Na wezwanie… pikantny romans Kennedy’ego ze stażystką |
Kennedy, prezydent Stanów Zjednoczonych, który rozwiązał kryzys kubański. Czy z tym kojarzymy go? Nie. Bardziej znamy go jako kobieciarza. Nie wiemy dokładnie z iloma kobietami miał romans, gdyż po kilkudziesięciu latach od jego śmierci odnajdują się jego kochanki. I tak było z Mimi Baerdsley, stażystką z Białego Domu.
Miss Porter’s – szkoła kobiet JFK
John Fitzgerald Kennedy miał wiele kochanek, a wśród nich dziewczyny ze szkoły dla dziewcząt Miss Porter’s, której absolwentką była także jego żona, Jacqueline Lee Bouvier Kennedy. Jedną z jego wybranek była Marion Baerdsley1, zwana przez wszystkich Mimi. W szkole zajmowała się gazetką szkolną i chciała przeprowadzić wywiad z Jackie Kennedy, lecz nie udało jej się do niej dostać. Natomiast przytrafiło jej się coś, co stanowiło początek jej historii w Białym Domu. Letitia Baldrige, osobista sekretarka I damy, a także absolwentka Miss Porter’s, zaprosiła ją do Białego Domu i zaproponowała wywiad na temat pani Kennedy. I tak też młoda Mimi pojawiła się w murach Białego Domu w marcu 1961 r. Prócz rozmowy z Baldrige zwiedziła także gmach oraz miała sposobność poznania prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jakie były wrażenia? To tak jak ktoś spotyka celebrytę – była zaskoczona tym, że JFK podszedł do niej i zagadnął ją, jak ma na imię i skąd pochodzi. To było pierwsze, lecz nie ostatnie spotkanie.
Czwarty dzień stażu
Minął rok. Artykuł Mimi ukazał się w gazetce szkolnej. Miała już zaplanowane wakacje – praca jako recepcjonistki w kancelarii prawniczej w Nowym Jorku. Jednak dylemat – Biały Dom czy odbieranie telefonów. Wybór był prosty. Skierowała swe kroki w stronę Waszyngtonu. Ta dziewiętnastoletnia dziewczyna pochodząca ze spokojnej rodziny z New Jersey, kończąca szkołę dla dziewcząt miała szansę na poznanie od kuchni pracy w „centrum USA”. Mieszkała u przyjaciółki rodziny, Wendy Gilmore w Georgetown.
W Białym Domu została przydzielona do pracy w gabinecie Pierre’a Salingera, sekretarza prasowego prezydenta. Zajmowała się przede wszystkim dzieleniem dalekopisów, odbieraniem telefonów, a także pomagała Barbarze Gamarekian w opiece nad zbiorem zdjęć z Gabinetu Owalnego (rok później sama zajmowała się tym).
Czwartego dnia stażu zadzwonił telefon. Dave Powers, jeden z najbliższych współpracowników prezydenta zaprosił ją na basen, znajdujący się w Białym Domu. Była zaskoczona tym zaproszeniem. Bała się pytać dziewczyn z gabinetu, czy ma się zgodzić, czy odmówić. Jednak zauważyła w ciągu tych kilku dni pewne rozprężenie w Białym Domu, więc myślała, że takie rzeczy, jak wyjście na basen, to codzienność. Zgodziła się. Poszła na basen, przebrała się w strój kąpielowy i dołączyła do Dave’a i jeszcze dwóch pracownic Białego Domu, Priscilli Wear (zwanej przez wszystkich Fiddle; też absolwentki Miss Porter’s) i Jill (nazywanej Faddle). Niebawem dołączyła do nich jeszcze jedna osoba, a mianowicie Kennedy. Mimi była zaskoczona tym, lecz nie powinna się dziwić, gdyż jednak on tam mieszkał. JFK zagadnął ją chwilę, a potem zaczął rozmawiać z Fiddle i Jill.
Kiedy Mimi wróciła do swojego biurka, zadzwonił telefon. Dave zapraszał ją teraz po pracy na małą uroczystość z okazji rozpoczęcia przez nią stażu. Ponownie nie wiedziała, co myśleć o tym, lecz nie pytała nikogo z gabinetu Salingera o zdanie. Gdy skończyła pracę, przyszedł po nią Powers i zaprowadził do rezydencji prezydenta. Byli tam już Jill, Fiddle i Kenny O’Donnell, sekretarz do spraw spotkań prezydenta. Wręczono Mimi kieliszek daiquiri i wzniesiono toast. W pewnym momencie zjawił się prezydent. Baerdsley ponownie była zszokowana, lecz zaraz uświadomiła sobie, że przecież znajdowali się w prywatnych apartamentach Kennedy’ego. JFK chciał pokazać jej dom. Wpierw poszli do jadalni, by potem wejść do błękitnej sypialni jego żony… Tak rozpoczął się romans Mimi z o ponad 20 lat starszym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Tamtej nocy – jak pisze w swych wspomnieniach – nie opierała się i sama nie wie, dlaczego nie powiedziała: „Nie”. Może to szok, władza?
Gdy wróciła do domu, rozmyślała o tym, co się stało. Zaczęła się zastanawiać, czy Dave, Fiddle i Jill wiedzieli o zamiarach Kennedy’ego. Czy to może była „zasadzka„? Po weekendzie zaczęła myśleć jeszcze o jednym: co ma zrobić, gdy zadzwoni Powers? I tak też drugi tydzień jej stażu, i kolejna propozycja pływania w basenie. Zgodziła się, bo sądziła, że odmawiając, może zaprzepaścić szansę pracy w Białym Domu i przebywania w wąskim prezydenckim gronie. Poszła na basen, a tam już był JFK, Fiddle i Jill. Prezydent nie traktował jej inaczej. Myślała, że to czwartkowe spotkania miało charakter jednorazowy. Jednak po południu zadzwonił Dave i zaprosił ją ponownie do rezydencji Kennedy’ego. Poszła tam i… czekała na prezydenta. Od tej pory była ”dziewczyną na wezwanie głowy państwa”, posłusznie na niego czekającą.
Trudna relacja
Spotykali się, kiedy jego żona była poza Waszyngtonem. Lato 1962 r. sprzyjało tym spotkaniom, gdyż Jackie Kennedy po powrocie do Meksyku głównie przebywała z dziećmi m.in. w Hyannis Port i we Włoszech. Mimi spędzała dużo czasu z prezydentem. Przebywali głównie w jego sypialni lub w kuchni. Często nocowała. Nie przejmowała się, że dwa dni z rzędu miała na sobie ten sam strój. Nie interesowała się tym, co inne dziewczyny z gabinetu myślą o niej i czy wiedzą o jej relacji z Kennedym. Pisała: „Czułam się nietykalna, jakby otaczała mnie prezydencka moc”2.
To, co było między nimi, nie można nazwać związkiem – tak pisze Mimi w swych wspomnieniach. Nie pamięta, by kiedykolwiek ją pocałował. Rozmawiali na różne tematy. Słuchali muzyki, choć mieli inne gusta – lecz łączył ich jeden utwór: I believe in you z musicalu How to succeed in business without really trying. Gdy Mimi miała wrócić do Wheaton, słuchali jednej płyty – Nat „King„ Cole Autumn Leaves. Na koniec stażu odarowała prezydentowi tę płytę ozdobioną liśćmi. Co ciekawe – zarówno podczas prywatnych rozmów, jak też w czasie spotkań intymnych nigdy nie powiedziała po imieniu do Kennedy’ego. Zawsze zwracała się do niego ”Panie prezydencie”. Dlaczego? Miała świadomość, kim on jest. Wiedziała, że prócz wieku dzieli ich władza – on ją miał, ona nie.
Podczas spotkań widziała nie tylko uśmiechniętego Kennedy’ego, ale też człowieka zmartwionego. Była świadkiem, jak prezydent radził sobie z kryzysem kubańskim. Nawet przebywała w rezydencji prezydenckiej, gdy oczekiwano na odpowiedź Chruszczowa.
Jednak nie byli parą. Zawsze musiała czekać na prezydenta i zazwyczaj wówczas towarzyszył jej Powers – wówczas wytworzyła się między nimi przyjaźń. Prezydent zawsze mógł liczyć na Dave’a. Ciągle była pod telefonem. Zawsze posłuszna. Nigdy się nie sprzeciwiała (prócz dwóch sytuacji, lecz o tym dalej). Dziewczyna na wezwanie…
Michael Carter
Lato minęło, a Mimi musiała wracać do college’u w Wheaton. Rodzice nie zgodzili się, by rzuciła szkołę dla pracy w Białym Domu. Oczywiście nikt nie wiedział o jej romansie z głową państwa – nikt z rodziny i przyjaciół. Jednak rozłąka nie stała na przeszkodzie, by kontynuować tę znajomość.
Kennedy dzwonił do niej. Wówczas jeden jedyny telefon w internacie znajdował się na korytarzu, więc osoba dyżurująca krzyczała, że X dzwoni do Y. Podawała wóczas imię i nazwisko rozmówcy. Jednak gdy prezydent dzwonił, nie przedstawiał się jako John Fitzgerald Kennedy, lecz podawał się za Michaela Cartera. O czym rozmawiali? Wówczas – zresztą jak zawsze – prezydent słuchał o tym, jak minął jej dzień. Pytał o zajęcia, wykładowców, koleżanki.
Jednak rozmowy telefoniczne nie wystarczyły. Nadal Mimi była dziewczyną na wezwanie. Dave dzwonił, przyjeżdżał po nią samochód i wiózł na lotnisko. Tam już z opłaconym biletem wsiadała do samolotu i leciała albo do Waszyngtonu, albo do miejsca, gdzie akurat przebywał Kennedy. Każdorazowe opuszczenie akademika musiało być usprawiedliwione. Co wówczas mówiła? Otóż opowiadała o tym, że biuro prasowe potrzebuje pomocy, zwłaszcza w weekendy.
Posłuszna dziewczyna
Początkowo spędzali czas wyłącznie w rezydencji prezydenta, lecz z czasem JFK zaczął się nią chwalić. Wpierw zabrał ją na pokład jachtu Sequia, gdzie odbywało się spotkanie towarzyskie. Nigdy nie mówił, że to Mimi moja kochanka, lecz przedstawiano ją jako osobę pracującą w biurze prasowym Białego Domu. Podczas tego rejsu spotkała kobietę – pracowała ona u George’a Smathersa, senatora z Florydy. Domyśliła się, kim jest Mimi i przestrzegała ją przed takim życiem. Jednak wówczas dziewczyna z New Jersey nie miała świadomości, co może przynieść przyszłość. Zresztą o niej nie myślała.
Z czasem Mimi zaczęła towarzyszyć Kennedy’emu w jego podróżach. Po raz pierwszy wyruszyła z nim do parku narodowego Yosemite. Oczywiście nie mogła lecieć Air Force One. Wsiadła do samolotu przewidzianego dla pracowników Białego Domu. Czy zwiedzała? Czy miała czas dla siebie? To, co robiła tam, to czekanie aż zostanie wezwana. Siedziała w hotelu i gdy JFK miał już wolne, jechała do niego. Znała swoją rolę. Była jedynie miłą towarzyszką podróży, a prezydent nie lubił samotności.
Latem 1962 r. wyruszyła jeszcze w jedną podróż z Kennedym – tym razem do ośrodków NASA w Alabamie i na Florydzie.
W czasie nauki w Wheaton również towarzyszyła prezydentowi w jego podróżach. Jednak musiano uważać, by nikt jej nie zauważył. Przecież teraz już nie była stażystką z Białego Domu. Przede wszystkim pokój wynajmowano jej w innym hotelu. A o zachowanie tajemnicy dbał Dave. Jednak raz popełnił błąd, a było to na Bahamach. Jadąc z hotelu na lotnisko, Powers kazał jej skulić się z przodu. Zapomniał o jednej rzeczy – Mimi była dosyć wysoka i mimo próby ukrycia się, to jednak widać było czubek jej głowy. Później w prasie pojawiły się pytania, kto się chował na przednim siedzeniu.
Podczas jednej z takich podróży przydarzył się pewien incydent, który pokazał inną twarz Kennedy’ego. W Palm Spring w domu Binga Crosby’ego trwała impreza. Podawano wówczas żółte kapsułki (zwane poppers), wywołujące doznania podobne jak podczas ataku serca. Prezydent w obecności innych chciał zawsze udowadniać, iż ma władzę nie tylko nad państwem, ale też nad Mimi. Kazał jej wziąć tabletkę. To była jedna z dwóch sytuacji, kiedy ona odmówiła. To nie przeszkodziło Kennedy’emu. Otworzył kapsułkę i zbliżył jej do nosa. Tak Mimi została królikiem doświadczalnym. Wyszła z pokoju. Na szczęście poszedł za nią Dave i został z nią, dopóki narkotyk nie przestał działać.
Innym razem również prezydent pokazał, że Mimi to marionetka w jego rękach. Na basenie w Białym Domu kazał jej „zająć się” Powersem. Od razu wiedziała, że chodziło o seks oralny i sama dziwiła się sobie po 50 latach od tego wydarzenia, że nie sprzeciwiła się temu. Posłusznie wykonała rozkaz. Potem – po zwróceniu uwagi przez Dave’a – Kennedy przeprosił ją. Jednak już niebawem okazało się, że pamięć bywa ulotna. Poprosił, by zajęła się w podobny sposób jego bratem, Teddym. I tu po raz drugi w życiu sprzeciwiła się mu.
Ona i inni, On i inne
Będąc kochanką prezydenta, nie myślała o tym, że może on mieć inne romanse. Dowiedziała się o tym dopiero z biografii o JFK. Natomiast miała świadomośc, iż o jedną z kobiet „dbał” szczególnie – o swą żonę. Starał się, by nie wiedziała o jego zdradach, lecz czynił to z jednego względu – Jackie była idealną partnerką, pomagającą mu przede wszystkim w realizacji jego ambicji. Ponadto była matką jego dzieci. Gdy była w czwartej ciąży, urodziła syna, który jednak przeżył 1,5 dnia. Pierwsza dama musiała zostać w szpitalu, a prezydent wrócił do Białego Domu. Wezwał Mimi. Siedzieli wspólnie, a on odczytywał listy z kondolencjami. Przeżył śmierć syna. Jednak nie spędzał czasu z Jackie, lecz z kochanką.
Mimi przed nawiazaniem romansu z prezydentem nie miała żadnych poważnych związków. Uczęszczała do szkoły tylko dla dziewcząt, więc praktycznie nie miała sposobności, by poznać kogoś. Chodziła na randki w ciemno, ale raczej kończyło się na jednym spotkaniu. Na pierwszym roku w Wheaton była dziewczyną – lecz bardzo krótko – Jimmy’ego Robbinsa. Natomiast rok późniuej poznała Tony’ego Fahnestocka (jej przyszłego męża), który uczył się na Williamsie. Ona nie mówiła mu o swym romansie z głowa państwa, a on nie dziwił się jej wyjazdom do Białego Domu. Przecież wyjeżdżała, by pomóc w biurze prasowym. A nawet był pod wrażeniem jej pracy w Waszyngtonie.
Trudne wybory?
Rzucić życie w Białym Domu? Podróże? Spotkania z prezydentem? Takie wątpliwości nie pojawiały się w głowie Mimi. Ona żyła tym wszystkim. Ciągle chciała więcej. Nie wyobrażała sobie, że może porzucić podwójne życie. Nie przeszkadzały jej kłamstwa. Kolejne lato ponownie spędziła znowu w Białym Domu. Zajmowała się fotografiami z Gabientu Owalnego i dzięki temu miała stały kontakt z Kennedym.
Natomiast sierpień 1963 r. przyniósł mały przełom. Tony poprosił ją o rękę, a ona się zgodziła. Czy w tym momencie zaczęła myśleć o zakończeniu romansu? Poniekąd tak. Powiedziała o zaręczynach prezydentowi. Żadne z nich w tym momencie nie powiedziało, że powinni zakończyć ich znajomość. Mimi jednak chciała do listopada zakończyć ten związek. Jednak dostrzegała, iż Kennedy nie tyle oddalał ją od siebie, co zakończył ich intymne spotkania. Sierpień był dla niego ciężki, gdyż jego syn umarł. Mimi w swych wspomnieniach rozważa, iż ta tragedia wpłynęła na postawę prezydenta. Zaczął myśleć o rodzinie. Relacje intymne zostały zakończone, ale nadal pływali razem w basenie i rozmawiali.
Nowy Jork – Teksas i odkryty sekret
Ostatnie ich spotkanie było w hotelu w Nowym Jorku. Dał jej czek in blanco, by kupiła sobie nowe ubrania. Miała z nim jeszcze jechać do Teksasu, lecz ostatecznie Jackie Kennedy postanowiła towarzyszyć mężowi. Jak się potem okazało – była to ostatnia podróż prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Następna wiadomość, jaką Mimi dostała na temat Kennedy’ego, to informacja o jego postrzeleniu, a niedługo po tym – o jego śmierci. Biła się ze swymi emocjami. W domu rodziców Tony’ego śledziła w telewizji, co się dzieje. Ostatecznie ta noc przyniosła jeszcze jedną rzecz – Mimi powiedziała narzeczonemu o romansie z Kennedym. Jaka była jego reakcja? Następnego dnia kazał jej, aby nikomu więcej nie mówiła o tej znajomości. W styczniu Mimi Baerdsley stała się Mimi Fahnestock.
Na koniec warto odpowiedzieć na pytanie – czy to co łączyła Kennedy’ego i Mimi to miłość? Mimi w swych wspomnieniach odpowiedziała nam na to: „Ale tak naprawdę oczywiście byłam zakochana. Moje uczucie miało w sobie odrobinę uwielbienia dla bohatera, odrobinę szkolnego zadurzenia, odrobinę dreszczyku emocji związanego z bliskością władzy – a to wszystko razem tworzyło potężną, odurzającą mieszankę”3.
- Beardsley to było jej panieńskie nazwisko. Potem posługiwała się jeszcze nazwiskami Fahnestock (jej pierwszego męża) i Alford (nazwisko drugiego męża, którego poślubiła w 2005 r. [↩]
- M. Alford, Stażystka, Kraków 2012, s. 91. [↩]
- Ibidem, s. 109. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
JFK Kaligulą naszych czasów?:)
CIA pewnie o tym doskonale wiedziała...
Nie tyle CIA co FBI.
To FBI jako służba kontrwywiadu miało na podsłuchach telefony.