„Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” - Ha Joon Chang - recenzja


Recenzowana książka to tak naprawdę publikacja ekonomiczna, będzie jednak także bardzo ciekawa dla osób interesujących się historią. Autor bowiem w bardzo przystępny sposób objaśnia historię gospodarczą kapitalizmu, wskazując na jej rzadziej pokazywane aspekty. Połączenie lekkiego pióra Changa z twardymi danymi tworzy naprawdę interesującą lekturę.

214937Autor, koreański ekonomista, profesor Uniwersytetu w Cambridge, znany już jest trochę w Polsce dzięki wydawnictwu Krytyka Polityczna. Teraz mamy okazję zapoznać się z jego publikacją pochodzącą jeszcze z 2007 r. To ważna informacja, gdyż kryzys finansowy lat 2008-2009 sprawił, że wiele pozycji napisanych przed tą datą, błyskawicznie straciło na aktualności. Praca Changa jednak nadal się broni, nawet jeśli nie w każdym punkcie, to w większości. Mam nawet wrażenie, że pytania w niej postawione są tym bardziej aktualne. Autor stawia w swojej książce tezę, że wiele państw Zachodu promuje prowadzenie na całym świecie liberalnej gospodarki gospodarczej, wolnego handlu, zniesienia ceł i deregulacji rynków, jako najlepszą receptę na szybki i trwały wzrost gospodarczy. Sercem książki jest wykazanie, że te same kraje budowały swoje bogactwo, prowadząc zupełnie inną politykę. Było to wspieranie rozwoju wybranych branż, bariery celne, dopłaty eksportowe i wiele innych.

Książka ma przy tym raczej formę lekkiego i łatwego w odbiorze eseju, autor miał bowiem cel, by publikacja była przystępna dla każdego. Nie ma zatem obawy, że książka nie będzie zrozumiała. Nie jest to też akademicki wykład historii gospodarczej, trudno zatem po lekturze tej książki uzyskać kompletny obraz przemian w ciągu ostatnich 200-300 lat. Cała praca ma charakter problemowy, punktem wyjścia są kolejne elementy polityki gospodarczej, które następnie autor poddaje analizie właśnie pod kątem rysu historycznego. Nie jest zatem jego celem poznanie historii, a użycie jej jako narzędzia wspierającego inną gałąź nauki. Piszę to dlatego, że czytelnik obeznany z historią, może mieć nieco inne oczekiwania wobec książki.

Praca jest wyważona i często dobrze uargumentowana. Autor, gdy omawia zalety wspierania rozwoju przemysłu (bariery celne, dopłaty), pokazuje też, jak nadmiar takich działań może zaszkodzić w długim okresie. To ważne by pamiętać, że pomimo zachwytów autora nad wsparciem państwa i nawet własnością państwową w gospodarce, pozostaje on w nurcie idei kapitalizmu i wolnego rynku. Uprzedzam w ten sposób ewentualne obawy, czy nie mamy do czynienia tu z gloryfikacją tylko państwowych form własności czy zgoła komunistycznego systemu gospodarczego.

Oczywiście, te przykłady przedstawiane zgoła jednostronnie, to jednocześnie największa słabość książki. Autor co i rusz przywołuje wielki sukces Nokii (producent masy papierniczej, kabli etc.), firmy wspieranej przez kilkanaście lat w kierunku rozwoju elektroniki. W roku 2007 zachwyty te brzmiały wiarygodnie, dziś zaś firma w kategorii swojego dotychczasowego sukcesu praktycznie nie istnieje. Autor unika pokazywania negatywnych przykładów państwowego interwencjonizmu. Byłoby ich przecież całkiem sporo.

Innym, bardzo jednostronnie pokazanym przykładem jest ojczyzna autora. Działania gen. Parka wyglądają w interpretacji Changa całkiem spójnie, nie pisze on jednak o kryzysie gospodarczym, inflacji, a wreszcie o brutalnym łamaniu strajków. Nie pokazuje, że gospodarka ta opierała się na imitacji, a innowacyjna stała się dopiero w późniejszym czasie otwarcia na świat.

Dla mnie głównym mankamentem stawianych tez jest także fakt, że na końcu każdą teorię implementują ludzie. Sam autor pisze o intelektualnych trudnościach, jakie mają kraje trzeciego świata, by nawiązać dyskusje z krajami Zachodu na różnego rodzaju wspólnych konferencjach – wynikających z małych zasobów finansowych tych pierwszych. Jednocześnie ci sami ludzie będą musieli implementować potencjalnie skomplikowane programy gospodarcze. Z jeszcze innej strony autor pokazuje, że Japonia, Korea Płd. i wiele innych państw 60 lat temu wcale nie miały lepszych elit gospodarczych niż dziś kraje Trzeciego Świata.

W mojej ocenie to książka, którą naprawdę warto przeczytać, zmusza do zadania bardzo ciekawych pytań i pokazuje naszą przeszłość z zupełnie innej perspektywy. Co nie znaczy, że trzeba ją przyjmować bezkrytycznie. Warto też zauważyć, że przykład polskiej transformacji nie jest tam w zasadzie przywoływany.

Sama książka jest dobrze wydana, zastosowano odpowiedni papier i czcionkę. Wadą jest grzbiet, na którym jest jakiś rodzaj złotej farby. Ładnie wygląda na półce, niestety, w trakcie czytania intensywnie przyczepia się do palców (z efektem „cekinów”). Już po pojedynczym przeczytaniu na części grzbietu farba po prostu poodchodziła i wygląda to niezbyt imponująco. Dla mnie ma to minimalne znaczenie, ale zwracam uwagę, że coś co może podniosło koszt produkcji, ma niezbyt dobry efekt wizualny.

 

Plus/minus:

Na plus:

+ nowa perspektywa na przemiany gospodarcze na świecie

+ zupełnie inne spojrzenie na wpływ kultury na gospodarkę

+ lekkie pióro autora i świetny styl

Na minus:

- pomijanie negatywnych aspektów interwencjonizmu

 

Tytuł: Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu

Autor: Ha-Joon Chang

Wydawca: Krytyka Polityczna

Rok wydania: 2016

ISBN: 978-83-65369-15-4

Liczba stron: 320

Okładka: miękka

Cena:  39,9 zł

Ocena recenzenta: 7,5/10

 

Redakcja merytoryczna: Adrianna Szczepaniak

Korekta: Karolina Gościniak

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

5 komentarzy

  1. Bilbo pisze:

    Kiedyś byłem bezrefleksyjnym wyznawcą kapitalizmu wolnorynkowego w typie korwinizmu, czyli niewidzialna ręka rynku rozwiąże wszystkie problemy czy kapitał nie ma narodowości. Ale doświadczenie życiowe trochę zmieniło moje postrzeganie systemu kapitalistycznego, choć nadal uważam, że wolny rynek to najlepszy system gospodarczy na świecie. Tak, jak demokracja wśród systemów politycznych.

    • xyz pisze:

      Sprawa jest trochę bardziej złożona. To co opisuje Chang to prawda. Bogate państwa zachodu promują wolny rynek bo na nim mają lepszą pozycję startową. Jednak w praktyce nie zawsze wszystko wychodzi zgodnie z planem, czego najlepszym dowodem jest dzisiejsza sytuacja Chin. Kraj który otwarł się na zachodni kapitał i na zachodnie rynki. Owszem zachód czerpał z tego duże profity, ale w konsekwencji dziś to chiński kapitał wykupuje zachodnie przedsiębiorstwa. Więc wolny rynek jednak działa i nie da się na zasadach wolnorynkowych utrzymywać wiecznie równego statusu gospodarczego między krajem biednym i bogatym.

  2. Komar pisze:

    To był początek grudnia 1991 roku. Nasza ekipa polskich specjalistów przyleciała do Chin. Już w drodze z lotniska nasi chińscy gospodarze przekazali nam najnowszą informację: władze Chin obniżyły cło na importowane samochody osobowe o jedną trzecią. Po obniżce cło wynosiło 270%. Łatwo policzyć, że wcześniej było to 400%. Cła zaporowe - to był element polityki gospodarczej rządu Chin. To było przesłanie do koncernów zachodnich: „chcecie u nas sprzedawać - zbudujcie u nas fabryki”. I rzeczywiście te fabryki zaczęły szybko powstawać. Nieco wcześniej rząd Mazowieckiego zminimalizował cła importowe na towary sprowadzane do Polski, otwierając polski rynek na produkty zachodnie. Co spowodowało masowy upadek polskich zakładów przemysłowych.
    Jest jeszcze jeden istotny czynnik sukcesu gospodarczego Chin i innych krajów dalekiego wschodu. To jest niesamowita pracowitość mieszkańców tego obszaru. Pracowitość wykształcona przez tysiąclecia, której brakuje Polakom.

    • Bilbo pisze:

      Akurat pracowitości to Polakom nie brakuje. Wielu zasuwa na więcej niż jednym etacie, a jako naród jesteśmy określani jako jedni z najbardziej przedsiębiorczych w świecie zachodnim. Tylko prawo i rozwiązania instytucjonalne w państwie mamy gówniane, które przeciwdziałają rozwinięciu tej przedsiębiorczości.

  3. gumiak pisze:

    Z tego co wiem to nawet budując fabrykę w Chinach możemy być jej właścicielem w co najwyżej 50%. Następne 50% ma należeć do Chin/Chińczyków. Tak tam jest np. z fabrykami VW i GM. Np: SVW (Shanghai Volkswagen Automotive) to jest: Volkswagen AG (40%), Volkswagen (China) Invest (10%), SAIC (50%). SAIC to 100% chiński kapitał państwowy.
    FAW-VW (FAW-Volkswagen Automobile) - FAW – 51%, Volkswagen AG – 20%, Audi AG – 10%, and Volkswagen (China) Invest – 19%. I znów FAW to 100% chiński kapitał państwowy.
    I w ten sposób po 40 latach startując z pozycji pariasów świata, Chińczycy zaczynają być panami świata.

Zostaw własny komentarz