Niehistoryczna kampania prezydencka. Kandydaci z dala od historii |
Poza kilkoma wypowiedziami kandydatów w tegorocznej kampanii prezydenckiej temat polityki historycznej nie zaistniał. Mimo bierności w tej materii prezydenta Komorowskiego żaden z jego rywali nie postanowił z historii uczynić oręża w walce o głosy Polaków.
Prezydent Komorowski w trakcie całego wyborczego maratonu w kwestii polityki historycznej nie wyszedł poza konieczne swojemu stanowisku ramy. Robił po prostu to, co głowa państwa robić powinna. Brał udział w rocznicowych uroczystościach, przyznawał odznaczenia, wygłaszał okolicznościowe przemówienia czy wręczał flagi. Było to poprawne, ale jednocześnie niezbyt eksponowane przez prezydencki sztab. Mimo, iż Komorowski jest historykiem i korzysta z przysługującego prezydentowi bonusu w mediach nie postanowił go wykorzystać, by historię i patriotyzm uczynić jednym z głównych tematów kampanii. Tej bierności nie wykorzystali inni kandydaci. Poprzednik Komorowskiego Lech Kaczyński z polityki historycznej chciał uczynić jeden z fundamentów swojej wyborczej strategii. Stąd jego wyjazd do Katynia, który jednak zakończył się tragicznie.
Historia pojawiała się w kampanii doraźnie lub przy okazji innych, szerszych tematów. Andrzej Duda był w tym najaktywniejszy, jednak słabo wykorzystywał politykę historyczną i to mimo, iż jego elektorat z pewnością uważa to za jedną z ważniejszych kwestii. W Warszawie na spotkaniu z ludźmi kultury wypowiadał się za budową Muzeum Historii Polski, Muzeum Kresów Wschodnich (na siedzibę wskazał Lublin), Muzeum Ziem Zachodnich (na siedzibę wskazał Wrocław albo Opole), a także Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Tych ostatnich chce upamiętnić w szczególny sposób, szukając ich mogił oraz budując poświęcone im mauzoleum. Kandydat PiS chciałby także za pomocą filmów promować polską historię, podkreślając w nich, że byliśmy ofiarami II wojny światowej. Jednak Duda nie zaprezentował całościowej wizji polityki historycznej, planu, czy jej pełnego programu. Szkoda, bo po pierwsze takiego programu nie stworzył tak naprawdę żaden rząd III RP, a po drugie zmusiłoby to Komorowskiego do reakcji. Duda mógłby starać się pokazać, iż Komorowski niedostatecznie pełni rolę strażnika i propagatora polskiej pamięci, nie dając przeciwnikowi dużo czasu na przygotowanie podobnego programu. Niezależnie od politycznych sympatii taka debata niewątpliwie przysłużyłaby się polskiej polityce historycznej.
Pozostali kandydaci co najwyżej symbolicznie wchodzili na pole historii. Janusz Palikot w Lublinie podczas swojej konwencji wspomniał jedynie o konieczności budowy w Warszawie Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie. Grzegorz Braun w jednym z wywiadów powiedział, iż chciałby aby Sejm rzeź wołyńską jednoznacznie nazwał ludobójstwem, poparł w nim również budowę Muzeum Kresów. Paweł Kukiz występuje w patriotycznych koszulkach znanych marek takiej odzieży i odwiedza miejsca pamięci, jak np. muzeum w Wieluniu. Z kolei sztab Janusza Korwin-Mikke przygotował plakat, na którym umieszczono postaci historyczne mające popierać ich kandydata.
Historia w kampanii była na piedestale tylko przez moment. Gdy szef FBI James Comey zasugerował, iż Polacy są współodpowiedzialni za Holocaust w Polsce rozpętała się burza. Ale nie poszły za tym żadne większe refleksje poza typowym politycznym biciem piany, jałowym szukaniem winnych i ogólnonarodowym zacietrzewieniem. Wszyscy się prześcigali w zapraszaniu i pisaniu listach do szefa FBI wiedząc, że ten im nie odpisze. Zapewne pod presją amerykańskiej ambasady w Polsce Comey wycofał się ze swoich słów. Kandydaci tak naprawdę tę wypowiedź wykorzystali tylko to do doraźnej polityki bez zaprezentowania głębokiej analizy, jak takim wypowiedziom przeciwdziałać. Nie poznaliśmy recept na pytania, jak zrobić, by Polska historia stała się marką w świecie lub jak edukować zagraniczne media by nie pojawiały się w nich krzywdzące zwroty „polskie obozy koncentracyjne”.
Z kolei święto 3 maja, mogące służyć za idealny moment do przedstawienie swojej wizji polityki historycznej, politycy wykorzystali na pokazywanie swoich projektów zmian w konstytucji. Natomiast rocznica III powstania śląskiego przeszła bez echa, to też był moment, gdy na Śląsku (ogromny okręg wyborczy) można było powiedzieć o historii i pokazać ją jako element budowania narodowej tożsamości i poczucia dumy w Polakach.
Warto podkreślić, iż wśród wielu obietnic wyborczych składanych w kampanii, większość tak naprawdę jest zależna od rządu i parlamentu. To rozczarowujące, iż kandydaci woleli rozmawiać o tym, do czego nie mają konstytucyjnych kompetencji zamiast skupić się na roli, jaką ona im wyznacza. Jedną z nich jest na pewno kreowanie polskiej polityki historycznej, na którą prezydent ma siły i środki. Żaden z kandydatów po nie głęboko nie sięgnął. Prezydent jako najwyższy funkcjonariusz Rzeczypospolitej może na tym polu zrobić naprawdę wiele. Zacząć powinien od powołania zespołu, który ponad politycznymi podziałami stworzy program polskiej polityki historycznej, a następnie będzie pilnował jego konsekwentnej realizacji. Czy którykolwiek z kandydatów, ma na to w ogóle pomysł i chęci?
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
To bardzo ciekawa analiza. Z dwóch powodów:
1. Prezydent to historyk, wszędzie jest zapraszany, jego przemówienia są z automatu w mediach. Mógłby się pokazać jako ojciec strzegący tradycji narodowej i zagarniać elektorat PiS-u, ten miększy.
2. Dziwne, że Andrzej Duda, „spadkobierca” Lecha Kaczyńskiego nie sięga mocno po jego wzorce i z polityki historycznej nie czyni swojego miecza, mobilizując swój elektorat i zabierając cały elektorat narodowy. Polaryzowałby Komorowskiego do dyskusji na tym polu. Być może Andrzej Duda po prostu, jako prawnik nie czuje tego tematu i już.
Tegoroczna kampania w ogóle jest bardzo niedynamiczna. Starcie Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim była kampanią z krwi i kości, ale tam startowali partyjni liderzy i rzeczywiście były debaty i ostre polemiki. Elementów historii wtedy z tego, co pamiętam było również mało, ale dynamika inna. Tutaj ani dynamiki, ani historii. Mnie to również dziwi i to bez wyjątków u każdego kandydata. Okazji by na historii się wypromować było co najmniej kilka w tej kampanii.
Kukiz zasłynął tym, że nie chciał oglądać w Wieluniu fragmentu wystawy dot. Żydów...
Korwin by pewnie sprywatyzował historię.
A jaką politykę historyczną może prowadzić krzyczący o szogunie „doktor” bez doktoratu, który się nawet nie potrafi poprawnie wysłowić po polsku?
Być może sztabowcy kandydatów wychodzą z założenia, że historia Polaków już „nie kręci”.
Trochę światła na szeroko pojęte opinie na temat humanistyki polskiej rzucają wypowiedzi opublikowane przez Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej. Polecam poczytać, temat historii również się pojawia.
http://komitethumanistyki.pl/2015/05/05/pytania-do-kandydatow-na-urzad-prezydenta-rp/#more-259