Winter is coming... czyli popularyzatorskie TOP 5 fantasy


Odwieczny dylemat prawdziwego fana brzmi: czy kiedy ukochana dziedzina kultury, nauki, sportu etc. nagle zaczyna być popularna, to cieszyć się, czy raczej się nie cieszyć? Z jednej strony rozpiera duma, bo oto nasz konik doceniono nareszcie i ujrzano w świetle odpowiednim; wycinający wycinki z gazet, o ile tacy jeszcze istnieją, wycinaliby owe wycinki, radując się niepomiernie, że mają co wycinać. Z drugiej strony – wkradają się w umysł drażniące myśli o profanach, co to tak naprawdę tylko na fali popularności popłynęli wraz z obiektem naszych najdawniejszych studiów i najgłębszych uczuć. Wówczas, gdy pierwszy lepszy w tramwaju powie, iż jest wielkim fanem tegoż zjawiska, ręce zaczynają dziwnie świerzbić, a język aż rwie się do sparafrazowania nieśmiertelnego tekstu Lindy o ubogiej wiedzy naszego adwersarza.

541-gra-o-tron-eddard-stark-1024x576Takich dylematów nie unikają w żadnym razie miłośnicy konwencji fantasy. Choć w wersji polskiej obecna od ok. 30 lat, szerszej publiczności rodzimej nie zawsze kojarzyła się z czymkolwiek. Wydaje się, że dopiero od czasów naszpikowanych efektami megaprodukcji z Hollywood zaczęło cię coś w rodzaju powszechnej edukacji fantastycznej.

Z racji ogólnoludzkiej tendencji do porządkowania, szufladkowania i hierarchizowania najróżniejszych tworów kultury, postanowiłam stworzyć własne TOP 5 filmów, seriali, książek i innych zjawisk cywilizacyjnych, które przyczyniły się do rozpowszechnienia pojęcia fantasy w naszym kraju. Ruszamy, zatem, koniecznie przymrużając oko.

Arnold Schwarzenegger jako Conan Barbarzyńca (1982 r.)

Arnold Schwarzenegger jako Conan Barbarzyńca (1982 r.)

Miejsce 5: Conan

W czasach, kiedy nie było jeszcze powalających na kolana efektów komputerowych, na kolana powalał Conan, raz Barbarzyńca, innym razem Niszczyciel. Powalał dosłownie i w przenośni, gdyż wcielający się w niego Arnold Schwarzenegger predyspozycje do powalania miał zdecydowanie. Opowieść o opalonym mięśniaku, w rękach którego miecz ciążył tyle, co aluminiowy kij od mopa, stała się klasykiem filmowym. A dzięki temu, że jest pozycją spod znaku fantasy (heroic fantasy, ściślej ujmując), konwencja ta zaczęła się z czymś konkretnym kojarzyć, bo z magią i mieczem. Gorący klimat, umięśnione ciało okryte skórzaną zbroją, brutalność scen (jak ta z ugryzionym przez Arnolda sępem), a do tego patos, stary dobry motyw zemsty i świetne walki – oto elementy, kojarzące się z tą produkcją. Człowiek po Conanie poznający fantasy, wrzuciłby pewnie do tego samego worka Czerwoną Sonję i Xenę, wojowniczą księżniczkę. Wyszłoby wówczas, że konwencja dotyczy tylko obszarów pustynno-śródziemnomorskich, a na to wszakże przystać nie można (choćby dla uhonorowania biednego Neda Starka).

Wiedzmin_Andrzej-Sapkowski,images_big,19,978-83-7054-150-7Miejsce 4: Wiedźmin

Polska wiedźminem stoi. Oto nasza duma, towar eksportowy (mnogie zagraniczne tłumaczenia + Barack Obama, któremu nasze dobra narodowe ochoczo wcisnęliśmy). Któż nie słyszał o tej stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego postaci? Może nie każdy wie, co to dokładnie za jeden, ale że wojownik, że miecze i zabijanie, że Żebrowski w długich białych włosach, to już jest cokolwiek kojarzone. Dwa tomy opowiadań i powieści stanowiące pięcioksiąg, stały od dawna na półkach bibliotek szkolnych (oprócz nich i dzieł Tolkiena z fantastyki było tam niewiele), a kolejne wydania wciąż prezentowały się (i prezentują) w księgarniach. Mimo iż wiedźmin przeniesiony na ekran straszył jakością, a nie mieczem, plejada naszych wielkich aktorskich nazwisk zwróciła uwagę na samą fantasy. Co do gier – te, mimo ewidentnie promującej funkcji (na trzecią część „The Witcher„ czeka się tak, jak czekało na najnowszy tytuł ogromnie popularnej serii gier fantasy, ”Dragon Age”), w niniejszym rankingu raczej nie są zbyt istotne. A to z tego powodu, że gracze, szczególnie Ci spod znaku cRPG (computer role-playing game), z fantasy są raczej dobrze obeznani już od dawna.

ZS93YMiejsce 3: Harry Potter

Pokolenie, które teraz znajduje się między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia, wychowywało się na Harrym Potterze, a nawet razem z nim dorastało. Dzieci jednak nie bawiły się w terminologie genologiczne, toteż dla nich były to po prostu książki o Hogwarcie, nie zaś fantasy. Mimo to, szaleństwo potteromanii wyciągnęło magię z niszy; o chłopcu z błyskawicą na czole wiedzieli też dorośli, którzy z zadziwieniem obserwowali swoje pociechy, jak nigdy przyklejone do książek. Starszyzna dowiedziała się o Potterze nie tylko drogą tradycyjnej promocji i podglądactwa swej progenitury, ale i z kościelnych ambon, gdzie Harrym straszono, niczym diabłem wcielonym (czarna czupryna jak piekło, czerwona blizna jak ogień i te szatańskie sztuczki magiczne; dziwne, że heavy metalu nie słuchał). Okazało się, iż na fantasy jest popyt. Wisienką na torcie była zachwycająca efektami seria filmów, która jeszcze wzmocniła immersyjny charakter opowieści o młodym czarodzieju.

graotronMiejsce 2: Pieśń Lodu i Ognia

Telewizja HBO przoduje w emisji wysokobudżetowych seriali. Zastanawiające jest jednak, czy kierownictwo spodziewało się, że wciągnięcie na ekran cyklu powieściowego George’a R. R. Martina okaże się takim sukcesem. „Gra o tron” podbiła serca widzów – co ważne – nie tylko znających dzieła tegoż pisarza, nie tylko wielbicieli konwencji fantasy, ale i całkowitych laików gatunku. Jak wytłumaczyć fenomen serialu, który wprowadził do powszechnego obiegu powiedzenia: „Jarać się jak flota Stannisa„, „Nic nie wiesz, Jonie Snow„, ”Zima nadchodzi” (to ostatnie znalazło się wraz z Nedem Starkiem na obrazku, parodiującym reklamę kolekcji zimowej pewnej sieciówki)? Fakt, w świecie Martina magii nie ma znowuż tak wiele, fabuła to przede wszystkim intrygi i walka rodów o władzę. Historia (choć wykreowana) zamiast elementów fantastycznych. Jednak odbiorców przyciąga coś zupełnie innego, mianowicie niezwykle barwne postaci, nad którymi autor powieści pastwi się tak, iż po jednym z odcinków zalała go fala protestów oburzonych widzów. Mimo to (albo – poniekąd – dzięki temu), serial cieszy się ogromną popularnością i ma rzesze fanów.

wladca-pierscieni-tom-1-3-b-iext12480828Miejsce 1: Władca Pierścieni

Tolkien wielkim pisarzem był. Jednak młodsze pokolenie zna jego uniwersum głównie z zapierającej dech adaptacji, jaką wyreżyserował Peter Jackson. Co świadczy o tym, że przeniesiony na ekrany Władek stał się głosicielem fantasy wśród nieuświadomionych mas? Ano zapytajmy kogoś, na próbę, z czym kojarzy mu się elf. Bardzo możliwe, że nie opisze małego skrzata ze skrzydełkami i szpiczastą czapeczką, lecz powie coś na kształt: „Taki jak Legolas, z łuku strzela„. To przez Tolkiena w książkach, filmach i grach fantasy spotykamy plejadę głównych ras, takich jak elfy, krasnoludy (Mistrz napisałby: krasnoludowie), orki itd. Kinowy „Władca Pierścieni” nie tylko robił furorę efektami w czasach, kiedy nie był to bynajmniej standard, ale dziś, po ponad dekadzie od premiery, nadal zachwyca zdjęciami, grą aktorską, charakteryzacją. Trylogia niemal w ogóle się nie zestarzała (i wciąż można ją znaleźć na sklepowych półkach z DVD po cenach niewskazujących na datę produkcji). Mniej więcej dwa razy w roku polskie telewizje chwalą się emisją Władka, a internet ugina się pod naporem memów, demotywatorów, parodii i przeróbek. „They’re taking the hobbits to Isengard” – niewinny tekst, wypowiedziany przez Legolasa, stał się prawdziwym przebojem, gdy go zmiksowano i dodano muzykę. Nie wspominając już o filmiku „Trolling Saruman”, arcydziele absurdalno-czarnego humoru, czy słynnym „One does not simply walk into Mordor”, które przerabia się w memach na wszelkie sposoby. No dobrze, ale gdzie jeszcze znaleźć dowód na to, że „Władca Pierścieni” jest kojarzony przez większość polskiej populacji, nie tylko przez wieloletnich fantastów? Odpowiedź: w telewizyjnych programach informacyjnych. Gdyby dziennikarze nie spodziewali się zrozumienia u szerokiego grona odbiorców, nie nazywaliby żarskiej policji ”Drużyną Pierścienia”. A tak każdy wiedział, o co chodzi i do czego nawiązuje się w tym żarcie. Magia.

Można, oczywiście, rozszerzać takie zestawienie, można je skracać, zmieniać jego punkty (by dodać, chociażby, kwestię festiwali i konwentów fantastyki). W rozmowie o fantasy zagadnienie popularności, masowości, wychodzenia z niszy jest na tyle ciekawym aspektem, by pokusić się o takie spojrzenie wstecz czy dookoła, zainicjować dyskusje o tym, jak to się dzieje, że jest coraz więcej adeptów owej konwencji. Z uczuciem równym ukończeniu questa, żegnam słowami: Acta est fabula, plaudite!

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

10 komentarzy

  1. Lesław pisze:

    Uprzedzam będę „wredny i złośliwy” gdyż jako fan Conana (i fantastyki starszej niż mój wiek)poczułem się „znieważony”:

    1) Mam wrażenie, że autorka nie wie iż Conan to bohater literacki stworzony w latach 30.
    2) Wzmianka o klimatach pustynnych to jakiś żart szereg opowiadań osadzonych w mitycznej hyperborei dzieje się w zupełnie innych realiach (Córa Lodowego Giganta na mroźnej północy, zaś umieszczona tu na okładce WT z 1934 Królowa Czarnego Wybrzeża dzieje się w pokrytym dżunglą wybrzeżu Kush)
    3) Zastanawia mnie sens umieszczania osobistych Top 5, 7, 10. Metodologii nie widzę (bo niby jak mierzyć subiektywne odczucia piszącego), subiektywne zaś wyliczanki wydają się raczej blogowym materiałem niż artykulikiem, nazywanie zaś tego analizą to jakaś pomyłka redakcji.

    i na koniec najważniejszy zarzut:

    4) Kuriozalne sformułowanie „Choć w wersji polskiej obecna od ok. 30 lat, szerszej publiczności rodzimej nie zawsze kojarzyła się z czymkolwiek” mogła napisać jedynie osoba młoda i nieświadoma, że od lat 70 (a nawet 60)wychodził szereg serii poświęconych fantastyce (np. Fantastyka i groza wydawana przez... Wydawnictwo Literackie czy Fantastyka-Przygoda wydawana przez Iskry). Do tego już przed wojną opublikowano w Polsce szereg utworów fantastycznych zarówno polskich (olbrzymie ilości utworów z tego okresu przybliżyli na łamach NF Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz) jak i zagranicznych (niestety często jak przygody Tarzana fatalnie tłumaczone).

    Kolekcja (nie pełna) Polskojęczycnej fantastyki z okresu II RP i XIX http://polona.pl/search/collection/8105630/

    Przepraszam jeśli byłem nad wyraz uszczypliwy ale uważam, że tekstu (choć świetnie napisanego) z taką ilością błędów nie powinno się publikować.

    • Wojtek Duch pisze:

      Dziękuję, że zechciałeś się podzielić z nami swoją wiedzą! Autorom publicystyki pozostawiamy więcej swobody, Twój komentarz jest ważnym uzupełnieniem dla tego tekstu. Byłoby świetnie gdybyś opowiedział nam więcej ciekawostek związanych z historia fantasy w Polsce. Zapraszamy do kontaktu! Do Twojego komentarza ustosunkuje się także autorka tekstu. Życzę owocnej dyskusji.

    • Katarzyna Gielicz pisze:

      Jako autorka tekstu chętnie na takie zarzuty odpowiem.
      1) Sugerowanie, że z ignorancją traktuję dzieła fantasy jest trochę nie na miejscu, gdyż tematem niniejszego tekstu jest, cytuję: „TOP 5 filmów, seriali, książek i innych zjawisk cywilizacyjnych, które przyczyniły się do rozpowszechnienia pojęcia fantasy w naszym kraju”. Nie pisałam zatem o opowiadaniach Roberta E. Howarda, lecz o filmach i o odbiorze tych filmów przez ludzi, którzy nie interesowali się wcześniej konwencją fantasy.
      2) Po raz drugi: nie pisałam o dziełach Howarda, tylko o filmach, nie pisałam też o znających się na fantasy, tylko o tych, co nigdy z nią się bliżej nie zapoznali. Wystarczy czytać ze zrozumieniem. I tak, to był żart, tak jak ten z kijem od mopa. Cały tekst został stworzony w ironiczno-żartobliwym stylu, dziwne, że muszę to tłumaczyć.
      3) Właśnie o to chodzi. Wszelkiego rodzaju TOP 5, 10 itd. obecne widzimy wszędzie, można dyskutować nad tym, czy są miarodajne, opiniotwórcze. I to jest dobry temat rozmów. Z tym, że ja niczego nie sprzedaję, nie tworzę TOP, które ma sugerować co jest lepsze, a co nie. Mówi o tym już sam tytuł tekstu. Oczywiście, że TOP 5 jest subiektywne (o tym, czy istnieje coś takiego jak obiektywizm też można dyskutować). Tak samo jak np. recenzja ma to do siebie, że zawiera opinię autora. Nie byłam zobligowana do napisania tekstu naukowego, gdybym chciała taki napisać, to nie tworzyłabym TOP 5 (inny mój tekst, zamieszczony na stronie jest artykułem naukowym). Pisząc „Ruszamy, zatem, koniecznie przymrużając oko” miałam na celu zasygnalizowanie właśnie takiego ironicznego, lekkiego tonu.
      4)Po raz kolejny muszę zwracać uwagę na niedoczytanie. Przytoczę dwa zdania, nie jedno, jak to Pan zrobił:„Takich dylematów nie unikają w żadnym razie miłośnicy konwencji fantasy. Choć w wersji polskiej obecna od ok. 30 lat, szerszej publiczności rodzimej nie zawsze kojarzyła się z czymkolwiek”. I tutaj jest pies pogrzebany, bo pisałam, jak widać, o fantasy, a nie fantastyce, to zaś zasadnicza różnica. Do fantastyki zalicza się też horror i science fiction; gdybym miała je ujmować w tekście, to oczywiście sięgnęłabym dalej, chociażby do Grabińskiego i Słonimskiego. Ale polska fantasy ma ok. 30 lat, za pierwsze polskie opowiadanie tej konwencji uznaje się „Twierdzę Trzech Studni” J. Grzędowicza z 1982 roku. Polecam tutaj publikację (naukową!) Małgorzaty Tkacz „Baśnie zbyt prawdziwe. Trzydzieści lat fantasy w Polsce”. Takie komentarze, wynikające z niedoczytania lub czytania bez zrozumienia, są faktycznie złośliwe. Bez sensu jest także sugerowanie, że brak informacji o historii fantastyki jest spowodowany nieświadomością i młodym wiekiem. Po pierwsze (a raczej kolejne), tekst nie miał być informatorem, bedekerem po historii fantastyki, lecz zaproponować przegląd zjawisk kultury, które zwróciły na siebie uwagę nie-fanów fantasy. Po drugie, ja także mogłabym rzucać teraz datami i nazwiskami, bo widzi Pan, z fantastyki obroniłam dwie prace dyplomowe i z czym się to je, dobrze wiem. Ale nawet ludzie po studiach mogą pisać teksty nieco inne, niż analizy naukowe. Po trzecie, młodość nie jest akurat żadnym wyznacznikiem, bo osoba młoda też może przeczytać to i owo w książkach i internecie. Pana komentarz wygląda trochę jak popis wiedzy, który w tym przypadku jest nieco nie na miejscu. Co innego, gdyby był to komentarz do pracy naukowej. Powtarzam: gdybym chciała napisać tekst naukowy o historii fantastyki, to nie wyglądałby on w ten sposób. Niniejszy zaś miał zupełnie inne cele.

      • Lesław pisze:

        Punkty 1-3 odnoszą się do kwestii czy odczucia subiektywne można nazywać publicystyką lub analizą. Moim (i nie tylko moim) zdaniem nie można. Święte prawo każdego robić Top 5,7 czy 321 ale by nazywać móc coś publicystyką to trzeba zachować pewien warsztat czego jak Pani sama zaznaczyła tego nie robi (abstrahuje już od tego że w jednym topie łączy pani książki i filmy z różnych epok).

        Punkt 4 to straszne nieporozumienie. Dziś ludziom wydaje się, że Fantastyka zaczęła się na Tolkienie (a to jest nieprawda - R. E. Howard autor Conana był martwy od roku kiedy ukazywał się Hobbit). Podobnie w Polsce ludzie za narodziny zainteresowania Fantastyką przyjmują okolice 89, zapominając o wydanych zagranicznych perełkach (np. kronikach Amberu wydanych w latach 80).

        Co do polskiej Fantasy to praca pani Tkacz obejmuje jedynie to co dziś jawi się albo jak „fantasy klasyczne”/„fantasy tolkienowskie” lub jako jego dekonstrukcja (czyli uwzglednia jedynie to co nazywa High/low Fantasy, bajkowe fantasy i historyczne fantasy). Praca ta nie uwzględnia tych utworów których przynależność gatunkowa jest nieprecyzyjna np. pulpowych wprawek Jerzego Brauna (w „Państwie Asaras” opisując pozaziemskie cywilizacje walczące w magicznych rydwanach, jawnie nawiązuje do cyklu o Johnie Carterze) czy XIX wiecznych próbek imitowania stylu fantastycznej powieści przygodowej (np. utwory Józefa Juliana Sękowskiego). Większość z nich została powtórnie wydana w latach 80 (w zbiorkach z cyklu „Polska Nowela Fantastyczna”).

        Dziś coraz częściej odchodzi się od rozumienia Fantasy w takim wąskim kontekście jak przyjęła pani Tkacz (gdyż pojawia się pytanie co rozbić z takimi pracami jak „Pań Światła” czy „Pan Lodowego Ogrodu”)

        Ponadto mam wrażenie że w latach 90 wśród ludzi zainteresowanych gatunkiem fantasy panowała większa znajomość prac i rynku. Być może wynikało to z jego mniejszej wielkości lub z tego że wobec braku innych mediów wśród czytelników panował głód nowych lektur.

        „Po drugie, ja także mogłabym rzucać teraz datami i nazwiskami, bo widzi Pan, z fantastyki obroniłam dwie prace dyplomowe i z czym się to je, dobrze wiem.”

        Tekst by wiele zyskał gdyby pani zaczęła rzucać. Z stylu (naprawdę lekkiego) domyślam się że prace pisała pani na filologii polskiej. Póki co jest to raczej subiektywna notka blogowa.

        Chętnie bym się wdał w dalsze dyskusje ale niestety czas mi nie pozwala. I proszę mojego czepiania nie traktować jako złośliwość ot pamiętam czasy kiedy ludzie czytali np. Sagę o Elryku (bez której nie byłoby naszego Wiedźmina)zanim pojawił się Harry Potter.

        • Czesław pisze:

          Użytkownik Lesław, pomimo klarownych wyłuszczeń, nadal nie jest w stanie pojąć wymowy tekstu, który jest lekką, ironiczno-żartobliwą polecanką. Byłoby to dość śmieszne, gdyby nie było żałosne. „Z stylu” (jak Pan to ujął) domyślam się, że komentarz pisał Pan na lekcji w-f, drżąc czy aby na polskim nie zapytają z czytania ze zrozumieniem. Rzecz jasna, proszę mojego czepiania nie traktować jak złośliwość.

  2. Nostradamus pisze:

    „Przepraszam jeśli byłem nad wyraz uszczypliwy ale uważam, że tekstu (choć świetnie napisanego) z taką ilością błędów nie powinno się publikować.” Nie wiem, czy to uszczypliwe, czy nie, ale za każdym razem bawi mnie, gdy ktoś za błąd autora w części pracy albo np. za literówkę całkowicie przekreśla jego pracę. Takim autorom komentarzy, specom zawsze mówię: napisz lepszy. Chętnie przeczytam (bez złośliwości).

    Takie zestawienie zawsze jest subiektywne i lubię je czytać, bo jest o czym podyskutować. Ja bym za Conana dał serię Prachetta.

  3. Jark pisze:

    Jak dobrze pomyślę to moim pierwszym kontaktem z Fantasy był właśnie Conan, dawno temu bodaj na TVN leciała rano kreskówka o Conanie Barbarzyńcy.

  4. Lemming pisze:

    A Lem?

    • dazzle pisze:

      Bo Lem to raczej SciFi? Co do tego kogo wywalić a kogo wrzucić... też zastanawia mnie gdzie jest Pratchett. Conan? Prekursor Low-fantasy, jak ktoś wspomniał napisany przed Trylogią Tolkiena.

      Jak dla mnie brakuje pewnego określonego kryterium, jakim kierowała się autorka artykułu. Czy jest to np. ilość sprzedanych książek? ogólny wpływ na kulturę (w tym ilość ekranizacji, gier komp itp) czy może przełomowość danego dzieła?

      Poza tym weszłam tu bo właśnie pisze konspekcik phd w którym koncentruję się na low fantasy właśnie. I jak dla mnie spoko artykulik - miły, lekki i przyjemny 🙂 Ludzie... calm yo tits, to nie jest skan strony encyklopedii, a drobne pomyłki itp zdarzają się każdemu.

      Co do subiektywnego wyboru (bo jak mniemam to było głównym kryterium?) to bez przesady - ja do prac dyplomowych też nie brałam nigdy książek, których nienawidziłam. I nawet jeśli mogłam wybrać lepsze (w sensie lepiej ukazujące wybrany i analizowany przeze mnie fenomen) to wolałam, żeby praca z tekstem sprawiała mi też przyjemność 🙂

      Pozdro 😉

Zostaw własny komentarz