Chiny: gigantyczny posąg Mao |
Olbrzymi, 37-metrowy posągu Mao Zedonga wybudowano w Chinach w prowincji Hunan. Budowa złotej statui twórcy Chińskiej Republiki Ludowej została ukończona we wtorek, po dziewięciu miesiącach prac.
37-metrowa postać Mao, pomalowana na złoty kolor, siedzi z założonymi rękami w fotelu. Jak podały miejscowe media, budowę wartego 3 miliony juanów (ok. 460 tys. dolarów) sfinansowali lokalni biznesmeni wsparci datkami rolników z okolicznych wsi.
Posąg umieszczono w pobliżu wsi Zhushigang, pośród pól uprawnych prowincji Hunan, w której w latach 50. ubiegłego wieku, na skutek polityki Mao Zedonga, zginęło z głodu kilka milionów ludzi (dokładna liczba ofiar zbrodniczych pomysłów Mao nie jest znana, ofiary w całych Chinach szacuje się na 14 do 45 milionów ludzi).
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
No to włodarze jednej wioski w Polsce są w depresji teraz. Chinczycy mają gadżet o 1 m wyższy niż ich posąg króla, przez którego też de facto zginęło wiele milionów ludzi. Może jednak koronę u nas da się o 1,5 metra powiększyć??
Darek-mały móżdżek i jego chore skojarzenia.
Po co komentować kretynów?
Notatkę p. Michała Zduna przeczytałem z niesmakiem. W gruncie rzeczy niewiele odbiega ona poziomem od wpisu Darka. Jedyne, co autor dostrzega w związku z Mao, to miliony ofiar. Czy na wzmiankę o Napoleonie p. Zdun też reagowałby jedynie wspomnieniem setek tysięcy (czy może milionów) ofiar wojen napoleońskich?
Najpierw należy podkreślić, że budowa tego pomnika była oddolną inicjatywą społeczności, a nie realizacją odgórnego nakazu władz. Należy zatem odpowiedzieć na pytanie: kim jest Mao dla zwykłych mieszkańców Chin?
To pytanie zadaliśmy naszym chińskim współpracownikom, gdy byliśmy w Chinach ćwierć wieku temu. Właśnie zbliżała się setna rocznica urodzin Mao i w wielu (prywatnych) sklepikach i na ulicznych straganach pojawiły się pamiątki związane z przewodniczącym Mao, wytwarzane przez drobnych prywatnych przedsiębiorców. Koszulki z wizerunkiem Mao, proporczyki z jego portretami, kasety magnetofonowe z jego przemówieniami, popiersia itp. Pamiątki masowo kupowane przez Chińczyków (miałem spore problemy, żeby dopchać się do jednego z takich straganów i zrobić zakupy). Jak napisałem - zapytaliśmy naszych chińskich współpracowników, co sądzą o Mao. Odpowiedzieli nam, że cenią Mao Tse Tunga za to, że dzięki niemu Chiny podniosły się z klęczek. Przez sto lat Chińczycy byli obcymi w swoim własnym kraju, w którym panoszyli się cudzoziemcy. Pamiętamy tę scenę z jednego z filmów z Bruce Lee, w której na bramie parku w Szanghaju wisiała tablica: „Psom i Chińczykom wstęp wzbroniony”. Ruch komunistyczny, na czele którego stał Mao, przywrócił Chinom suwerenność.
Mao kojarzy się z milionami ofiar, z okrutną i zbrodniczą rewolucją kulturalną itd. Rozumiem, że kolega Komar w ten sam sposób opisze Stalina, przecież też dał Rosjanom suwerenność, ba, stworzył imperium nuklearne. Kolego Komar, ja rozumiem, że Chińczycy nie byli panami w swoim domu, że panoszyli się u nich Europejczycy i Amerykanie. Ale, na Boga, żaden normalny człowiek (a normalny oznacza normalnie myślący, nie zindoktrynowany) nie będzie chwalił wielkości jakiejś postaci historycznej zbudowanej na milionach trupów.
Jeśli chodzi o Napoleona to inna historia, gdyż Napoleon nie kazał mordować tysięcy ludzi, natomiast prowadził w Europie wieloletnie i rozległe wojny, w wyniku których zginęło wielu ludzi. Aczkolwiek śmierć żołnierza, a śmierć zamęczonego cywila to jednak duża różnica.
Bilbo -
z wojnami napoleońskimi to nie było tak, że armie sobie walczyły, a cywile tylko im kibicowali. W tamtych czasach wojna - to były także cierpienia cywilów. Ich także dotykały zniszczenia wojenne. Oni także umierali - z głodu czy z chorób. Kraje zaangażowane w wojnę były maksymalnie eksploatowane ekonomicznie - bo na nich spoczywał obowiązek utrzymania armii. Czy to własnej, czy też obcych armii maszerujących przez kraj. Czy to w formie kontyngentów, czy też poprzez rabunki. Za tą ekonomiczną eksploatacją szły: nędza, głód i zarazy.
Co do twojego oburzenia na budowanie wielkości na milionach trupów:
USA też budowały swoją wielkość na milionach trupów. A przecież nie sądzę, że USA potępiasz równie stanowczo jak ZSRR czy ChRL. Chodzi mi o to, aby postacie historyczne oceniać rzetelnie, chodzi mi o uczciwość. Aby opisać to, co było złe, i aby równocześnie nie przemilczać tego, co było istotnym osiągnięciem. Dobrym przykładem jest Stalin. Nie można pomijać zbrodniczego sposobu sprawowania przez niego władzy. Ale też nie można przemilczać tego, że miał on swój wkład do położenia kresu hitlerowskiego ludobójstwa. No chyba że dla kogoś hitlerowskie ludobójstwo jest zupełnie nieistotnym drobiażdżkiem.
Każda wojna niesie ze sobą nędzę, cierpienia, głód itd. Tylko, że tego typu argumentacja trąci demagogią.
Co do Stalina - to był zbrodniarz, krwawy dyktator, który chciał podporządkować sobie całą Europę i zniewolić jej mieszkańców. Pokonał Hitlera nie z pobudek moralnych (bo Hitler był jego niejako jego wspólnikiem), ale dlatego, że naziści byli konkurencją. A sugerowanie, że ludobójstwo hitlerowskie było drobiazgiem, bo liczy się jedynie ludobójstwo sowieckie to, kolego Komar, bardzo brzydkie zachowanie.
A jeśli chodzi o miliony ofiar USA - może kolega by podał konkretne dane, bo w ten sposób to można cokolwiek zarzucać jakiemukolwiek państwu.
Bilbo -
ani ZSRR, ani USA, ani Wielka Brytania nie podjęły walki przeciwko hitlerowskim Niemcom z powodów moralnych, tylko dlatego, że ekspansja Niemiec poważnie zagroziła interesom tych państw. To Francja w roku 1940 ze względów moralnych skapitulowała przed Niemcami - aby w obliczu zdecydowanej przewagi wojsk niemieckich Paryż w czerwcu 1940 roku nie podzielił losu Warszawy z września 1939.
Ja słyszałem, że wspólnikami Stalina byli Roosevelt i Churchill. Ale może to jest nieprawda? Według moich informacji (być może fałszywych) Churchill, Roosevelt i Stalin byli zgodni co do konieczności zniszczenia hitlerowskich Niemiec i położenia w ten sposób kresu hitlerowskiemu ludobójstwu. Co przecież zrealizowali do końca. A jeśli dla kogoś sojusz ZSRR z Niemcami w latach 1939 - 1941 jest ważniejszy, niż sojusz ZSRR z aliantami zachodnimi w latach 1941 - 1945, którego celem i wynikiem była likwidacja hitlerowskiego ludobójstwa, to dla tego kogoś likwidacja hitlerowskiego ludobójstwa nie była chyba jednak priorytetem?
Kolega Bilbo pyta o dane dotyczące ofiar USA. Już nie będę wspominał o Wietnamie (2 - 3 mln zabitych mieszkańców Indochin). Przywołam ostatnie 15 lat: zainicjowana przez prezydenta Busha juniora polityka „eksportu demokracji” na Bliski i Środkowy Wschód (Afganistan, Irak, Libia, Syria) przyniosła już ponad milion ofiar. W tym w samej Syrii ćwierć miliona ofiar (dane sprzed paru miesięcy, więc chyba się już zdezaktualizowały). Obalenie istniejących tam władz utrzymujących spokój w regionie przyniosło skutki odwrotne od zamierzonych. Destabilizację i powstanie radykalnych ruchów (Al Kaida, Państwo Islamskie) wykorzystujących powszechne niezadowolenie.
Dla mnie o wiele ważniejsze o sojuszu sowiecko-niemieckiego 1939-1941 czy sojuszu ZSRR z aliantami zachodnimi był fakt, że ZSRR był ludobójczą dyktaturą, która po zakończeniu II wojny światowej przemieniła Polskę w kraj niesuwerenny mający realizować interesy sowieckie. Co oznaczało, że w przypadku wojny ZSRR z NATO mieliśmy zaatakować Niemców i Duńczyków. I przynieść im niewolę.
Co do USA - w przypadku działań amerykańskich od 1991 r., czyli wojny z Irakiem, ja mam swoje poważne wątpliwości. Natomiast akurat wojna z Wietnamem (chciałem zauważyć, że Północnym, czyli komunistycznym) odbywała się w ramach powstrzymywania ekspansji ZSRR w różnych częściach świata. Ekspansji, która niosła podporządkowanym krajom mordy i cierpienia (vide: Afganistan).
Oczywiście, że Amerykanie mieli wtedy swoje poważne grzechy na sumieniu (choćby politykę popierania „własnych sukinsynów”), ale daleko im było do ludobójstwa made in ZSRR czy Chiny czy Kuba.