Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 1980. Nowa forma mistrzostw i historyczny tryumf RFN-u.


Po dwunastu latach, najważniejsza piłkarska impreza na „Starym Kontynencie„ wróciła do Włoch. Przez 25 minut w finałach Mistrzostw Europy znajdowali się Polacy, których szanse na debiut przekreśliło trafienie Holendrów. Tym samym to ”Pomarańczowi” zagrali we włoskim Euro, w którym po raz pierwszy zmierzyło się osiem zespołów. W 1980 r. zadebiutował też nieodłączny dzisiaj element imprezy – maskotka zawodów.

UEFA_Euro_1980_logo.svgMistrzostwa Europy w 1980 r. po raz kolejny odbyły się we Włoszech. Porównując obie imprezy, dochodzi się do wniosku, że miały ze sobą niewiele wspólnego. Głównie za sprawą zmiany formuły zawodów. Po pięciu edycjach organizatorzy poszli po rozum do głowy, postanawiając rozbudować futbolowe święto Europejczyków. W dalszym ciągu zawodom daleko było do imprez, z którymi mamy do czynienia choćby w XXI wieku. Na włoskich boiskach zaprezentowało się wszak zaledwie osiem ekip, co jednak i tak, w porównaniu z latami 1960-1976, było sporym progresem. Jednocześnie postanowiono wprowadzić dodatkowy punkt regulaminu, zwalniając gospodarzy z obowiązku uczestniczenia w eliminacjach. Jako piersi skorzystali z tego właśnie Włosi, co w kontekście wygranego przez nich Euro ‘68 potwierdza, że mogli pochwalić się wielkim szczęściem.

Rozszerzenie liczby uczestników i dopuszczenie gospodarzy do rywalizacji bez uprzednich kwalifikacji to nie jedynie zmiany. Jak zostało bowiem wspomniane na samym wstępie, sportowe zmagania po raz pierwszy uświetniono oficjalną maskotką mistrzostw. Protoplastą serii został „Pinokio” – drewniany chłopiec w kapeluszu, z nosem w narodowych barwach Włoch. Był on oczywiście nawiązaniem do niezwykle popularnej wówczas książki Carla Collodiego o tym samym tytule.

25 minut od bram raju

Rozszerzenie grona finalistów do ośmiu drużyn niewiele pomogło reprezentacji Polski, prowadzonej wówczas przez trenera Ryszarda Kuleszę, który po zaledwie jednym meczu eliminacji zastąpił

na stanowisku Jacka Gmocha. Choć „Biało-Czerwoni” należeli do ścisłej światowej czołówki, co potwierdzili choćby na Mundialach w 1974 i 1978 r., po raz kolejny nie udało im się przebrnąć fazy eliminacyjnej. W odróżnieniu od poprzednich edycji, tym razem byli jednak o krok, a dokładniej o 25 minut od  upragnionego celu.

W 39 minucie decydującego starcia rozegranego na stadionie olimpijskim w Amsterdamie, zespół Kuleszy na prowadzenie wyprowadził Andrzej Rudy, zdaniem „Piłki Nożnej” i „Sportu”  - najlepszy polski piłkarz 1979 r.. Radość zespołu, mającego w swoich szeregach m.in. Bońka, Nawałkę i Latę, trwała do 65 minuty, gdy Hubertus Stevens pokonał Zygmunta Kuklę, dla którego, jak pokazał czas, był to pożegnalny występ z drużyną narodową. Mimo sporej ilości czasu, Polacy nie zdołali odwrócić losu meczu, wobec czego, to Holendrzy mogli cieszyć się z awansu.

Co ciekawe, to nie starcie z „Oranje” odebrało Polakom awans do najlepszej ósemki kontynentu. Podopieczni trenera Kuleszy drogę do piłkarskiego raju zamknęli sobie dwumeczem z reprezentacją NRD. 18 kwietnia 1979 r. w Lipsku ulegliśmy rywalowi 1:2, zaś na Stadionie Śląskim tylko zremisowaliśmy, po wyrównującym trafieniu Henryka Wieczorka. Na nic zdały się więc pozostałe wygrane z Islandią, Szwajcarią i Holandią. Marzenia o Euro musiały zostać odłożone w czasie o cztery lata, które w praktyce okazały się długimi, dwudziestoma ośmioma latami.

Niemieckie przejście do historii

W eliminacjach wzięło udział 31 drużyn narodowych, podzielonych na siedem grup, z których trzy były pięciozespołowe, a cztery czterozespołowe. Z tego grona awans do przekształconego turnieju finałowego wywalczyła Anglia, Hiszpania, Belgia, Czechosłowacja, RFN, wspomniana Holandia oraz największa sensacja tej fazy zawodów – Grecja. Mimo słabszej postawy na wyjazdach, „Hellada” zdołała wyeliminować z rywalizacji Związek Radziecki, w decydującym meczu pokonując go 1:0. Stawkę uzupełnił gospodarz mający nadzieję na drugi tytuł mistrzowski.

Podobne zakusy mieli także Niemcy z zachodniej części. Swój pierwszy tryumf odnieśli  w 1972 r.. Blisko przejścia do historii byli już cztery lata wcześniej, gdy w finale pechowo, bo po rzutach karnych, ulegli Czechosłowacji.  W 1980 r. także należeli do grona faworytów. Żadnej innej ekipie nie udało się bowiem wówczas wywalczyć dwóch tytułów mistrzowskich. Dlatego też najwyżej oceniano właśnie szanse RFN, Włoch oraz Anglików, uznając, że mają najlepszą reprezentację od czasów Ramseya. „Synowie Albionu„ postanowili sprawić psikusa ekspertom i nie zdołali nawet wyjść z grupy. Co prawda, na pożegnanie turnieju rozprawili się z Hiszpanią, lecz układ innych spotkań sprawił, że w walce o medale pozostali gospodarze oraz Belgowie - ”Czarny Koń” mistrzostw.

Druga grupa, nominalnie oznaczona literką „A„, dostarczyła nieco mniej emocji. Gładki awans do półfinału wywalczyła ekipa RFN, do której 17 czerwca dołączyli Czechosłowacy. Co prawda w decydującym meczu bezbramkowo zremisowali z Holendrami, lecz udało im się wyprzedzić ”Pomarańczowych” za sprawą lepszego bilansu bramkowego. Wpływ na to miało wyższe zwycięstwo z outsiderem grupy – Grecją (3:1).

Zgodnie z regulaminem zawodów, w czasie Euro ’80 nie rozegrano meczów półfinałowych, wobec czego w finale spotkali się zwycięzcy grup, zaś o trzecie miejsce zagrały zespoły z drugich miejsc. Tym sposobem o złoto mieli powalczyć Zachodni Niemcy oraz Belgowie, którzy odebrali Włochom… szczęście. O kolejności w grupie, przy bezbramkowym remisie w bezpośrednim meczu i identycznym bilansie bramkowym, zadecydowała ilość strzelonych bramek. A tych Belgowie mieli więcej o zaledwie jedną…

Gospodarze, wymieniani obok RFN i Anglii za głównych faworytów imprezy, musieli obejść się smakiem i  powalczyć o brązowy medal. Mimo to i tak przeszli do historii. We Włoszech, po raz ostatni w dziejach, rozegrano bowiem mecz o trzecie miejsce. Na tym przywileje Azzurich się skończyły, gdyż ich reprezentacja została pokonana przez Czechosłowację. Rozstrzygnięcie starcia przyniosły dopiero rzuty karne, a więc element, w którym reprezentacja naszych południowych sąsiadów mogła poszczycić się mianem specjalistów. Wystarczy przypomnieć sobie finał Euro 1976, gdy Panenka, efektownym lobem, dał swojej reprezentacji złoty medal.

Czechosłowacja nie zdołała więc obronić tytułu, a Włochom nie udało się wrócić na szczyt. Europa nie doczekała się  zupełnie nowego mistrza. Przebojowi Belgowie nie sprostali bowiem reprezentacji RFN, nie posiadając zbyt wielu argumentów w starciu z silnym rywalem. Mieli za to wsparcie… arbitra Nicolae Rainea. W 79 minucie, przy stanie 1:0 dla Niemców, rumuński sędzia podyktował dla Belgii rzut karny. Nie przeszkadzał mu w tym nawet fakt, iż faul miał miejsce dobre pół metra od pola karnego. Gdy Rene van der Eycken wykorzystał „jedenastkę”, nad stadionem zawisło widmo doliczonego czasu gry. Do dogrywki jednak nie doszło. Na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem, Horst Hrubesch wykorzystał swoje umiejętności gry głową, drugi raz tego dnia posyłając piłkę do bramki. Belgowie, nawet przy pomocy arbitra, nie byli już w stanie odwrócić losów spotkania, dzięki czemu RFN po raz drugi w historii sięgnął po Puchar Delaunaya, czyniąc to jako pierwsza drużyna narodowa w historii rozgrywek.

Mimo wszystko, Belgowie nie mogli być smutni z powodu niekorzystnego obrotu spraw. W 1980 r. osiągnęli wszak życiowy sukces, którego nie udało się poprawić na żadnej z kolejnych ośmiu imprez.

Jednorazowi strzelcy, młodziak i… przystojniak

Można zaryzykować stwierdzenie, że to same indywidualności dały  drugi tytuł mistrzowski reprezentacji RFN. Królem strzelców imprezy został Klaus Allofs, który wszystkie trzy bramki strzelił w jednym meczu turnieju, wygranym 3:2  w grupowym starciu z Holandią. Niemal identycznym wyczynem poszczycił się jego kolega, Horst Hrubesch. Zawodnik, uznany za gwiazdę imprezy, dwukrotnie znalazł drogę do belgijskiej bramki i to w najważniejszym, finałowym pojedynku.

Na zupełnie innej płaszczyźnie wyróżnili się ponadto Lotthar Matthaus i Hansi Muller. Pierwszy z nich został najmłodszym medalistą Mistrzostw Europy (w momencie tryumfu miał zaledwie 19 lat i 93 dni), zaś Muller został uznany… najprzystojniejszym zawodnikiem całego turnieju. Wyboru dokonały hostessy obsługujące włoskie Euro. Można więc śmiało skonstatować, że Niemcy zebrali pełne żniwo. Nie tylko  piłkarskie.

Bibliografia:

  1. Batko W., EURO – Historia Mistrzostw Europy, Katowice 1992.
  2. Biało-czerwoni. Dzieje Reprezentacji Polski (3) 1971-1980. Encyklopedia piłkarska FUJI tom 16, pod red. A. Gowarzewskiego, Katowice 1996.
  3. Godek A., Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, Poznań 2004.
  4. Gowarzewski A., EURO dla orłów. Historia Mistrzostw Europy, Katowice 2012.
  5. Szczepłek S., Moja osobista historia futbolu: Tom 1 Świat, Kraków 2016.
  6. Szczepłek S., Moja osobista historia futbolu: Tom 2 Polska, Kraków 2016.
  7. Wojciechowski K., Kronika Mistrzostw Europy 1960-2004, Poznań 2008.

Strony internetowe:

  1. http://euro.interia.pl/historia-me/news-me-w-1980-roku-mistrzostwa-w-cieniu-afery,nId,369909
  2. http://www.polskieradio.pl/10/483/Artykul/611671,Historia-mistrzostw-Europy-%E2%80%93-Wlochy-1980
  3. http://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/euro-2012,euro-1980-wlochy,artykul,25671,1,1016.html
Cykl "Tydzień z Euro" powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Cykl „Tydzień z Euro” powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Korekta: Jagoda Marek

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. Mirek pisze:

    Nie Andrzej Rudy, tylko Wojciech Rudy. Andrzej 10 lat później i przez chwilę...

Zostaw własny komentarz