Czerwone życiorysy


Choć oficjalnie byli szefami PPR i PZPR w województwie gdańskim, w rzeczywistości znaczyli więcej niż wojewodowie i  prezydenci Gdańska razem wzięci. Ich partia po dyktatorsku rządziła Polską przez ponad cztery dziesięciolecia, a podejmowane przez nich decyzje wpływały na życie setek tysięcy mieszkańców Wybrzeża. Mimo że do niedawna współtworzyli najnowszą historię naszego kraju, dziś są zupełnie zapomniani. Wyjątek stanowią dwie osoby: Stanisław Kociołek i Tadeusz Fiszbach. Pierwszy przeszedł do historii jako pamiętny „kat Trójmiasta” z Grudnia ’70, a drugi jako sygnatariusz Porozumień Gdańskich z Sierpnia ’80. Ich losy to jednak materiał na osobną publikację.

Spadochroniarze

Mało kto pamięta, że w latach 1945–1990 gdańskim Komitetem Wojewódzkim Polskiej Partii Robotniczej (od grudnia 1948 r. Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) kierowało aż piętnastu pierwszych sekretarzy. Byli to kolejno: Janina Kowalska (1945), Włodzimierz Melzacki (1945), Władysław Dworakowski (1945–1947), Stanisław Januszewski (1947–1948), Witold Konopka (1948–1950), Czesław Domagała (1950–1951), Jan Trusz (1951–1956), Józef Machno (1956–1960), Jan Ptasiński (1960–1967), Stanisław Kociołek (1967–1970), Alojzy Karkoszka (1970–1971), Tadeusz Bejm (1971–1975), Tadeusz Fiszbach (1975–1982), Stanisław Bejger (1982–1988) i Marek Hołdakowski (1988–1980).

W tym samym czasie w Komitecie Centralnym zasiadało tylko siedmiu pierwszych sekretarzy. Tak częste roszady „w terenie” sugerują, że mógł to być element celowej polityki partii. Niewykluczone, że centralne kierownictwo starało się w ten sposób ograniczyć pozycję lokalnych dygnitarzy, aby nie dopuścić do ich zasiedzenia, a co za tym idzie do nadmiernego usamodzielnienia. Potwierdza to fakt, że większość z nich nie miała żadnych związków z Wybrzeżem, zawdzięczając swoje  stanowisko wyłącznie decyzji KC.

 Partyjni janczarzy

Lata 1945–1956 to okres wyjątkowy w dziejach tzw. Polski Ludowej, a także w historii Gdańska. Do roku 1956 gdańską partią kierowało siedmioro pierwszych sekretarzy. Byli to bez wyjątku przedwojenni komuniści, mający za sobą aresztowania a nawet długoletnie wyroki więzienia za wywrotową działalność przeciwko niepodległemu państwu polskiemu. Ludzie ci nierzadko legitymowali się zaledwie podstawowym wykształceniem. Za to pod względem narodowościowym była to prawdziwa międzynarodówka: troje Żydów (Janina Kowalska, Stanisław Januszewski, Witold Konopka), dwóch Polaków (Władysław Dworakowski, Czesław Domagała), jeden Ukrainiec (Jan Trusz) i jeden pół-Rosjanin (Włodzimierz Melzacki).

„Niepolscy towarzysze„ obsadzili też inne kluczowe stanowiska na Wybrzeżu. Wśród  czołowych prominentów znaleźli się: Rosjanin Anatol Zbarski (wicewojewoda gdański w latach 1945–1946), Niemiec Artur Ritter-Jastrzębski (szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1947–1948), pół-Bułgar i pół-Rosjanin Wsiewołod Wołczew (przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego ZMP w latach 1952–1953) oraz Ukrainiec Bazyli Hołod (kierownik wydziału KW w latach 1947–1950). Wpływowymi osobistościami w komunistycznym establishmencie byli również Żydzi: Jacek Groszkiewicz (drugi sekretarz KW w latach 1945–1946 i redaktor naczelny ”Głosu Wybrzeża” w latach 1946–1950), Józef Jurkowski (szef WUBP w latach 1948–1950), Mieczysław Konwizor (komendant wojewódzki MO w latach 1945–1946), Jadwiga Kościowa (dyrektor Wojewódzkiej Szkoły Partyjnej w latach 1950–1956 i wiceprzewodnicząca Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej w latach 1956–1962), Eliasz Koton (kierownik Wojewódzkiego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego w 1956 r.) oraz Henryk Winter (sekretarz ekonomiczny KW w latach 1956–1965).

Tak liczna obecność przedstawicieli mniejszości narodowych w strukturach nowej władzy dowodziła, że komunizm – przynajmniej do Października ’56, gdy wielu Polaków uwierzyło w tzw. polską drogę do socjalizmu – nie był akceptowany przez większość polskiego społeczeństwa. W pierwszej dekadzie Polski Ludowej partia komunistyczna trzymała się przy władzy niemal wyłącznie dzięki pomocy Armii Czerwonej. Podporę komunizmu stanowiły również oddziały KBW i LWP a także terror UB i wsparcie ze strony partyjnych janczarów sprowadzonym ze Związku Sowieckiego.

Z czasem sytuacja ta stała się kłopotliwa dla polskich komunistów i – aby nie narażać się na dalsze oskarżenia o oderwanie od społeczeństwa i wysługiwanie się „obcym„ – zaczęli oni po cichu odsuwać swoich „niepolskich„ współtowarzyszy na mniej widoczne stanowiska. Celował w tym Gomułka, który już w grudniu 1944 r. pisał do Komitetu Warszawskiego PPR: ”Musicie zbudować Komitet Warszawski z polskich, miejscowych towarzyszy. Muszę Wam podkreślić, że szczególnie niemile widziani są towarzysze żydowscy, którzy nie pracowali w kraju w okresie okupacji. Mimo znacznej wartości, jaką oni przedstawiają od strony wyrobienia politycznego, nie możemy stawiać ich na zbyt eksponowane posterunki partyjne. Mogą i powinni oni służyć radą i doświadczeniem towarzyszom polskim”.

W efekcie, część żydowskich komunistów zaczęła dla niepoznaki obejmować funkcje drugich sekretarzy komitetów wojewódzkich. Było tak nie tylko w Gdańsku, gdzie bardzo wpływową postacią okazał się wspomniany Jacek Groszkiewicz. W Poznaniu analogiczną funkcję pełniła Maria Kamińska, a w Rzeszowie Józef Kapliński. Na obecnym etapie badań historycznych trudno określić skalę tego zjawiska. Z wyliczeń Mirosława Szumiły wynika natomiast, że wśród pierwszych sekretarzy wszystkich Komitetów Wojewódzkich PPR znalazło się 18 proc. osób pochodzenia żydowskiego. Jednocześnie wśród kierowników i zastępców kierowników wydziałów Komitetu Centralnego było aż 48 proc. Żydów. Było to zgodne z zaleceniami Gomułki, bo w KC pracowali oni w zaciszu swoich gabinetów, nie stykając się bezpośrednio ani z szeregowymi członkami partii, ani ze zwykłymi obywatelami. Po Październiku ’56 gdańską partią kierowali już wyłącznie komuniści polskiego pochodzenia.

Agenci i politrucy

Wbrew obiegowej opinii o nie rejestrowaniu przez bezpiekę działaczy partyjnych w charakterze tajnych współpracowników, gdańskich sekretarzy nader często łączyły bliskie związki ze służbami specjalnymi PRL. Z zachowanych dokumentów wynika, że Stanisław Bejger był długoletnim współpracownikiem wywiadu wojskowego, a Włodzimierz Melzacki, Alojzy Karkoszka i Tadeusz Bejm w młodości współpracowali z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego. Władysław Dworakowski i Jan Ptasiński na różnych etapach swojej kariery sami zaś pełnili wysokie funkcje w strukturach komunistycznej bezpieki. Z resortem bezpieczeństwa związani byli też niektórzy krewni gdańskich sekretarzy. Funkcjonariuszami bezpieki byli na przykład bracia Domagały, Dworakowskiego i Melzackiego.

Osobny temat stanowią oficjalne i nieoficjalne relacje gdańskich sekretarzy z sowieckimi służbami specjalnymi. Domagała i Trusz wspominali w swoich życiorysach, że podczas II wojny światowej utrzymywali kontakty – a nawet pewne formy współpracy – z NKWD i NKGB. Z kolei Ptasiński pisze na kartach własnego dziennika, że łączyły go bliskie – a czasem nawet przyjacielskie – stosunki z wysokimi rangą oficerami KGB. Dla odmiany były rezydent KGB w Polsce Witalij Pawłow niezwykle ciepło wspominał w swoich pamiętnikach Kociołka, który – według jego relacji – miał omawiać z nim aktualną sytuację polityczną i dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Niestety z powodu ograniczonego przez władze Federacji Rosyjskiej dostępu do archiwów postsowieckich temat ten pozostaje właściwie niezbadany.

Na zakończenie warto wspomnieć, że aż co trzeci z gdańskich sekretarzy na pewnym etapie swojej kariery pełnił funkcję oficera politycznego w „ludowym” Wojsku Polskim. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych politrukami byli: Włodzimierz Melzacki, Witold Konopka, Czesław Domagała, Józef Machno i Alojzy Karkoszka. Przykłady te wymownie ilustrują funkcjonujące przez cały okres istnienia PRL wzajemne przenikanie się trzech podstawowych filarów władzy komunistycznej, tj. partii, wojska i bezpieki.

***

Strona tytułowa książki pt. "Zapomniani dygnitarze. Pierwsi sekretarze Komitetu Wojewódzkiego PPR/PZPR w Gdańsku w latach 1945-1990. Szkice biograficzne"

Strona tytułowa książki pt. „Zapomniani dygnitarze. Pierwsi sekretarze Komitetu Wojewódzkiego PPR/PZPR w Gdańsku w latach 1945-1990. Szkice biograficzne”

Więcej informacji na ten temat znaleźć można w najnowszej książce Piotra Brzezińskiego „Zapomniani dygnitarze. Pierwsi sekretarze Komitetu Wojewódzkiego PPR/PZPR w Gdańsku w latach 1945–1990. Szkice biograficzne” (Gdańsk 2013). Publikację można nabyć w siedzibie gdańskiego Oddziału IPN przy ulicy Polanki 124  lub zamówić telefonicznie pod numerem 882 080 940.    

Autor jest historykiem, pracownikiem naukowym gdańskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, współautorem albumu „Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni„ (Gdynia 2010) i redaktorem zbioru artykułów ”Stan wojenny na Pomorzu Nadwiślańskim (1981–1983). Szkice historyczne” (Gdańsk 2012).

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

5 komentarzy

  1. miro pisze:

    Świetnie napisana książka. Gorąco polecam!

  2. Zafrasowany pisze:

    Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta, ten to będzie na wieki zapamiętany.

    Czy wśród I Sekretarzy znalazły się także pozytywne postacie jak na tamte czasy?

    Np. w Katowicach żywa jest legenda Jerzego Ziętka.

  3. Piotrek pisze:

    Kolejna mania szukania „nie-Polaków”. Na Pomorzu sytuacja narodowościowa była znacznie ciekawsze niż takim Lublinie. To jedno - wtóre - jak można określać narodowości, w kraju, który ledwie 30 kilka lat wcześniej nie istniał, a gość mieszkający w Toruniu (Thorn) bez problemu mógł się „wżenić” w rodzinę niemiecką spod Wrocławia (Breslau), Krakus miewał rodzinę z okolic Ostravy czy Popradu, o tych z okolic dzisiejszego B-B nie wspominając, zaś Warszawiak z różnych powodów podróżować mógł po sporej części ówczesnego świata granic nie przekraczając...

    • Piotrek pisze:

      No i... wypominanie że ktoś był pół Rosjaninem, to tak samo bez sensu jak stwierdzenie, że mieszkaniec B-B ma rodzinę w Czechach, na Słowacji i na Śląsku (-> Niemcy) oraz w Polsce. Nic nadzwyczajnego...

Zostaw własny komentarz