Historia pięciu nadzorczyń obozu koncentracyjnego w Stutthof


Gdy 9 maja 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła na teren wsi Sztutowo, oprócz wsi wyzwolony został również położony na jej terenie ogromny niemiecki obóz koncentracyjny1. Obóz ten był pierwszym, a zarazem najdłużej działającym tego typu obiektem położonym na terenie Polski. Służył on do masowej eksterminacji ludności, a pracujący na jego terenie niemiecki personel nie odstawał poziomem okrucieństwa od personelu innych niemieckich obozów zagłady. Największy postrach wzbudzało pięć młodych kobiet pełniących tam funkcję nadzorczyń (Aufseherinnen). Po zakończeniu II wojny światowej za swoje czyny odpowiedziały przed sądem.

Zatrudnię nadzorczynię!

Obóz koncentracyjny Stutthof - Brama Śmierci

Obóz koncentracyjny Stutthof - Brama Śmierci / fot. Polimerek, CC-BY-SA-3.0

Zacznijmy jednak od początku. Na długo przed pierwszymi strzałami z pancernika Schleswig-Holstein i napaścią Niemiec na Polskę na terenie III Rzeszy rozpoczęły swoją działalność pierwsze obozy koncentracyjne. W 1933 roku w Lichtemburgu otwarty został pierwszy tego typu obiekt, który 4 lata później przemianowano na obóz dla kobiet. Niemcy postanowili zatrudnić do jego nadzoru kilka kobiet. Z czasem zauważono, że kobiety pełniące taką funkcję były bardziej brutalne w stosunku do osadzonych niż mężczyźni, co przesądziło o tym, że podczas poszukiwania personelu do pracy w obozach zagłady już w czasie wojny postawiono na kobiety.

Ogłoszenia, jakie zamieszczano w prasie, niczym nie różniły się od tysięcy innych zwykłych ogłoszeń, jakie można było znaleźć w rubryce praca. Kandydatki musiały mieścić się w przedziale wiekowym pomiędzy 21 a 45 rokiem życia. Wykształcenie kandydatki nie grało roli. Zapewniano stabilizację zawodową, możliwość awansu oraz atrakcyjne wynagrodzenie, które miało znacznie wzrosnąć po przepracowaniu trzech pierwszych miesięcy. Oferowano również zakwaterowanie na terenie obozu w luksusowym (jak na tamte realia) mieszkaniu, a także wyżywienie i ubrania służbowe2. Ogłoszenia te wzbudziło ogromne zainteresowanie wśród młodych niemieckich kobiet. Wpływało wiele podań o pracę, jak i listów z prośbą o zatrudnienie. Każda kandydatka, która pozytywnie przeszła proces rekrutacji, wysyłana była na kilkumiesięczne szkolenie przygotowawcze  w centralnym obozie szkoleniowym w Ravensbrucku. Po zakończeniu szkolenia i uzyskaniu pozytywnej oceny od przełożonych kobiety otrzymywały przydziały do poszczególnych obozów zagłady jako nadzornicze pomocnicze.

Posada nadzorczyni dzieliła się na różne funkcje: SS raportfuhrerin (raportowa), SS arbeitsdienstfuhrerin (kierowniczka obozowej służby pracy), SS blockfuhrerin (kierowniczka bloku więźniarek), SS komandofuhrerin (kierowniczka komanda roboczego), SS arestfuhrerin (kierowniczka aresztu) oraz SS oberaufseherin (starsza nadzorczyni). Nad wszystkimi kobiecymi stanowiskami władzę sprawowała SS lagerfuhrerin. Jej funkcja odpowiadała stanowisku kierownika obozu, jednak podlegała ona Komendantowi Obozu. Nie mogła ona również wydawać poleceń SS-manom.  

Wbrew pozorom nadzorczynie, choć ubierały się w mundury wojskowe, nie były jednak  zatrudnione na etatach SS. Należały one do swego rodzaju żeńskiej służby pomocniczej działającej przy Waffen-SS. Podlegały one również pod jurysdykcje sądu wojskowego.

Od konduktorki do nadzorczyni

Haniebna historia pięciu młodych nadzorczyń rozpoczyna się w 1944 roku. Działający prężnie od 5 lat obóz Stutthof był już solidnie rozbudowaną placówką. Ponadto posiadał on również szereg swoich licznych podobozów m.in. w Pruszczu Gdańskim Pelplinie, czy też na gdańskich Kokoszkach. To właśnie w tym roku do obozu trafia 5 nowych nadzorczyń (nie przybyły one tam jednocześnie). Przyjrzyjmy się ich sylwetkom:

Gerda Steinhof

Gerda Steinhof

Gerda Steinhof urodziła się 29 stycznia 1922 roku w Gdańsku. Była ewangeliczką i mieszkała wraz z rodziną w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz. W 1939 roku poszła po raz pierwszy do pracy. Najpierw była służącą, potem ekspedientką w piekarni, aż w końcu trafiła na posadę konduktorki tramwajowej w Gdańsku (komunikacją miejską w Gdańsku zajmowała się wówczas spółka    Verkehrsbetriebe Danzig-Gothenhafen AG).  Na początku 1944 roku zawarła związek małżeński i urodziła dziecko, co zapewne zmotywowało ją do podjęcia lepiej płatnej pracy. Niemalże zaraz po urodzeniu dziecka zgłosiła się do SS.  31 października po zakończeniu szkolenia podstawowego przybyła do Stutthof i rozpoczęła pracę na stanowisku nadzorczyni.

Wanda Kalacińska urodziła się również w Gdańsku, jednak w odróżnieniu od Gerdy, była Polką. Jej ojciec Ludwik pracował jako kolejarz. W 1941 roku rodzina podpisała Volkslistę i zmieniła nazwisko na Kalden. Początkowo Wanda pracowała w fabryce marmolady. W 1942 roku wyszła za mąż za Willego Klaffa i – podobnie jak Gerda – rozpoczęła pracę jako konduktorka tramwajowa w Gdańsku. W 1944 roku przeszła szkolenie i została nadzorczynią w Stutthof.

Elisabeth Becker urodziła się 20 lipca 1923 roku w miejscowości Nowy Staw (położonej pomiędzy Tczewem a Nowym Dworem Gdańskim).  Młoda i ambitna Elisabeth bardzo wcześnie weszła w dorosłe życie. Mając 13 lat, zapisała się do młodzieżowej frakcji NSDAP, a mając 15 lat rozpoczęła już pracę jako… konduktorka tramwajowa w Gdańsku (pracowała tam w latach 1938–1940, toteż nie mogła już wtedy znać wyżej wymienionych dziewczyn). Po zwolnieniu się z posady konduktora wróciła do swojej rodzinnej wsi, gdzie objęła posadę referenta ds. rolnictwa w ówczesnym urzędzie gminy. Idąc dalej po szczeblach swojej kariery, została w 1944 roku nadzorczynią w Kl. Stutthof.

Najstarsza z grupy – Ewa Paradies- urodziła się 17 grudnia 1920 roku w Lęborku (wówczas Lauenburg).  Nim trafiła do obozu, pracowała tylko w jednym zawodzie, a był to mianowicie zawód… konduktorki tramwajowej. Posiadała ona jednak wśród swoich koleżanek największe doświadczenie w branży, gdyż pracowała w tym zawodzie przez 9 lat. Była kontrolerką w Wuppertal, Erfurcie oraz w Lęborku. Jej następnym przystankiem na drodze życia był Stutthof, ale już nie jako kontrolerka, ale nadzorczyni.

Piąta – ostatnia – z grupy nadzorczyń to Jenny – Wanda Barkmann. Niewiele wiadomo o jej dotychczasowym życiu. Wiemy jedynie, że urodziła się w 1921 roku, mieszkała w Hamburgu i na pewno nie była konduktorką.  Okaże się ona najokrutniejszą i najbardziej cyniczną z oprawczyń, a więźniowie obozowi nazywać ją będą „Piękne Widmo” ze względu na jej urodę i okrucieństwo.

Krótka kariera w obozie

Plan obozu

Plan obozu / fot. wikipedia.org

Okres, w którym nowo zatrudnione dziewczęta pojawiły się w Stutthof, nie był przypadkowy.  Zbliżająca się wolnymi krokami Armia Czerwona skłoniła Niemców do jeszcze brutalniejszych działań na większą niż dotychczas skalę. Cały obiekt, wraz ze wszystkimi jego podobozami, włączony został do programu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, co sprawiło, że zaczęło przybywać więcej więźniów i powiększonoobóz dla kobiet. Zwiększone zatem zostało zapotrzebowanie na  nadzorczynie.

Nowe SS Aufseherinnen, niemalże od początku swojej kariery, wykazywały się ogromnym okrucieństwem. Ze zwykłych młodych dziewczyn przeistoczyły się w prawdziwe tyranki. Według Krzysztofa Dunin–Wąsowicza – historyka i byłego więźnia obozu Stutthof – hitlerowcy doskonale wyszkolili swoje uczennice podczas kursu przygotowawczego. Toteż zgodnie z nabytą wiedzą zachowywały się w stosunku do więźniów bardzo okrutnie, a w swoich metodach były bardziej perfidne i bezlitosne niż SS-mani3.

komora gazowa

Komora gazowa / fot. wikipedia.org

Wśród wszystkich metod tortur i poniżania więźniów, jakie serwowały one swoim więźniom, znaleźć można wiele szokujących i mrożących krew w żyłach pomysłów. Bicie po różnych częściach ciała różnorakimi przedmiotami było na porządku dziennym. W mroźne i śnieżne wieczory więźniarki wielokrotnie były wyprowadzane na zewnątrz, rozbierane do naga i polewane zimną wodą, po czym musiały nieruchomo stać przez kilka godzin. Innym „popisowym numerem„ nadzorczyń było związywanie nóg kobietom w ciąży, w chwili gdy zbliżał się czas porodu. W czasie tych licznych tortur, gdy aufrezjerki śmiały się głośno i świetnie się bawiły, ich „podpieczne„ traciły resztki sił i godności, a niekiedy nawet  i życie. Na ludziach, którzy zdołali ujść z życiem, pobyt w obozie zawsze wywierał ogromne piętno na psychice do końca życia. Najokrutniejszą z SS Aufsehrinnen była Jenny-Wanda Barkman (jak na ironię jedyna, która nie pracowała wcześniej jako konduktorka). Uwielbiała maltretować swoje więźniarki, doprowadzając je przy tym do śmierci. Miała również prawo dokonywać selekcji kobiet i dzieci do komór gazowych. Jak wspomniałem wcześniej, ze względu na swój wysoki stopień okrucieństwa i – rzekomo – piękną urodę nazywano ją ”Piękne Widmo”.

25 stycznia 1945 roku był zarówno dla aufrezjerek, jak i całego personelu obozowego szczególnym dniem. To właśnie wtedy – w pierwszą rocznicę zawarcia związku małżeńskiego – Gerda Steinhoff została jako jedyna z nadzorczyń odznaczona Krzyżem Żelaznym za zasługi. Z pewnością wzbudziła tym zazdrość wśród swoich koleżanek. Tego samego jednak dnia ówczesny komendant obozu Paul Werner Hoppe wydał rozkaz o rozpoczęciu stopniowej ewakuacji obozu. Choć ustalona została trasa marszu ewakuacyjnego, to jednak żadna z dziewcząt nie wzięła w nim udziału. Wszystkie w różnorakich tajemniczych okolicznościach uciekły z obozu. Niektóre z nich powróciły do rodzinnych domów i próbowały wieść zwykłe spokojne życie, takie jakie wiodły, zanim rozpoczęły przygodę z obozem. Nie trwało to jednak długo.

Śledztwo sądu okręgowego w Gdańsku

Na początku kwietnia 1945 roku do przychodni w Nowym Stawie zgłasza się chora Elisabeth Becker. Diagnoza lekarza jest jednoznaczna – tyfus. Aby móc dalej leczyć chorobę, Becker została przewieziona do jednego z gdańskich szpitali. Rozpoznają ją tam byli więźniowie i w wyniku donosu na milicję już 13 kwietnia zostaje przewieziona więzienną karetką wprost do aresztu śledczego na ulicy Kurkowej w Gdańsku.

Na początku maja Jenny-Wanda Barkmann udaje się – w niewiadomym celu – na dworzec PKP Gdańsk Wrzeszcz. Niespodziewanie zostaje zatrzymana i wylegitymowana przez patrol milicji. Po ustaleniu jej tożsamości, milicjanci aresztują ją i również osadzają na Kurkowej, gdzie wkrótce dołączają jeszcze Gerda i Ewa. Wanda Klaff (niegdyś Kalacińska) wiodła nadal spokojne życie i mieszkała w mieszkaniu swoich rodziców w Gdańsku na ulicy Marynarki Polskiej. Ciężko określić czy wydały ją osadzone koleżanki, czy sąsiedzi. Wiadomo natomiast, że została aresztowana w tymże mieszkaniu przez funkcjonariuszy ówczesnego aparatu bezpieczeństwa.

Zaraz po aresztowaniu wszystkich dziewcząt w drugiej połowie 1945 roku ruszyło śledztwo w sądzie okręgowym w Gdańsku. Nad wszystkim czuwał sędzia Antoni Zachariasiewicz, wyznaczony do tej funkcji przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich.

Wszystkie nadzorczynie były wielokrotnie przesłuchiwane w tej sprawie, a w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna działał obóz, dokonywano wizji lokalnych. Wanda Kalacińska na jednym z przesłuchań powiedziała: „Jestem bardzo inteligentna i oddana służbie w obozach. Biłam przynajmniej dwie więźniarki dziennie”4. Już 24 listopada sędzia Antoni Zachariasiewicz złożył do komisji pierwszy raport((S. Kamiński, Stutthof – zeszyty muzeum, Gdańsk-Wrocław-Kraków-Warszawa 1976, s. 151.)).

Wanda Klaff (trzecia od lewej w I rzędzie) w czasie procesu w Gdańsku

Wanda Klaff (trzecia od lewej w I rzędzie) w czasie procesu w Gdańsku

25 kwietnia 1946 roku ruszył w Gdańsku proces.  Oprócz aufrezjerek na ławie oskarżonych zasiedli również Johan Pauls, który w Stutthof kierował więźniami pracującymi w lesie, inna nadzorczyni Erna Bailhardt, sztubowy Kazimierz Kowalski, a także pięciu kapo polskiego pochodzenia. Zarzuty, jakie im postawiono, obejmowały udział w mordowaniu tysięcy ludzi za pomocą różnorakich drastycznych sposobów, zarówno w obozie głównym, jak i wszystkich jego podobozach.  1 czerwca 1946 roku proces zakończył się wydaniem wyroków. O szczęściu mogli jedynie mówić Erna Bailhardt (5 lat pozbawienia wolności) oraz sztubowy Kowalski (3 lata pozbawienia wolności). Pozostali oskarżeni (w tym główne bohaterki tego artykułu) zostali skazani na karę śmierci.

Reakcje dziewczyn bywały różne. Jenny-Wanda Barkmann, zwana „Piękne Widmo„ skwitowała: ”No cóż.. życie rzeczywiście jest przyjemnością, a przyjemności zwykle trwają zbyt krótko”((T. Żuroch – Piechowski, op. cit.)). Przerażona Elizabeth Becker skierowała prośbę o ułaskawienie, tłumacząc się najkrótszym stażem pracy w obozie (4 miesiące) spośród swoich koleżanek. Sąd wydał pozytywną opinię i zaproponował zmianę wyroku na 15 lat pozbawienia wolności, natomiast prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, przez co egzekucja jej nie ominęła. Wykonanie wyroku wyznaczono na 4 lipca.

Pierwsza powojenna  „impreza masowa” w Gdańsku

4 lipca 1946 roku w Gdańsku był dniem słonecznym i ciepłym. Prasa zaczęła informować o tym wydarzeniu już kilka dni wcześniej. Zakłady pracy zarządziły dzień wolny, a władze miasta zapewniły wszystkim mieszkańcom darmowe połączenia autobusowe na miejsce egzekucji, a było nim Stolzenberg, czyli wzgórze pomiędzy starą częścią dzielnicy Chełm a Biskupią Górką (miejsce to nosi dziś nazwę Wysoka Górka). Na miejscu egzekucji panowała iście festynowa atmosfera. Sprzedawano watę cukrową, rozdawano dzieciom baloniki. Na widowisko przyjść mógł każdy, dzięki czemu na wzgórzu zjawiło się około 200 tysięcy ludzi (Gdańsk liczył wtedy ok. 118 tysięcy mieszkańców, jednak pamiętajmy o bliskości tego miasta z takimi miejscowościami jak Sopot, Gdynia czy Tczew, skąd zapewne również przyjeżdżali ludzie, aby obejrzeć egzekucje). Ci, którzy nie pomieścili się na terenie placu, wchodzili z lornetkami na dachy pobliskich domów oraz na rosnące w pobliżu drzewa, aby móc na własne oczy obejrzeć widowisko. Nad bezpieczeństwem czuwało wojsko i milicja.

Egzekucja. Barkmann, Paradies, Becker, Klaff, Steinhoff (od lewej do prawej)

Egzekucja. Barkmann, Paradies, Becker, Klaff, Steinhoff (od lewej do prawej)

Wreszcie o godzinie 17 z aresztu śledczego na ulicy Kurkowej wyjechało 11 ciężarówek5. Po dosłownie kilku minutach jazdy (oba miejsca są blisko od siebie położone), przez ulicę Kartuską i Pohulankę, dotarły one na miejsce. Zdjęto plandeki z ciężarówek, po czym każda podjechała pod wyznaczone stanowisko z szubienicą. W każdym samochodzie znajdowali się: jedna ze skazanych osób, żołnierz uzbrojony w karabin oraz osoba będąca w przeszłości więźniem (lub więźniarką) obozu Stutthof. Osoby te były ubrane w charakterystyczne obozowe „pasiaki” i miały za zadanie nałożenie pętli na szyję skazanego. Gdy przy ciężarówkach zebrał się tłum gapiów, skandowano różne hasła i okrzyki (jak pewnie można się domyśleć, nie przytoczę tu żadnego z nich, gdyż zostałoby ono przez recenzenta ocenzurowane). Skazańcy wieszani byli pojedynczo. Procedura polegała na włączeniu silnika ciężarówki i odjechaniu kilku metrów tak, aby osoba uwiązana zsunęła się z niej i zawisła. Według lekarzy zajmujących się tamtejszą egzekucją, skazaniec umierał w ten sposób średnio przez 12 minut. Odstępy pomiędzy egzekucjami trwały 20 minut, przez co każdy z oczekujących na wykonanie wyroku, mógł widzieć jak męczy się poprzednik.

Gdy przyszła kolej na Wandę Klaff, okazało się że ciężarówka ma problemy z uruchomieniem silnika. Ostatecznie została zepchnięta z ciężarówki przez byłą więźniarkę Stutthof towarzyszącą jej na platformie samochodu. Zachowało się zdjęcie, na którym widać, jak to robi z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.

Po zakończeniu widowiska tłum pragnął ruszyć na zwłoki, aby je rozszarpać, jednak w porę zainterweniowały ówczesne siły porządkowe. Wszystkie ciała zostały zabrane do Gdańskiej Akademii Medycznej, gdzie służyły jako materiał poglądowy dla studentów. Była to jedna z ostatnich publicznych egzekucji w Polsce.

Dziś już mało kto pamięta tamtą egzekucję. Na miejscu, gdzie zawisły nadzorczynie, stoi dziś biurowiec i trwa budowa bloku mieszkalnego. Znaczna większość podobozów Stutthof została wyburzona, a na ich miejscach postawione zostały pamiątkowe pomniki. Główny obóz we wsi Sztutowo służy do dziś jako muzeum, które można zwiedzać. W mieszczącej się na jego terenie sali kinowej wyświetlane są za pomocą starego projektora dwa filmy dokumentalne. Jeden z nich opowiada o śledztwie i procesie w gdańskim sądzie. Jest w nim również drobna wzmianka o pięciu nadzorczyniach.

  1. K. Dunin – Wąsowicz, Obóz Koncentracyjny Stutthof, Gdańsk 1970, s. 253. []
  2. T. Żuroch – Piechowski, Śmierć widziana na żywo, Uważam Rze Historia, maj 2013. []
  3. K. Dunin – Wąsowicz, Stutthof, Gdańsk 1968, s. 68. []
  4. T. Żuroch – Piechowski, op. cit. []
  5. Zdjęcia: http://www.geocities.ws/epjacobs4/biskupiae.htm []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

50 komentarzy

  1. daria pisze:

    Problem SS Aufseherinn w niemieckich obozach koncentracyjnych jest bardziej złożony niż się wydaje. Moim zdaniem, nie należy bezwzględnie oceniać tych kobiet bez analizy motywów ich postępowania. Oczywiście nie staje w ich obronie, ale prześledziłam wiele dokumentów archiwalnych na ich temat i mogę śmiało powiedzieć, że nie należy generalizować wszystkich nadzorczyń. Stwierdzeni :„w swoich metodach były bardziej perfidne i bezlitosne niż SS-mani” dotyczy zaledwie kilku aufseherek, na pewno nie wszystkich.

    • ola pisze:

      Zatem niech będzie „w swoich metodach równie perfidne i bezlitosne jak SS-mani”. Moim zdaniem nie ma znaczenia kto karał bardziej dotkliwie, kto mniej, kto zamordował kilkoro dzieci, a kto setki. Dla mnie wszyscy są współodpowiedzialni i równie winni.

      • 875s7365783 pisze:

        >wszyscy są współodpowiedzialni i równie winni

        czyli hitlera oceniasz tak samo jak dajmy na to prostego robotnika w fabryce amunicji? mam nadzieje, ze nie jestes historkiem 😉

        • żabińska pisze:

          pokażcie mi jednego którego zabił hitler z premedytacją jak robili to ci co bez smalcu wchodzili do dupska i na piedestał chcieli wejść. Jest różnica

    • ricco2008 pisze:

      Sorry,nie jestem z tamtej daty wiec moj osad moze byc malo obiektywny ale kobieto wczuj sie w te postacie mordowanych meczonych torturowanych usmiercanych dla zabawy,zasady /2 dziennie/ i gdyby Ciebie osobiscie to dotknelo mysle i rozumie chyba jako Normalny Rodak - sama i swymi rekoma,wrecz b.szybko spychala te aufseherke z platformy ciezarowki by za moment nie odroczono badz zamieniono wyrok.....!!!!!
      Zero sentymentu i fala przeogromnej radosci wypelnilaby Twoj umysl za dokonanie tego czynu !!!
      Nie wolno miec uczucia sentymentu,wspolczucia czy odrobiny zrozumienia dla tego rodzaju oprawczyn !!!!
      Zobaczcie film WOLYN - posluchajcie tych ostatnich zyjacych w tym okresie naocznych swiadkow by chociaz drobinke poczuc en klimat........ !!!
      i co sentyment wspolczucie zrozumienie dla tej dziczy oprawcow siepaczy uon tryzuba macie ?????
      Ja nie i od chwili obejrzenia owego filmu jak i relacji p.Hermaszewskiego, tez kompozytora ktorego Dziadkow tak poszlachtowano, tez innych osob nabralem takiej niecheci
      wstretu odrazy wrecz nienawisci do tej nacji ukrainskiej chociaz z mej najblizszej rodziny nikt nie ucierpial......
      Mam prawo tak sadzic i uwaam slusznie - mniemam ze to jest niewybaczalne bez wzgledu kiedy i w jakich okolicznosciach dziala sie !!!!!

    • mac pisze:

      własnie że nalezy bezwzględnie oceniać

  2. jola pisze:

    była w tym obozie , widok potworny

  3. MateoMi pisze:

    Egzekucja jak w średniowieczu.

    • Anonymous pisze:

      Nie tylko w średniowieczu ale i w innych epokach. Kara jak najbardziej sprawiedliwa. Za szczególne okrucieństwo w stosunku do podopiecznych. Dziś mordercy nie są karani sprawiedliwie i to jest błąd.
      Któryś ze skazanych dostał kilka lat, czy dlatego, że nie był okrutny bardziej niż mu nakazywano?

  4. Przemysław pisze:

    Jest zszokowany powyższym postem „nie należy bezwzględnie oceniać tych kobiet bez analizy motywów ich postępowania”, tym bardziej że z artykułu jasno jest wyprowadzone że zgłoszenie było dobrowolne, a całkowitym bezsensem jest twierdzenie że rekrutowały się one do „pilnowania więźniów”. Podchdzę do tej sprawy niezwykle emocjonalnie ponieważ w tym bozie zginął mój pradziadek i jego dwóch braci. Nie można podchodzić do tych spraw z tak dużą toleracją, skutki które wywołał ten obóz są odczuwalne w moje rodzinie do dziś, mówi tu nie tylko o emocjanalnych sprawach ale również prawnych. Jestem w pełni przekonany o słuszność kar jakie zostały wymierzone, ponieważ został w nich zawarty element sprawiedliwości społecznej i emocjonalnej, szeczegółnie więźniów którzy mieli szansę dotrwać końca tego straszngo miejsca. Chodź sprawa tych oprawczyń nie dotyczy bezpośrednio mojej rodziny to jest bardzo wdzięczny za zamieszczenie tego artykułu.

    • marzena pisze:

      sądzę ze chodziło o to ze nigdy nie można wykluczyć ze były kobiety które nie wiedziały co tam się dzieje i nie orientowały się na co się piszą, myślały ze to po prostu praca. ludzie nie do końca byli świadomi mydlono im oczy. niektórzy byli po prostu za głupi żeby pojac co sie tak na prawdę dzieje. jednak moim zdaniem kazda z kobiet obojetnie ile tam spedziła była w 100% winna od pierwszej chwili gdy sie zdecydowała gdy zrozumiała o co w tym chodzi i co ma robic

      • Przemysław pisze:

        Mógłbym przująć podobną argumentację gdyby chodziło o obozy zakładane przez niemców dla niemców sprzed 1939, doskonale wiemy że takie funkcjonowały w III Rzeszy i były narzędziem represji politycznej. Natomiast gdy chodzi o te zakładane po IX 1939 roku to jest w pełni przekonany że ich obsługa, a w szczególności cywilna byla pewna w 100% do jakiej pracy się rkrutuje, zwłaszcza że były prowadzone do tego kursy przygotowawcze. Wina w 100% zawiniona i słusznie ukarana, szkoda tylko że w tak małych procentach odnośnie do całej skali zjawiska.

  5. daria pisze:

    Może źle się wyraziłam chdzi mi o motywy jakimi kierowali się decydując się na służbę w obozach. Oczywiście niektóre kobiety podejmował świadomie decyzje o wstąpieniu do służby obozowej, jednak większość zwerbowana została przez urząd pracy, bądź tez zmuszała je do tego sytuacja ( maż na froncie, samotna matka z dziećmi bez środków do życia)

  6. Krzysztof pisze:

    Mój Dziadek, podobnie jak jego kuzyn był w tym obozie. Z kilkunastu (kilkudziesięciu) mężczyzn zabranych ze wsi Zaborowo, wrócili chyba tylko oni. Zmarł w latach osiemdziesiątych, ale to co tam przeżył zostawiło na nim trwały ślad. Jedną z historii którą słyszałem od swojego ojca a była opowiedziana przez dziadka, była sprawa zabłąkanego (?) samolotu, nie wiem jakich barw, który ostrzelał pomieszczenia stajenne, co spowodowało wydostanie się koni. Jedno ze zwierząt zostało zabite, a więźniowie, pomimo spadających jeszcze pocisków, gołymi rękami „podzielili” mięso. Zostały kopyta i ogon które też szybko zniknęły. To wydarzenie miało miejsce, z tego co kojarzę, wkrótce przed wyzwoleniem obozu.

  7. Lech pisze:

    Egzekucja publiczna zapewne wzięta jest z dawnych czasów, nie mniej dawała ówczesnym Polakom poczucie stabilizacji oraz poczucie bezpieczeństwa po okresie rządów hitlerowskich Niemiec. Wg mnie, nie ma wytłumaczenia dla zbrodni dokonanych przez te Kobiety. Otrzymały od życia to, na co zapracowały z pełną świadomością.

  8. Marcin C. pisze:

    Motyw tej publicznej egzekucji, budzi największą ciekawość. Ludzie, chyba potrzebowali po ciężkich latach wojny, chwili wytchnienia i poczucia działającej sprawiedliwości. Osoby skazane, zatrudniając się w zawodzie „nadzorczyni” doskonale wiedziały na co się piszą i co będą robić. W końcu - jak można wyczytać - rozpoczęły prace, w ostatnich latach wojny tak więc doskonale wiedziały co robią. Historia, opisana w bardzo wyrazisty i nie nużący sposób za co należą się słowa uznania dla autora. Osobiście czekam na kolejne tego typu historie.

    • Andrzej pisze:

      Czy rzeczywiście te panie doskonale wiedziały co będą robiły, to można by polemizować. W końcu - nie tylko w dzisiejszych czasach - propaganda medialna działała na wysokim poziomie. Ogłoszenia mogły być ciekawe, a czytając je młode, ambitne dziewczyny mogły sobie ubzdurać różne rzeczy. Co wcale oczywiście nie zwalnia ich w żadnym stopniu od odpowiedzialności za swoje czyny. Kare poniosły słuszną.

  9. Marcin C. pisze:

    Andrzej, jeśli zatrudniałyby się one przed wojną, w czasach gdy tego typu obozy pracy raczkowały w Niemczech, to byłbym w stanie sobie to wyobrazić. Natomiast - jak wynika z tekstu - one wszystkie zatrudniły się pod koniec wojny, także wiedziały dobrze z czym to się je 🙂 Pozdrawiam

  10. Mirek pisze:

    Zastanawianie się czy wiedziały di jakiej pracy idą czy nie jest śmieszne bo nawet jeśli nie wiedziały to na miejscu się już dowiedziały. Autorka książki i scenariusza filmu Pasażerka(spotkanie nadzorczyni i ofiary po wojnie) Zofia Posmysz w wywiadach opowiada że podczas swojego pobytu w Ravensbruck i Auschwitz widziała wiele nadzorczyń sadystek jak Mandel czy Grese które dla przyjemności dzień w dzień maltretowały więźniów, przeciętnych które pilnowały regulaminu i jeżli nikt nie robił nic złego to były ok ale także jak sama pisze osoby które nie wiadomo jak się tam znalazły bo były całkowicie w porządku do więźniów a jej nadzorczyni Anneliese Franz nawet zwracała się do więźniarek per pani. Wracając to początku to gdyby dziewczyny tam trafiały nawet z niewiedzy i musiały być okrutne bo na przykład stał nad nimi ss man to oczywiście musiałyby to robić i należałoby je uniewinnić ale gdyby tak było to okrutne były by wszystkie co do jednej. Jeżeli jak mówi pani Posmysz oprócz sadystek były też obojętne a nawet dobre to oznacza że jeżeli nawet nie wiedziały wcześniej co to za praca to już na miejscu miały wolną rękę jaką drogę wybrać tak jak ich inne koleżanki chociażby wspomniana Franz której Niemcy za to że nie biła nic nie zrobili.Ale te wybrały własnej woli rolę sadystek więc nie można stawiać pytania czy wiedziały ?

  11. Artur pisze:

    Wydaje mi się że w tekście jest błąd. Obóz koncentracyjny w Stutthofie w okresie swojej działalności nigdy nie był na terenie Polski.

    • elf pisze:

      --- masz rację- to był obszar Wolnego Miasta Gdańsk - obóz powstał we wrześniu 1939, wcześniej byl tam zakład opiekuńczy dla starców--

  12. Sylwia pisze:

    Okrutna historia

  13. Michał pisze:

    Dziękuję za naprawdę ciekawy artykuł. Proszę jednak o uważniejsze stosowanie terminu „obóz zagłady” - gdyż we wstępie pojawia się zdanie: „Służył on do masowej eksterminacji ludności, a pracujący na jego terenie niemiecki personel nie odstawał poziomem okrucieństwa od personelu innych niemieckich obozów zagłady.” co nie odpowiada prawdzie.

    KL Stutthof był obozem koncentracyjnym i jego głównym celem było wykorzystanie niewolniczej pracy więźniów dla celów Rzeszy. To, że w trakcie działania obozu (wraz z filiami)zginęło ok. 65 tys. ludzi (w tym ok. 23 tys. podczas ewakuacji obozu) to w większości efekt wyczerpania / śmierci głodowej, a nie planowego mordu.

    Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w obozach zagłady (vide: Treblinka II, Bełżec, Chełmno ), gdzie ludzie, głównie Żydzi, byli przywożeni w celu eksterminacji. Obozy zagłady były rzeczywiście „fabrykami śmierci” - nie miały one innych celów niż masowe zabijanie.

  14. rysiu pisze:

    Poprostu chciały zarobić, były słabe uległy zaczęło ich to kręcić, ale były tylko narzędziem pracy, dlatego trudno je oceniać

  15. Miras pisze:

    obóz Stutthof nie był założony na terytorium Polski. Autor jest lekko niedouczony. Obóz powstał 2.09.1939 na terenie WMG. Wolne Miasto Gdańsk zostało włączone do Rzeszy 8 października 1939. W momencie wyzwalania obozu ziemie nadal były ziemiami niemieckimi a zatem zawarta we wstępie informacja że „Obóz ten był pierwszym, a zarazem najdłużej działającym tego typu obiektem położonym na terenie Polski” jest nieprawdziwa. Obozami założonymi na terytorium Polski były obozy w Oświęcimiu-Brzezince, Treblinka, Bełżec, Majdanek, Sobibór, Chełmno nad Nerem i pomniejsze.

  16. Al pisze:

    A co to byłe te „aufrezjerki”? Czy autor w ogóle przeczytał jakieś dokumenty po niemiecku? Może mu się z fryzjerkami pomyliło?

    • Edwin pisze:

      Masz rację Al - skoro autor użył pojęcia „aufrezjerki” to znaczy że nigdy w życiu nie przeczytał żadnego dokumentu po niemiecku....

      • Komar pisze:

        Niewątpliwie zarówno Al, jak i Edwin mają bogate doświadczenie w czytaniu dokumentów napisanych w języku niemieckim, ale na pewno nie przeczytali ani jednej książki wspomnieniowej napisanej przez byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Więźniowie posługiwali się spolszczonymi określeniami niemieckimi, na przykład „zugangi” - nowi więźniowie ze świeżo przybyłego transportu, czy „heftlingi” - starzy więźniowie. Również „aufzejerki” ma ten źródłosłów.

    • oooo pisze:

      Aufzejerki jeśli już

  17. Joanna pisze:

    Jenny-Wanda Barkmann urodziła się 31 października 1922 roku w Gdańsku (nie wiem, skąd ten Hamburg się wziął), informację można zdobyć w Muzeum Stutthof.

  18. Magda pisze:

    Byłam, widziałam to się nie da ogarnąć ludzkim rozumem

  19. Amicus pisze:

    „Zaraz po aresztowaniu wszystkich dziewcząt” - według autora, kobiety, które więźniarki rozbierały zimą do naga i polewały wodą podczas apelu to dziewczęta?

    „Reakcje dziewczyn bywały różne” - znowu to samo, kanalie, które lały i torturowały godzinami więźniarki to dziewczyny?

    Czytamy dalej, że egzekucja tych kanalii to wedle autora „impreza masowa” - czyli głupi, ciemny lud nawet nie umiał cywilizacyjnie obejść z dziewczętami?

    „skandowano różne hasła i okrzyki (jak pewnie można się domyśleć, nie przytoczę tu żadnego z nich, gdyż zostałoby ono przez recenzenta ocenzurowane)” - znowu ciemny lud nie potrafił godnie ocenić „dziewcząt”?

    „Ostatecznie została zepchnięta z ciężarówki przez byłą więźniarkę Stutthof towarzyszącą jej na platformie samochodu. Zachowało się zdjęcie, na którym widać, jak to robi z wyraźnym zadowoleniem na twarzy” - czyli więźniarka to sadystka a dozorczyni z obozu to ofiara?

    Coś obrzydliwego, to jest jeden z najbardziej obrzydliwych moralnie tekstów o II wojnie światowej jaki czytałem w życiu. Obrzydliwe, po prostu wstrętne. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś Pańskie życie też tak zakłamie.

    • Andrew pisze:

      Jak widać każdy widzi to co chce widzieć. W artykule nie napisano nigdzie, że osoby będące na tej egzekucji to - tak jak napisałeś - głupi ciemny lud. Powiem więcej, autor praktycznie nie zawarł żadnej własnej oceny tych zdarzeń, a jedynie opisał ich przebieg. No ale jak dla Ciebie słowo impreza masowa kojarzy się tylko z głupim i ciemnym ludem to tylko pozostaje współczuć...

    • Darek pisze:

      Jak widać, zawsze musi się trafić jakiś „Janusz Historii” który się będzie czepiał drobnostek typu „dziewczyny” „impreza masowa” „uśmiech na twarzy ”itd....żenada

  20. Nemezis pisze:

    dobrze tak tym sukom esesmańskim za te wszystkie zbrodnie których dokonały w obozach.

  21. shiralex pisze:

    ci którym nie podoba się opis tego wszystkiego wystarczy sobie wyobrazić żonę siostrę czy córkę ze związanymi nogami podczas porodu !!!!!! albo na mrozie stojące i oblewane woda wiele godzin a czasem nie dożywające rana i wiele wiele innych tortur wymyślanych przez te ” dziewczęta ” właśnie one były najgorsze sadystycznie jak dla mnie za mała kara powinni oni wszyscy doświadczyć wszystkich swoich tortur na sobie raz po raz a dlatego ze one to robiły dla swojej sadystycznej satysfakcji . kto tego nie rozumie chyba nie jest istota ludzka

    • elf pisze:

      kobiety w ciąży - więźniarki przesyłano do obozu w Potulicach, w Stutthofie nie było izby porodowej - wiem to od kobiet, która w kwietni 1944 przywieziona w ciązy do KLS - na porób przewieziono do Potulic k. Nakła

  22. Bilbo pisze:

    Ten, kto nie doświadczył obozu koncentracyjnego, pewnie do końca nigdy nie zrozumie tamtego bestialstwa.

  23. ted. pisze:

    Dobrze że zdechły w taki sposób, bo to nie były ludzkie istoty tylko zmutowane niemieckie bestie.

  24. piotr pisze:

    Potwory zdechły !! A bólu i płaczu nie uciszy nic, nigdy !!

  25. tomek pisze:

    Wydaje mi sie ze gdyby powiesili samych facetow to nikt by ich nie zalowal. Ale ze sa to kobiety i wygladaly nie najgorzej to wszyscy je zaluja.

    Napewno niema sie z czego cieszyc bo to dramat , punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia , siedzimy w wygodnych fotelach temat nas besposrednio nie dotyczy i dzieli nas kilkadziesiat lat. Tamci ludzie stracili najblizszych ktorych kochali i daleko im bylo do wybaczania.

  26. Ali pisze:

    Jeden mały fakt:

    Stutthof NIGDY NIE BYŁ obozem na „ZIEMIACH POLSKICH”.
    Sztutowo należy do tzw Ziem odzyskanych (przed 1WŚ należało do Prus, a w okresie międzywojennym, do „Wolnego Miasta Gdańsk” - nota bene włączonego do Prus w ’39).
    Tak więc w kwestii tego obozu, poprawna terminologia brzmi Niemiecki Obóz Koncentracyjny w Prusach Wschodnich, a nie „na ziemiach polskich”.

    • Ali pisze:

      Odrębną sprawą natomiast są moja opinia, po przeczytaniu tej publikacji.
      Z opisu sytuacji wynika, że „ludnośc cywilna”, była generalnie w podobnym stopniu zdziczała, co te dziewczyny.
      Piknik na egzekucji, spęd 200 tys. osób, wata cukrowa... rzygać się człowiekowi chce.
      Żadna to była „sprawiedliwość”, to był zwykły odwet i jedne hieny mordowały po prostu inne hieny.

      • Bilbo pisze:

        Rozumiem, że hieny w postaci ludności cywilnej miały na swoim koncie tysiące zamordowanych i zadręczonych ofiar, jak nadzorczynie KL Stutthof?
        Owszem, może nas obecnie szokować ówczesna atmosfera egzekucji, ale taka była rzeczywistość, i tyle.

    • Komar pisze:

      Ali prezentuje nam niemiecką wersję historii, która w istotny sposób różni się od prawdy historycznej.
      Sztutowo leży na historycznym obszarze Pomorza Gdańskiego, które było we władaniu Niemiec w latach 1772 (od I rozbioru) do 1945 roku, a wcześniej - w czasach Zakonu Krzyżackiego. Po wojnie 13-letniej, na mocy Pokoju Toruńskiego (rok 1466) Sztutowo wraz z Pomorzem Gdańskim zostało przyłączone do Polski. Pod administracją niemiecką Sztutowo znajdowało się na terenie Prus Zachodnich, a w latach 1939 - 1945, po zlikwidowaniu odrębnego statusu WMG - wraz z całym obszarem Wolnego Miasta Gdańska znalazło się w okręgu Gdańsk - Prusy Zachodnie. Zatem Sztutowo nigdy nie leżało na terytorium geograficznym i historycznym Prus Wschodnich.

  27. piotr pisze:

    wszyscy niemcy ponoszą wine to oni głosowali na bandytowto oni podnosili prawa lape w geście powitania to oni wieszali portrety swoich zbrodniarzy-przywodcow to oni przyjmowali dobra zrabowane w Polsce to oni pluli na polskich jencow i wiezniow prowadzonych do obozow, niewiedza o czyms nie zwalnia od odpowiedzialności , to może być przestroga dla obecnych pokoleń, za wszystko trzeba placic

  28. Bilbo pisze:

    Owszem, naród niemiecki ponosi pełną winę za zbrodnie reżimu hitlerowskiego III Rzeszy, w odróżnieniu od rzekomych win narodu polskiego za mordy na Żydach podczas II wojny światowej. W tym przypadku należy mówić o grupach lub jednostkach, ale na pewno nie narodzie polskim.

  29. Jerzy pisze:

    Mój Dziadek Franciszek Baranowski tam zginął bo zachorował na zapalenie płuc a na izbie chorych leczono Go tylko aspiryną szwajcarską firmy Bayer. Jego syn a mój Wujek Czesław Baranowski uciekł z Marszu Śmierci i dotarł do zabudowań w miejscowości Zblewo i po pół roku tam przebywania u rolnika dotarł do domu.Później był maszynistą pociągów osobowych w Dyrekcji Warszawskiej a później towarowych w Dyrekcji Śląskiej ciągnąc węgiel ze Śląska do portów.

    • Jerzy pisze:

      Poszukuję potomków rodziny rolników ze Zblewa którzy przetrzymywali w swoim gospodarstwie Czesława Baranowskiego przez pół roku po Jego ucieczce z Marszu Śmierci w lutym 1945r. Może ktoś odezwie się i będzie pamiętał nazwisko mojego Wujka aby podziękować całej rodzinie za dobre Ich Serce. Bardzo bym prosił o kontakt.

Odpowiedz