XIX Letnie Igrzyska Olimpijskie (Meksyk 1968) - coraz więcej polityki w sporcie


W 1963 r., na sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Baden-Baden, ogłoszono, że gospodarzem Igrzysk XIX Olimpiady będzie stolica Meksyku. Kilka czynników złożyło się na to, że były to zawody, które można uznać nie tylko za przełomowe, ale również niezwykłe.

pc1968_10Od samego początku, wątpliwości budziły warunki naturalne, a konkretnie fakt, że Ciudad de Mexico jest położone na wysokości ponad 2200 metrów nad poziomem morza. Eksperci i lekarze, podkreślali, że gęstość powietrza na takiej wysokości może mieć wymierny wpływ na zachowanie organizmu człowieka, szczególnie podczas wysiłku fizycznego. Wszelkie spekulacje ucinał jednak ówczesny przewodniczący MKOl, Avery Brundage, mówiąc, że: „Igrzyska należą do wszystkich państw, ciepłych i zimnych, mokrych i suchych, położonych na wschodzie, zachodzie, północy czy południu albo na dużej lub małej wysokości. Igrzyska nie powstały po to, aby bić rekordy”1.

Czas pokazał, jak bardzo w sprawie rekordów mylił się Amerykanin. Wiele do życzenia pozostawiała również kondycja kraju i jego społeczeństwa. Nie ma co się oszukiwać, Meksyk nie był prymusem, jeżeli chodzi o sprawy gospodarcze i finansowe. Zaległości zaczęto nadrabiać dopiero w połowie lat 60 - tych, po odkryciu złóż ropy naftowej. Również w dziedzinie sportu gospodarz igrzysk odstawał, a tak naprawdę w kraju sombrera popularne były tylko boks i piłka nożna. Nawiasem mówiąc, zawody wydawały się być zaledwie przygrywką lub próbą generalną przed mundialem, który miał się odbyć w 1970 r. właśnie w Meksyku.

Imprezie, która po raz pierwszy w historii odbyła się w kraju latynoskim, już przy fazie organizacji towarzyszyły przeróżne problemy, przede wszystkim natury politycznej. Zaczęło się jednak od katastrofy naturalnej. Kilka miesięcy przed inauguracją zawodów, zanotowano trzęsienie ziemi, podczas którego zginęło siedem osób, ponad sześćdziesiąt zostało rannych. Przerwane zostały połączenia telefoniczne, a straty materialne i infrastrukturalne były poważne.

Wracając do problemów natury politycznej, „obfitował” w nie cały 1968 r. Na całym świecie wybuchały protesty studenckie, które miały miejsce w Warszawie, Paryżu, Brukseli, Montevideo... a także w samym Meksyku. Pierwsze wystąpienia miały miejsce 26 lipca. Żacy wznieśli barykady ze spalonych autobusów, interweniowało wojsko. Były ofiary. Demonstracje skierowano przeciwko polityce rządu, pojawiały się też hasła nawiązujące do samych igrzysk. Studenci wyszli na ulice w całym kraju (oczywiście główne ognisko protestów miało miejsce w stolicy), sprzeciwiali się organizowaniu przez ich kraj, będący w trudnej sytuacji ekonomicznej, tak drogiej imprezy. We wrześniu strajki przybrały na sile, a kulminacją były wydarzenia z 2 października (zaledwie 10 dni przed ceremonią otwarcia). Dziesięciotysięczny tłum wiecujący na Plaza de las Tres Culturas został zaatakowany przez wojsko. Manifestanci byli przygotowani na taką okoliczność, odpowiedzieli ogniem z przyniesionych przez siebie pistoletów... Wywiązała się regularna bitwa. Śmierć zebrała solidne żniwo w postaci ponad 260 ofiar. Do tego dołożyć należy około 1200 rannych.

Kolejnym wydarzeniem, które położyło się cieniem na meksykańskich igrzyskach, była interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Praska wiosna została brutalnie rozjechana przez czołgi radzieckie,  które w nocy z 20 na 21 sierpnia, wraz z „bratnimi armiami„ przeprowadziły operację „Dunaj„. Na wyraźne sugestie, aby wykluczyć ZSRR z igrzysk, wspomniany już Brundage, powiedział: ”Jeżeli każde naruszenie praw człowieka przez polityków miałoby się kończyć zakazem startu w imprezach sportowych, trzeba by było zapomnieć o wszelkich zawodach międzynarodowych” ((D. Miller,  Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1896-2012, Warszawa 2012, s. 591.)).

Do samego otwarcia zawodów wybuchały kolejne skandale i skandaliki. Największy z nich dotyczył wykluczenia RPA i Rodezji. Te kraje miały wpisaną do konstytucji zasadę segregacji rasowej. Trwające ponad dwa lata przepychanki, podczas których 32 kraje afrykańskie groziły wycofaniem się ze startu w igrzyskach zakończyły się bardzo zgrabnym ruchem komitetu organizacyjnego. Ten ostatni postanowił po prostu „nie zapraszać” dwóch spornych krajów na imprezę. Pojawił się również problem startu NRD i RFN. Do tej pory oba kraje niemieckie startowały pod wspólną flagą, ze wspólnym hymnem. W 1966 r. członkiem MKOl został jednak pochodzący z NRD Heinz Schöbel i zapewne za jego namową uznano NRD-owski komitet olimpijski, co de facto pozwalało sportowcom z tego kraju wystartować oddzielnie. Wywołało to oczywiście niemałą irytację ze strony władz w Bonn. Jakby było mało problemów, Niemcy ze wschodu koniecznie chcieli maszerować na ceremonii otwarcia pod szyldem „DDR„, a nie „Ostdeutschland„. Ostatnia godną odnotowania, a zaskakującą dla organizatorów sytuacją, było wycofanie się, na kilka godzin przed ceremonią otwarcia, reprezentantów Korei Północnej z zawodów. Powód może wydawać się wręcz groteskowy - przeszkadzała oczywiście nazwa reprezentacji narzucona przez MKOl, czyli „Korea Północna”. Kierownictwo tej reprezentacji usilnie chciało występować pod szyldem ”Koreańskiej Republiki Ludowo - Demokratycznej”.

Ceremonia otwarcia Igrzysk XIX Olimpiady miała miejsce 12 października, w 466. rocznicę odkrycia Ameryki przez Kolumba. Pierwszy raz w historii, znicz olimpijski zapaliła kobieta, meksykańska lekkoatletka, Enriqutta Basilio. Poza otoczką polityczną, impreza w dalekim Meksyku przyniosła całą masę nowinek w dziedzinie sportu. Po raz pierwszy bieżnie i skocznie lekkoatletyczne wyłożone były tartanem. Innowacja ta niewątpliwie przyczyniła się (wraz z rozrzedzonym powietrzem występującym na takiej wysokości) do świetnych rezultatów w dyscyplinach szybkościowych, czyli takich które potrzebują krótkiego, a bardzo intensywnego wysiłku.

Najbardziej spektakularnym przykładem uzyskania niezwykłego rezultatu jest wyczyn Boba Beamona z USA. Zawodnik biorący udział w skoku w dal nie był zaliczany do faworytów, lecz startując w cieniu wielkich sław, z rekordem życiowym 8,35 m dokonał rzeczy niebywałej. Oddał swój pierwszy skok w konkursie, poza obszar obsługiwany przez elektroniczny system pomiaru. Sprowadzono specjalną, metalową miarę, która wskazała nowy rekord świata: 8,90 m! Poprzedni został pobity o 55 centymetrów... Skonfundowany Beamon wiedział, że skok był udany i z zaciekawieniem wpatrywał się w swój rezultat. Dopiero, gdy jego rywal i dotychczasowy rekordzista świata, Ralph Boston, przeliczył mu rezultat na stopy, Beamon oszalał z radości. Ten niewiarygodny wyczyn określono z miejsca mianem „skoku w XXI wiek”. Jego rezultat nadal jest rekordem olimpijskim, a w historii zdarzył się tylko jeden skok dalszy (o 5 centymetrów), dopiero w 1991 r.

Kolejnym, który przewrócił lekkoatletykę do góry nogami, był Dick Fosbury. Jego nowatorska technika skoku wzwyż pozwoliła mu zdobyć złoty medal, a tak zwanym flopem poprzeczkę przeskakuje się po dziś dzień. Klasą dla siebie był Amerykański dyskobol Al Oerter, który zdobył swój czwarty z rzędu złoty medal.

Wydarzenia bez precedensu miały miejsce również na bieżniach. W historycznym finale sprintu na 100 m panów (po raz pierwszy wystąpili w nim wyłącznie czarnoskórzy), James Hines przebiegł ten dystans w czasie 9,95 s, co było pierwszym w historii złamaniem bariery 10 sekund. W biegach krótkich padało sporo rekordów, jednak wszyscy mówili o zachowaniu Tommiego Smitha i Johna Carlosa. Obaj, stojąc na podium podczas odgrywania hymnu USA, unieśli w górę zaciśnięte pięści w czarnych rękawiczkach. Sprzeciwili się w tym sposób polityce własnego kraju wobec „kolorowych„ obywateli. Za karę, obaj sprinterzy zostali wyrzuceni z wioski olimpijskiej... Jak się później tłumaczyli, ”nie był to gest nienawiści, lecz frustracji”.

Na średnich i długich dystansach nastąpiła odwrotna tendencja niż na krótkich. Specyficzne warunki w Meksyku wyjątkowo nie sprzyjały starym mistrzom i wypromowały nowych bohaterów: sportowców kenijskich i etiopskich (czyli takich, którzy mieszkają i trenują na co dzień na podobnych wysokościach), najbardziej charakterystycznymi postaciami byli Kip Keino (który biegł ze zdiagnozowanymi kamieniami żółciowymi, mimo to zdobył złoto na 1500 m) i Mamo Wolde (zwyciężył w maratonie). Keino założył sierociniec w swoim kraju, a jego rekord olimpijski przetrwał aż 16 lat. Co ciekawe, np. w pierwszej szóstce zawodników biegnących na 10000 m, byli sami lekkoatleci z krajów wysoko położonych. Na porządku dziennym było też wspomaganie się maskami tlenowymi, a także omdlenia podczas zawodów. Cierpieli na nie kajakarze i kolarze (mistrzowie olimpijscy Mihaly Hesz i Pierre Trentin).

Również wioślarze mieli problemy z rozrzedzonym powietrzem. Po przepłynięciu sześciu kilometrów, wielu z nich musiało poddawać się długiej terapii szpitalnej. Międzynarodowa Federacja Wioślarska postanowiła nigdy już nie organizować zawodów na takiej wysokości. W innych dyscyplinach, tak wielkiego wpływu na przebieg zawodów specyficzne warunki atmosferyczne nie miały, ale nie oznacza to, że obyło się bez ciekawych wydarzeń. Srebrne medale w wyścigu drużynowym na 100 km w kolarstwie zdobyli czterej szwedzcy bracia: Gosta, Sture, Erik i Tomas Petterssonowie. Jest to jedyny taki przypadek w historii.

W gimnastyce wielkie sukcesy odniosła Vera Caslavska, reprezentantka Czechosłowacji. Stała się ona symbolem „praskiej wiosny”, a na igrzyskach zdobyła aż sześć medali (cztery złote i dwa srebrne). W każdej konkurencji pozostawiła w pokonanym polu rywalki z ZSRR, zachowując się godnie i dziękując im za każdym razem za sportową rywalizację. Podczas dekoracji medalowej, ostentacyjnie odwracała jednak głowę od flagi radzieckiej, co było jasnym gestem. Czeszka zaskarbiła sobie serca meksykańskiej publiczności, nie tylko dlatego, że tańczyła jeden ze swoich układów do Mexican Hat Dance. Publiczność wspierała ją w trudnym dla jej ojczyzny i jej samej okresie. W czasie trwania igrzysk, Caslavska wzięła ślub w meksykańskiej katedrze El Zocalo z Josefem Odlozilem (ósme miejsce w biegu na 1500 m). Na placu przed świątynią zebrało się około 10 tysięcy fanów.

Ciekawe zdarzenia miały miejsce również na pływalni, gdzie zawody zdominowali zawodnicy ze Stanów Zjednoczonych (58 medali na 107 rozdanych). Jednak gwiazdą był zawodnik gospodarzy, Filipe Munoz. Siedemnastolatek po nieudanym starcie w stylu klasycznym, uroczyście, w kościele zadeklarował, że jeżeli w wyścigu na dystansie dwukrotnie dłuższym nie wygra, to popełni samobójstwo. Chłopakowi udało się zwyciężyć, czym wprawił w ekstazę nie tylko miejscowych kibiców, ale też sędziów. Telefoniczne gratulacje złożył mu prezydent kraju, Gustavo Diaz Ordaz.

Dla Polaków, igrzyska w Meksyku można było uznać za udane. Gwiazdami reprezentacji naszego kraju byli: Jerzy Kulej (już drugi z rzędu złoty medal olimpijski), Waldemar Baszanowski (również drugi tytuł mistrza olimpijskiego), a także Jerzy Pawłowski (szermierka- szabla) oraz Józef Zapędzki (strzelectwo). Nie można zapominać także o Irenie Szewińskiej, dla której nie były to jednak wyśnione zawody. Do złota na 200 m, dołożyła brąz na 100 m, zgubioną pałeczkę w sztafecie, a także przegrane kwalifikacje w skoku w dal. Pozostałe medale dorzucili również bokserzy, sztangiści, szermierze, a także reprezentacja siatkarek. Również sportowcy, którzy nie zdobyli medali, zapisali się wspaniale w historii polskiego olimpizmu. Bokser wagi ciężkiej, Lucjan Trela, co prawda przegrał już pierwszą walkę eliminacyjną, lecz była to jednak porażka minimalna, z późniejszym mistrzem, Georgem Foremanem. Jak się okazało, była to jedyna walka w turnieju, której Amerykanin nie wygrał przed czasem. Dramatyczną walkę o medal stoczyła także męska sztafeta 4x400, która nie bez kontrowersji przegrała brąz z drużyną RFN. Autorem pięknego wspomnienia z tego biegu jest biegnący na ostatniej zmianie Andrzej Badeński.

„Meksykańska fiesta” zakończyła się 27 października, prawdziwą... fiestą. Ceremonia zamknięcia olimpiady przerodziła się spontanicznie w festyn ludowy, który ujawnił prawdziwą naturę Meksykanów. Może nieco leniwych i słabych w organizacji, ale za to bardzo serdecznych i gościnnych. Na zawodach w Mexico City wystartowało 112 reprezentacji narodowych, których szeregi liczyły ponad 6000 sportowców. O medale walczono w 19 dyscyplinach, a organizacja igrzysk kosztowała około 180 milionów dolarów, z czego ponad 30% pochłonęła budowa obiektów sportowych. Po raz pierwszy przeprowadzono bardzo szczegółowe kontrole dopingowe, a także testy płci. W klasyfikacji medalowej zwyciężyły Stany Zjednoczone ze 107 krążkami (45 – 28 - 34), druga była ekipa ZSRR z łączną liczbą 91 medali (29 – 32 - 30). Na trzecim miejscu uplasowali się Japończycy, którzy przywieźli do domu 25 trofeów (11 – 7 - 7). Polska zajęła wysokie, 11. miejsce, z 28 medalami (5 – 2 - 11), choć było gorzej niż w Rzymie (21 medali) i Tokio (23 krążki). Mówi się, że igrzyska w Meksyku rozpoczęły smutną erę zdominowania tej największej sportowej imprezy przez rozgrywki polityczne. Rosła też komercjalizacja olimpiady i ogólnie sportu. Coraz odważniej odchodzono od zasady amatorstwa. Impreza przyniosła jednak więcej radości Meksykanom, niż mogli się spodziewać.

Bibliografia:

  1. Bazylow K., Górski P., Petruczenko M., Kulisy Olimpiad od Aten do Barcelony, Warszawa 1992.
  2. Miller D., Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1896-2012, Warszawa 2012.
  3. Minkiewicz W., Olimpijska Gorączka, Poznań 1991.

Korekta: Patrycja Grempka

  1. D. Miller,  Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1896-2012, Warszawa 2012, s. 590. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz