Jedyna taka cukiernia w Warszawie


Tłusty czwartek, dzień kiedy wręcz wypada chwilę pocierpieć z powodu zbyt dużej ilości zjedzonych pączków. Rzecz jasna nie mogą to być pierwsze lepsze pączki, tylko najlepsze z możliwych. A jakie są najlepsze w Warszawie? Podejrzewam, że większość zapytanych odparłaby: Blikle. Nic bardziej mylnego. Tylko i wyłącznie Górczewska 15 – mała pracownia cukiernicza, której historia sięga dwudziestolecia międzywojennego.

Górczewska Warszawa

Ul. Górczewska widok w kierunku południowym / fot. J.Janusz. (Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Obecna siedziba jest już trzecią w historii pracowni, którą kieruje pani Zenona Adamuszewska. Pierwszym właścicielem był Władysław Zagoździński, który zanim otworzył swoją cukiernię pracował na Krakowskim Przedmieściu 12, u Rydzewskiego, a później na Chłodnej 40, u Moczulskiego. Samodzielną pracę rozpoczął 1925 r. w lokalu na Wolskiej 53. Po pięciu latach zmienił adres: Wolska 66. Cukiernia była na tyle duża, że można było w niej ustawić chociażby stoły do bilarda, zadbano również o telefon. Sam właściciel był wielkim miłośnikiem szachów, przy których spędzał mnóstwo czasu. Pracownia słynęła z najróżniejszych smakołyków, od lodów po ciasta... Do cukierni Zagoździńskiego przyjeżdżali ludzie z najdalszych zakątków Warszawy. Do dzisiaj krąży legenda, wedle której po pączki z tej cukierni miał wysyłać swojego adiutanta sam Marszałek Józef Piłsudski! Jeśli były one wówczas równie pyszne co dzisiaj, to trzeba przyznać, że wiedział co robi.

Podczas okupacji lokal działał skromniej. Rodzina Zagoździńskich przeżyła Powstanie, choć po jego zakończeniu została rozdzielona. Po wojnie odbudowano kamienicę, gdzie mieszkali i pracowali. Cukiernia zaczęła działać na nowo. W 1973 r. - rok później zmarł Władysław Zagoździński - decyzją Dzielnicowej Rady Narodowej pracownia została przeniesiona do obecnego lokalu przy Górczewskiej 15. Ze względu na niewielkie gabaryty pomieszczenia, trzeba było ograniczyć produkcję jedynie do pączków. Stan ten trwa do dzisiaj.

Na przełomie XIX i XX w. przy Górczewskiej 15 powstała kolonia domów robotniczych Instytucji Tanich Mieszkań im. Hipolita i Ludwiki Wawelbergów. Obecnie budynki te wyglądają smutno i ponuro, nie odnawiane, ze śladami wojny na swoich murach. Pracownia Pani Zenony Adamuszewskiej siedzi sobie wciśnięta gdzieś w kąt. Z zewnątrz nie prezentuje się specjalnie zachęcająco. Jednak wystarczy podejść trochę bliżej, żeby zostać zwabionym do środka niesamowitym wręcz zapachem. Wąskie pomieszczenie, na ścianach kilka dyplomów, stara lada z jasnego drewna, za szybą cała góra pączków... Jeszcze kilka lat temu przed wejściem na stołeczku siadała Pani Hanna Grelof, córka Władysława Zagoździńskiego. Stały widok w krajobrazie tej części Woli. Widok, który zapadł mi w pamięć na całe życie. Niestety Pani Hanna Grelof zmarła w 2007 r. Także to już nie powróci – choć stołeczek bywa do dziś wystawiany... Na całe szczęście smak pączków niezmiennie znakomity. Wszystko robione na naturalnych składnikach. O tym, jak wspaniały jest to wyrób niech zaświadczy fakt, że w tłusty czwartek kolejki ustawiają się już około godziny 5-6 rano. Sam pamiętam, jak jeszcze lata temu moi rodzice zanim wyszli do pracy specjalnie wcześniej wstawali, żeby móc kupić choć kilka pączków (obecnie na każdego kupującego przypada maksymalnie dziesięć sztuk). W momentach kryzysowych kolejka liczy nawet do 200 osób... jednak nikt nie rezygnuje. Za dużo jest do stracenia. Smak, klimat, historia, wspomnienia. Jedyna taka cukiernia w Warszawie.

Źródło: 

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

3 komentarze

  1. ej tam pisze:

    Niestety zbyt często mi się zdarzyło, że przez pół Warszawy jechałem po pączki w normalny dzień, a cukiernia była zamknięta. Kilka razy mi się to zdarzyło w piątki no, ale zapomniałem, że od 15 w piątki zaczyna się świętowanie szabasu. W nowy rok żydowski firma również była nieczynna o 14. Już więcej tam na pewno nie pojadę!

    • Rafał pisze:

      I bardzo dobrze, będzie więcej pączków dla potrafiących je docenić. Żal je marnować dla osoby prawiące takie dyrdymały. A po co pracownia ma być otwarta jak cała produkcja wyprzedana? Kilka razy i o 12 było już zamknieta.

  2. Bilbo pisze:

    Blikle? I drogo, i kiepsko - chodzi mi o pączki.

Odpowiedz