„Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali” – S. Zgliszczyński – recenzja


Ostatnimi czasy wpadł mi w ręce komiks Arta Spiegelmana Maus. Nie ukrywam, przeczytałem i obejrzałem z zainteresowaniem, bo i idea niezwykle ciekawa – przedstawić historię okupacji oraz Zagłady, zastępując ludzi (co byłoby dzisiaj wyjątkowo nudne) zwierzętami. I tak Żydów przedstawiono jako myszy, a Niemców jako koty. Polakom dostały się za to najmniej wdzięczne zwierzęta, świnie. Można i tak, przecież w jakiś sposób znajduje to odzwierciedlenie w historii. Gorzej jednak, że właściwie każdy Polak ukryty jest w komiksie za świńskim ryjem.

pobraneCóż to oznacza? Że każdy denuncjował, grabił i w ostateczności mordował nieszczęsnych Żydów-myszy, którzy, niczym równie komiksowy Tytus, byli „jak zawsze niewinni„. Zgodnie z zasadą ”Żydzi nas mordować – dobrze, my mordować Żydów – źle.” Przypomina mi się scena z książki, kiedy partyzanci natrafiają w lesie na zabłąkanego Żyda i postanawiają go rozstrzelać. Zgliczyński pisze, że z pewnością byli antysemitami. Ktoś inny zadaje pytania: kto to był, czy wiedzieli, że to Żyd, w jakich okolicznościach go znaleźli, jak się zachowywał? Łatwo rzucić oskarżenie, trudniej je udowodnić.

Tropem „Polaków-świń„ i „Żydów-myszy„ poszedł, bez nazywania rzeczy po imieniu, Jan Tomasz Gross, a za nim góra badaczy mniejszego i większego kalibru. Postawili na, parafrazując Artura Domosławskiego, odważną, ambitną i bezkompromisową terapię szokową, mającą doprowadzić do wykorzenienia mitu Polski Niewinnej. Co ciekawe, historią Polski i moralizowaniem Polaków zajmują się ostatnio tak wybitni znawcy historii, jak filozofowie, socjologowie, krytycy literaccy i sami literaci – pozostaje czekać, aż autorską wizję ”polskiego Holokaustu” przedstawią celebryci z popularnych programów telewizyjnych.

Zgliczyński nie odniósł tak spektakularnego sukcesu jak Gross, nie wzbudził tak wielkiej dyskusji. Powód? Nic nowego polskim barbarzyńcom (do tego określenia jeszcze powrócę) nie powiedział, nie dał nikomu obuchem po głowie. Ot, przeczytał kilkanaście książek i artykułów, najczęściej równie stronniczych i fałszujących polską historię, powycinał cytaty, które pasują mu do koncepcji, i voilà –  traktacik o Holokauście zrobiony, pieniążki z Czarnej Owcy płyną wartkim strumieniem. Dziwię się wydawcy, może oczekiwał sensacji na miarę Grossa. A tu klapa, może nie spektakularna, ale wciąż. Warto jednak choć odrobinę zaufać książce i wskazać parę absurdów i manipulacji.

Nie ulega wątpliwości, że każdy Polak to antysemita. Krwiożerczy, bo żadnemu Żydowi nie przepuści, i barbarzyński – zamorduje siekierą, motyką, czym dusza zapragnie. Nie tak humanitarnie jak Niemiec, gazem w granulkach, spalinami, rozstrzelaniem. I nawet specjalnej zachęty do mordu nie potrzebuje. Takie wnioski można wyciągnąć z lektury kolażu (daleko temu do poważnej książki historycznej) Zgliczyńskiego. W poszukiwaniu antysemityzmu autor raczej nie wybiega zbyt daleko w historię, zatrzymuje się na okresie dwudziestolecia międzywojennego. Krótko: „odwieczny antyjudaizm i postawa kościołów chrześcijańskich, propagujących wizerunek Żydów bogobojców – których podlejszy los został zadekretowany przez samego Boga – i traktujących jako aberrację wszelkie przypadki emancypacji czy kariery starozakonnych, a także nowoczesny antysemityzm  mający swoje źródło m. in. w konkurencji gospodarczej„. Słowa te padają zaraz po relacji Żyda Hampela, który podczas ukrywania się pisał dziennik. Właśnie, ukrywania się. Jestem ciekaw, ilu Polaków ryzykowało swoje życie, by wspomóc drugiego człowieka? Ilu dostarczało jedzenie, zapewniało dach i bezpieczeństwo, na wypadek ewentualnej, niezapowiedzianej „kontroli„ patrolu niemieckiego? Gdzie tu ”odwieczny antyjudaizm”?

Nie chciałbym, co znów musze podkreślić, brać Polaków gremialnie w obronę. Nie jest nowością, że w każdym narodzie można odnaleźć, mówiąc najdelikatniej, złych ludzi mających za nic dobro innych, spoglądających jedynie na własny interes. I tych właśnie Zgliczyński czyni reprezentatywnymi dla wiadomego okresu polskiej historii. I to za nich, za zwykłych przestępców, jesteśmy dzisiaj bezceremonialnie chłostani i zmuszani do dziwacznych przeprosin za coś, z czym nie mamy współcześnie nic wspólnego i co sami potępiamy.

Wrócę jednak do antysemityzmu. Chciałbym się dowiedzieć, czymże jest „odwieczny antyjudaizm„. Skąd się wziął, jakie są jego korzenie, jak bardzo ten wirus zainfekował naród polski. A na te kwestie nie uzyskam odpowiedzi i gwarantuję, że poza bezrozumnym wycieraniem gęby Dmowskim (do niego jeszcze powrócę), Zgliczyński nie ma w tej materii nic odkrywczego do powiedzenia. Nawet nie odkrywczego, on nie ma w zanadrzu nic nawet banalnego. Nie szukałbym odpowiedzi w postawie duchownych katolickich, których stosunek do Żydów również pozostawał ambiwalentny. A ”nowoczesny antysemityzm”, mający źródło w konkurencji gospodarczej, to już absurd. Jak rozumiem, wszelkie systemy gospodarcze, na czele z kapitalizmem, są antysemickie, bo wszak zakładają konkurencję.

Podsumowując ten fragment rozważań – Polacy to antysemici z krwi i kości. Począwszy od dzieci, które nie powtarzają bezmyślnie tego, co usłyszą od dorosłych, ale są ideologicznie wyedukowane, rzecz jasna w duchu krwiożerczego antysemityzmu, a skończywszy na najwyższych dostojnikach Kościoła w Polsce, którzy pragnęli jedynie eliminowania „żydowskich pluskiew” w sposób możliwie najokrutniejszy. WSZYSCY Polacy wyjątkowo zgodnie nienawidzili, nienawidzą i będą nienawidzić Żydów. Od kołyski aż po grób.

„Admirator hitlerowskich ustaw norymberskich.„ ”Moralnie odpowiedzialny za podsycanie konfliktów na tle narodowościowym, prowadzącym do pogromów żydowskich w przedwojennej Polsce.” Naczelny zbrodniarz II RP, obrzydliwy przestępca, obłąkany chorą ideologią szaleniec… Dmowski doczekał się dzisiaj właśnie takich określeń. A większość z tych, którzy go cytują i wspominają, nie ma zielonego pojęcia ani o jego koncepcjach, ani o myśleniu, ani o niczym innym, co wiąże się z tą postacią. Począwszy od Jakuba Wojewódzkiego, a skończywszy na Stefanie Zgliczyńskim.

Nie będę już wspominał, że to między innymi właśnie Dmowskiemu przedwojenna Polska zawdzięczała niepodległość i kształt terytorialny. Jego stosunek do Żydów nie był jednak tak oczywisty, jak mogłoby wynikać z powierzchownej lektury chociażby Myśli nowoczesnego Polaka (1903). Roman Dmowski pisał: „Wewnątrz nadto mamy żywioł obcy, żydowski, który coraz bardziej się wdziera w sferę naszego życia duchowego, asymilując się tylko formalnie, tj. przyjmując język, a nie będąc zdolnym do przyswojenia sobie tych pierwiastków moralnych, które człowieka czynią członkiem narodu i skutkiem tego rozkładając polskie poczucie narodowe w sferze swego wpływu”. Faktycznie, fragment ten, jeśli czytać go w oderwaniu od kontekstu historycznego, brzmi bardzo antysemicko, więcej – tchnie wręcz pogardą dla Żydów, jako niezdolnych do włączenia się w trud budowania nowej Polski.

Nie chciałbym przedstawiać tu fragmentu historii Żydów polskich – po tę wiedzę mogę odesłać chociażby do Bożego igrzyska Normana Daviesa. Przedstawię jedynie wnioski płynące z lektury. Żydzi sami zaczęli się stawać „ciałem obcym„, które może nie dąży do maksymalnego wykorzenienia Polaków (sprawa ”litwaków” i żydowskiego spojrzenia na klęski powstań listopadowego i styczniowego), ale z pewnością wypchnięcia ich na margines. Trudno dziwić się Dmowskiemu, który przecież mógł odczuwać żydowską niechęć na własnej skórze (to oczywiście ogólnik, nie znam przypadków dręczenia Dmowskiego przez Żydów). Może warto zatem spojrzeć i w drugą stronę, nie wyzywać lidera endecji od antysemitów, ale raczej zrównoważyć opinie i zajrzeć głębiej do źródeł. Poza tym, czy wspieranie własnej gospodarki i własnego wytwórstwa jest naprawdę takie złe? Czy dzisiaj, wspierając wytwory polskie, a nie chociażby amerykańskie, jestem antyamerykański…?

To raczej nie „żydofobia”, ale zdrowo nieufne podejście do wszelkich mniejszości narodowych. Owszem, Dmowski i Narodowi Demokraci (proszę mi wybaczyć lekką generalizację, Dmowski wszak w pewnym momencie odsunął się od endeków) pragnęli numerus clausus, ale nie chcieli całkowicie zamykać uniwersytetów dla mniejszości; akceptowali istnienie najróżniejszych stanowisk politycznych; chcieli utworzenia dwóch grup obywateli o różnych prawach politycznych, ale nie chcieli „wyjęcia spod prawa„ którejkolwiek z tych grup. ”Antysemityzm (Dmowskiego – przyp. mój) (…) nie miał wszakże charakteru rasowego, a raczej, jeśli można tak powiedzieć, kulturowy. Dmowski dzielił obywateli państwa polskiego nie wedle pochodzenia, lecz poczucia więzi ze wspólnotą narodową i cywilizacyjną, co zbliżało go do nowożytnych nacjonalistów europejskich, a różniło zdecydowanie od twórców ideologii rasistowskiej”.

Natomiast porównywanie poglądów Dmowskiego z poglądami Hitlera stanowi śmieszność, zakrawa na wyjątkowo niesmaczny żart. A stawianie obok siebie przysłowiowego już „wysyłania Żydów na Madagaskar„ i traumy Holokaustu… Trzeba mieć tupet, żeby zdobyć się na coś takiego. Z góry przepraszam, ale dla mnie Dmowski ze swoimi planami „eliminacji„ Żydów, w porównaniu z ”dziełem” Hitlera i jego akolitów – jest zaledwie przeciętnym stażystą.

Zgliczyński dorzuca jeszcze tak zwane pogromy (ze śmieszną jak na pogrom liczbą ofiar) Żydów w II RP i wyciąga z kontekstu zdania mające poświadczyć, że Dmowski był fanem Hitlera i Mussoliniego. Cóż, we wczesnych latach 30. nikt nie przewidywał Holokaustu, Hitler skutecznie zwalczał bezrobocie i budował autostrady (to nie pochwała, raczej stwierdzenie faktu), więc takie zarzuty wobec Dmowskiego tchną ahistoryzmem i chęcią dopasowania pod określoną tezę. Ba, autor posuwa się nawet do oddania „pierwszeństwa w Holocauście„ Dmowskiemu i przedwojennym polskim prawicowym (za dużo tego „p„) organizacjom politycznym! Przed Hitlerem, rzecz jasna. Tak, bo Niemcy właściwie nie brali udziału w Zagładzie, zawsze inni, a przodowali głównie i zasadniczo – ci okrutni Polacy. ”Zgroza!”, rzekłby Kurtz z Jądra ciemności, gdyby dane mu było to przeczytać.

Zgliczyński z jednego mitu wszedł w drugi. Oto Polaków bohaterskich, o dłoniach nieskalanych jakąkolwiek zbrodnią, a przeciwnie – zasłużonych w walce zastępuje Polakami-szujami i Polakami-świniami. Stereotyp zwycięża stereotypem. Takie działania, jak już wspomniałem, nie są w stanie już nikogo zaszokować. Mają służyć jedynie szkalowaniu, wzbudzaniu tak potrzebnej we współczesnej egzystencji sensacji. Zatem potrzeba sensacji – a skutki? Podobne jak u Grossa, przedstawienie jednostronnego i fałszywego obrazu polskiej historii, uwzględnianie półprawdy, nie całej prawdy. Rozumiem, że nie wszyscy Polacy byli kryształowi, nie będę się upierał, że wszyscy nie splamili się zbrodnią. Ale pisanie, że cały naród jest antysemicki i tej zbrodni chciał, że była mu ona na rękę? Chociażby taki fragment: „Ile było takich Jedwabnych, jak do tego doszło, ilu było morderców, i czy to nie jest przypadek całej Polski, z jej milczeniem na temat losów 3-milionowej mniejszości żydowskiej, która nagle zniknęła, co pozostała większość przyjęła z zaskakującym spokojem, jako coś naturalnego i pożądanego?” Stefan Zgliczyński albo przeleżał pod lodem pół wieku i nie bardzo orientuje się w literaturze, filmie, innych sztukach, albo po prostu boleśnie generalizuje, traktując przypadki jednostkowe, zgodnie z metodą Grossa, większościowo i uogólniająco. Owszem, Polacy mordowali, to oczywiste, ale nie wszyscy i nie tak często, jak mogłoby wynikać z kolażu Zgliczyńskiego.

Autor Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali wymienia również parę absurdów Grossa, w rodzaju takiego chociażby, że do eksterminacji Żydów europejskich rękę przyłożył w zasadzie każdy pojedynczy obywatel Europy. Albo wspominanie przez autora o ostatnim transporcie słowackich Żydów, który wyjechał do Auschwitz między 1944 a 1945 r. Cóż, gazowania odbywały się do 29 października (jak twierdzą profesjonalni historycy), Zagłady „zaniechano” w listopadzie. Więc ci Żydzi nie mieli szans żeby trafić do obozu na ostatnie gazowanie. Prosty błąd, nieuwaga, niewiedza?

Autorzy takich publikacji, mających rzekomo budzić sumienia i otwierać oczy (a pisałem już o Sąsiadach i Złotych żniwach Grossa, znam publikacje Centrum Badań nad Zagładą Żydów), popełniają te same błędy, dlatego zawsze można sformułować podobne zarzuty. Tkwi w tych książkach pewna siła, ale bardzo często prace te są silnie zideologizowane i przedstawiające tę drugą, najciemniejszą stronę konfliktu. Modelowym przykładem udanej książki o mordowaniu Żydów i Polaków, również nawzajem, jest książka Richarda C. Lukasa Zapomniany Holokaust, rzecz niemal nieznana, a prawdziwie wartościowa.

„To, co pozostało dziś w Polsce po Żydach, to głównie antysemityzm.„ Faktycznie, ale wmawiany nam sztucznie i na siłę. Pozostaje pogratulować autorowi, bo napisał rzecz tak fałszywą i stronniczą, że chyba nawet mój ”ulubieniec”, Gross, miał więcej wyczucia i obrzucał nas błotem w bardziej szlachetny sposób. Kłamiąc oczywiście na potęgę, ale jednak. I ostatni absurd Zgliczyńskiego – dziś nawet nazywanie Żyda Żydem jest przejawem akceptacji dla Hitlera i całej idei eksterminacji. Dziwactwo to czy jaskrawy przykład przesady? Nie wiem, przeczytałem, przecierpiałem, ale sumienie mam nadal spokojne. Oczekiwałem czegoś, co naprawdę mnie zaszokuje, a tu powtórka z rozrywki, masa jednostronnie dobranych przykładów, teza i pisanie pod tezę, agresywny ton. Czekam niecierpliwie na coś ambitniejszego.

 

Plus/minus:

Na plus:

+ podjęcie badań prowadzonych przez J.T. Grossa, mających na celu rozbicie mitu „niewinnych Polaków”

+ publicystyczny, agresywny ton, pobudzający do dyskusji

 

Na minus:

- bardzo wybiórcze potraktowanie źródeł,

- wyrywanie wypowiedzi postaci historycznych z kontekstu,

- skupienie wyłącznie na Polakach-zabójcach,

- ahistoryczne podejście do poglądów politycznych,

- klisze i stereotypy pisania o Zagładzie

 

Tytuł: Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali

Autor: Stefan Zgliczyński

Wydawca: Czarna Owca

Rok wydania: 2013

ISBN: 978-83-7554-663-7

Liczba stron: 272

Cena: 34,90 zł

Ocena recenzenta: 5/10

 

Korekta: Zuzanna Świrzyńska

 

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz