Wszyscy bądźmy historykami!


Od września czeka nas kolejna zmiana w polskim systemie edukacji, w tym dotycząca nauczania historii. Opinie na temat efektów tego zabiegu są podzielone. Argumentów za i przeciw jest wiele, ale powód tego sporu jest wspólny dla obu stron: pragnienie, aby historia była nauczana w najlepszy możliwy sposób.

Co zrobić, aby Klio przestała kojarzyć się jedynie ze zbiorem dat i nazwisk? Zostawić to zawodowym historykom, czy wziąć sprawę we własne ręce?

Oscar Wilde, wybitny irlandzki poeta i dramatopisarz, miał swego czasu stwierdzić, że nie ma historii, są tylko historycy. Profesor Paweł P. Wieczorkiewicz tłumaczył to tak:

„W istocie jest tak, że ‚Hubalów’ było kilkunastu. Ale tylko jeden miał szczęście, trafić na pióro wielkiego historyka. I tylko tego pamiętamy. Tym samym takie będą Rzeczypospolite, jacy są i będą ich historycy, bo moralność narodów zależy głównie od talentów i prawości ich historyków„1.

Tutaj należałoby zapytać, czy faktycznie moralność narodów zależy od ich historyków? Historię kształtują politycy, media, ludzie którzy potrafią przebić się do świadomości społeczeństwa ze swoją działalnością. Typowe opracowania naukowe trafiają do niewielkiego grona zapaleńców. Wydawane w stosunkowo niewielkich nakładach, pisane specyficznym językiem, który dla większości czytelników jest najzwyczajniej w świecie nudny. Nie przez przypadek tak ogromny sukces odniósł Bogusław Wołoszański, który potrafi przyciągnąć widza/czytelnika odpowiednią tematyką, wciągającym sposobem opowiadania. Historykiem, który w ostatnich latach odniósł na polskim rynku wydawniczym bodaj największy sukces, jest Norman Davies. Od jakiegoś czasu sporą popularnością cieszą się książki Sławomira Kopra. Oni znaleźli swój sposób na dotarcie do czytelnika. A inni? Profesor Marcin Kula w wywiadzie, którego udzielił kilka lat temu „Rzeczpospolitej”, stwierdził:

„Trzeba powiedzieć, że znakomita większość tego, co jako środowisko historyczne wytwarzamy, nie trafia do ludzi. I to nasza wina, w sensie sposobu pisania, popularyzacji itd. Nie oszukujmy się, polscy historycy nie lubią Normana Daviesa. W moim przekonaniu po prostu mu zazdroszczą„2.

Tak samo jak zazdroszczą Bogusławowi Wołoszańskiemu. Jednak czy aby dotrzeć do czytelnika muszą zmieniać sposób pracy? Na jaki? Pisać „nie naukowo”? A może wystarczy pójść za radą prof. Andrzeja Paczkowskiego:

„Nie wszyscy historycy muszą pisać jak Norman Davies. Wystarczy, jeśli będzie dobrze funkcjonować kategoria pośredników: dziennikarzy, pisarzy, którzy sami badań nie prowadzą, ale ich wyniki przekazują w sposób możliwy do zaakceptowania„3.

Wydaje się, że rozwiązanie jest idealne. Ale dla pełnej skuteczności można by je bardziej rozwinąć. Niech do kategorii pośredników dołączą wszyscy ci, którzy historią się pasjonują. Nieważne czy to dziennikarz, pisarz, lekarz, prawnik, pracownik banku, magazynier, policjant, chemik, fizyk, stary, młody... Każdy. Jeśli ktoś nie ma możliwości napisać artykułu do jakiegoś czasopisma czy gazety, niech założy bloga. Ile dzisiaj takich właśnie blogów o tematyce historycznej funkcjonuje? Cała masa. Bardzo często ich autorzy poruszają wątki słabo znane, takie, których nawet zawodowi historycy prowadzący normalne badania, nie zdążyli jeszcze opisać, a jeśli to zrobili, to wie o tym garstka osób. Jak nie blog, to może profil na Facebooku? Ktoś nie chce pisać? To niech opowiada. Rodzinie, znajomym. Niech zaprowadzi ich do muzeum.

Prosimy dotykać

Do niedawna muzea kojarzyły się z ponurymi miejscami, w których obowiązkowo trzeba założyć kapcie, a od eksponatów trzymać z daleka, byle tylko nie narazić się pracownikom danej placówki. Jednak te zwyczaje zaczynają odchodzić do lamusa. Coraz popularniejszy staje się model „hands-on„. Teraz nie jesteśmy już tylko zwiedzającymi, ale także widzami. Muzea prezentują nam bowiem opowieść, która ma nas zachwycić nie tylko treścią, ale także, a może przede wszystkim, formą. Muzeum Powstania Warszawskiego, Podziemia Rynku w Krakowie, Fabryka Schindlera, czy też budowane Muzeum Historii Żydów Polskich i Muzeum Historii Polski. Tam stawia się na ”nowoczesną historię”, rozumie się, że jest ona takim samym towarem na sprzedaż jak samochód czy kolczyki.

Podczas jednego z wywiadów z dyrektorem Muzeum Historii Polski próbowałem dowiedzieć się, czy nie boi się on mimo wszystko oskarżeń o to, że jego placówka będzie spłycać historię Polski. W końcu o Muzeum Powstania Warszawskiego mówi się, że powoduje „disneylandyzację” tematu (a z Disneylandu niedaleko do Las Vegas, jak mawia Tom Waits). Dyrektor Kostro stwierdził wówczas, że boi się umiarkowanie. To nie ma być projekt dla tych przekonanych, oni sięgną po normalną książkę. Muzeum ma dotrzeć do tych, którzy historią nie interesują się na co dzień, a może wręcz czują niechęć do niej. Chce pokazać im, że historię można przekazać w sposób ciekawy, nieszablonowy - inaczej niż w szkole. Czas na pogłębianie zagadnienia przyjdzie później.

Chcesz, żeby coś było dobrze zrobione...

… zrób to sam. W przypadku historii, czy też raczej jej popularyzowania, zasada jest podobna. Zamiast czekać, aż ktoś zabierze się za przypominanie tej czy innej postaci, wydarzenia, losów miasta, wsi itd., najlepiej samemu zacząć to robić. Sposobów, o czym już pisałem, jest wiele. Wszystko zależy od odrobiny zapału, wolnego czasu i odpowiedniego pomysłu. Sam nie raz od znajomych dowiadywałem się o rzeczach, o których wcześniej nie słyszałem. Wiadomo, człowiek nie jest w stanie czytać wszystkiego o wszystkim. Żeby do pewnych rzeczy dotrzeć trzeba wielu miesięcy pracy. Nie chodzi nawet o siedzenie w archiwach, ale zwyczajne przeglądanie książek, zdjęć, artykułów prasowych. Sam w ten sposób staram się przywrócić pamięć o kilku zapomnianych postaciach warszawskiej konspiracji lat 1939-1944. Jakie są tego efekty ciężko stwierdzić, ale spróbować nie zaszkodzi.

Wszyscy bądźmy historykami, znajdźmy i pokażmy innym swojego „Hubala”. Może wtedy kolejne reformy szkolnictwa nie będą musiały obejmować lekcji historii...

  1. D. Baliszewski, Historyk niepokorny, „Wprost” nr 14/2009. []
  2. K. Masłoń, T. Stańczyk, Czym innym jest pamięć, czym innym historia, „Rzeczpospolita”, wydanie z dnia 26 kwietnia 2008 r. []
  3. Tamże. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz