Co warto zobaczyć w… Gdańsku. Część 1


Gdańsk, naszą „perłę północy”, warto odwiedzić także w chłodny, jesienny dzień. Bo oprócz plaż i morza oferuje wiele atrakcji, szczególnie dla fanów historii. Jak na miasto nadmorskie przystało – obowiązkowym must see jest kompleks muzealny nad Motławą, pełen morskich historii i ludzi morza. Ruszajmy więc, póki Neptun łaskawy!

 

Widok na Ołowiankę i Żuraw /fot. Dariusz Wierzański

Widok na Ołowiankę i Żuraw /fot. Dariusz Wierzański

Narodowe Muzeum Morskie – Spichlerze na Ołowiance

80-751 Gdańsk, Ołowianka 9-13

Zabytkowe spichlerze „Panna„, „Miedź„ i ”Oliwski” na wyspie Ołowiance stanowią obecnie główną siedzibę Narodowego Muzeum Morskiego, gdzie eksponowane są wystawy stałe i czasowe.

W wyniku działań wojennych w 1945 r. większość spichlerzy w Gdańsku została niestety zniszczona. Na Ołowiance zostały zachowane mury trzech z nich i po rekonstrukcji w 1985 r. stały się główną siedzibą ekspozycyjną Narodowego Muzeum Morskiego. Najstarszy z nich to gotycki spichlerz „Oliwski„, zwany do 1677 r. „Klasztorny„. Jego nazwa wywodzi się od użytkujących go cystersów oliwskich. Barokowy spichlerz „Panna„ swoją nazwę otrzymał od stojącej kiedyś na jego szczycie figury (pierwsza wzmianka z 1709 r.), a powstał na miejscu starszego średniowiecznego spichlerza „Szkarpawskiego”. Natomiast spichlerz ”Miedź” zawdzięcza swoją nazwę przechowywanemu niegdyś w nim towarowi. Na frontach gdańskich spichlerzy umieszczano tablice (drewniane lub kute w kamieniu) pokazujące nazwę magazynu. Dwie takie tablice zachowały się na spichlerzu ”Oliwskim” – z datami 1677 i 1738.

Wyspa znajdująca się naprzeciwko Żurawia zwana była jeszcze w XIV w. Szafarnią1. Stanowiła ważny punkt przeładunkowy w średniowiecznym porcie gdańskim. W spichlerzach przechowywano przede wszystkim zboże, sól, żelazo, kotwice, kamienie młyńskie. Oddzielnie składowano sukno, korzenie i owoce południowe. Na wyspie funkcjonowały urządzenie przeładunkowe i warsztaty ciesielskie. W 1597 r. na jej teren przeniesiono skład ołowiu (Ołowiowy Dwór) i od tego czasu wyspę nazwano Ołowianką. Jak podają źródła: w 1643 r. na wyspie Ołowiance znajdowało się siedem spichlerzy, a w całym porcie gdańskim 315. Prawdopodobnie miedzy Żurawiem a Ołowianką od 1687 r. istniała przeprawa promowa.

Dziś w części południowej wyspy gospodarzem jest Narodowe Muzeum Morskie, do którego oprócz Spichlerzy należy także, cumujący przy nabrzeżu wyspy, statek-muzeum „Sołdek„. Główna wystawa w Spichlerzach nosi tytuł „Polacy na morzach świata„ (wg mnie najbardziej interesująca dla historyka). Wśród najciekawszych eksponatów są te, które zostały odnalezione i wydobyte z wód Bałtyku przez zespół archeologów i nurków z Działu Archeologii Morskiej Muzeum: przede wszystkim ładunek średniowiecznego statku handlowego zwanego „Miedziowcem” (plastry miedzi, wyposażenie, przyrządy codziennego użytku) oraz artyleria (naprawdę wielkie działa!), wyposażenie i rzeczy osobiste marynarzy ze szwedzkiego okrętu wojennego ”Solen”, który zatonął na wodach Zatoki Gdańskiej w bitwie pod Oliwą, w 1627 roku. Dla koneserów sztuki marynistycznej udostępniono na salach ekspozycyjnych Galerię Morską z unikalnym malarstwem Ajwazowskiego, malarzy holenderskich XVIII wieku, Ruszczyca, Gierymskiego, Malczewskiego, Wywiórskiego.

Największe wrażenie na mnie zrobiła wspomniana wystawa „Polacy na morzach świata”, która prezentuje  morskie dzieje Polski i Polaków od wczesnego średniowiecza aż po czasy współczesne. Nie brak na niej ciekawych plansz, modeli i zabytków archeologicznych z najdawniejszych czasów. Jej edukacyjne walory są nie do przecenienia. Poznamy trasę podróży Pyteasza z IV w. p.n.e. czy Wulfstana z Hedeby do Truso z ok. 890 r.

Ekspozycja jest bogato dokumentowana oryginalnymi zabytkami wydobytymi z dna morskiego w trakcie archeologicznych badań podwodnych. W części poświęconej czasom najdawniejszym można oglądać czółno wiślane z IX w. Fani dawnych łodzi słowiańskich zobaczą oryginalne stewy, np. z Gdańska z XII-XIII wieku, z Zatoki Puckiej i inne – stewę łodzi Czarnowsko II (początek XIII w.) i dziobnicę łodzi Orunia III (XII/XIII w.)

Sołdek jak spod igły /fot. Dariusz Wierzański

Sołdek jak spod igły /fot. Dariusz Wierzański

Bardzo interesująco wygląda ładunek piętnastowiecznego statku handlowego, nazwanego Miedziowcem, na który składają się plastry miedzi, ruda żelaza, smoła i wosk pszczeli. Znanym odbiorcą podobnych do przełożonych Miedziowcem towarów były w XIV/XVI w. porty Flandrii. Poświadcza to również incydent z 1356 r., w którym zatrzymano holka z Prus Krzyżackich w Sluis, koło Brugii, a jego szypra osadzono w areszcie. Po uwolnieniu szyper opisał straty w ładunku, którym było m.in.: 18 beczek taru, 6 beczek potażu, 200 klepek dębowych, 700 sztuk wańczosu, 100 tunnen-holtes (klepki beczkowe). Sam szyper miał też własny towar, a w tym: 11 kawałków wosku, 20 beczek taru, 20 zwojów lin i złote monety.

Na wystawie nie brakuje dokładnych modeli dawnych statków. Mamy np. model kogi elbląskiej, wykonany według wyobrażenia takiego statku na pieczęci miasta Elbląga z 1350 r. Statki tego typu były w XIII i XIV w. najczęściej używane w żegludze hanzeatyckiej. Statek „Piotr z Gdańska„ natomiast reprezentuje typ karaki i był zbudowany przez bretońskich szkutników jako jeden z pierwszych wielkich statków połnocno-europejskich, w którym zastosowano karawelową metodę poszywania kadłuba (na styk). Pod dowództwem Pawła Beneke z jego 350-osobową załogą stał się jedną z najgroźniejszych jednostek kaperskich swych czasów. Zdobył płynący z Brugii do Anglii statek z ładunkiem kupca z Florencji. W ten sposób przejęto obraz malarza Hansa Memlinga ”Sąd Ostateczny”, namalowany na zamówienie Medyceuszy. Obraz ten przewieziono do Gdańska i zawieszono w kaplicy Bractwa św. Jerzego, w kościele Panny Marii.

Wiele dowiedzieć się można o dawnych monetach i systemach miar, wymianie handlowej, wojnach Gdańska i Hanzy z Anglią, regulacjach handlowych, eksporcie drewna2 czy bezpieczeństwie żeglugi.

W części poświęconej zmaganiom Polaków o Dominium Maris Baltici wystawę ilustruje pełne wyposażenie szwedzkiego okrętu wojennego „Solen„, który zatonął w bitwie pod Oliwą w 1627 r., gdzie zobaczyć można rzeczy osobiste załogi (fragmenty danych tkanin, podeszwy butów, rękawice bosmańskie, mieszki, fajki, noże, sygnety i inne), wyposażenie kuchenne, monety szwedzkie, a nawet zrekonstruowane popiersia marynarzy. Dodatkowo mamy do przeczytania wiele ciekawych informacji o okrętach wojennych, zasięgu dział, ich prędkości, porównamy koła wózków działowych czy wielkości kul armatnich. Poznamy taktykę walki na morzu i szyki okrętów. Mnie osobiście najbardziej podobał się zrekonstruowany fragment pokładu działowego ”Solena”, na którym możemy uczestniczyć w morskiej bitwie: celować i odpalać działo do (niestety wirtualnego) wrogiego okrętu!

Plansze dotyczące zbiorów są naprawdę ciekawie opisane, nie brakuje na nich wielu zagadnień, o których zwykły szczur lądowy nie ma pojęcia, np. warto przyjrzeć się zasadom rekrutacji na okręty czy wyżywieniu. We flocie holenderskiej, w XVIII wieku, każdy marynarz otrzymywał na śniadanie kaszę na gęsto z masłem i solą, do tego kawałek sera. Na obiad w poniedziałki, wtorki, środy i soboty gotowano dorsza z grochówką, w czwartki i niedziele – po 0,25 kg peklowanej wieprzowiny na osobę i grochówkę, zaś w piątek była ryba i suchary. Na kolację spożywano ryby lub mięso oraz suchary. Ryby i suchary (około 0,5 kg dziennie) stanowiły podstawę jadłospisu. Smaczne?

W dalszej części wystawy odnajdziemy modele okrętów wojennych, np. przekroje szwedzkiego „Vasa„ i brytyjskiego „Victory„, a także modele legendarnych polskich transatlantyków: „Piłsudski„, „Batory”, ”Kościuszko” i ”Chrobry”, oraz makiety przedstawiające rozwój portów i stoczni, narzędzia szkutnicze i bosmańskie, instrumenty nawigacyjne.

Jedną z najoryginalniejszych sal wystawowych jest Arsenał, gdzie w autentycznej scenerii gotyckiego spichlerza eksponowane jest wojenne wyposażenie „Solena”, działa szwedzkie, polskie i ruskie, ustawione na lawetach, otoczone kopiami polskich bander, zbroi rycerskiej i części uzbrojenia.

Kolejnym obiektem na naszej trasie jest zacumowany obok spichlerzy statek-muzeum „Sołdek”. „Sołdek” to pierwszy zbudowany przez polski przemysł stoczniowy statek pełnomorski po II wojnie światowej, nazwany na cześć Stanisława Sołdka – przodownika pracy w Stoczni Gdańskiej.

Projekt wstępny statku opracował zespół polskich konstruktorów pod kierunkiem mgr. inż. Henryka Giełdzika. Opracowanie dokumentacji warsztatowej do budowy statku zlecono francuskiej stoczni Augustin Normand w Hawrze. Budową statku, w utworzonej 19 października 1947 r. Stoczni Gdańskiej, kierował inż. Jerzy Doerffer (późniejszy profesor i rektor Politechniki Gdańskiej).

Stępkę pod prototypowy rudowęglowiec typu B-30 położono 3 kwietnia 1948 r. na pochylni A2. Po oficjalnych przemówieniach miejsce budowy poświęcił proboszcz parafii św. Jakuba w Gdańsku, po czym pierwszy nit w elementy konstrukcyjne wbił ówczesny minister żeglugi – Adam Rapacki. W ciągu tygodnia pracy montowano przeciętnie 45 ton elementów ze stali okrętowej. Do budowy rudowęglowca zużyto około 300 tys. nitów, ich ciężar wyniósł około 6% ciężaru całego kadłuba. Statek zwodowano 6 listopada 1948 r. Zgodnie z wcześniejszymi decyzjami jednostka miała nosić nazwisko przodującego stoczniowca. Był nim traser Stanisław Sołdek. Matką chrzestną została jego żona Helena.

22 października 1949 r. „Sołdek„, pod dowództwem kpt. ż.w. Zbigniewa Rybiańskiego, udał się w swój pierwszy rejs do Szczecina, gdzie 25 października 1949 r. miało miejsce uroczyste podniesienie bandery. Do 2 stycznia 1981 r. „Sołdek„ odbył 1479 podróży morskich. W ciągu 31 lat eksploatacji statek przewiózł ponad 3,5 miliona ton ładunku i zawinął do ponad 60 portów. W 1981 r. został przekazany Narodowemu Muzeum Morskiemu. Po zakończeniu prac remontowych 17 lipca 1985 r. w Stoczni Gdańskiej nastąpiło uroczyste otwarcie wystawy poświęconej historii budowy i eksploatacji ”Sołdka”. 31 lipca 1985 r. statek przeholowano do starego portu w Gdańsku, gdzie zacumował przy ulicy Wartkiej w Gdańsku. Następnego dnia po raz pierwszy udostępniono go zwiedzającym. Obecnie do celów ekspozycyjnych dostosowane są naprawdę wielkie ładownie nr 3 i 4. Można na nich oglądać historię budowy i eksploatacji jednostki oraz archiwalny film. Ciąg komunikacyjny prowadzi następnie przez kotłownię i maszynownię, w części rufowej zwiedzać można kabiny załogi, mesę i kuchnię, na śródokręciu zaś kabinę kapitana i sterówkę. Co roku statek zwiedza około 20 tys. osób.

Zwiedzając „Sołdka”, mamy możliwość zapoznania się z zabytkową konstrukcją rudowęglowca z pokładem typu szańcowego, czterema ładowniami i nadbudówkami na śródokręciu i rufie. Na burtach widać rodzaj niestosowanej obecnie spawano-nitowanej konstrukcji kadłuba. Na pokładach znajdują się pokrywy czterech ładowni, kotwica dziobowa oraz urządzenia przeładunkowe napędzane silnikami parowymi. Żurawie bomowe obsługiwane były przez wciągarki pochodzące z dostaw UNRRA. Najciekawszym ze zwiedzanych pokładów jest niewątpliwie pokład łodziowy z wyposażeniem ratunkowym statku oraz awaryjnym stanowiskiem sternika.

W nadbudowie śródokręcia oraz na rufie zwiedzający poznaje warunki socjalne, w jakich pracowali oficerowie i marynarze w połowie ubiegłego wieku. W sterowni, w której pierwotnie nie było nawet radaru, mamy zabytkowe wyposażenie, w tym m.in. rury głosowe do komunikacji z maszynownią. Poczuć można prawdziwy dawny morski klimat znany z historycznych filmów. Kompletnie wyposażona maszynownia pozwala na zapoznanie się z niestosowanym obecnie napędem mechanicznym statku z kotłami opalanymi węglem oraz tłokową maszyną parową.

Pomiędzy maszynownią a nadbudową śródokręcia przystosowano do zwiedzania dwie ładownie. W ładowni nr 3 organizowane są wystawy czasowe3. W ładowni nr 4 znajduje się wystawa opowiadająca o historii budowy i eksploatacji „Sołdka” oraz ekspozycja modeli statków zbudowanych przez Stocznię Gdańską w latach 1947-1984.

Podczas zwiedzania „Sołdka„ mamy okazję zejść do ładowni – poznać jego historię budowy, zobaczyć, jak wygląda zasobnia węgla, kotłownia z potężnymi piecami i maszyna prasowa. Sprawdzimy, jaką moc ma silnik parowy, który pozwalał rozwijać prędkość na morzu do 10 węzłów, zwiedzić też można nadbudówki w śródokręciu i (nieco ciasne i klaustrofobiczne) kabiny marynarzy. Na koniec warto stanąć na mostku kapitańskim i za kołem sterowym. I oczywiście krzyknąć ”cała naprzód”!

Wróćmy promem na drugą stronę Motławy, gdzie znajduje się nowoczesny Ośrodek Kultury Morskiej oraz Żuraw.

Ośrodek Kultury Morskiej to najmłodszy oddział Narodowego Muzeum Morskiego, otwarty w kwietniu 2012 r. Jest równocześnie jednym z najnowocześniejszych muzeów w Polsce – jako jedyna placówka w kraju w kompleksowy i interaktywny sposób przekazuje wiedzę dotyczącą tematyki morskiej, wykorzystując techniki multimedialne. OKM, mimo współczesnej formy architektonicznej, w której uwagę przykuwają częściowo przeszklone ściany i stropy, nawiązuje do historycznej zabudowy Gdańska.

Ośrodek przylega bezpośrednio do ceglanej baszty Żurawia i ciągnie się wzdłuż Rybackiego Pobrzeża.

Główną atrakcją OKM jest interaktywna sala „Ludzie-Statki-Porty”. Jest to miejsce dla najmłodszych zwiedzających. Budowa statku, nawigacja, praca w porcie, ratownictwo i archeologia podwodna przybliżają dzieciom pracę i pasję ludzi morza.

W oczy rzuca się tu przede wszystkim ogromny basen ze zdalnie sterowanymi modelami statków i jachtów. Goście Ośrodka mogą urządzić w nim regaty i sprawdzić, jak najlepiej ustawić żagiel względem wiatru lub próbować delikatnych manewrów na wodzie z użyciem holowników.

Publiczność zwiedzająca ekspozycję pozna także specyfikę pracy w porcie i za pomocą wózka widłowego może załadować do kontenera towary – ryż, kakao, owoce. Z kolei miłośnicy podróży w głąb oceanu zasiądą za sterami batyskafu, aby odbyć wirtualną wycieczkę do leżącego na dnie wraku. To jedyna w Polsce wystawa, na której wejdziemy na pokład mostku kapitańskiego i chwycimy koło sterowe, aby uratować widocznego w oddali (czyli na ekranie LCD) rozbitka.

Na drugim piętrze Ośrodka znajduje się znacznie ciekawsza wystawa: „Łodzie ludów świata” z bogatą kolekcją łodzi – od eskimoskiego kajaka po wenecką gondolę. Znajdziemy tu 41 jednostek z takich krajów, jak: Norwegia, Irlandia, Włochy, Kenia, Tanzania, Panama, Bangladesz, Indonezja, Ghana, Wietnam czy Samoa. Większość z nich to dary ludzi morza, przede wszystkim kapitanów i załóg polskich statków, które podczas rejsów od połowy lat 60. do końca lat 80. pozyskiwały te cenne obiekty i przywoziły je do Polski. Eksponowanym łodziom towarzyszą fotografie terenów, gdzie były lub są do dziś używane. Opisy warunków etnograficznych, geograficznych czy socjologicznych oraz historia i budowa jednostek zostały zaprezentowane w sześciu kioskach multimedialnych. Można tam odnaleźć ponad 1000 zdjęć i filmów.

Trzecie piętro to przestrzeń przygotowana na ekspozycje czasowe. Na IV piętrze OKM funkcjonuje restauracja z tarasem, skąd rozciąga się widok na Wyspę Spichrzów i główną siedzibę NMM oraz s.s. „Sołdka”.

Żuraw, dawny dźwig portowy – to obok fontanny z Neptunem najbardziej wyrazisty symbol Gdańska, zabytek jednoznacznie kojarzony z jego morską przeszłością i potęgą. Dlatego trudno o lepsze miejsce na ekspozycję poświęconą funkcjonowaniu dawnego portu gdańskiego. Jest on także po wystawie „Polacy na morzach świata” w spichlerzach obiektem, do którego najbardziej zachęcam, jak przystało na historyka.

We wnętrzu Żurawia – w salach z ekspozycjami i makietami –  poczytać można informacje na temat pracy ludzi nierozerwalnie związanych z portem: tragarzy, dokerów, kupców, szyprów, żaglomistrzów, powroźników.

Zaprezentowane są tu wnętrza spichlerzy, makiety drewnianych nabrzeży, modele statków, pogłębiarek toru wodnego i wreszcie dźwigów.

Wystawa wewnątrz ukazuje barwny obraz życia w dawnym Gdańsku, które koncentrowało się nad Motławą, tuż pod Żurawiem dokąd płynęły Wisłą i jej dorzeczem towary z głębi Rzeczpospolitej. Zwiedzający mogą zapoznać się z nawigacją w porcie gdańskim, zobaczyć, jak wyglądały pierwsze latarnie morskie w Wisłoujściu i w Nowym Porcie, nabrzeża portowe, komora palowa, gdzie uiszczano podatek za pobyt jednostki w porcie, kantor kupca, w którym dokonywano transakcji czy reprezentacyjny salon w gdańskiej kamienicy. Dowiemy się o regułach dotyczących pilotażu czy prawie nadbrzeżnym. Mimo bardzo „tradycyjnego” wystroju i plansz muzealnych osoba zainteresowana historią morza znajdzie tu wiele interesujących informacji.

W Gdańsku handlowano różnymi towarami, które wypełniały spichlerze: przede wszystkim zbożem, które przechowywane od jesieni w spichlerzach czekało na wzrost cen na przednówku, także drewnem, solą, śledziami, winem i piwem, wełną i jedwabiem, płótnem i futrami, wyrobami rzemieślniczymi i dziełami sztuki. Gdańsk był także dużym ośrodkiem stoczniowym. Jedna z sal ekspozycyjnych poświęcona jest warsztatom rzemieślniczym, produkującym na rzecz szkutnictwa: powroźników, masztowników, żaglomistrzów, smolarzy i kotwiczników. Wielkie szczotki (tzw. tarlice, cierlice lub ochlice) do czesania lnu i konopi czy maszyna do skręcania grubych lin z trzema przekładnikami albo maszyny do przędzenia oraz skręcania dratwy i linek o małym przekroju to tylko niektóre z ciekawszych elementów wyposażenia.

Poznamy zasady produkcji warsztatów powroźniczych. Powroźnictwo jest rzemiosłem zajmującym się wyrobem sznurów, powrozów i lin. Warsztat powroźników stanowiły długie do kilkuset metrów tory powroźnicze. Najstarsza informacja (1357 r.) o gdańskich warsztatach dotyczy lokalizacji ulicy Powroźników. Powroźnicy są wymieniani w księgach miejskich od 1377 r. Gdańsk z przełomu XVI i XVII w. był największym ośrodkiem powroźnictwa w dorzeczu Wisły.

Przygotowanie surowca do wyrobu lin oraz technologia wytwarzania lin to temat kolejnej ekspozycji. Na wystawie dowiemy się, że z kilkudziesięciu włókien skręca się nitkę, z nitek – pokrętkę, zaś z 3 lub 4 pokrętek – linę. Zasada wyrobu polega na skręcaniu poszczególnych fragmentów w odwróconym kierunku w celu równoważenia skłonności do rozkręcania się splotów. Naprawdę mrówcza robota!

Gwoździem programu jest mechanizm Żurawia, największego dźwigu portowego średniowiecznej Europy. Tworzą go dwie pary ogromnych, drewnianych kół deptakowych. Ponieważ Żuraw jest jednocześnie bramą miejską, która z ulicy Szerokiej prowadzi na Długie Pobrzeże, dolne koła – znajdujące się w miejscu, gdzie bramy zwykle mają sklepienia – są świetnie widoczne z zewnątrz.

Wnętrze żurawia /fot. Dariusz Wierzański

Wnętrze żurawia /fot. Dariusz Wierzański

Warto wejść do Żurawia, by zobaczyć również górne koła. Atrakcją jest już sama przechadzka wąskimi, drewnianymi schodkami na najwyższą kondygnację. Tam można z bliska podziwiać rozmiar mechanizmu, którego praca opierała się na bardzo prostej zasadzie. By Żuraw dźwigał z pokładów statków towary (np. beczki z winem i piwem czy koła młyńskie), należało wprawić koła w ruch. W ten sposób na kołowrót nawijała się lina. Ale co napędzało koła? Otóż wchodzili do nich robotnicy i stąpając po przymocowanych od wewnątrz deskach, rozkręcali mechanizm (stąd określenie –koła deptakowe–). Cztery osoby mogły –podnieść– ciężar o wadze nawet dwóch ton!

Dzisiejszy murowano-drewniany Żuraw różni się od pierwszego, całkowicie drewnianego dźwigu portowego, zbudowanego w tym miejscu. Najstarsza wzmianka źródłowa o tej budowli pochodzi z 1367 r. Wiemy też, że drewniany dźwig spłonął w 1442 r.

Nowy wzniesiono w latach 1442-1444. Składał się z dwóch murowanych baszt, między którymi zainstalowano opisany wyżej drewniany mechanizm wyciągowy. Żuraw był własnością miasta, a administrował nim mistrz dźwigowy.

W XIX w. Żuraw utracił znaczenie jako dźwig portowy i był wykorzystywany przede wszystkim do stawiania masztów na statkach wiślanych. Sto lat później znalazł jeszcze jedno zastosowanie: służył do wynurzania ruf statków z napędem mechanicznym, by umożliwić naprawę sterów i śrub. Ostatni mistrz dźwigowy Żurawia zmarł w 1858 r., a w basztach zadomowili się lokatorzy. Otwarto tu m.in. wytwórnię pantofli i zakład fryzjerski.

Podczas II wojny światowej Żuraw został zniszczony – konstrukcja drewniana spłonęła doszczętnie, a z części ceglanej pozostało 60 %. Dokumentację rekonstrukcyjną opracowano w 1956 r., a następnie rozpoczęła się odbudowa. W 1962 r. Żuraw został przekazany Muzeum Morskiemu, 10 lat później przemianowanemu na Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku, a od 10.12.2013 roku noszącemu nazwę Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku.

Spichlerze wraz z „Sołdkiem„ i mieszczącymi się na przeciwległym brzegu Żurawiem oraz Ośrodkiem Kultury Morskiej stanowią kompleks muzealny w samym sercu starego portu gdańskiego. Dla wygody zwiedzających pomiędzy wyspą Ołowianką a Żurawiem kursuje w godzinach pracy muzeum, co 15 minut, prom ”Motława” – warto się przepłynąć. Do Spichlerzy na Ołowiance można także dotrzeć od strony Starego Miasta, idąc ulicą Szafarnia wzdłuż przystani Marina.

Na Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku warto poświęcić większość dnia. Na spichlerze potrzeba co najmniej 2 godziny, a godzinę na „Sołdka”. Żuraw i OŚM są już mniej czasochłonne. Cały kompleks muzealny przybliży zwiedzającym życie portowego miasta, którego zazdroszczą nam zagraniczni turyści.

Ahoj, zapraszam do Gdańska!

W artykule wykorzystano informacje pochodzące z oficjalnej strony muzeum: http://www.nmm.pl/

  1. od szafarz - urzędnik krzyżacki zajmujący się handlem lokalnym i na skalę międzynarodową. Dysponował aparatem podległych funkcjonariuszy prowadzących skup i sprzedaż towarów. []
  2. Był to bardzo dochodowy interes, bowiem w Gdańsku za setkę wańczosu w 1468 r. płacono 3,5 grzywny, a w Londynie aż 20 grzywien! Setka klepki kosztowała w Gdańsku 5 grzywien, a w Londynie aż 40 grzywien pruskich! []
  3. Do 31 października była tam wystawa „Matki i statki czyli duch w maszynie”, o tym jak kobiety tłukły flaszki, ocieplały wizerunek technologii i opiekowały się twardymi facetami... I jeszcze o tym, że nasze morze to więcej niż plaża, placki i piwo... []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz