Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 1984, czyli po prostu Grand Michel


Wielki sceptycyzm wśród francuskich fanów wywołały słowa słynnego Raymonda Kopaszewskiego, który w wywiadzie udzielonym L’Equipe tuż przed VII Mistrzostwami Europy stwierdził, że „nie ma wątpliwości, że Francja zasiądzie na tronie, nie widzę nikogo, kto mógłby nam pokrzyżować szyki”.

800px-UEFA_Euro_1984_logo.svgNim jednak piłkarze rozpoczęli rywalizację nad Loarą i Sekwaną, rozegrać należało kwalifikacje, do których przystąpiły 32 drużyny. Zespoły te podzielono na siedem grup, których jedynie zwycięzcy mieli otrzymać promocję do turnieju finałowego, a w tym czekali już gospodarze, czyli Francuzi. Niestety po raz kolejny w finałach zabrakło biało-czerwonych. Polacy trafili co prawda do trudnej grupy (z Portugalią, ZSRR i Finlandią), mimo że byli losowani z pierwszego koszyka. Oczekiwania były jednak wysokie, bowiem eliminacje rozpoczęły się raptem kilka miesięcy po olbrzymim sukcesie, jakim było osiągnięcie najniższego stopnia podium w czasie hiszpańskiego mundialu. Decyzje podjęte przez kierownictwo PZPN były jednak zaskakujące. Postanowiono położyć większy priorytet na odbywające się równolegle kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles, w związku z czym kadra „A” była mocno osłabiona. Warto zaznaczyć, że w bardziej priorytetowo potraktowanych eliminacjach biało-czerwoni również musieli uznać prymat swoich rywali, przegrywając w grupie rywalizację z NRD. Suma summarum wiemy przecież, że ze względów politycznych i tak nasza kadra za ocean w razie zdobycia przepustek nie mogłaby się udać.

Wracając do kwalifikacji do EURO, mimo optymistycznego początku (zwycięstwo na wyjeździe z Finlandią), Polacy nie wygrali żadnego z pięciu kolejnych spotkań, zaliczając między innymi nieco poniżający remis na własnym terenie z outsiderami z Finlandii. Zwycięsko z „naszej„ grupy wyszli Portugalczycy, którzy o jeden punkt zdystansowali zawodników z Kraju Rad. Tak więc biało-czerwonych po raz kolejny miało zabraknąć na mistrzostwach Starego Kontynentu. Do Francuzów, którzy z racji pełnienia funkcji gospodarza nie musieli przebijać się przez loteryjne kwalifikacje, dołączyli Hiszpanie, Belgowie, reprezentacja Jugosławii, reprezentacja RFN, Rumuni, Portugalczycy oraz Duńczycy. Zaskakująca w tym towarzystwie wydawała się zwłaszcza obecność tych ostatnich, bowiem losowani z trzeciego koszyka Duńczycy na pewno nie byli faworytami grupy, w której obok nich znalazły się Anglia, Grecja, Węgry i Luksemburg. Również postawą zachwycili Rumuni, którzy wyeliminowali Czechosłowację oraz silnych Włochów. Swoją uwagę zwracają też dwa ”cudy” ostatnich meczów eliminacji. Hiszpanie musieli w ostatnim spotkaniu wygrać różnicą przynajmniej 11 goli, aby wyeliminować Holendrów i w stosunku 12:1 pokonali Maltę, zaś Jugosławia dopiero w doliczonym czasie gry strzeliła gola na wagę awansu w meczu z Bułgarią, przez co na finały nie pojechała ekipa Walii.

O tym jak Platini strzelił... co czwartą bramkę turnieju

Tak doborowe grono rozpoczęło swoją rywalizację 12 czerwca, w meczu otwarcia na wiekowym, ale odświeżonym stadionie Parc des Princes. 50 tys. widzów miało okazję obserwować wygraną gospodarzy nad „czarnym koniem” mistrzostw, Danią. Autorem jedynej bramki wieczoru był Michel Platini, który z miejsca stał się gwiazdą finałów. W pozostałych dwóch pojedynkach fazy grupowej Francuz dołożył jeszcze 6 trafień (hat-trick w meczu z Belgią i Jugosławią), co pozwoliło mu się zapisać na kartach historii. Piłkarski świat oszalał na punkcie zawodnika Juventusu.

W grupie I obok wyśmienicie dysponowanych gospodarzy w półfinale zameldowali się jeszcze Duńczycy, którzy w decydującym spotkaniu pokonali 3:2 Belgię. Rywalizacja w drugiej grupie miała toczyć się zaś pod dyktando faworytów z RFN (obrońcy tytułu) oraz pałających żądzą rewanżu za nieudane mistrzostwa świata Hiszpanów. O ile drudzy z wymienionych potrafili zdobyć promocję do walki o medale, to na całej linii zawiedli Niemcy, którzy remisując bezbramkowo z Portugalią i wygrywając z Rumunią wciąż mieli szansę na awans w pojedynku z Hiszpanami, lecz zaprzepaścili ją tracąc gola w doliczonym czasie gry. Ich miejsce zajęli Portugalczycy, wywołując niemałą sensację.

W półfinałach rozegrały się dwa emocjonujące pojedynki, z których żaden nie zakończył się w regulaminowym czasie gry. Autorzy największej niespodzianki finałów, Portugalczycy, postawili niezwykle twarde warunki gospodarzom. Po 90 minutach było 1:1, lecz w dogrywce grę prowadzili piłkarze z półwyspu Iberyjskiego. Sam Michel Platini w swoich wspomnieniach pisał o tym spotkaniu w następujący sposób:

„Portugalczycy stają się coraz bardziej śmiali na początku dogrywki. Wierzą w swą szczęśliwą gwiazdę. I mają rację. Jordao kuje nas wywołującym ból strzałem. Rywale prowadzą 2:1. Wyrównaliśmy, znów dzięki Domergue’owi. Portugalczycy mają przewagę, gniotą nas, popychają nas, jesteśmy otoczeni...”

Kto mógł jednak zostać bohaterem trójkolorowych jeśli nie sam Platini? „Grand Michael” strzelił decydującą bramkę w ostatniej akcji dogrywki, czym wprawił Marsylię i całą Francję w ekstazę. Pozostawało już tylko oczekiwanie na finałowego rywala. Większość ekspertów obstawiało Danię, lecz przełomowy z punktu widzenia Hiszpanów okazał się pojedynek z RFN, ponieważ pozwolił im wydobyć wielkie pokłady pewności siebie. W ostrym meczu padł remis 1:1, a bohaterem okazał się ponownie stoper Antonio Maceda, który był autorem decydującej bramki w ostatnim spotkaniu fazy grupowej, a teraz ponownie dał szansę na sukces swojej kadrze. Był to gol wyrównujący, ponieważ na samym początku spotkania na prowadzenie wyszli faworyzowani Duńczycy. Dogrywka nie przyniosła goli i wszystko rozstrzygnęła seria jedenastek. Hiszpanie wygrali w niej 5:4, a Preben Larsen, największa gwiazda Duńczyków, dołączył do galerii wielkich piłkarzy, którzy zawiedli w tym nerwowym momencie i nie wykorzystali swojego rzutu karnego.

Wielki finał musiał zakończyć się sukcesem Francuzów (pierwszy tytuł Trójkolorowych), którzy w dosyć jednostronnym pojedynku pokonali Hiszpanów 2:0 i nie będzie zaskoczeniem, że jedną z bramek (bodaj... najbrzydszą w całym turnieju) zdobył fenomenalnie dysponowany Michael Platini, w ten sposób przechodząc do historii jako autor 9 goli w jednym turnieju... We wszystkich 15 meczach turnieju finałowego padło 41 bramek (co oznacza, że co czwartą bramkę strzelał Platini), dając wysoką średnią 2,73 bramki na mecz. Również wysoka była ilość widzów obserwujących spotkania, niemal 600 tysięcy kibiców we wszystkich spotkaniach oznacza około 40 tys. na mecz.

Bibliografia:

  1. Godek A., Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, Poznań 2003.
  2. Gowarzewski A., EURO dla orłów: historia mistrzostw Europy, Katowice 2012.
  3. Jeleń J., Konieczny A., Wszystko o piłkarskich Mistrzostwach Europy, Warszawa 1992.
  4. Koper S., Leksykon historii mistrzostw Europy w piłce nożnej: 1960 – 2008, Warszawa 2008.
  5. Mecner K., Wystyrk-Benigier B., Historia EURO 1960-2008, Ruda Śląska 2008.
Cykl "Tydzień z Euro" powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Cykl „Tydzień z Euro” powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Korekta: Malwina Lange

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz