„Bodo i jego burzliwe romanse” I. Kienzler – recenzja


Czasy, w których żyjemy, są na przemian dziwne i ciekawe. Tytuł drugiej płyty The Doors - Strange Days (1967) pozostanie na zawsze jednym z najbardziej aktualnych tytułów w historii muzyki rozrywkowej bez względu na okoliczności czasu oraz miejsca. Świadectwem ciekawej strony XXI wieku jest uporczywa chęć powrotu do wszystkiego, co wiąże się z minionymi epokami. Szalenie popularne stało się choćby wydawanie dzienników i korespondencji, które jeszcze zostały po sławnych osobistościach literatury. To właściwie ostatnie nieznane zapiski, jakie wyszły spod pióra artystów pokroju Stanisława Mrożka, czy Jarosława Iwaszkiewicza.

pobrany plikTelewizja Polska z kolei stawia na odkrywanie kart z życia popularnych wykonawców z dawnych lat (vide serial Anna German) lub ukazywania tragicznej historii w atrakcyjnej dla widza formie (vide serial Czas honoru). Podobnie rzecz się ma z Eugeniuszem Bodo, który również doczekał się serialu o jakże symptomatycznym tytule - Bodo (serial stał się zresztą jednym z motywów przewodnich wystąpienia Mariusza Maxa Kolonko podczas odbioru nagrody Kisiela). Ale to nie wszystko. Nakładem wydawnictwa Bellona ukazała się książka Iwony Kienzler, poświęcona nikomu innemu jak Eugeniuszowi Bodo właśnie.

Zarówno tytuł Bodo i jego burzliwe romanse, jak i okładka zakłamują nieco treść publikacji. Kobiety, i owszem, są obecne w narracji, ale nie w sensie pornograficznym, jakiego spodziewa się zapewne część czytelników. Przedstawiciele feministek mogą poczuć pewien niesmak na wieść o tym, że kobiety w tej książce nie są potraktowane przedmiotowo. Aktu najwyższego profesjonalizmu można było jednak spodziewać się po autorce, która od lat specjalizuje się w subtelnym ujmowaniu tego typu problematyki. Przypomnijmy sobie na przykład takie pozycje jak Kobiety w życiu marszałka Piłsudskiego, czy Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica. Kienzler biorąc na warsztat życie najbarwniejszej chyba postaci polskiego międzywojnia, zrealizowała kolejny etap większego projektu.

Wzrok Bodo ze zdjęcia na okładce wymierzony jest w coś nieokreślonego. Nie są to oczy człowieka spokojnego. Czyżby przeczuwał swój tragiczny koniec, o którym przez wiele lat snuto niezliczone spekulacje? Zanim jednak nastąpi finał, czytelnik zostaje porażony wielością informacji o zakulisowym funkcjonowaniu polskiej kultury w dwudziestoleciu międzywojennym. Świetnie wypadają fragmenty o raczkującym kinie zarówno na świecie, jak i w Polsce. Autorka wpisuje narodziny głównego bohatera w klimat prapoczątków filmu, kiedy bracia Lumiere organizowali swoje pierwsze pokazy. Kienzler wykazuje się tutaj konkretną wiedzą (choć nieprawdą jest, aby na widok filmiku Wjazd pociągu na stację w La Ciotat widzowie w popłochu uciekali), wskazawszy, że Francuzi wcale nie byli pierwszymi ludźmi na „księżycu kinematografii”, lecz okazali się na tyle sprytni, że jako pierwsi zgłosili swój wynalazek w urzędzie patentowym. Tak się robi historię. Po prostu.

Jak stworzyć własną legendę doskonale wiedział także Eugeniusz Bodo. Stał się kimś więcej niż aktorem, piosenkarzem, producentem. Słowo „celebryta„, którym się go dziś określa zubaża jego dorobek. Kienzler uporządkowała spory kawałek świata. Sylwetka Bodo w jej ujęciu jawi się jako złożona osobowość, może i nosząca w sobie pewną tajemnicę, lecz przede wszystkim osobowość gotowa rzucić się w wir życia. Można powiedzieć wiele rzeczy o polskim dwudziestoleciu międzywojennym – jak również o epoce oświecenia – ale na pewno nie to, że było nudne. Życie literackie, czy żeby powiedzieć szerzej życie kuluralne kwitło; w myśl skamandryckiej koncepcji talentyzmu młodzi twórcy przebijali głową najtwardsze mury - prezentując często o wiele wartościowsze projekty niż dzisiejsi młodzi gniewni. Bowiem to właśnie współczesny świat jest ślamazarny, a powszechność aktu tworzenia doprowadziła sztukę do granic śmieszności. Wtedy… było inaczej. I bezmiar magicznego ”wtedy” odkrywa przed nami Iwona Kienzler.

Autorka szkicuje pełny obraz świata, w którym żył Bodo. Gdy zachodzi taka potrzeba puszcza samopas swojego bohatera, a kiedy ten odchodzi już w swoją stronę, autorka powięca więcej miejsca innym postaciom, na przykład Poli Negri. Nie wiadomo, czy obydwoje kiedykolwiek się spotkali. Czasem brak odpowiedzi jest odpowiedzią albo bodźcem do rozpoczęcia poszukiwań jakichkolwiek znaków, dowodów. Kienzler w tym rozdziale aspiruje do nakreślenia sytuacji w duchu dziennikarstwa śledczego. Prezentuje fakty, co pozwoliło jej na wyważone prowadzenie wywodu bez ryzyka odjazdu w rejony, nad którymi nawet najwyborniejszy autor traci kontrolę. Trudno jednak nie panować nad dziełem, kiedy w bibliografii wyruszają na pomoc takie tuzy krytyki jak Karol Irzykowski, którego niektóre tezy autorka celnie punktuje. Z biegiem lat, z biegiem dni zdroworozsądkowy osąd przychodzi tak samo łatwo jak oszołomienie w latach burzliwej młodości, gdy stwierdzenie, że „najnieznośniejszą stroną polskich filmów była ich protokolarność”.

Naprawdę ogromną zaletą tej książki jest zawarta w niej „mała historia kina”. Ktoś kto nigdy nie sięgnie po publikacje Tadeusza Lubelskiego w tym zakresie, bo ich po prostu nie zna lub nie odczuwa takowej potrzeby, może śmiało sięgnąć po pozycję Bodo i jego burzliwe romanse. Gwarantuję, że otrzyma w prezencie historię X muzy w pigułce, będącej symbolem naszych, dziwnych czasów.

Plus/minus

Na plus
+ obszerna dokumentacja i bibliografia;
+ szerokie zarysowanie kontekstu kulturowego;
+ nieograniczanie się autorki do przedstawienia życia i podbojów miłosnych bohatera;
+ zaangażowanie czytelnika poprzez inteligentną manipulację rozbieżnością tytułu książki a jej treścią;

Na minus

- brak fundamentalnych zaskoczeń dla znawców tematu; wiele informacji krąży od dawna w Internecie; choć z drugiej strony trudno uznać to za zarzut, wziąwszy pod uwagę fakt, że publikacja przeznaczona jest dla masowego czytelnika;

Tytuł: Bodo i jego burzliwe romanse
Autorka: Iwona Kienzler
Wydawca: Bellona
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-11-14135-3
Liczba stron: 318
Okładka: twarda
Cena: 34,49 zł.
Ocena recenzenta: 8/10

patronat-medialny-sprawuje-historia-logo

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. ja pisze:

    Patrząc na nazwisko autorki można stwierdzić iż jest to chłam

Zostaw własny komentarz