Bitwa pod Husynnem. Zapomniana szarża Policji Państwowej na oddział Armii Czerwonej |
Ta bezprecedensowa szarża mogła być zapewne zaliczona do udanych. Bezprecedensowa, bo wykonana przez obecny w polskich oddziałach szwadron konny Policji Państwowej z Warszawy. Nieudana, ponieważ do niespodziewanego kontrataku przystąpiła artyleria. Mija właśnie 78 lat od tamtego wydarzenia.
24 września 1939 r. w okolicach wsi Husynne znalazł się, zmierzający na południe, polski oddział pod dowództwem majora w stanie spoczynku, Witolda Radziulewicza, sformowany z resztek rozbitych wcześniej formacji. Niespodziewanie, w godzinach późnopopołudniowych, zwiad doniósł o zbliżającym się w ich stronę oddziale piechoty Armii Czerwonej…
Jeszcze w sierpniu 1939 r. Policję Państwową intensywnie przygotowywano do włączenia w działania wojenne. W decydującym momencie, w wyniku zaniedbań na szczeblu centralnym w MSW, policja pozostała jednak poza wojskowym systemem obronnym. Na czas wojny na terenach nieobjętych konfliktem zbrojnym miała pozostawać w dyspozycji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Spraw Wojskowych, a na terenie, na którym toczyły się walki, podlegać Naczelnemu Wodzowi. Z chwilą wybuchu wojny panika wśród władz administracyjnych zaowocowała brakiem realizacji tych planów, w efekcie czego nie było skoordynowanych działań jednostek policji. Wraz z instytucjami administracyjnymi policja wycofywała się do Chełmna (później Kowla) i Tarnobrzega. W miejscu swego stacjonowania pozostała tylko część policji z województwa pomorskiego (podporządkowana bezpośrednio Dowództwu Lądowej Obrony Wybrzeża) i stołeczna (podlegająca prezydentowi S. Starzyńskiemu i biorąca udział w obronie stolicy). Warszawę opuściły jednak dywizjon konny i zmotoryzowany batalion Golędzinowski.
Polski oddział, który 24 września 1939 r. stoczył walkę z oddziałem czerwonoarmistów, składał się ze szwadronu konnej Policji Państwowej z Warszawy, szwadronu zapasowego 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich oraz samodzielnego Batalionu Chemicznego. Być może w jego składzie były też resztki oddziału policji konnej ze Lwowa (prawdopodobnie resztki kawalerii dywizyjnej 5. DP) oraz bateria 17. PAL-u z Gniezna i bliżej niekreślony batalion piechoty. Cały oddział liczył łącznie ok. 1,5 tys. żołnierzy. Mimo ostrzeliwania czerwonoarmistów istniała realna groźba otoczenia polskich pozycji. Major Witold Radziulewicz zdecydował o przełamaniu szturmem sowieckiego kordonu.
Szarżę na lewe skrzydło Rosjan przeprowadziło ok. 400–500 jeźdźców z Policji Państwowej, wspomaganych przez Batalion Chemiczny ostrzeliwujący przeciwnika swymi 36 moździerzami 81 mm. Wywołała ona straszną panikę wśród sowieckich żołnierzy. Uczestnik bitwy, dowódca konnego zwiadu kpt. pchor. Włodzimierz Rzeczycki z Batalionu Chemicznego, tak wspominał jej przebieg: „Pierwsi dopadli ich granatowo-błękitni jeźdźcy z pięknymi kaskami na głowach. Srebrzyły się na nich nasze orły i z metalowych srebrnych łusek paski, opierające się na nasadzie kasków. Mimo anemicznego słońca emblematy te przypominały jakby powstałych z grobów kirasjerów napoleońskich, gdy na rozkaz cesarza szli do szarży. Na kaskach, z końskiego włosia w ciemnym kolorze, wznosiły się jak u dawnych Rzymian – grzebienie.
Bolszewicy, widząc to pędzące zjawisko, dla nich zupełnie niezrozumiałe, ogarnięci paniką, uciekali za wzniesienie, za którym płynęła leniwa rzeczka, zmierzając do Bugu. Już granatowi dopadli luźne oddziały bolszewickie, zaczęła się bezpardonowa rąbka. Słychać było pojedyncze krzyki i chyba »pomiłuj«, wołania o litość. Majdan po którym leciała policja, spopielaciał i pokrył się ciałami tratowanej i ciętej bolszewickiej piechoty. Nasz zapasowy szwadron Jazłowiecki, idący śladem policji konnej, doganiał już harcownikami bezwładne ciżby bolszewickiego żołdactwa”.
Z pewnością przeciwnik nie spodziewał się takiego ataku. Wielu poniosło straszną śmierć. Za policjantami w odległości ok. 200 m szarżowali jazłowiecczycy i inni ochotnicy, dobijając pozostałych przy życiu czerwonoarmistów. Szarża zapewne byłaby udana, gdyby nie to, że nagle ją przerwano i zawrócono. Dostrzeżono, że w odległości kilkuset metrów za piechotą podążała pancerna formacja przeciwnika. Z lasów wynurzały się czołgi, ostrzeliwując kawalerzystów. Polski oddział został ostatecznie okrążony przez o wiele liczniejsze wojska sowieckie i po zaciętej krwawej walce zmuszony do złożenia broni.
Po stronie polskiej było 139 rannych i 143 zabitych, a po sowieckiej odpowiednio 113 i 80. Jeszcze tego samego dnia sowieccy żołnierze zamordowali bagnetami wziętych do niewoli w potyczce koło Strzyżowa 25 polskich żołnierzy. Są pochowani na cmentarzu w Rogalinie, w bezimiennej mogile. Gdzie zostali pochowani polegli w opisywanej bitwie – nie wiadomo.
Bibliografia:
- Becker. J., Straty Policji Państwowej w Wojnie Obronnej Polski 1939 [w:] Dziedzictwo i pamięć września 1939 na Mazowszu, red. nauk. T. Skoczek, Warszawa 2013, s. 65–76.
- Kitliński M.A., Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom„ – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 4 – ”Szarża Dywizjonu Policji Konnej z Warszawy pod Husynnem” – 24 IX 1939 (wywiad), „Lubiehrubie.pl” z dnia 27 września 2014 r., http://lubiehrubie.pl/wiadomosci/stanislaw-eugeniusz-bodes-z-cyklu-chwala-bohaterom-dzieje-oreza-polskiego-wydanie-specjalne-nr-4-szarza-dywizjonu-policji-konnej-z-warszawy-pod-husynnem-24-ix-1939 (dostęp 12 września 2017 r.).
- Rąkowski G., Polska egzotyczna. Przewodnik, t. 2, Pruszków 2006.
Redakcja merytoryczna: Adrianna Szczepaniak
Korekta: Edyta Chrzanowska
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
O, proszę! I niech ktoś tylko narzeka na policję 😉
Witam,naprawde.mnie uczono dwoch historii,ale to juz przesada,szanuje polska policje.Zresztom co dekada to inna reforma.PS kossak siada przy tym pozdrow
Bardzo ciekawy epizod. Szkoda, że tak mało jest obecnie konnej policji.
Tu też podkreślone, że przez prawicową władzę w Polsce, byliśmy źle przygotowani, mimo, że wiedzieliśmy o wojnie! Od 1933 złamana Enigma dawała informacje! A do tego dochodzi jeszcze współpraca z Hitlerem przy ataku na Czechy, a później kolaboranci w Brygadzie Świętokrzyskiej. No i 80 ton złota Polaków, które zniknęło wraz z prawicowym rządem, który uciekł z Polski.
Wzorowy uczeń bolszewickiej szkoły prl-u.Gratuluję głupoty.
Brygada Świętokrzyska NSZ nie prowadziła kolaboracji z Niemcami, tylko pod koniec wojny, jak już było wiadomo, że Polskę zajmie zbrodnicza Armia Czerwona, podjęła taktyczną współpracę ze stroną niemiecką, czego skutkiem było uratowanie prawie 1 tys. młodych Polaków. Zresztą ta współpraca nie zaszkodziła w niczym Polsce i Polakom.
Wprawdzie Brygada Świętokrzyska w niniejszym temacie stanowi wątek uboczny, ale dla wyjaśnienia warto o tym powiedzieć: właśnie dziś na Forum DWS w temacie „Brygada Świętokrzyska” pojawiła się informacja, którą cytuję:
„Brygada Świętokrzyska starała się dołączyć do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, władze londyńskie nie zgodziły się jednak, by formacja, która nie podporządkowała się AK, nie uznawała zwierzchnictwa Państwa Podziemnego i kolaborowała z Niemcami, zasiliła szeregi Wojska Polskiego. Alianci członków Brygady skierowali do kompanii wartowniczych. W późniejszych latach kombatanci Brygady wielokrotnie zwracali się do rządu emigracyjnego o status byłych żołnierzy WP, co oznaczałoby zrównanie ich z kombatantami z AK. Wnioski te były konsekwentnie odrzucane i dopiero w 1988 r., już po śmierci czołowych polskich oficerów i polityków, którzy po 1945 r. nie wrócili do kraju, prezydent RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat uznał członków NSZ za kombatantów. Wielu z pokolenia starej emigracji uznało tę decyzję za kontrowersyjną, ale nie spotkała się ona z szerszym protestem.
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681 ... genda.html „
A zatem sprawa kolaboracji BŚ z Niemcami nie wygląda tak różowo, jak to przedstawia kolega Bilbo.
A wojsko ludowe pod wszelkimi postaciami od kościuszkowców zacząwszy, a skończywszy na szariku i klosie to nie kolaborowało? Nie ci wyzwalali-śmiechu warte.
Oczywiście, że podjęcie taktycznej współpracy z Niemcami przez Brygadę Świętokrzyską NSZ było bardzo kontrowersyjne. I nie dziwię się, że środowiska emigracyjne zareagowały tak, a nie inaczej, gdyż AK stała na stanowisku nie podejmowania współdziałania z Niemcami. Nie zmienia to jednak faktu, że w wyniku współpracy Brygada wyprowadziła z kraju, zajmowanego przez Sowietów, kilkaset młodych ludzi, z których duża część albo dostałaby kulę w łeb, albo ciężkie więzienie.
I jeszcze jedno - nazywanie tej współpracy kolaboracją jest nadużyciem, gdyż termin kolaboracja oznacza systemową współpracę z Niemcami, a nie jednorazowe działanie podejmowane ad hoc.
„Amerykanie dokonali sprawdzenia polskiej jednostki pod względem kontrwywiadowczym, uznając ją za jednostkę niekolaborującą z Niemcami, uznali ją jako jednostkę aliancką. Brygada była jedyną polską jednostką, która uzyskała od Amerykanów w maju 1945 roku prawo do noszenia odznak jednostek amerykańskich oraz broni. I to na zdjęciach widać, amerykańskie gwiazdy, głowa Indianina, symbole amerykańskich dywizji. ”
My grandfather took part in the battle, and was one of the 25 executed. He was in the National Police force. He was originally buried in the mass grave, but my father extracted him out (recognized by wedding ring) and currently he is buried in Wieszow near Hrubieszow, as perhaps some other soldiers are buried there as well. Sorry left Poland as a child my Polish grammar sucks.
- szwadron zapasowy 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, w którym służyć miał w stopniu kaprala podchorążego Włodzimierz Rzeczycki we wrześniu 1939 roku stacjonował w Stanisławowie (obecnie Iwanofrankowsku) i po agresji ZSRR na Polskę, zgodnie z rozkazem marszałka Rydza- Śmigłego wycofał się do Rumunii i już 19 września w składzie Pułku Marszowego Podolskiej Brygady Kawalerii przekroczył granicę węgierską.
- 17 Pułk Artylerii Lekkiej wchodził w skład 17 Dywizji Piechoty, która walczyła w Bitwie nad Bzurą a jej resztki zostały rozbite w bitwie pod Łomiankami, która zakończyła się 22 września 1939 roku.
Jak widać, już analiza podstawowych, encyklopedycznych danych nakazuje wątpić w prawdziwość całej relacji, sam zaś jej twórca, W. Rzeczycki nigdy nie był żołnierzem 14 PU.... „Kręcił” się przy nich po wojnie, ale został z hukiem usunięty z koła byłych żołnierzy 14 Pułu Ułanów za... kłamstwa! Należy jednakże zwrócić uwagę na jeden ciekawy fakt: W niedzielę 24 września w rejonie Kamienia Koszyrskiego walkę z oddziałami Armii Czerwonej stoczyła kompania Rezerwy PP, dowodzona przez kom. Franciszka Otłokowskiego. Po poddaniu się sowieci wszystkich policjantów wraz z rannym dowódcą rozstrzelali. Znana jest relacja, która pochodzi od dwóch policjantów, którym udało się uciec spod sowieckich karabinów, z której wynika... no właśnie. Nie wiadomo, czy było to właśnie tam, natomiast zapytani o „wiadome” okoliczności stwierdzili, że o żadnym Husynnem i szarży nigdy nie słyszeli. ...czyli wydarzenie jakby podobne, tyle że wspomniani policjanci (kompania) przemieszczali się pieszo... bez koni... Najprawdopodobniej więc zasłyszane zlepki informacji zostały połączone w jeden zwarty epizod. I tak powstał mit... Jest jeszcze jeden element opowieści. Wspominana przez Rzeczyckiego bezimienna mogiła w Rogalinie, wskazywana jako miejsce pochówku rozstrzelanych przez sowietów 25 jeńców... - okazała się grobem kryjącym szczątki ofiar nacjonalistów ukraińskich z 1941 roku - członków polskiej samoobrony...
Ta szarża prawdopodobnie nigdy nie miała miejsca. Oddziały, które w niej rzekomo brały udział nigdy pod Husynnem się nie znalazły lub zakończyły bój w wojnie wcześniej. Jej skala również wynika z bajek opowiedzianych przez jednego „ułana”, który ułanem nigdy nie był.