Legenda Jana Rodowicza „Anody” - wywiad z Piotrem Lipińskim |
Legendę Szarych Szeregów stworzyły czyny wielu bohaterów okupowanej Polski. Dzięki Aleksandrowi Kamińskiemu kilku z nich zyskało szczególne miejsce w pamięci. Jednym z tytułowych kamieni rzuconych na szaniec był Jan Rodowicz, który już za życia stał się symbolem swojego pokolenia. To właśnie on rozpoczął akcję Meksyk II (znaną również jako Akcję pod Arsenałem), rzucając butelkę z benzyną na maskę nadjeżdżającej więźniarki, w której znajdował się ciężko ranny Jan Bytnar Rudy. Po wojnie w znaczący sposób przyczynił się do zbierania wspomnień z czasów okupacji, włączył się również w sporządzanie listy poległych oraz ekshumowanych. O Janie Rodowiczu i tajemniczych okolicznościach jego śmierci, rozmawialiśmy z Piotrem Lipińskim, autorem książki Anoda. Kamień na Szaniec.
Konrad Tracz vel Bednarczyk: Pokolenia Polaków wychowały się na Kamieniach na szaniec Aleksandra Kamińskiego. Jan Rodowicz Anoda jest człowiekiem tej samej generacji. Z czego może wynikać, że Zośka, Rudy, Alek zapisali się w naszej pamięci, a Anoda nie?
Piotr Lipiński: Nie ukrywam, że pisząc tę książkę wiele razy zaglądałem do Kamieni na Szaniec i ku mojemu zaskoczeniu odkryłem, że nie ma tam żadnej znaczącej wzmianki o Anodzie. Wydaje mi się, że Kamiński skupił się na trzech bohaterach, całą resztę wymieniając rzadko nawet z pseudonimów, by czytelnicy mogli lepiej się z nimi utożsamić. Gdyby tych osób było zbyt wiele powstałby wówczas pewien galimatias. Kamienie na szaniec wydano jeszcze podczas okupacji. Książka ta jest głosem pokolenia wojennego, która miała podtrzymywać na duchu w tym trudnym okresie, pokazać że istnieje polskie podziemie.
Anoda jest jednym z bohaterów II Wojny Światowej. Czy jego legendy nie wzmacniają tajemnicze okoliczności w jakich stracił życie?
Rodowicz był bardzo pogodnym chłopakiem, a przez swoją tragiczną śmierć zapisał się w historii jako ofiara zbrodni okresu stalinizmu w Polsce. Jego dokonania z czasów wojny i po wojnie zostały przyćmione przez sposób w jaki zginął. Pisząc książkę odkrywałem na nowo prawdę o Anodzie. Rodowicz posiadał dwa oblicza. Z jednej strony był niezwykle sympatycznym, serdecznym chłopakiem, lecz kiedy przychodził rozkaz potrafił być szalenie podporządkowanym. Cechy te były czymś niezwykłym w całym jego pokoleniu. Byli to ludzie odważni, niekiedy brawurowi, a jednocześnie mieli w sobie nieprawdopodobną chęć życia.
Jana Rodowicza aresztowano w Wigilię 1948 roku, dwa tygodnie później już nie żył. Według oficjalnej wersji wyskoczył z okna Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Ekshumacja przeprowadzona w latach dziewięćdziesiątych jednoznacznie nie określiła przyczyn śmierci. Według Pana, co wydarzyło się owego dnia w murach ministerstwa?
Podczas ekshumacji w 1995 r. okazało się, że szczątki Anody są w bardzo złym stanie. Nie można było udowodnić, ani zaprzeczyć żadnej wersji wydarzeń. Różne hipotezy dotyczące okoliczności śmierci Rodowicza wywodzą się ze świadomości, że pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa katowali i torturowali przesłuchiwanych. W grudniu Anoda został aresztowany, a w marcu jego rodzice otrzymali list o zgonie syna. Do pogłębienia tajemniczości tych wydarzeń przyczynili się również sami ubecy, zacierając ślady aresztowania, śmierci i pochówku Rodowicza. Nie chciałbym rokować co rzeczywiście było przyczyną śmierci Anody, bo tego nie wiem. Jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia, której nigdy nie udało się ustalić i nigdy jej już nie ustalimy. Jeżeli nawet targnął się na swoje życie, to co było tego powodem? Nie wiemy, jaką presję na nim wywarto podczas przesłuchania. Moralna wina śmierci Anody bez wątpienia ciąży na ludziach, którzy go przesłuchiwali.
Rozmawiał Pan również z osobami pracującymi w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Jakimi są oni dzisiaj ludźmi? Czy mają jakieś wyrzuty sumienia w związku z tą sprawą?
Z tym bywa różnie. Najbardziej zatwardziałym typem ubeka jakiego spotkałem był Adam Humer - wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP. Był on sądzony na początku lat dziewięćdziesiątych i wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z pracownikami UB w swojej pracy dziennikarza. Humer był przykładem najbardziej zatwardziałego komunisty, który na każdym kroku podkreślał, że ustrój ten był najlepszym rozwiązaniem, które mogło Polakom się zdarzyć. Byli też inni, którzy przemyśleli swoje życie i potrafili przyznać się do popełnionych błędów. Jednym z takich przykładów był Wiktor Herrer, który przesłuchiwał Anodę. W latach osiemdziesiątych związał się nawet z Solidarnością. Sądzę, że zmiany te podyktowane były sytuacjami życiowymi. Herrer ze względu na swoje żydowskie pochodzenie, po ’68 roku został odsunięty od władzy i to mogło zadecydować o jego zmianie.
Rozmawiał Pan także z przyjaciółmi Anody, czy było im łatwo mówić o dawnym przyjacielu?
Cały czas bardzo dobrze go pamiętają. Byłem pod dużym wrażeniem relacji, które udało mi się zdobyć podczas przygotowywania książki. Wszyscy podkreślają, że byli ze sobą bardzo związani. Wywodzili się z harcerstwa i jest to pewnego rodzaju fenomen. Szare Szeregi były jedyną w swoim rodzaju formacją. W wojsku najważniejsze jest posłuszeństwo, natomiast oni wspominali, że potrafili żartować ze swoim dowódcą, a nawet go krytykować. Akcentowali, że luźna atmosfera trwała jedynie do czasu, gdy padał rozkaz. Wówczas podporządkowywali się dowódcy. Anoda ewidentnie był człowiekiem, który zapadł w pamięć i nie da się go zapomnieć nawet po tylu latach.
Dowódca batalionu Zośka powiedział, że prawo do istnienia ma tylko ten naród, który do obrony zasad sprawiedliwości umie poświęcić swoich najlepszych synów. Co według Pana świadczy o fenomenie pokolenia Kolumbów, które gotowe było gotowe poświęcić życie w obronie ojczyzny?
To kwestia przedwojennego wychowania, a Zośka czy Anoda są tego najlepszym przykładem. Odkrywając zośkowców zobaczyłem jak ważne były dla nich wczesne lata młodości i to, co przekazali im ich rodzice. Patriotyzm oraz przywiązanie do Polski, były wartościami, o których się nie dyskutowało, ponieważ były dla nich czymś oczywistym. Po wybuchu wojny naturalnym dla nich było sięgnięcie po broń. Ogromne wrażenie robi na mnie fakt jednorodności pokolenia Kolumbów, tak diametralnie innego od pokoleń powojennej inteligencji, która nie potrafiła zbudować tak silnych przekonań związanych z patriotyzmem.
Jakby Pan opisał Anodę? Jest on dla Pana postacią pomnikową czy młodym chłopakiem, z którym można się zaprzyjaźnić?
W Janie Rodowiczu jest coś takiego, co zbliża go do ideału. Jego postępowanie przeczy stereotypowi Polaka, który jest jedynie świetnym żołnierzem, a kiedy następują czasy pokoju jest słaby. Olbrzymim odkryciem było dla mnie poznanie życia Anody po wojnie, angażując się w akcję ekshumowania swoich kolegów oraz zbierania relacji z czasów Powstania Warszawskiego. Ta pozytywistyczna wręcz praca pokazuje jakim świetnym organizatorem był Anoda. W moim przekonaniu jest on bohaterem zarówno czasów wojny, jak i pokoju. Bez wątpienia jest to postać pomnikowa, ponieważ zapisał się w historii wieloma brawurowymi akcjami. Jednocześnie nie można mówić o nim tylko i wyłącznie w tych kategoriach ze względu na cechy charakteru, którymi się odznaczał. Był bardzo ciepłym chłopakiem, który byłby świetnym kolegą z ławki. Z Rodowicza biła straszliwa radość życia, równocześnie potrafił ryzykować życiem. W ankiecie personalnej wypełnionej na potrzeby związku inwalidów, ze względu na ograniczone miejsce wypisywał jedynie miejscowości, w których odbywały się akcje z jego udziałem. Czymś niezwykłym jest to, że cała masa żołnierzy nie przeżyła jednej setnej tego co on. Nazywam to lapidarnością bohaterstwa. Pierwszy raz się z Janem Rodowiczem zetknąłem podczas ekshumacji jego zwłok. Poznając jego losy byłem nim coraz bardziej zafascynowany.
Dziękuję za rozmowę.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.