„Sekretne życie autorów lektur szkolnych. Nie tacy święci jak ich malują” S. Koper - fragment |
Nakładem Wydawnictwa Fronda ukazała się najnowsza książka Sławomira Kopra pt.: „Sekretne życie autorów lektur szkolnych. Nie tacy święci jak ich malują”. Patronat medialny nad publikacją sprawuje Historia.org.pl - Polski Portal Historyczny. Zapraszamy do lektury fragmentu książki.
Cyborg nie tańczy na weselu
Obsesje Stanisława Wyspiańskiego. Gdyby sporządzić listę problemów psychicznych Stanisława Wyspiańskiego, okazałoby się, że znaczna ich część nie odpowiada żadnym znanym zaburzeniom nerwicowym lub ich objawy wzajemnie sobie zaprzeczają. Nie zmienia to jednak faktu, że wywarły one ogromny wpływ na jego życie i twórczość, a dodatkowe znaczenie miała również śmiertelna choroba weneryczna, z której postępów artysta zdawał sobie sprawę.
Awantura o Wesele
Trudno sobie wyobrazić szanującego się artystę bez alkoholu lub innych środków wspomagających. Epoka Młodej Polski pod tym względem również nie odbiegała od normy – alkohol lał się strumieniami, a ówcześni twórcy intensywnie pracowali na swój dekadencki wizerunek.
Tymczasem Wyspiański organicznie nie cierpiał alkoholu i nie potrzebował go w codziennych kontaktach towarzyskich. Przy tym wcale nie unikał wizyt w lokalach, jednak zadowalał się tam wyłącznie kawą.
„Nie znosił alkoholowej podniety towarzyskiej – wspominał Adam Grzymała-Siedlecki. – Razu pewnego podpite grono zmuszało go do wychylenia kielicha: »Zobaczy pan, ile to panu da fantazji«. »Być może, że wódka daje wam fantazję, ale ja po wódce fantazję tracę«”.
Nieugięty pozostał nawet wobec presji Stanisława Przybyszewskiego, któremu raczej niewielu potrafiło się oprzeć. Wyspiański dopuszczał alkohol wyłącznie w formie lekarstwa, pozwalając sobie na „naparstek dobrego koniaku„ w chwilach, gdy ”był zaziębiony albo nerwowo wyczerpany”. Nie przeszkadzała mu jednak obecność pijącego towarzystwa, chętnie obserwował ludzi znajdujących się pod wpływem alkoholu, łatwiej wychwytywał wówczas ich specyficzne cechy charakteru. Bezalkoholowo spędził też słynne wesele Lucjana Rydla w Bronowicach (impreza trwała trzy dni), a dokonane wówczas obserwacje zaowocowały niebawem jego najsłynniejszym dramatem.
„Pamiętam go jak dziś – wspominał Tadeusz Żeleński-Boy – jak szczelnie zapięty w swój czarny tużurek stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu do tej izby raz po raz wchodziło po parę osób, raz po raz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę”.
Chociaż wesele Lucjana Rydla było znaczącym wydarzeniem w życiu ówczesnego Krakowa, jednak jego prawdziwa sława zaczęła się kilka miesięcy później. Niebawem po imprezie Wyspiański zaczął bowiem pisać dramat, który po trzech miesiącach przeczytał w salonie ówczesnego dyrektora Teatru Miejskiego w Krakowie, Józefa Kotarbińskiego. Reakcja była pomyślna i sztuka została przeznaczona do wystawienia.
W tamtych czasach życie teatralne toczyło się w błyskawicznym tempie, zatem pierwsza czytana próba odbyła się 4 marca 1901 roku, a premierę zaplanowano już… pięć dni później! Ostatecznie, wobec sprzeciwu aktorów, którzy mieli problemy z opanowaniem ról, pierwsze przedstawienie przesunięto o tydzień.
Znaczna część obsady kompletnie nie rozumiała sztuki, a sytuacji nie ułatwiał sam autor. Na pytanie „co się kryje za słowami„ odpowiadał spokojnie, że to, co „zostało napisane„, a jeżeli aktor tego nie rozumie, ”nie powinien w takim razie być artystą”.
Sensację wywołał fakt, że w pierwotnej obsadzie – zamiast Dziennikarza i Radczyni – pojawiali się Dolcio (Rudolf Starzewski redaktor naczelny krakowskiego „Czasu”) i Antonina Domańska. Chociaż wszyscy w mieście wiedzieli, że pierwowzorem dramatu było ślubne przyjęcie Rydla, dotychczas nigdy nie wprowadzano postaci osób żyjących i powszechnie znanych na scenę teatralną.
Wprawdzie Wyspiański pod wpływem Kotarbińskiego ostatecznie zrezygnował z tego zabiegu, ale prapremiera odbyła się w atmosferze skandalu. Część widzów wyszła zresztą znudzona po pierwszym akcie, a po scenie z hetmanem Branickim ostentacyjnie opuścił swoją lożę przywódca krakowskich konserwatystów, hrabia Stanisław Tarnowski. Był żonaty z prawnuczką Branickiego i przedstawienie hetmana jako zdrajcy bardzo mu nie odpowiadało.
Inna sprawa, że zapewne niewiele zrozumiał z dramatu, w czym zresztą nie był odosobniony. Gdy Henryk Sienkiewicz zażywający już wówczas ogromnej sławy pisarskiej obejrzał jedno z przedstawień, stwierdził, że albo sam jest grafomanem, „albo to jest grafoman”.
Ciekawa była reakcja publiczności na premierze, gdyż po lekkim znudzeniu pierwszym aktem już w następnym zaczęło narastać napięcie. Natomiast gdy po trzecim akcie opadła kurtyna, zapanowała kamienna cisza. Wreszcie zerwała się burza oklasków, wołano, by ukazał się autor. Wyspiańskiego jednak już w teatrze nie było, wyszedł wcześniej, gdyż – jak sam twierdził – „zależało mu na obsadzie” i scenografii, ale na recenzji i reakcji publiczności już niekoniecznie.
Dodatkowo niebawem rozpoczęły się też kłopoty towarzyskie. Włodzimierz Tetmajer, w którego chałupie odbyło się wesele, i Lucjan Rydel napisali do Wyspiańskiego listy z wymówkami, że pokazał ich na deskach teatru. Rydel nawet zabronił swojej żonie oglądać jej własne wesele na scenie (!). Podobno Jadwiga zobaczyła dramat po raz pierwszy dopiero ćwierć wieku po premierze, już po śmierci swojego męża. (…)
Tytuł: „Sekretne życie autorów lektur szkolnych. Nie tacy święci jak ich malują”
Autor: Sławomir Koper
Wydawnictwo: Fronda
Liczba stron: 336
ISBN: 9788380795396
Data premiery: 22 sierpnia 2020 r.
Cena: 39,90 zł
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.