój z hitlerowcami zdecydowała się ludność cywilna. Scenariusz pióra Jana Józefa Szczepańskiego objął różnorodność gatunku wojennego. Scenarzysta nie ograniczył się tylko do działań militarnych. Zbigniew Herbert powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że w sztuce najbardziej lubi rzeczy, które mają swój początek, środek i koniec. Różewicz wykorzystał złożoną problematykę do konstrukcji dzieła, które podzielił na trzy wyróżniające się części. Początkowe sekwencje przedstawiają codzienne życie mieszkańców miasta. Listonosz doręcza listy, na ulicy przyjemny gwar, wzajemne pozdrowienia. Czasu jednak nie da się oszukać. Nadchodzi czas apokalipsy spełnionej, jakby powiedzieli poeci pokolenia Kolumbów. Środek wypełnia ostra walka nie na miecze jak w Lotnej, ale na broń palną. Krwawa jatka toczy się wewnątrz budynku poczty, która jak za jednym dotknięciem różdżki czarnoksiężnika traci swoje pierwotne przeznaczenie, a staje się niebezpiecznym lochem przepełnionym skazanymi na zagładę. Koniec akurat można przewidzieć. Niestety, widza czeka przykry przemarsz poległych zwycięzców. W postawie pocztowców tkwi jakaś obywatelska nadzieja. Trzymajmy się jej i dzisiaj.

Lotna w reżyserii Andrzeja Wajdy (1959)

Lotna

Lotna (1959) – czwarty film fabularny Andrzeja Wajdy jest dziełem wzbudzającym do dziś ogromne kontrowersje. W momencie premiery wizja września Wajdy wywołała prawdziwą burzę. Reżyser napisał scenariusz wraz z – autorem opowiadania Lotna, będącego pierwowzorem literackim – Wojciechem Żukrowskim. Być może Wajda nie zobaczył już nigdy tylu skwaszonych min na widok sceny ze swojego dzieła. W pamięć widza wbija się szczególnie sekwencja szarży konnej polskich ułanów na niemieckie czołgi. Oglądając scenę karkołomnej walki polskich żołnierzy dzierżących szabelki w dłoniach, trudno powstrzymać uśmiech. Ta naturalna reakcja powinna skłonić widza do postawienia sobie pewnego pytania. Czy w Lotnej nie zakpiono szyderczo z polskiego munduru? Andrzej Wajda wspomniał niegdyś, iż żałuje, że nie zaangażował do Lotnej Zbigniewa Cybulskiego, odtwórcy najsłynniejszej chyba roli w historii kina polskiego w Popiele i diamencie (1958). Wajda uważa, że Cybulski stanowiłby poważne wzmocnienie obrazu, do którego sam niechętnie się odnosi. Być może ma dużo racji, choć opinie krytyków są podzielone. Dr Rafał Marszałek twierdzi, że nieobecność Cybulskiego w filmie była bardzo celnym posunięciem, gdyż na fali sukcesu Popiołu i diamentu indywidualność oraz nadwrażliwość aktora mogłyby „rozsadzić” film, ponieważ uwaga widzów skupiona byłaby wyłącznie na nim. Trudno jednoznacznie osądzić po czyjej stronie jest racja w tym sporze. Z pewnością jednak widz znający Popiół i diament będzie zdziwiony poetyką Lotnej. Dużą wartością filmu jest plastyka obrazu, charakterystyczna dla malarskiej wrażliwości Wajdy. Najważniejszym ogniwem dramaturgii jest uwiecznienie końca pewnego świata – świata szlachciców z ich pałacami, bogatych panów i ich dworów. Koniec epoki. A konie są piękne... To se ne vrati. Dla takich właśnie zróżnicowanych uczuć warto wrócić do wykopaliska archeologicznego z 1959 roku.

Świadectwo urodzenia w reżyserii Stanisława Różewicza  (1962) 

Świadectwo urodzenia (1962) Stanisława Różewicza to jedno z najwybitniejszych osiągnięć gatunku wojennego w kinematografii polskiej. Reżyser nadał dziełu, charakterystyczną, nowelową strukturę. Scenariusz napisał pospołu z bratem Tadeuszem Różewiczem. Trzy Różewiczowskie nowele można traktować jak trzy, wybrane modele wojennych losów zwyczajnych ludzi. Bowiem właśnie ludzie tacy jak ci, których mijamy na ulicy, są w tym filmie najważniejsi. I może w tym szczególe tkwi przewaga moralna Świadectwa urodzenia chociażby nad wajdowską Lotną; o samej formie opowiadania już nie wspominając. W pierwszej noweli mały chłopiec spotyka na opustoszałej drodze niemieckich żołnierzy na motocyklu. Nie stało się nic złego. Chłopiec otrzymał od Niemca czekoladę i przyjacielskie pozdrowienie. Stanisław Różewicz uwiecznił w tej scenie własne wspomnienie pierwszego spotkania z wojennym najeźdźcą. Wyglądało dokładnie tak samo. Twórca sięgając do dawnego wydarzenia ze swojego życia, trafił w dziesiątkę. Cóż innego w sposób tak niesłychanie sugestywny zbudowało klimat dzieła filmowego o podobnej problematyce? Różewicz już w tym jednym obrazie osiągnął punkt szczytowy w zapisie „wielkiego strachu przed wielką wojną”, która mogła przynosić śmierć, ale i nieoczekiwane ocalenie. Ostatnia nowela opowiada historię żydowskiej dziewczynki, przechodzącą segregację rasową. Kolejny, rozdzierający obraz. Ta historia ma piękny ciąg dalszy. Po latach od nakręcenia filmu doszło przy jakiejś okazji do spotkania twórców Świadectwa urodzenia. Grająca dziewczynkę Beata Barszczewska – już jako dojrzała kobieta – patrzyła głęboko w oczy starszego pana. Tym człowiekiem był reżyser Stanisław Różewicz. Ta scenka rodzajowa stanowi dowód w sprawie wiecznego oddziaływania dzieła sztuki. Prawdziwego dzieła sztuki.

Gdziekolwiek jesteś Panie Prezydencie w reżyserii  Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego (1978)

Gdziekolwiek jesteś Panie Prezydencie

Gdziekolwiek jesteś Panie Prezydencie (1978) – na koniec wyjątkowe dzieło filmowe Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego (Marszałek Piłsudski) o wyjątkowym człowieku. Bohater filmu, prezydent Warszawy, Stefan Starzyński (kreacja Tadeusza Łomnickiego) nie poszedł we wrześniu 1939 roku – śladem Edwarda Rydza-Śmigłego, Ignacego Mościckiego i spółki – do Rumunii. Pozostał jako mąż stanu na urzędzie, który postanowił czynnie pełnić dopóty dopóki  było to możliwe. Scenariusz reżyser napisał w duecie z pisarzem, specjalizującym sięw powieściach historycznych, Władysławem Terleckim. Świetnie sprawdziła się paradokumentalna forma obrazu. Czarno-białe zdjęcia Zygmunta Samosiuka (nagroda za zdjęcia na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku, 1979) pozwoliły na syntetyczne połączenie zapisu kronikarskiego z materiałem fikcyjnym. Całość jest perfekcyjna do tego stopnia, że niektóre sceny mogą zmylić widza. Współczesny materiał Trzosa-Rastawieckiego i Samosiuka sprawia wrażenie, jakby sam był dokumentem pochodzącym z 1939 roku. W fabule wykorzystano wątek autentycznej postaci amerykańskiego dziennikarza Juliena Bryana (w tej roli Jack Recknitz), który wsławił się nie tylko wytrwałym fotografowaniem bombardowanej Warszawy, ale też apelem radiowym, o pomoc cywilną dla mieszkańców stolicy, do prezydenta Franklina Roosvelta.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

4 komentarze

  1. Piotrek pisze:

    W ramach delikatnych uzupełnień - mniej lub bardziej znanych:
    1. Blisko coraz bliżej - fakt, serial, ale kilka odcinków dotyczy samej wojny, w tym jeden początku wojny. Jest on o tyle ciekawy, że jest to spojrzenie z pozycji jednej rodziny, podzielonej jak cały Śląsk w zasadzie na trzy części...
    2. Pogranicze w ogniu: wiem, tylko jedna, końcowa scena, ostatniego odcinka to sam atak na Westerplatte, a w zasadzie odgłosy wystrzałów ale... No właśnie, to w nim są ujęte takie szerokie Gliwice.
    3. Pierwszy, albo pierwsze dwa odcinki Wichrów Wojny, widziane z punkty widzenia żydowskiego, nie naszego polskiego (złamane orły i takie tam, ale żydowskiego). Być może przerysowane, ale może czasem i takich nam trzeba...
    PS. W kwestii prowokacji gliwickiej - tam pakt R-M jest zbędny, a zwykły żołnierzyk nie musi wiedzieć czemu to robi. On dostał „Befehl”, trzasną obcasami krzycząc „zum Befehl” i popędził „Befehl” wykonać...

  2. Paweł J. pisze:

    Być może zbędny, dlatego jego brak w ogóle nie zwraca uwagi widza. Niemniej jednak zupełny brak strony rosyjskiej w filmie „Operacja Himmler” wynika ze względów cenzuralnych. Dlatego postanowiłem o tym wspomnieć.

  3. Paweł J. pisze:

    A i jeszcze ostatni odcinek serialu „Na kłopoty Bednarski” dzieje się w przededniu II wojny światowej:)

  4. Piotrek pisze:

    Paweł J: tylko tak naprawdę dla mnie dziwnym by było gdyby zwykły „zbrodzień” który dostał szansę odkupienia tłumaczył innemu towarzyszowi niedoli że to dzięki temu, że Stalin i Hitler czy Mołotow i Ribbentrop... Dostali zlecenie i już, czy raczej wybór w stylu sznur albo coś co pozwoli zmazać krwią winy wasze...
    Tak na dobrą sprawę na początku filmy trzeba by walnąć dłuższy wykład co po co i dlaczego...

Zostaw własny komentarz