„Badania” czy propaganda?


Ostatnio popularny magazyn „The Telegraph” zamieścił artykuł, w którym podał rzekome wyniki badań uczonych z Uniwersytetu w Lejdzie (Holandia), którzy przeanalizowali album The Beatles „Rubber Soul” (wydany 3 grudnia 1965 r). Ich zdaniem album byłby lepszy gdyby muzycy z Johnem Lennonem na czele nie palili marihuany.

Okładka albumu „Rubber Soul” z 1965 roku

Album „Rubber Soul” został uznany przez krytyków muzycznych i fanów za jeden z najlepszych w historii pop-u. Sceptycy twierdzą jednak, że substancje psychoaktywne zawarte w marihuanie (Tetrahydrokannabinol), obniżyły realne możliwości zespołu i przez to „Rubber...” nie wyszedł tak wspaniały jak było w planach. Sam Lennon twierdził, że on i ekipa byli zadowoleni z „Rubber Soul”, przyznał także, że całość materiału była napisana pod wpływem „cannabis”. Zapytany o album „Rewolwer” powiedział, że powstał na tzw. kwasie (LSD) i też byli z niego dumni.

„The Telegraph” dodaje również, że „działanie twórcze” marihuany jest iluzją i nie ma znaczenia dla efektu końcowego w tworzeniu muzyki (lub jakiejkolwiek innej dziedzinie sztuki). To dziwaczne stwierdzenie ponieważ artyści przyznają, że wpływ „cannabis” był dodatni. Atmosfera, która powstaje w przypadku twórców sztuki jest czymś obcym dla badaczy z Uniwersytetów, zwłaszcza jeśli idzie o dzieła muzyczne z lat 60, 70 i 80. Można więc takie rozważania zamknąć w „pudełku” z napisem teoria dla teorii bez rzeczywistości.

Kamil Sipowicz pisał: Wracam do tego, że bez marihuany nie byłoby sztuki. Wywarła ogromny wpływ na muzyków jazzowych. Paliła większość z nich, z Louisem Armstrongiem i Billie Holiday na czele. Ich śladem szli muzycy, którzy tworzyli nurty wywodzące się z jazzu: blues, soul, rap, hip-hop. Reggae, muzyka latynoska, z Kuby, Puerto Rico jest nasycona marihuaną, tak jak cały rock psychodeliczny, lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte.

W jednym z wywiadów Lennon zapytany o marihuanę, odpowiadał: Paliliśmy marihuanę na śniadanie. Byliśmy tak głęboko wkręceni w marihuanę, że nikt nie był w stanie się z nami komunikować. Byliśmy cały czas ujarani śmiejąc się ze wszystkiego.

Zatem badacze z Lejdy niech sobie posłuchają The Beatles lub Hendrixa i odpoczną od ciężkiej, teoretycznej pracy, mieszkają przecież w Holandii.

Ps. Chciałbym zaznaczyć, że swoim tekstem nie „namawiam” do spożywania marihuany ani żadnych innych narkotyków.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Paweł pisze:

    Tak to właśnie jest jak się robi badania pod tezę...

  2. dopisek pisze:

    Gdyby nie palili to nie było by tej płyty. Taki był cel i zamiar, wszystkie płyty nagrywali pod wpływem a co do jazzu to tam najpopularniejsza była heroina, wytarczy przeczytac autobiografię Miles-a Davis-a „lała” się strumieniami i trzeba było być lepszym od trzeżwych , z trzeżwymi nawet nie rozmawiano. NIe dosyć że trzeba było być pod wpływem , to jeszcze trzeba było być lepszym od najlepszych trzeżwych , dopiero wtedy w tym świecie miało się znaczenie i grało z najlepszymi którzy pod wpływem heroiny byli zawsze.

Odpowiedz