Nie chcieliśmy tworzyć hagiografii – wywiad z Konradem Starczewskim, reżyserem filmu dokumentalnego „Zapora”


Tematyka Żołnierzy Wyklętych cieszy się ostatnimi czasy dość dużym zainteresowaniem opinii publicznej w kraju. Stopniowo społeczeństwu przywracane są kolejne nazwiska osób zasłużonych dla polskiego podziemia antykomunistycznego po II wojnie światowej. Jedną z takich postaci jest mjr Hieronim Dekutowski „Zapora„, cichociemny i dowódca poakowskiego zgrupowania partyzanckiego działającego na terenie Lubelszczyzny w latach 1944–1948. Niedawno próby opowiedzenia o tej postaci w filmie dokumentalnym ”Zapora” podjął się pracownik Instytutu Pamięci Narodowej Konrad Starczewski. Jakie są tego rezultaty i czy warto inwestować w polskie dokumentalne kino historyczne? O tym z twórcą dzieła rozmawia Paweł Cichocki.

Paweł Cichocki: Mógł Pan bohaterem swego filmu uczynić każdą inną postać, ważniejszą lub mniej znaną, reprezentatywną dla antykomunistycznego podziemia po II wojnie światowej, dlaczego ostatecznie wybrał Pan mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”?

Plakat filmu dokumentalnego „Zapora”

Konrad Starczewski: Wszystko zaczęło się od tego, że dwóch moich kolegów, z którymi pracuję w Instytucie Pamięci Narodowej: Maciej Żuczkowski i Tomasz Sudoł, przyszło do mnie z propozycją nagrania relacji świadków historii. Miały to być wspomnienia członków rodziny, przyjaciół oraz podkomendnych mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Maciek interesował się dość mocno tym tematem i dotarł do wielu ważnych osób ze środowiska Zaporczyków. A ja, z racji tego, że zajmowałem się w Instytucie prowadzeniem archiwum historii mówionej, przystałem na ich pomysł.

Początkowo zakładaliśmy, że jak zwykle w takich przypadkach pojeździmy trochę po Polsce, nagramy zaplanowane wywiady, a później całość skompilujemy w kilkunastominutowy film dokumentalny przeznaczony do potrzeb edukacyjnych. Gdy jednak materiału video zaczęło przybywać, uznaliśmy, że jest on na tyle ciekawy, aby zaprezentować go szerszemu gronu odbiorców. Szczególne wrażenie robili na nas sami rozmówcy, dzięki którym postać „Zapory” nabrała niesamowitego kolorytu. Uznaliśmy, że nie możemy zmarnować stojącej przed nami szansy i po akceptacji ze strony kierownictwa IPN, ruszyliśmy z pracami nad filmem pełnometrażowym.

Jest Pan pracownikiem działu notacji Instytutu Pamięci Narodowej, czy wcześniej brał Pan już udział w pracach nad pełnometrażowymi filmami dokumentalnymi?

Nie, jest to mój debiut reżyserski. Z wykształcenia jestem historykiem, ale w pewnym momencie obrana przeze mnie droga zawodowa zaczęła mocno zbaczać w stronę kinematografii. Ukończyłem podyplomowo szkołę filmową w Krakowie na kierunku operatorskim i obecnie bardziej czuję się filmowcem niż badaczem dziejów.

W filmie szczególnie spodobał mi się sposób przedstawienia głównego bohatera. Dekutowski nie jest u Pana idealną, pomnikową postacią, lecz człowiekiem posiadającym swe wady i słabości. Na swój sposób jednak to czyni go właśnie wielkim, ponieważ pokazuje, że w życiu bardzo wiele można osiągnąć dzięki determinacji, zaangażowaniu i pracy nad sobą. Długo musiał Pan się zastanawiać nad tym, w jaki sposób zaprezentować widzom „Zaporę”?

Muszę przyznać, że opowiedzenie o postaci „Zapory” szerszemu gronu odbiorców było nie lada wyzwaniem. Film, tak jak wspomniałem, w dużej mierze bazuje na relacjach świadków historii, które trzeba było nierzadko konfrontować z dokumentami archiwalnymi, a jest to proces żmudny i długotrwały. Natomiast od samego początku zamysł był taki, że nie robimy hagiografii ani filmu, który będzie pomnikiem. Nie chcieliśmy na siłę stawiać mjr. Dekutowskiego na cokole, ale pokazać jego historię oczami podkomendnych. W obrazie znalazło się więc kilka wątków, które swobodnie moglibyśmy pominąć, bo po co umniejszać tak zasłużoną postać. Uznaliśmy jednak, że będzie to nieuczciwe z naszej strony i wypaczy wizerunek majora jako dowódcy. Weźmy np. sam początek filmu, gdzie pojawiają się informacje o

Konrad Starczewski, fot. Witold Łukasik

trudnościach, które miał Dekutowski z ukończeniem szkolenia dla cichociemnych, przez które ledwo przebrnął. Można więc powiedzieć, że udało mu się przezwyciężyć swoją słabość i wytrwać. W tym momencie jednak dla jednych widzów ukazanie tego faktu będzie obrazą dobrego imienia „Zapory”, dla drugich zaś czymś naturalnym, bo przecież każdy człowiek ma w swoim życiorysie epizody, do których niekoniecznie chętnie wraca.

Wiele dziś mówi się w naszym kraju o polityce historycznej, co dla Pana w praktyce oznacza ten termin?

Polityka historyczna jest niezwykle ważna, chociaż znajdą się pewnie osoby, które powiedzą, że pojęć „polityka„ i ”historia” nie należy ze sobą łączyć. Ja natomiast uważam, że każde państwo powinno być aktywne w ukazywaniu ważnych wydarzeń ze swojej przeszłości, powinno dbać o pamięć, tożsamość, tradycję i promować własną historię nie tylko w kraju, ale również na świecie. Robią tak Niemcy, Francuzi czy Amerykanie, więc dlaczego nie my? W Polsce od jakiegoś czasu polityka historyczna nabrała rozpędu. Niedługo na ekrany kin wejdzie „Wyklęty”, a ja już teraz wiem, że będzie to jeden z lepszych tegorocznych polskich obrazów. Należy pamiętać, że kinematografia jest jedną z form docierania do społeczeństwa z informacjami, także i tymi z zakresu historii. Oczywiście kino nie może zastąpić pogłębionej lektury artykułów czy opracowań naukowych, ale coraz więcej osób po obejrzeniu dobrych filmów historycznych sięga po książki, żeby zweryfikować ukazane tam wydarzenia lub uzyskać odpowiedzi na nurtujące pytania.

Z pewnych źródeł wiem, że do obejrzenia „Zapory” nie trzeba było specjalnie zachęcać Polonii w Stanach Zjednoczonych, Australii czy na Wyspach Brytyjskich. Czy pojawiła się może inicjatywa, ażeby Pana dokument promować i pokazywać również poza granicami kraju cudzoziemcom?

Są oczywiście takie plany, ostatnio zrobiliśmy nawet niewielki krok w tym kierunku. Film „Zapora” od marca 2017 r. dostępny jest na kanale IPNtv portalu Youtube.pl z napisami w języku angielskim. Co do dalszych działań, to są one póki co w powijakach, więc nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów. Zachęcam natomiast do bacznego śledzenia portalu Pamięć.pl, gdzie publikowane są newsy dotyczące naszego projektu.

Jak wygląda w Polsce i na świecie rynek dokumentalnych filmów historycznych? Czy mógłby Pan polecić jakieś tytuły czytelnikom naszego portalu?

Nie będę polecał konkretnych tytułów, ponieważ każdy ma swoje gusta i oczekuje od filmów dokumentalnych zupełnie czegoś innego. Warto na pewno śledzić kanały telewizyjne, takie jak Discovery czy National Geographic, ponieważ one wypracowały powszechnie obowiązujące standardy i nadają ton światowej produkcji dokumentów.

W Polsce niestety rynek dokumentalnego filmu – szczególnie tego historycznego – jest niszowy, a co za tym idzie, indywidualnemu widzowi trudno jest dotrzeć do konkretnych tytułów, które często nie są dostępne w formie DVD. Najlepszym rozwiązaniem zatem jest przeglądanie portali internetowych i wyszukiwanie informacji o przeglądach filmowych, gdzie dobre kino dokumentalne jest puszczane. W Warszawie np. ciekawe pokazy organizuje Kino Iluzjon, na których można obejrzeć najlepsze polskie produkcje dokumentalne z lat 60. i 70.

Projekcja filmu „Zapora” w Liceum Ogólnokształcącym im. bł. ks. Romana Archutowskiego w Warszawie, fot. Mateusz Gutman

Od paru lat daje się zaobserwować wzmożone zainteresowanie polskim podziemiem antykomunistycznym po II wojnie światowej, szczególnie wśród ludzi młodych. Wzięciem cieszą się też tzw. patriotyki (koszulki, bluzy, biżuteria, gadżety). Wydaje mi się, że powoli zaczyna się to przeistaczać w bezrefleksyjną modę, czy ma Pan jakieś zdanie na ten temat?

Rzeczywiście można dziś już mówić o pewnej modzie. Sam często zadaję sobie pytanie, jak długo ona potrwa i co po niej zostanie? Nie oszukując się, na pewno za jakiś czas nastąpi przesyt i fala zainteresowania tematyką Żołnierzy Wyklętych opadnie. Ale to, co dzieje się w tej chwili, jest wspaniałe i na pewno odciśnie swe piętno na pokoleniu obecnie żyjących Polaków.

Historia odżywa na nowo i wiele osób zaczyna się nią interesować. Pojawiła się cała rzesza młodych reżyserów i aktorów decydujących się na realizację filmów, gdzie w tło wkomponowana jest historia najnowsza. Jeszcze kilka lat temu moglibyśmy o tym pomarzyć.

Dziękujęza rozmowę!

Korekta językowa: Aleksandra Czyż

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz