Stalowi mistrzowie – wywiad z Robertem Szateckim cz. 2


Kiedy myślimy o rycerzach przed oczyma stają nam zamki, wielkie bitwy i zakuci w stal wojownicy przelewający krew dla swoich dam serca. Ta romantyczna wizja nie odbiega mocno od tego, co często obserwujemy w czasie licznych wakacyjnych festynów rycerskich. W tym całym natłoku są jednak osoby, które w walkach rycerskich widzą sport – pełen adrenaliny i poświęceń. Taką osobą jest Robert Szatecki z Brothers of Steel, który udzielił nam wywiadu.

KK: Stworzyliście grupę Brothers of Steel. Co chcecie osiągnąć?

DSC00888

Robert Szatecki. fot. Szkołą Gladiatorów

RS: Raczej nazywamy to projektem. Chcemy przede wszystkim popularyzować walki rycerskie, sportowe, szczególnie w wydaniu profesjonalnym – jeden na jeden, trzyrundowej ze wszystkimi technikami, czyli to, w czym mamy w Polsce najwięcej osiągnięć. Krzysiek wygrał dziesięć walk, nie przegrał żadnej. Ja natomiast wygrałem jedenaście. Chcemy to propagować, gdyż uważamy, że jest to najbardziej emocjonujące i najfajniejsze ze wszystkich walk rycerskich. Po to właśnie jest ten projekt. Poza tym publikujemy artykuły dla początkujących z radami treningowymi czy sprzętowymi. Dzielimy się swoim doświadczeniem.

KK: Czyli z jednej strony skierowaliście się w stronę ruchu rekonstrukcyjnego, żeby wyłapać perełki, a z drugiej to marketingowe, bo spójrzmy prawdzie w oczy – sprzedaż tego typu imprez w Polsce to problem.

RS: Wiadomo, że trochę było w tym marketingu. Stwierdzam, że zostało to zauważone i się przyjęło. Najpierw nie było szans na sponsorowanie, a potem jako pierwsi zdobyliśmy konkretne wsparcie – Gród Rycerski w Byczynie postanowił pomóc nam w wyjazdach i w ich finansowaniu. Pojawili się także sponsorzy od wewnątrz – rzemieślnicy, którzy pomagają nam i robią sprzęt. Ostatnio pojawiły się kolejne pomysły. Zobaczymy, co z nich wyjdzie.

KK: Z brakiem funduszy i sponsorów boryka się całe środowisko.

RS: W kontekście marketingu jest to problem, gdyż trzeba się tym poważnie zajmować – nie wystarczy fanpage na Facebooku. Trzeba prowadzić porządną stronę, pisać oferty do firm, publikować ciekawostki, materiały z działań, interesujące filmiki. Ciągle działać, i to na poważnie. Na razie ruch sportowy często odbija się od sponsorów z powodu skojarzeń potencjalnych zainteresowanych z inscenizacjami, przez co nie traktują nas poważnie.

KK: Marketingowo kreujecie siebie sami. Dlaczego w Polsce jest problem z pokazywaniem tego typu sportów w ogólnokrajowych mediach?

RS: Myślę, że media są zamknięte, nie promują nowych rzeczy, bo wymaga to wysiłku z ich strony. Jest bardzo dużo dziwnych dziedzin sportu, które pojawiają się znikąd i normalny człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć. Telewizja musi też wyszukiwać to, co jest medialne. Zrzesza wiele osób, ale promuje to, co się sprzeda.

KK: Zacytuję „w mediach najlepiej sprzedaje się seks, przemoc i narkotyki”. U was jest dużo przemocy, i to przemocy widowiskowej.

RS: Ludzie nie traktują nas poważnie, gdyż nie ma jasnej granicy rozróżniającej festyny od sportu. Mają oni proste skojarzenie – rycerze to jarmark. Ciężko jest zmienić to nastawienie. Przyznam się, że często, kiedy kogoś poznaję, nie mówię, czym się zajmuję, bo musiałbym tłumaczyć, prostować, dementować. Ostatnio na siłowni, gdzie od lat chodzimy, informacja że zajmujemy się walkami rycerskimi w zbrojach wywołała wielkie zdumienie, dopóki nie pokazaliśmy filmiku. Niestety, nie zawsze jest czas i chęć zrozumienia.

KK: Stworzyliście też projekt Szkoła Gladiatorów. Możesz powiedzieć o nim coś więcej?

Nagroda WMFC

Nagroda WMFC. fot. Szkoła Gladiatorów.

RS: Szkoła Gladiatorów ma na celu zmienić podejście, które jest częste w ruchu rycerskim –  znieść przyzwolenie na bylejakość w treningach. W rycerskich sportach walki było to obecne. Uważano, że treningi nie muszą być dobrze prowadzone, nie muszą być na dobrej sali, a najlepiej, żeby były darmowe. Po pierwsze, ja nie zajmuję się takimi rzeczami. Jeśli coś ma odbywać się byle jak, to ja nie będę się tym zajmował. Cenię swój czas i nie będę się parał błahymi rzeczami. Postanowiłem stworzyć profesjonalną szkołę rycerską, do jakiej sam bym chciał chodzić. Szkołę rycerską działającą porządnie, na odpowiedniej sali, z zapleczem. Postanowiłem nie opierać jej na osobach ze środowiska. Jej oferta jest skierowana przede wszystkim do osób, które chciałyby dopiero zacząć przygodę z walkami rycerskimi bez żadnych ograniczeń wiekowych. Najmłodszy mój adept ma pięć lat, a najstarsi są po czterdziestce.

Od jakiegoś czasu w Polsce wzrasta tendencja do treningów tzw. bronią sportową –  tj. bez stalowego opancerzenia, z mieczami obłożonymi otuliną oraz z miękkimi hełmami i tarczami. Te treningi  bardzo zbliżyły nas do metodologii treningów innych sportów walki. Po tym można zdecydować, czy chce się kontynuować sport już w zbrojach, czy jednak nie. To jest zupełnie inne podejście od tego w mojej wcześniejszej grupie – Warszawskiej Akademii Miecza. Ćwiczyli tam praktycznie tylko ludzie ze środowiska. Z Akademii wykruszali się kontuzjowani etc., a nie było nowych ludzi, bo nikt nowy nie był w stanie przyjść na trening, wykładając od razu kilka tysięcy na szpej. Od początku nikt nie jest pewny, że chce to robić. Nie można stawiać warunków – musisz kupić zbroję, założyć zbroję i od razu walczyć. Przecież to jest drogie, na początku nie posiada się podstaw i można odnieść kontuzję. Poza tym zaburza to proces nauki walki, bo łatwiej uczyć się bez zbroi i stopniowo profesjonalizować się, zamiast od razu rzucać się na głęboką wodę.

KK: Szkolisz sobie następców?

RS: Tak, jest kilka osób, na które patrzę jak na swoich następców. Sprawia mi to wielką satysfakcję. Po jakimś czasie z pewnością będą mieli szansę walczyć o podium na turniejach.

KK: Wiem, że istnieją dwie duże i konkurencyjne imprezy waszej formuły. Mógłbyś o nich powiedzieć?

RS: Mamy dwie federacje. Pierwsza to finansowana przez Rosjan Historical Medieval Battle „Bitwa Narodów” (HMB). Oraz zachodnia federacja – pod w głównej mierze przewodnictwem Polski i USA – International Medieval Fighting Championship (IMCF)  Są to alternatywne do rosyjskich mistrzostwa świata.

RS: Wschód jest wykluczony ideologicznie?

IMG_3442

Jeden z treningów Szkoły Gladiatorów. fot. Szkoła Gladiatorów.

RS: Ja nie jestem organizatorem, więc nie mogę powiedzieć, czy Wschód jest wykluczony odgórnie, czy oni sami nie chcą tam jeździć. Tak czy siak pierwsze mistrzostwa IMCF odbyły się w 2014 w Hiszpanii. To był niesamowity sukces, szczególnie pod względem medialnym, bo walki transmitowała państwowa telewizja hiszpańska, relacje zdawał PAP, Reuters. Na pewno miało na to wpływ zaangażowanie hiszpańskiego księcia, który udostępnił zamek i dzięki temu wydarzeniu stworzył odpowiednią reklamę. Jego nazwisko było silny impuls, dzięki któremu te mistrzostwa były tak wielkim sukcesem medialnym i wizerunkowym. Polacy byli faworytami na tych mistrzostwach, na równi z Amerykanami. Toczyli między sobą główne walki. Prym w pojedynkach wiedli Polacy – jesteśmy wytrenowani i świetni pojedynkowo. Amerykanie za to wygrali w walkach zespołowych. W zeszłym roku zachodnia federacja odbyła kolejne mistrzostwa, tym razem w Malborku. Tak to już jest, że organizowanie rozgrywek sprzyja temu, by drużyna organizatora była silna. Wiadomo – jest blisko i dojazd jest tani, jest motywacja, że można pokazać się znajomym w materiałach filmowych, na zdjęciach w gazetach. Parcie na szkło. Dobrze, że jest parcie, bo dzięki temu można się przebić. Polska drużyna w Malborku była niezwykle silna i dlatego na podium we wszystkich konkurencjach znaleźli się nasi reprezentanci. Byliśmy najlepsi w pojedynkach. Najciekawsze było jednak to, że udało się wygrać w walkach grupowych 5-5, gdzie mój brat był kapitanem, w 10-10 i w 16-16. Były same złote medale! Trzeba jednak pamiętać, że to mistrzostwa bez prawdziwych dotychczasowych mistrzów walk rycerskich –  Rosjan.

KK: Niesnaski zawsze się pojawiają, ale jeśli Rosjanie nie zmienią nastawienia, to te napięcia będą coraz częstsze.

RS: Bardzo liczyłem, że będą w tym roku – organizator zapewnił mnie, że nie ma odgórnego zakazu, żeby Rosjanie się pojawili. Miałem nadzieję, że przyjadą, że Wschód się pojawi. Niestety, jeśli są oni przeciwnikami ideologicznymi tych imprez, to tak długo jak się to nie zmieni, nie będzie poważnych mistrzostw świata. Te medale federacji zachodniej są fajne, są w zasięgu polskich drużyn, a pamiętajmy, że Polacy są spragnieni sukcesu medalowego, nawet w tak „dziwnych” dyscyplinach sportu jak walki rycerskie.

KK: Ale jest niedosyt.

RS: Wśród zawodników jest niedosyt. To wpływa też na osłabienie drużyny na Bitwie Narodów – część ludzi nie jedzie tam, bo cieszy się zdobytymi na Zachodzie medalami. Wolą być mistrzami na Zachodzie, niż przegrać na Wschodzie. W zeszłym roku nie dopisał też termin – Bitwa Narodów była tydzień po turnieju w Malborku – nie ma urlopów, nie ma pieniędzy, nie ma też siły, są kontuzje. Nasza drużyna na Bitwie Narodów była osłabiona, a ludzie z uśmieszkiem pytali „gdzie ta zwycięska Polska?”. Dopiero wygrywali, a tu dostali łomot od prawie wszystkich.

KK: Szkoda, że polska telewizja nie dołożyła starań do nagłośnienia wydarzenia.  Hiszpania stanęła na wysokości zadania. A u nas w mediach…

RS: Fatalnie! Myślałem, że w tym roku impreza u nas będzie podobna do tej w Hiszpanii. Malbork to świetne miejsce – na weekend majowy przybywa tam olbrzymia rzesza turystów i liczyłem na ściągnięcie widzów oraz rozgłos. Liczyłem też na to, że Zamek ma kontakty i siłę, żeby ściągnąć media. Nie udało się. Było cicho.

KK: Osobiście byłem oburzony. Szczególnie, gdy zobaczyłem tabelę wyników. Jak to jest z organizacją imprez w Polsce?

RS: Organizacja imprez sportowych, walk sportowych, to męka. Jest z tym bardzo ciężko. Po pierwsze ludzie boją się tego, jak to będzie wyglądało. Po drugie – powiatowi i gminni włodarze wolą wydać pieniądze na koncert, niż przeznaczyć je na turniej. A jak już, to ma być jak najtaniej, po kosztach. Niestety, nie da się zrobić turnieju sportowego tanio, są koszty, których nie da się ciąć. Natomiast ciekawostką jest to, że jest grupa widzów, która jeździ po kraju za turniejami.

KK: Spotykacie się z zarzutem, szczególnie ze strony środowisk naukowych, że rekonstrukcja czy wasze walki są ahistoryczne, że nie ma nic wspólnego z historią to przebieranie się, „tłuczenie bez większego sensu”. Masz swoją wizję tego problemu?

RS: Od jakiegoś czasu się nie spotkałem z takimi zarzutami, ale to zapewne dlatego, że uciąłem kontakty z takimi środowiskami. Jeśli chodzi o walki, o zarzut niehistoryczności to rozumiem. Można nam to zarzucać – używamy często konnych zbroi i walczymy na piechotę. Nie używamy technik historycznych. Ale zarzucanie rekonstruktorom, że są przebierańcami jest niepoważne.

KK: Skąd bierze się ta tendencja? Czemu w niektórych środowiskach naukowych, szczególnie tych starszej daty, jest taka niechęć?

RS: Może boją się zarzutu, że oni siedząc tylko nad książkami wymyślają błędne teorie, a tak naprawdę wystarczyło raz założyć zbroję, żeby znaleźć odpowiedź. Eksperymentalna archeologia jest wciąż bojkotowana.

KK: Coraz mniej, ale jednak nieustannie.

RS: Pomagają programy telewizyjne. Pojawia się tam wiele eksperymentów, ludzie orientują się, że trzeba o tym mówić, choć nie zawsze udaje się wszystko wyczytać. Problemem naukowców jest fakt, że nagle okazuje się, że ich badania, publikacje są błędne. A ich hipotezy zostają obalone w taki prosty sposób. W środowisku walczących rozróżniamy to, co mamy na sobie, od tego jak walczymy. Jedno jest historyczne, drugie nie i mamy tego świadomość.

KK: Dziękuje za rozmowę

RS: Ja również dziękuję.

Więcej informacji znajdziecie Państwo na stronie:
http://brothersofsteel.pl/

Robert Szatecki – pomysłodawca i współtwórca projektu Brothers of Steel, mającego na celu propagowanie współczesnych sportowych walk rycerskich. Wspólnie z bratem Krzysztofem stworzyli również pierwszą w Polsce profesjonalną szkołę sportowych walk rycerskich. Wielokrotny medalista, pasjonat, wojownik.

Czytaj także:

Korekta: Diana Walawender

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz