Zbrodnia (nie)doskonała? W historii otruto lub próbowano otruć wielu władców |
Trucizna – groźna, budząca postrach i niezwykle trudna do uniknięcia od początków istnienia świata spędzała sen z powiek koronowanych głów. Czasy się zmieniły, strach zaś pozostał ten sam. Jak wyglądała śmierć z ręki truciciela i komu nie udało się jej uniknąć?
Nic dziwnego, że temat wzbudza zainteresowanie – trucizny od wieków jednocześnie przerażały i fascynowały, lecz biada temu, kto miał z nimi do czynienia!
Chociaż istnieje wiele sposobów na zabicie człowieka, trucizna wzbudza od zawsze szczególny rodzaj grozy. Śmierć nią spowodowana jest nieprzewidywalna, a wszystko zależy od rodzaju trucizny, z jaką mamy do czynienia. Powszechnie uznaje się, że trucizna jest bronią kobiet – być może ze względu na swoistą elegancję tak załatwionej sprawy? – jednak nic bardziej mylnego. Mężczyźni bowiem równie często sięgali po truciznę, szczególnie, jeżeli należało kogoś usunąć po cichu, tak, by nie zostawić śladów.
Historia zna wiele przypadków stosowania trucizny wśród koronowanych i wysoko postawionych głów. Część z nich pozostaje niewyjaśnionych, kilka zaś jest faktem. Przyjrzyjmy się więc tym mniej i bardziej znanym przypadkom prób otrucia. Które z nich były udane?
Śmiertelna przyprawa
Już starożytni Rzymianie doskonale wiedzieli, jak radzić sobie z niewygodnymi osobami. Aby uniknąć niepotrzebnego (i dosłownego) rozlewu krwi, stosowali trucizny, które w prosty sposób usuwały konkurencję z drogi. Mało tego – dochodziło do tego na tyle często, że otrucie stało się wręcz metodą powszechną i absolutnie nikogo nie dziwiło. Nawet pierwszy rzymski cesarz Oktawian August, który oficjalnie zmarł z przyczyn naturalnych, prawdopodobnie został otruty i to przez swoją własną żonę!
Jak najłatwiej było podać truciznę swojej ofierze? Oczywiście zatruwając serwowaną jej potrawę. Śmierć przy suto zastawionym stole spotkała m.in. cesarza Klaudiusza, który zasiadł do swojej ostatniej wieczerzy w 54 r. n.e. Najprawdopodobniej został wtedy poczęstowany grzybkami przyprawionymi tojadem, które być może początkowo nawet mu smakowały, z czasem jednak zaczęły dawać niepokojące objawy, takie jak nieregularne bicie serca, wymioty i biegunka. Jego śmierć była straszna i zdecydowanie można nazwać ją męczarnią, świadczy to więc o tym, że nie zawsze trucizna była najbardziej elegancką z broni. Prawdopodobnie Klaudiusz umierając z wycieńczenia, marzył o sztylecie wbitym prosto w serce. Ten rodzaj bolesnej śmierci zafundowała mu, a jakże!, jego żona, Agrypina Młodsza.
Cesarz Klaudiusz był jedną z bardzo licznych rzymskich ofiar trucizny. Jego następca, Neron, miał na swoich usługach aż trzy trucicielki, które pomagały mu w sprawach wagi państwowej i prywatnej. Canidia, Martina i najsłynniejsza z nich Lokusta specjalizowały się we wszelkiego rodzaju truciznach, dzięki czemu okryły się złą sławą i wzbudzały postrach – zresztą nawet w samym Neronie. Lokusta, za czasów Nerona obsypywana bogactwami, doczekała swojego końca, gdy panowanie objął kolejny cesarz, Galba, który skazał ją za liczne popełnione przestępstwa.
Dwie dawki dla królowej
Życie królowej Bony było burzliwe, z tym nie da się kłócić. Najpierw wmanewrowano ją w małżeństwo z dwadzieścia siedem lat od niej starszym Zygmuntem Starym – co prawda została dzięki temu królową Polski, jednak trafiła do kraju zupełnie odmiennego od jej ukochanej Italii. Następnie Bona próbowała dostosować się do życia na obczyźnie i szybko pokochała nowy kraj, jednak tam, gdzie się dało, wprowadzała włoskie zwyczaje. Usiłowała też zdobywać coraz większą władzę i wpływy, co nie podobało się większości szlachty. Panosząca się wszędzie Włoszka była źle postrzegana, nie przeszkodziło jej to jednak doprowadzić do koronacji swojego syna, Zygmunta Augusta, jeszcze za życia jego ojca. Wszystko w imię podtrzymania swojej władzy.
Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Ostatecznie Bona weszła w konflikt z własnym synem, a złe relacje z nim zmusiły ją do opuszczenia Polski i wyjazdu na Bari. Bona zabrała ze sobą masę kosztowności, upewniając się, że do końca życia pozostanie bogatą kobietą. Jak to jednak bywa, im wyższą pozycję się zajmuje, tym większą liczbą wrogów można się szczycić. Nagła śmierć królowej Bony miała potwierdzić fakt, że tych ostatnich z pewnością jej nie brakowało. Bona Sforza zmarła w 1557 roku otruta przez jednego ze swoich zaufanych dworzan. Naoczny świadek jej śmierci, Cezary Fariny, twierdził, że truciznę podano jej aż dwukrotnie, a wszystko na zlecenie Filipa II Habsburga, króla Hiszpanii, który miał u Bony spory dług. Ponieważ wolał go nie spłacać, wydał rozkaz zamordowania byłej królowej Polski, a następnie kazał sfałszować jej testament, ogłaszając w nim samego siebie jej spadkobiercą. Plan idealny! Jak się okazało, ostatecznie wszystko poszło po myśli Habsburga – Bona została otruta, trefny testament uznano, a Zygmunt August, który próbował odzyskać swoje prawa do spadku po matce, musiał obejść się smakiem.
Na rozkaz papieża
Jeżeli trucizna kojarzy nam się z kobietami, to gdybyśmy mieli wskazać na mapie stolicę trucicieli, z pewnością każdy z nas pomyślałby o słonecznej Italii. Rzeczywiście, Włosi bardzo często stosowali najróżniejsze substancje w celu pozbycia się wrogów i doprowadzili tę sztukę do perfekcji. Powstał nawet zawód profesjonalnego truciciela, który na zlecenia przygotowywał mieszanki zabójczych ziół, najczęściej dla skłóconych małżonków.
Z usług tych najlepszych korzystali również wysoko, nawet bardzo wysoko postawieni ludzie. Trucizna, przynajmniej tak się powszechnie uważa, była niemal symbolem pontyfikatu papieża Aleksandra VI, czyli Rodriga Borgii. Już za jego życia mówiło się wprost, że każdy, kto stał mu na drodze, zostawał skutecznie wyeliminowany, między innymi dzięki wprawnej ręce truciciela. Podobno przy stole Borgii stosowano nie tylko trucizny, które trafiały do posiłków ofiar, ale także takie, które dyskretnie wchłaniały się przez skórę, dzięki czemu nie mógł ich wykryć tester dań.
Z trucizn miał korzystać nie tylko papież, ale także dwójka jego potomstwa, Cezar i Lukrecja, których oskarżano o deprawację większą jeszcze niż ich ojca. Faktem jest jednak, że chociaż rodzina Borgiów korzystała z usług trucicieli, a przy ich stole rzeczywiście umierali niewygodni dla Aleksandra kardynałowie, śmiertelność za jego pontyfikatu nie była podejrzanie wielka, co pozwoliło im uniknąć konsekwencji. Zaproszenia na wieczerze u papieża zawsze jednak przyjmowano z duszą na ramieniu.
Jak więc widać, koronowane głowy nie zawsze występowały w roli ofiar. Często oskarżano je także o mordercze skłonności, co zważywszy na zawiłości polityki i intryg, było bardzo możliwe.
Kolejnym królewskim przykładem, który miał nie stronić od takich metod, była Katarzyna Medycejska, królowa Francji, a z pochodzenia Włoszka – to pewnie dlatego ciągnęła się za nią okrutna fama włoskiej trucicielki. Katarzynie nigdy nie udowodniono jednak żadnego morderstwa, chociaż faktem jest, że interesowała się magią i najróżniejszymi miksturami – być może więc aż tak dobrze unikała sprawiedliwości.
Zabójcza hostia
Jak pokazuje powyższy przykład, duchowieństwo nie unikało swojego czasu radykalnych rozwiązań. Mimo wszystko wydawać by się mogło, że kościół sam w sobie był miejscem wolnym od tego typu przestępstw – nic bardziej mylnego. Co prawda moralność nakazywała traktowanie świątyni jako miejsca wolnego od grzechu, znalazł się jednak w historii jeden przypadek potwierdzający tę regułę.
Sprawa dotyczyła Henryka IV Wielkiego, francuskiego monarchy, który miał wówczas naprawdę sporo szczęścia. 26 maja 1604 roku król uczestniczył we mszy, podczas której miał przyjąć jak zwykle komunię świętą. Gdy już otwierał usta, by przyjąć hostię z rąk księdza, jego pies złapał go zębami za szatę i mocno odciągnął. Zdziwiony Henryk ponowił próbę przyjęcia komunii, pies zaś znowu mu w tym przeszkodził. To zachowanie czworonożnego przyjaciela tak zszokowało króla, że uznał w końcu, iż pies chce go przed czymś ostrzec. Chociaż z pozoru wydawało mu się to absurdalne, podejrzenia wzięły górę i rozkazał księdzu samemu przyjąć hostię. Dziwniejsze i podejrzane było jednak to, że ksiądz usiłował mu odmówić! Ostatecznie pozostawiony w sytuacji bez wyjścia duchowny zrobił, co mu kazano, a następnie miał spuchnąć, jego ciało zaś rozpękło się na pół. Oczywiście nie możemy tego opisu traktować dosłownie, nie da się jednak ukryć, że podejrzany ksiądz umarł w okropnych męczarniach.
Próbę zamachu potwierdzono, uczestników spisku złapano i osądzono, a czujny pies kupił swojemu królowi sześć kolejnych lat życia. Henryka IV co prawda zamordowano, ale była to śmierć znacznie szybsza i bardziej tradycyjna – za pomocą sztyletu.
Niewygodny król
Ostatni władca Polski, czyli Stanisław August Poniatowski, rządził naszym krajem przez trzydzieści jeden lat. Prawdopodobnie dożyłby nowego stulecia, a może i odrodzenia Polski pod Napoleonem, gdyby nie nagła i dość tajemnicza śmierć w Petersburgu 12 lutego 1798 roku.
Dzień wcześniej król przebudził się jak co dzień, po czym spożył filiżankę ciepłego bulionu i zabrał się za przegląd otrzymanej poczty. Wkrótce potem stracił przytomność, której nie udało mu się już odzyskać. Wezwany medyk mógł tylko załamywać ręce – nie był w stanie w żaden sposób pomóc władcy. Po jego śmierci stwierdzono oficjalnie wylew krwi do mózgu, jednak wszystkim z królewskiego otoczenia ten nagły zgon wydał się bardzo podejrzany. Czy były ku temu przesłanki?
Poniatowski zmarł w Petersburgu, gdyż przebywał wówczas na wygnaniu po rozbiorach Polski. Na krótko przed śmiercią prowadził rozmowy z carem Pawłem I dotyczące odbudowania swojego kraju – były to dyskusje poufne. Niestety, w Petersburgu przebywał wtedy pruski ambasador, który miał oczywiście swoich informatorów na carskim dworze. Jednym z nich miał być sekretarz Poniatowskiego, który skrupulatnie przekazał mu informacje o powstających planach. Nie ma wątpliwości, że musiały one ostatecznie dotrzeć również do króla Prus, Fryderyka I Wielkiego, w którego interesie było powstrzymać je, zanim doszłoby do ich realizacji.
Czy zatruty bulion był sposobem na pozbycie się problemu? Stanisław August zginął w tajemniczych okolicznościach zaledwie dziesięć dni po tym, jak snuł swoje wizje odbudowy Polski za pomocą potężnego mocarstwa, które budziło postrach w Prusach. Wiele wskazuje więc na to, że polski władca został, niestety skutecznie, otruty, co uspokoiło na jakiś czas pruskiego króla.
Liczne przykłady z historii mogą jedynie utwierdzać ludzki strach przed truciznami. I chociaż kiedyś ich sporządzanie kojarzyło się często z alchemią lub magią, to najwidoczniej sztuka ta nie zatarła się w dzisiejszych czasach. Każdy, kto ma dostęp do władzy, musi się więc strzec przed czyhającymi na niego trucicielami.
Bibliografia:
- Bogucka M., Bona Sforza, Warszawa 1989.
- Carroll L., Królewskie romanse. Namiętność, pożądanie, władza na dworach Europy, Warszawa 2014.
- Gervaso R., Borgiowie, Wrocław 2012.
- Meyer G.J., Borgiowie. Historia nieznana, Kraków 2013.
- https://www.rp.pl/historia/art280211-smierc-przychodzi-przy-kolacji-historia-trucicieli [dostęp z dnia 30.03.2022 r.]
- https://fpg24.pl/czy-ostatni-krol-rzeczypospolitej-zostal-otruty-tajemnicza-smierc-stanislawa-augusta-poniatowskiego/ [dostęp z dnia 30.03.2022 r.]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.