Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim 1409-1411 |
Zapewne nigdy Krzyżacy nie pojawiliby się nad Bałtykiem, gdyby nie najazdy plemion pogańskich Prusów na Mazowsze. To doprowadziło do rozpoczęcia pertraktacji z zakonem przez księcia Konrada Mazowieckiego (1226 r.) i sprowadzenia jego członków na ziemię chełmińską (1228 r.). Przez wiele lat Krzyżacy1 byli zajęci podbojem Prus i nie wchodzili w zatargi z większością książąt polskich. Dopiero, gdy zagarnęli Pomorze Gdańskie (1308-1309) rozpoczął się długotrwały okres walk i wrogości polsko-krzyżackiej.
Gdy w 1385 r. doszło do unii polsko-litewskiej, a rok później królem Polski został wielki książę litewski Władysław Jagiełło, stało się jasne, że prędzej czy później dojdzie do ostatecznej rozgrywki między skłóconymi stronami.
Zakon nie wyniósł żadnych korzyści (poza Żmudzią) z walk z Litwą w latach 1388-1398, które zakończyły się układem salińskim (1398 r.). Panowanie krzyżackie na Żmudzi było bardzo trudne, co kilka lat wybuchały powstania, które ostatecznie były krwawo tłumione.
W 1404 r. po pokojowym zjeździe w Raciążu wybuchł polsko-krzyżacki spór o Drezdenko. Właściciel miasta Ulrich von Osten najechał Wielkopolskę i natychmiastowo został poparty przez Krzyżaków. Zarówno strona polska jak i krzyżacka sądziły, że na podstawie ustaleń w Raciążu Drezdenko należy się im. Nie pomógł zjazd kowieński (1406), na którym wielki książę litewski Witold Kiejstutowicz wydał – korzystny dla Polski – wyrok, którego nie przyjął Zakon.
W 1408 r. Witold zakończył walki na Rusi i był gotowy do konfrontacji z Zakonem rządzonym (od 1407 r.) przez lubiącego przepych, wojowniczego, przekonanego o konieczności wojny z Jagiełłą i Witoldem, Ulricha von Jungingena. W tym samym roku Krzyżacy oddali Danii (przewodniczce unii kalmarskiej) Gotlandię, nie chcąc na czas walki z Polską i Litwą stwarzać sobie drugiego frontu2.
Atmosferę podgrzała sprawa żmudzka. Witold ustawicznie popierał krnąbrnych, niezadowolonych z rządów zakonników krzyżackich, Żmudzinów i ich dążenia wolnościowe (a raczej chęć przyłączenia się z powrotem do Wielkiego Księstwa Litewskiego). W początkach 1409 r. Krzyżacy chcieli poszukać z Witoldem porozumienia wysyłając doń Michała Kuchmeistra, wójta Żmudzi. Nic to jednak nie przyniosło. W odpowiedzi Krzyżacy nałożyli szereg sankcji na Litwinów prowadzących handel na Żmudzi.
W kwietniu wielki mistrz wysłał na Litwę Markwarda von Salzbacha. Negocjacje szybko przemieniły się w arenę wzajemnych oskarżeń. Poseł krzyżacki wypomniał Witoldowi zdradzanie zakonu w przeszłości, co tak uraziło wielkiego księcia, że wysłał do Malborka specjalną skargę. Część bojarów wyzwała porywczego Krzyżaka na pojedynek, książę jednak zabronił pojedynku i nadal łudził Krzyżaków możliwością oddania im Żmudzi i… odstąpienia od Korony3.
Dyplomatyczne opóźnianie starć służyło żmudzińskim przygotowaniom do powstania, które wybuchło w maju. Spalili m.in. Christmemel. W odpowiedzi Inflantczycy zniszczyli pogranicze. Zakon bał się, że powstańcy uderzą na Kłajpedę4. W czerwcu bunt rozszerzył swój zasięg. W tym samym miesiącu Witold przyjął żmudzińskich wysłanników. Oficjalnie potępił zryw Żmudzi, ale potajemnie zapewnił ich o swym poparciu. Na Żmudź przybył przedstawiciel księcia litewskiego, Rumbold Wolimuntowicz, którzy objął władzę nad buntem.
Na spornym terenie wojsko krzyżackie zostało sprowadzone do całkowitej defensywy. W lipcu i sierpniu zaledwie kilka twierdz (m.in. Fredeburg) pozostawało w rękach krzyżackich. Sam wójt był odcięty od Prus i Inflant. Witold gromadził armię w Kownie, zaś von Jungingen 15 czerwca wysłał do króla Jagiełły skargę na Witolda związaną z jego działaniami. Zapytywano, czy król zamierza wesprzeć swego brata stryjecznego. Wg Długosza Władysław wytłumaczył się brakiem radców5.
Już w maju doszło do zatargu polsko-krzyżackiego. Dotyczył on 20 statków, które król polski wysłał na pomoc Litwinom. Zakon zatrzymał i zarekwirował je w Ragnecie. Polacy tłumaczyli, że na okrętach znajduje się tylko zboże dla głodujących poddanych Witolda, Krzyżacy jednak twierdzili, że na statkach przechowywana jest broń6.
Decyzje podejmowane na zjeździe łęczyckim (17 lipca 1409 r.) nie były łatwe. Zdawano sobie sprawę, że na pomoc Krzyżakom przybędą – wzorem poprzednich lat – tysiące rycerzy z zachodniej Europy. Wiadome było, że militarne zaangażowanie Korony wykorzystają Luksemburgowie (mający zresztą sympatyków pośród małopolskich możnych7): Wacław (król Czech) i Zygmunt (król Węgier). Z tych trudności zdawała sobie sprawę część duchowieństwa, na czele z biskupem krakowskim Piotrem Wyszem, która była przeciwna wojnie. Południowi magnaci (Tarnowscy, Melsztyńscy) byli zainteresowani jedynie wschodnimi wyprawami przynoszącymi im dużo wyższe korzyści niż północne ataki na Zakon Krzyżacki. Ciężko można było przypuszczać, że Ziemowit mazowiecki poprze wojenne zamiary Korony. Wojnę popierał arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Kurowski, Mikołaj Trąba z całą kancelarią królewską, uniwersytet, dwór, Wielkopolanie, którzy wielokrotnie przyjmowali na siebie krzyżackie natarcia8.
Ostatecznie jednak zadecydowano o wojnie – i tak w zaistniałej sytuacji nieuniknionej.
Do Malborka wyruszył Kurowski w towarzystwie wojewody kaliskiego Macieja z Wąsoszy i kasztelana nakielskiego Wincentego z Granowa9. Poselstwo przybyło do krzyżackiej stolicy 1 sierpnia.
Król Jagiełło oferował Krzyżakom zgodę, powstrzymanie działań na Żmudzi w zamian za poddanie sprawy żmudzkiej pod sąd rozjemczy. Mistrz butnie oświadczył posłom, że kwestia żmudzka jest wewnętrzną sprawą państwa zakonnego, a tych nie powierza się sądom zagranicznym. Jednocześnie przypomniał, że jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, to z „całą potęgą„ pójdzie na Litwę. Oburzony taką odpowiedzią Kurowski powiedział: „Przestań straszyć nas mistrzu wojną litewską: jeśli ty bowiem wybierzesz się na Litwę, bądź pewnym, że król nasz Prusy zbrojno nawiedzi. Nieprzyjaciół Litwy my za swoich uważamy wrogów; na ciebie więc zwrócimy oręż, jeżeli Litwę zaczepisz”. Mistrz odpowiedział: ”Dziękuję ci, Ojcze Przenajwielebniejszy, że nie utaiłeś przede mną zamiarów twego króla. Ja twoją mową objaśniony i upewniony, raczej nagłowę samę niż na członki cios mój wymierzę; ziemię osiadłą niż pustą, miasta i włości raczej niż łasy nawiedzić wolę; wojnę zamierzoną przeciw Litwie na królestwo Polskie obrócę. Snadniej bowiem mnie i zakonowi memu godzić przeciw głowie, niż nogi podcinać; radniej kraje zamieszkane i ludne, niżeli pustynie, lasy i ciernie wojować„10.
W gruncie rzeczy nie wiadomo, czy Kurowskiego tylko przypadkowo „poniosło„11 czy raczej wykonywał ukryte instrukcje królewskie12. Już Długosz pisał o tym: „Czyli to arcybiskup nierozważnie z własnego wyrzekł popędu, czyli, jak twierdzą niektórzy, takie miał od króla polecenie, nie można wiedzieć z pewnością„, choć sam w poprzednim zdaniu pisał, że arcybiskup zrobił to „nieprzezornie i wbrew zaleceniu króla i radców”, a później dodał, że słowa duchownego ”niebacznie i nieostrożnie wyrzeczone, wojnę, która jeszcze by się była odwlekła, przyspieszyły„13.
Jak wiadomo, w 1414 r. Jagiełło spotkał się z wielkim mistrzem Michałem Kuchmeistrem pod Raciążkiem, gdzie poinformował go, że Kurowski przekroczył swe kompetencje. Byłoby jednak naiwnością stwierdzić, że król polski informowałby wroga o kulisach swojej polityki. Rację mają więc zwolennicy hipotezy o świadomej prowokacji arcybiskupa, który zresztą nie był niedoświadczonym politykiem łatwo poddającym się emocjom14, a do zadania sprowokowania Zakonu do uderzenia na Polskę nadawał się świetnie (Korona nie mogła zostać agresorem, ponieważ znacząco pogorszyłoby to jej opinię w chrześcijańskiej Europie i dałoby do ręki propagandowy argument „spokojnemu, pokrzywdzonemu” Zakonowi).
Zakon wypowiedział Polsce wojnę 6 sierpnia. To Zakon Krzyżacki stał się agresorem i pod tym względem polska pozycja dyplomatyczna była bezpieczna.
Wojskowość Polski, Litwy i Zakonu Krzyżackiego
Zanim przejdę do opisu działań wojennych w latach 1409-1411 warto poświęcić nieco miejsca wojskowości obydwu stron, by obraz działań w tym okresie był pełniejszy.
Wojskowość krzyżacka
Naczelnym wodzem armii zakonnej był wielki mistrz (w latach 1407-1410 Ulrich von Jungingen, w latach 1410-1413 Henryk von Plauen). Jego zastępcą był wielki marszałek (w latach 1409-1410 Fryderyk von Wallenrode). Jeśli przy armii znajdowali się zarówno mistrz jak i marszałek, to wielki mistrz dowodził armią, a wielki marszałek dbał o tabory. Wicemarszałek dbał o zaopatrywanie koni w paszę i porządkowaniem rządu końskiego. Wielki komtur (Kuno von Liechtenstein) pełnił funkcję oboźnego, a mały komtur miał nadzór nad pachołkami. Wielki szatny (Albrecht von Scharzburg) zajmował się odzieżą, wielki szpitalnik (Werner von Thettingen) – służbą medyczną, szafarz – prowiantem. Wielki skarbnik (Tomasz von Merhein) zajmował się sprawami finansowymi państwa15.
Zazwyczaj chorągwiami dowodzili komturzy (chodzi tutaj o chorągwie sformowane z poszczególnych komturii).
Podstawową jednostką terytorialną państwa zakonnego była komturia rządzona przez urzędnika zwanego komturem. Członkowie zakonu dzielili się na trzy grupy: braci-rycerzy, księży-kapelanów i półbraci. Armię zakonną, obok braci-rycerzy i pewnej liczby półbraci, tworzyła zobowiązana do służby wojskowej ludność pruska (zarówno szlachta jak i chłopstwo – zazwyczaj sołtysi), zaciężni, a także rycerze-goście przybyli na własne życzenie do Prus w celu walki z pogaństwem.
U progu XV wieku liczba gości zaczęła spadać. Dotychczas do Prus przybywało rycerstwo z całej Europy, jednak wojna stuletnia (zaangażowanie Francuzów i Anglików), rekonkwista hiszpańska (zaangażowanie Hiszpanów), dotkliwe klęski z rąk muzułmanów (bitwa pod Nikopolis w 1396 r.) i w końcu działanie polskiej dyplomacji (rozpowszechnianie wieści, iż na wschodzie nie ma już pogan) przyczyniły się do dużego spadku liczby gości. Nie jest też prawdziwe stwierdzenie, że goście przestali wspomagać Zakon całkowicie – pojawili się i w 1410 r., pochodzili w większości z krajów niemieckich lub ziem bliskich Niemcom (Pomorze Zachodnie, Czechy, Śląsk)16.
Główną siłę wojska krzyżackiego stanowiła jazda, dzielona na jednostki organizacyjne zwane kopiami. Przeciętnie liczyła ona trzech ludzi: rycerza-kopijnika oraz dwu, wystawionych przezeń, strzelców. Należy zastrzec, że liczebność kopii zależała w dużej mierze od zamożności rycerza bądź pozycji w zakonie17. Pewne jest natomiast, że liczba trzech żołnierzy w kopii stała się jednostką obrachunkową w księgach żołdowych Zakonu.
Nie każdy zobowiązany do służby wojskowej był w stanie wystawić kopię. Działo się tak zwłaszcza w przypadku ubogiej ludności pruskiej i drobnych rycerzy.
Kopie tworzyły duże, liczące kilkaset żołnierzy, oddziały zwane (od znaku bojowego) chorągwiami (nazwa te przetrwała zresztą w nowożytnym wojsku polskim i dużo później). Chorągwie były wystawiane przez daną jednostkę terytorialną, miasto (np. Toruń, Gdańsk, Elbląg) lub biskupów (pomezański, chełmiński, sambijski, warmiński), a także formowane z grupy gości; szczególne miejsce zajmowały „większa„ i „mniejsza„ („gończa”) chorągiew wielkiego mistrza i chorągiew ”całego Zakonu” dowodzona przez wielkiego komtura.
Zakon posiadał również spory skład artylerii, oblicza się, że w 1410 r. Krzyżacy posiadali ok. 100 dział18. Artylerię krzyżacką można podzielić na dwie grupy: strzelające kulami kamiennymi (kaliber 12-50 cm, tzw.„Steinbuchsen„) i strzelające kulami ołowianymi (kaliber mniejszy od „Steinbuchsen”, tzw. ”Lotbuchsen”).
Niełatwo określić rozmiary taboru prowadzonego przez armie zakonne. Wg A. Nadolskiego jeden wóz mógł pomieścić (oprócz pewnej ilości zapasów i sprzętu) 10 osób, używano też transportu jucznego19.
Wyprawy krzyżackie z początku XV wieku dają też wiadomości o liczbach kucharzy, cieśli i medyków w wojsku krzyżackim. Każdy z nich przypadał na, odpowiednio, 40, 50 i 110 żołnierzy.
Bardzo długo (nawet i do dziś) trwało przekonanie o żołnierzu krzyżackim jako o przybranym w ciężką zbroję żołnierzu na ogromnym koniu (podobnie zresztą uzbrojonym co jego właściciel) używającym najlepszego gatunku broni europejskiej, niemającej sobie równych na całym kontynencie. Taki obraz jest mało prawdziwy.
Brak podstaw do twierdzenia, iż wszyscy rycerze zakonni byli zakuci w ciężkie zbroje, a więc używali zbroi płytowych. Taka zbroja była wówczas wynalazkiem w dziedzinie uzbrojenia ochronnego, jednakże ze względu na jej cenę tylko niektórzy mogli sobie na nią pozwolić20 (nic nie przeszkadzało w noszeniu kolczugi pod zbroją, toteż czyniła to całkiem spora liczba zamożnych rycerzy). Ci jako hełmu używali tzw. „Hundsgugela” (psi pysk21). Hełm ten był rodzajem przyłbicy, wyposażonym w zasłonę o wydłużonym kształcie.
Większość jezdnych (zarówno kopijników jak i strzelców) używała kolczug bądź płat ów (tekstylna lub skórzana kamizela) . Jako hełm szczególnie popularny (przy tym tani) był kapalin. Podobnie była uzbrojona piechota.
Od Prusaków przejęto stożkowate szyszaki o wklęsło-spiczastym dzwonie i pancerze łuskowe22.
Tarcze budowano z drewna i powlekano skórą. Używano tarcz trójkątnych, czworokątnych i owalnych. Tarcze przeznaczone dla jeźdźca posiadały wycięcie, na których kawalerzysta opierał drzewce kopii. Kolejnym zapożyczeniem od Bałtów były jeździeckie pawęże (oczywiście mniejsze i lżejsze od pawęży piechoty) oraz czworoboczna „Rittepavese” (występująca na nagrobkach wielkich mistrzów krzyżackich zmarłych od 1353 do 1413 r.). Na tarczach umieszczano znaki zakonne, zaś w przypadku gości zagranicznych – osobiste herby.
Piechota używała dużych, ciężkich, czworobocznych pawęży.
Konstanty Górski podzielił uzbrojenie na „ciężkie„ i ”lekkie”, chcąc zapewne zgeneralizować szczegóły uzbrojenia kopijników (ciężkozbrojnych, jak pisze K. Górski) i strzelców (lekkozbrojnych)23. W świetle tego co napisano wyżej, trudno się ze słynnym historykiem wojskowości zgodzić. Pewne jest bowiem, że zbroi płytowej, czy też innych cięższych form zbroi, będących oznaką ciężkozbrojnego, używali nieliczni. A. Nadolski pisze (wprawdzie w odniesieniu do armii polskiej, ale podobieństwo uzbrojenia krzyżackiego do polskiego było duże), że „dobrze wyekwipowany strzelec nie różnił się właściwie niczym od skromniej zaopatrzonego kopijnika„24. Dodajmy, że niczym, prócz uzbrojenia zaczepnego.
Na pierwszym miejscu w kwestii uzbrojenia zaczepnego w armii zakonnej stała kopia. „Robienie„ kopią podobne do „robienia„ włócznią (szczególnie popularne w armii Zakonu były pruskie włócznie zwane ”sulicami”) było niemożliwe ze względu na ciężar i długość (do 4 m25) tej broni. Kopią można było uderzać tylko na wprost jeźdźca, a siła uderzenia była zależna wyłącznie od rozpędzenia konia, którego używał kopijnik. Strzelcy używali, jak sama nazwa wskazuje, głównie kusz (których używała też piechota) - a dokładniej jej lżejszej odmiany, cięższe używano częściej tylko w trakcie walk oblężniczych - choć byli wyposażeni w broń sieczną (miecz bądź kord). Rzadko w armii zakonnej pojawiał się łuk.
Broni krótszej (przede wszystkim miecze [1-1,30 m długości], ale również topory jak i nadziaki oraz buzdygany) używano dopiero po skruszeniu kopii.
I jeszcze jedno, co trzeba podkreślić, zapożyczenia bałtyjskie nie występowały jedynie pośród uboższej części wojska Zakonu Krzyżackiego. Broń pochodząca z tego regionu Europy występuje na nagrobkach urzędników krzyżackich, a w trakcie bitwy pod Grunwaldem Polacy niemalże pomylili odwód prowadzony przez Ulricha von Jungingena z Litwinami, gdyż Krzyżacy atakowali za pomocą sulic.
Krzyżacki rząd koński nie odbiegał od europejskich norm. Na rząd teoretycznie składały się przede wszystkim ostrogi, siodło (różnego typu), popręgi, strzemiona, czaprak, wędzidła, uzda bogatsi okrywali konia kropierzem lub zbroją końską zwaną ladrami.
Chorągwi jako znaków bojowych używano, by przekazać oddziałowi treść rozkazu (pod tym względem Krzyżacy nie różnili się również od Europy Wschodniej [Tatarzy w celu przekazywania rozkazów używali także buńczuków], do tego dowódca ogłaszał swoje rozkazy: ustnie, przez gońca, bądź akustycznie [trąby]). Zniknięcie chorągwi często powodowało panikę w szeregach wojska (tak było u Krzyżaków w 1331 r. pod Płowcami). Przenoszenie przez cały okres bitwy ciężkiej (czasem targanej silnym wiatrem) chorągwi zwykle przekraczało ludzkie siły i skutki zmęczenia starano się łagodzić przytwierdzając (oczywiście przed bitwą) znak do wierzchowca. Rozwiązanie takie miało tę wadę, że po upadku konia nie potrafiono podnieść chorągwi z powrotem do góry (tak było właśnie m.in. pod Płowcami). Oprócz tego chorągiew pełniła rolę związaną z moralną postawą żołnierzy.
Bracia zakonni ubierali się w krótkie, obcisłe „jaki”, rzadziej w długie płaszcze, zwłaszcza w warunkach bojowych. Co oczywiste, na jakach noszono znaki krzyżackie (podobnie jak w przypadku tarcz, goście umieszczali na swych szatach osobiste herby i inne znaki). Zastrzec trzeba, że płaszcze bądź jaki z czarnym krzyżem na plecach przysługiwał tylko braciom-rycerzom, tak więc ogólna liczba żołnierzy tak przybranych w armii zakonnej była niewielka.
Niewiele da się powiedzieć o produkcji uzbrojenia przez Krzyżaków. Produkcja służyła uzbrojeniu głównie żołnierzy rekrutowanych w samym państwie zakonnym. Część broni pochodziła z importu (nie tylko z zachodu Europy, ale również z Rusi). Wielu wojowników (bracia-rycerze, goście, żołnierze z ziem odebranych Polsce itd.) zbroiło się na własną rękę.
Pojęcie o potędze militarnej Krzyżaków dają liczby uzbrojenia będącego w ich posiadaniu. W zaledwie 30 zamkach krzyżackich znajdowało się: 2026 hełmów, 2556 zbroi, 4167 kusz, 600000 bełtów26. Należy pamiętać, że to tylko część produkcji Zakonu, a trzeba jeszcze pamiętać o broni pozostającej w osobistym posiadaniu poszczególnych kombatantów.
Krzyżacy byli zdolni w jeden dzień przemaszerować do 40 km27 (oczywiście, nie każdego dnia, a tylko w wyjątkowych przypadkach).
Oddzielną sprawą jest działalność wywiadowcza zakonu, ale nie toczona w czasie operacji wojskowych, a raczej ta „ogólna”. W tym celu zbierał wiadomości przede wszystkim od swych placówek handlowych w całym Królestwie Polskim i na Litwie28 jak również przypadkowych osób, którzy postanowili – za pewną opłatą – udzielać potrzebnych informacji Zakonowi((Np. we Lwowie Krzyżacy jako swego szpiega utrzymywali kupca Gerike Smithuzena, a w Warszawie – niejakiego Aleksandra. Zob. S. M. Kuczyński, Rzeczywistość historyczna w „Krzyżakach” Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1964, s. 52.)). Również co najmniej część mieszczaństwa niemieckiego w polskich miastach była Zakonowi przychylna.
Z osobna należy wspomnieć o motywacjach moralnych kierujących obydwoma stronami. Nie ma powodów do negowania twierdzenia, że żołnierze krzyżaccy pochodzący z Prus i innych ziem Zakonu, „nie widzieli powodu, dlaczego mieliby ginąć za Krzyżaków„29 (mowa oczywiście o Polakach i Prusach mieszkających na terenach krzyżackich). Nie można tego powiedzieć o całej armii dowodzonej przez wielkiego mistrza, bowiem składała się ona również z zaciężnych, rycerzy-gości oraz samych braci-rycerzy. Pewne jest, że goście i zakonnicy byli przekonani o słuszności walki z „pogaństwem„ i ”niewiernymi”. Jeżeli goście sądziliby inaczej, w ogóle nie przybyliby do Prus w 1410 r. Różnie mogło być w szeregach zaciężnych, ponieważ tych interesowały głównie pieniądze i dlatego jako swój zawód wybierali wojnę.
Wojskowość Polska
W Polsce na początku XV wieku istniały trzy formy mobilizacji: wyprawa powszechna (expeditio generalis), wyprawa z dóbr i miast i obrona ziemi (defensio terae). Na zasadzie tej pierwszej Polacy zmobilizowali się w 1410 roku30. Do osobistej służby zobowiązany był każdy posiadacz dóbr, a więc rycerze, mieszczanie (zwłaszcza wójtowie miejscy) i sołtysi wiejscy (dzięki temu, że każdy stan miał swoich posiadaczy ziemskich, również w armii występowały elementy plebejskie jak i, co oczywiste, nieplebejskie). Zobowiązani do służby mieszkańcy wystawiali – podobnie jak w armii zakonnej – kopie.
Chłopi niemuszący uczestniczyć w bezpośredniej walce, musieli: pilnować grodów (tzw. stróża), uczestniczyć w pogoni, pomagać w budowie fortyfikacji polowych, konserwować fortyfikacje grodowe i dostarczać transport dla wojska (niektóre z tych obowiązków do XV wieku już „wymarły”).
Mieszczanie-nieposiadacze mieli za zadanie dbać o obronność miasta: naprawiać umocnienia, szkolić mężczyzn w posługiwaniu się bronią, dbać o zapasy w mieście, czujnie odbywać straże etc. Szczególną rolę odgrywały tutaj cechy, które broniły własnych odcinków murów obronnych bądź baszt. Podobnie jak chłopstwo, mieszczaństwo musiało służyć wojskowym w kwestiach transportowych.
Należy zastrzec, że expeditio generalis nie przewidywała wystawiania oddziałów piechoty.
Rdzeń armii polskiej stanowili mieszkańcy Małopolski i Wielkopolski, nie należy jednak zapominać o zaciężnych ze Śląska, Czech i Moraw, jak również Rusinach z południa Polski (tzw. Ruś Czerwona), Mołdawianach31 i Mazowszanach. Na kampanię 1410 roku do Polski przybyła również grupa rycerzy dotychczas działających za granicą (głównie na Węgrzech, na dworze Zygmunta Luksemburczyka), m.in. słynny Zawisza Czarny z Garbowa. Nie wszyscy powrócili – na dworze węgierskim pozostał z grupką Polaków Ścibor ze Ściborzyc, jeden z najbardziej zaufanych stronników Luksemburczyka.
Z pewnością Polska była w posiadaniu dział32 (używano ich zwłaszcza w późniejszym toku wyprawy grunwaldzkiej, już po samej bitwie), ale ich liczba w stosunku do krzyżackich była nieporównywalnie mniejsza. Zbyt często nie używano za to ręcznej broni palnej. Dopiero pod koniec XV wieku hakownice i rusznice zaczęły stawać się popularniejsze, ale tylko wśród piechoty. XV wiek to także kres używania machin oblężniczych popularnie zwanych katapultami i balistami. Wkrótce zostały całkowicie wyparte przez artylerię.
Czasy króla Jagiełły to także szczyt osiągnięć polskiej inżynierii w postaci mostu pontonowego pod Czerwieńskiem.
Wielu historyków twierdziło, iż liczba wozów w polskim taborze oscylowała wokół liczby 10 tysięcy33. Jak wykazał A. Nadolski są to czyste fantasmagorie34 i ostatecznie jeden wóz przypadał na 5 ludzi, co w warunkach liczebności armii polskiej w 1410 r. daje odpowiednio 2-5 tys. wozów (w zależności od liczebności Polaków o czym niżej). Jest to liczba co najmniej dwukrotnie mniejsza od proponowanej przez rzesze polskich historyków zainteresowanych tą sprawą.
W nauce nie stwierdzono poważniejszych różnic w liczebności kopii i chorągwi w wojsku polskim w stosunku do krzyżackiego. Chorągwie były wystawiane przez poszczególne ziemie bądź urzędników (np. arcybiskupa gnieźnieńskiego Kurowskiego, podkanclerzego Trąbę). W szeregach polskich znalazły się też chorągwie zaciężne, a także królewskie: nadworna i „gończa”.
Co odróżniało sposób dowodzenia przez Władysława Jagiełłę (naczelnego wodza – o czym niżej) od mistrza von Jungingena to fakt, że, obok tego, że nie zaangażował się osobiście w walce, nie dowodził żadną z chorągwi, dlatego w trakcie bitwy musiał korzystać z proporca.
Podobnie jak w przypadku Krzyżaka zakutego w stal, tak niejednokrotnie Polaków próbowano przedstawić jako całkowitych reprezentantów wschodniej sztuki wojennej. Takie „uwschodnienie” miało miejsce jednak dopiero w XVI wieku35.
Uzbrojenie ochronne, łącznie z tarczami (z wyjątkiem pruskich zapożyczeń przez Krzyżaków, oprócz pawęży jeździeckich) było praktycznie takie same jak u Krzyżaków, bowiem mimo wszystko Królestwo Polskie reprezentowało „zachodnią szkołę uzbrojenia” (u progu XV wieku popularność w Polsce zaczyna zdobywać salada – hełm otwarty, powstały zapewne przez ulepszenie innego hełmu – łebki36, choć nie jest to pewne, niektórzy dopatrują się podobieństw z kapalinem37). Spadała popularność hełmu garnczkowego. Znano i noszono różne gatunki przyłbic. Zbroja płytowa występowała u nielicznych, częste były przypadki używania kolczug i płatów. Polacy i Krzyżacy stosowali też różne ochrony rąk i nóg38.
Liczne podobieństwa daje się również zauważyć w kwestii uzbrojenia zaczepnego i uzbrojenia piechoty. Podobnie jak w wojsku krzyżackim, szczególnie popularny wśród Polaków jest puginał, inaczej zwany mizerykordią, krótki mieczyk służący przede wszystkim do pchnięć, niejednokrotnie występujący w uzbrojeniu indywidualnym obok miecza. Znano i używano kordów i tasaków. Bardzo możliwe, że już od XIV wieku znano w kraju dostosowane do pchnięć koncerze39. Nie ma natomiast dowodów na używanie przez wojsko polskie w I połowie XV wieku szabli40, co jeszcze bardziej świadczy o bezzasadności tezy o orientalizacji polskiego uzbrojenia. Raczej w małym stopniu występowały w polskim wojsku włócznie, a zwłaszcza oszczepy wykorzystywane do myślistwa. Oczywiście podstawowym uzbrojeniem zaczepnym była kopia i miecz.
Jeśli chodzi o broń obuchową, najczęściej używano toporów (zapewne istniała również odmiana toporów przeznaczona specjalnie dla jazdy). Polacy znali również buzdygany, nadziaki, buławy, a także maczugi i cepy, choć te dwa ostatnie wykorzystywały tylko najbiedniejsze warstwy społeczeństwa i na polach walk w latach 1409-1411 raczej się nie pojawiły.
Wśród strzelców, podobnie jak w wojsku zakonnym, zdecydowaną przewagę (w stosunku do łuczników) mają kusznicy, mimo, że kusze były znacznie droższe od łuku41.
Różnice w uzbrojeniu wojsk małopolsko-wielkopolskich i ruskich (Ruś Czerwona) były stosunkowo niewielkie, objawiały się m.in. szerszym używaniem łuków przez tą drugą grupę42.
Ustalenia nowszej historiografii zmuszają nas do odrzucenia dawnych, nieprawdziwych twierdzeń o gorszym od krzyżackiego uzbrojeniu polskim (o litewskim niżej) – bo praktycznie obydwa były takie same!
Jeżeli chodzi o rząd koński w niewielu przypadkach używano ladrów, częściej stosowano kropierze (np. zrobił tak Dobiesław z Oleśnicy).
Co ciekawe, „jak” jako ubioru używali również Polacy – od krzyżackich odpowiedników odróżniały ich oznaczenia heraldyczne.
Skala kosztów uzbrojenia kopii była zależna od kilku czynników: zamożności zobowiązanych, ich chęci zminimalizowania kosztów wojny (za udział w zagranicznych wyprawach król płacił żołnierzom) poprzez wystawienie jak najmniejszej liczby jak najskromniejszych strzelców, czy też chęć pokazania swego bogactwa poprzez przyprowadzenie ze sobą silnego oddziału. Kwestia ta była tym ważniejsza, że większość polskiego wojska zbroiła się na własną rękę, a import był dość nierozwinięty. Szacuje się, że roczna produkcja polskiego przemysłu zbrojeniowego na początku XV wieku wynosiła: 2200 zbroi płytowych, 2500 kolczug, ok. 6400 mieczów i 2400 kusz. Zakup potrzebnego uzbrojenia kosztował 11-22 grzywny. Na przykładzie Wielkopolski można wysnuć wniosek, że roczne dochody 40% szlachty przekraczały tę kwotę co najmniej 8-krotnie, a 30% - co najmniej 3-krotnie43.
Szacunkowe rozmiary broni zarówno w posiadaniu osobistym jak i mieszczącej się w arsenałach i składach państwowych były niemałe. Na początku XV wieku Polska szacunkowo posiadała: 50000 hełmów, 38000 kolczug, 10000 płatów i półpłatów, 11000 napierśników, 6000 zbroi płytowych, 10000 naręczaków i ochron nóg, 38000 tarcz, 50000 mieczy, 35000 kusz i łuków oraz około 15000 sztuk broni drzewcowej44.
W produkcji broni siecznej uczestniczyli kolejno: kowale (kucie półfabrykatów), miecznicy i szlifierzy. Produkcją zbroi zajmowali się pancerniacy (we wcześniejszych przekazach produkujący zbroje byli nazywani m.in. lorifex), z tą różnicą, że wytwarzaniem zbroi płytowej zajmowali się płatnerzy. Tarcze wytwarzali tzw. clipeatores. Produkcją ostróg zajmowali się ostrożnicy, siodeł siodlarze.
Wg S. M. Kuczyńskiego marsz armii polskiej odbywał się w kolejności: zwiadowcy, jazda lekka (a więc zapewne strzelcy), jazda ciężka (zapewne kopijnicy), tabory i piechota (o ile uczestniczyła w wyprawie grunwaldzkiej – o czym niżej)45. Polskie zdolności marszowe, jak na armię obciążoną taborem, nie były tak wysokie jak sądzi Kuczyński (przeciętnie ok. 26-27 km dziennie w latach 1410)46, ani tym bardziej Piotr Derdej (średnio 40-50 km dziennie)47, choć nie były porażająco małe – średnio w roku 1410 Polacy dziennie przechodzili ok. 15 km48. W razie konieczności zdolni byli do przejścia odległości niemal trzykrotnie większej jak np. spod Kurzętnika do Wysokiej 11 lipca 1410 r.
Tabory miały pierwszeństwo w marszu drogami, jeśli zachodziła taka konieczność, reszta wojska maszerowała polami.
Polskie szpiegostwo działające na terenie Prus opierało się głównie na członkach Towarzystwa Jaszczurczego (organizacja ta potajemnie postawiła sobie za cel powrotu ziemi chełmińskiej do Polski), którzy udzielali działaczom polskim wielu przydatnych informacji. Okolicznością sprzyjającą był fakt, że oficjalnie Towarzystwo działało przeciwko bezprawiu i łamaniu prawa w Prusach, a więc cieszyło się pełnym zaufaniem wlk. mistrza. Możliwe, że do grona polskich szpiegów należeli ludzie przebywający w bezpośrednim otoczeniu Ulricha von Jungingena: Bartłomiej z Boreszewa i Staszko z Bolumina oraz biskup warmiński Henryk49.
Kwestią problematyczną pozostaje rozpoznanie w trakcie kampanii grunwaldzkiej. Wydaje się, że armia jagiellońska nie prowadziła – wzorem tatarskich – dalekiego rozpoznania, co dawało obraz dyslokacji całych sił zakonnych w Prusach. Prawdopodobne jest natomiast dobre prowadzenie zwiadu na niewielkie odległości, dzięki czemu Jagiełło był stale informowany o tym, co dookoła jego armii się dzieje. Podobnie (jeżeli nie gorzej) sprawa wyglądała w armii zakonnej, choć nie można powiedzieć, że np. wiedziała, gdzie po odejściu armii polskiej spod Kurzętnika się ona znajdowała50 (inaczej było w trakcie wojny z Zakonem w roku 1422).
WOJSKOWOŚĆ LITEWSKA
Wojsko litewskie pod rozkazy wielkiego księcia zbierało się na podobnej zasadzie, co Polacy wg zasady wyprawy powszechnej. Zobowiązani do służby bojarzy przybywali na wyprawę z wystawionym przez siebie pocztem (podobnym do polskiej i krzyżackiej kopii; brak pewnych informacji o tym, że kombatanci litewscy dzielili się na kopijników i strzelców). Wielkość pocztu zależała od pozycji majątkowej wystawiającego.
W armii Wielkiego Księstwa Litewskiego, prócz Litwinów i Żmudzinów, znajdowali się Rusini (w znacznej liczbie, ze względu na duży obszar ziem ruskich pozostających pod władzą litewską), a także tatarskie oddziały posiłkowe, być może również Polacy z Podlasia51.
Chorągwie litewskie miały głównie ziemski charakter, choć wystawiały je również wybitniejsze osoby.
Co ciekawe wielki książę Witold posiadał działa. W samych Trokach było ich 1552.
Również w odniesieniu do armii litewskiej istnieją mity związane z jej uzbrojeniem. W powszechnym przekonaniu tkwi obraz Litwina, ubranego w skóry, posługującego się słabą, prymitywną, niemogącą sprostać wymogom ówczesnego pola bitwy bronią. Są to oczywiście informacje w całości nieprawdziwe. O tym, że broń używana przez Litwinów spełniało swoje zadanie świadczy podbój ogromnych terenów na wschodzie oraz udane bronienie się przed Krzyżakami, nie tylko w czasach Kiejstuta, ale również w czasach Jagiełły i Witolda (wówczas z pewną pomocą Polski).
Jeżeli chodzi o hełmy, Litwini najczęściej używali hełmów stożkowych oraz kapalinów (w bizantyjsko-ruskiej odmianie). W powszechnym użyciu były pancerze lamelkowe i łuskowe, a także kolczugi. Bardzo możliwe jednak, że nie każdy żołnierz litewski wyposażał się w pancerz53. Jako Bałtowie Litwini chętnie używali tamtejszej broni, zwłaszcza sulic (która była podstawową bronią zaczepną; oprócz tego Litwa używała mieczy, łuków, a zwłaszcza szabel; nie używano kopii głównie dlatego, że kopia jako broń przynależała do zachodniego kręgu wojskowości, zaś nie ma wątpliwości, że Litwa należała do kręgu wschodniego) oraz jeździeckich pawęży (ze względu na wschodni sposób walki piechota występowała w wojsku litewskim rzadko).
Rząd koński nie odbiegał od wschodnioeuropejskich norm.
Oddzielną kwestią jest sprawa liczebności (o czym niżej) i organizacji pomocy tatarskiej. S. M. Kuczyński pisze o Tatarach: „Jazda tatarska posiłkująca Witolda prawdopodobnie składała się z 2 oddziałów: ciężkiego i lekkiego. Jeźdźcy pierwszej grupy mieli pancerze ze skóry bawolej prażonej w ogniu i przeważnie takież hełmy, z wydłużonym nakarcznikiem ochraniającym kark i boki szyi. Jako broni zaczepnej ciężkozbrojni używali szabli, lancy, arkanu, maczugi lub czekany. Lekkozbrojni nie nosili pancerzy, jako broń zaczepną mieli szable, arkany, oszczepy i po dwa łuki. Jazda ta była lekka w całym znaczeniu tego słowa, groźniejsza w odwrocie lub pościgu niż w natarciu czołowym. Razem z ciężkozbrojnymi stanowiła wojsko sprawne i niezmiernie przydatne przy wolno poruszającej się armii rycerskiej„54. Słusznie nie zgodził się z tymi poglądami A. Nadolski (nie wchodząc zresztą w głębszą polemikę55), twierdząc, że wymienione przez Kuczyńskiego elementy uzbrojenia były w użyciu wojowników Czyngis-chana w XIII w., zaś Tatarzy Dżelal-ed-Dina z pewnością przejęli wiele wzorców od Rusi i Litwy.
JAK WYGLĄDAŁA BITWA ŚREDNIOWIECZNA?
Nie ulega wątpliwości, że dowodzenie armią w trakcie bitwy średniowiecznej było nad wyraz trudne. Oprócz czynników właściwych standardowemu polu bitewnemu (nie tylko w średniowieczu), dochodziła tutaj sprawa – bądź co bądź słabej – komunikacji. Jeżeli rozkaz np. posyłano przez gońca istniała możliwość, że 1) goniec zginie w ferworze bitewnym i rozkaz nie zostanie dostarczony, 2) rozkaz dotrze zbyt późno.
Wojsko często wykazywało się niesubordynacją. Oczywiście, można powiedzieć, że nie była to jedynie domena średniowiecza, ale 600 lat temu panowało przekonanie, iż rycerz powinien dokonać wielu wspaniałych czynów, co automatycznie podniecało męstwo… i niebaczenie na wszystko, włącznie z rozkazami głównodowodzącego. Tak rodził się brak dyscypliny.
Podobnych niedogodności można by jeszcze wymieniać wiele, problemem pozostaje jak w okresie słabej komunikacji, problemów z dyscypliną itd. wyglądała bitwa?
Głęboko utrwalonym w powszechnej świadomości obrazem bitwy jest stosowanie szyku zwanego „en haye„ („w płot„). Wg tego rozwiązania pierwszy szereg szyku stanowili najciężej uzbrojeni żołnierze, drugi ich giermkowie, trzeci strzelcy, zaś czwarty był nieregularny, gdyż tworzono go wtedy, gdy rycerz z pierwszego szeregu przyprowadzał ze sobą trzeciego żołnierza. Gdy nadszedł rozkaz do ataku armia ruszyła truchtem i dopiero przy bliskiej odległości przyspieszała. W istocie, batalia przypominała szereg pojedynków, a rycerz miał walczyć z rycerzem, giermek z giermek itd. O wyniku tej walki decydowała osobista zręczność i siła. Poważnym ograniczeniem szyku ”w płot” było to, że wojsko tak ustawione zajmowało dużo miejsca i poważny problem zachodził wtedy, gdy pole bitwy nie było równiną56.
Wydaje się jednak, że sztuka wojenna średniowiecza stała na wyższym poziomie, zaś „en haye” nigdy nie był dominujący na polach bitew57. Wyrazem tego wyższego poziomu był szyk kolumnowo-klinowy.
Wg zasad tego szyku, na czele chorągwi stało kilka rzędów żołnierzy stanowiących owy klin58. W czasie Wielkiej Wojny rycerze tworzący klin to tzw. przedchorągiewni, występujący – jak sama nazwa wskazuje – w szeregach przed chorągwią bądź w tym samym szeregu co chorągiew. Co ważne, na czele oddziału postępowali tylko kopijnicy, co odrzucało koncepcję szyku „w płot„ dotyczącą stawania wystawionych za wystawiającym kopię. Można powiedzieć, że kopijnicy byli „warstwą zewnętrzną„ szyku, zaś strzelcy – ”wewnętrzną”, bowiem znajdowali się w środku chorągwi strzelając w kierunku nieprzyjaciela ponad głowami walczących towarzyszy. Można z pewnym prawdopodobieństwem założyć, że było to początkiem procesu oddzielania w wojsku polskim strzelców od kopijników, co później zaowocuje tworzeniem oddzielnych chorągwi strzeleckich i kopijniczych. Głębokość szyków powodowała ułatwienie uporządkowania oddziału po nieudanym uderzeniu. Sugestywny opis metody działania tego szyku podał A. Nadolski59.
Wg tegoż natarcie szło stępem bądź kłusem, a po dojściu na bliską odległość (po umówionym okrzyku) od nieprzyjaciela strzelcy rozpoczynają ostrzał, a kopijnicy przechodzą w cwał. Klin ułatwiał przełamanie frontu chorągwi nieprzyjacielskiej, jeśli jednak do tego nie doszło, dochodziło do walki wręcz za pomocą broni siecznej. Ważne jest utrzymanie zwartości szyku. W razie konieczności oddział może być zastąpiony przez jednostkę kolejnego rzutu, a gdy wyleczy rany, wypoczną konie itp. może zaatakować powtórnie.
Formacja kolumnowo-klinowa była w użyciu zarówno Polaków60 jak i Litwinów61 oraz Krzyżaków62.
Kampania 1409 roku
Od samego początku wojny, jeszcze, gdy Jagiełło nie wiedział o jej ogłoszeniu przez Zakon, polska dyplomacja działała na rzecz „usprawiedliwienia” Polski i Litwy w oczach Europy oraz zwrócenia uwagi na krzyżackie niegodziwości. W memoriale opatowskim z 10 sierpnia wskazywano, że oskarżanie Jagiełły i Witolda o zbyt małe przyczynianie się do nawracania Rusi są bezpodstawne, bo wystarczy spojrzeć na kościoły, które obydwaj wybudowali. Zakon oskarżano o zanadto zaborczą politykę i zbyt słabe działania chrystianizacyjne w Prusach i na Żmudzi. W podobnym tonie był utrzymany memoriał z 9 września63.
Wypowiedzenie wojny dotarło do rąk króla Jagiełły dopiero 14 sierpnia, a więc ponad tydzień od wysłania listu.
16 sierpnia wojska krzyżackie uderzyły na Polskę64. Nie było to jedno natarcie – było ich kilka65. Wszelkie środki krzyżackie zostały skierowane przeciwko Koronie.
Dobrzyń zaatakował sam von Jungingen, komturzy tucholski i człuchowski Krajnę (obszar na zachód od Bydgoszczy), wójt Nowej Marchii Arnold von Baden północno-zachodnią Wielkopolskę, komturzy Ostródy (Fryderyk von Zollern) i Brandenburga (Markward von Salzbach) – na ziemie księcia mazowieckiego Janusza.
Oddział mistrza zdobył i spalił Dobrzyń, Rypin oraz Lipno, później zajął Bobrowniki66. Upadek Złotoryi w dalszej kolejności pociągnął za sobą przejęcie całej ziemi dobrzyńskiej pod władzę Krzyżaków.
Komturzy poczynili ogromne szkody w Krajnie, po czym 28 sierpnia ruszyli na Bydgoszcz. Wówczas Krzyżakom przydały się prokrzyżackie postawy mieszczaństwa, które otworzyło przed armią Zakonu bramy, co spowodowało, że ta ważna forteca wpadła w ręce krzyżackie bez walki (często w literaturze spotyka się wspomnienie o fakcie uwolnienia z rąk polskich Henryka von Plauena). Zakon nosił się z zamiarem uderzenia na Nakło.
Von Baden zniszczył okolice Drezdenka i Wałcza, zdobył Mirosławiec (17 sierpnia) i Tuczno (18 sierpnia), a także gotował się do wyprawy jeszcze dalej w głąb Wielkopolski.
Von Zollern i von Salzbach poczynili podobne szkody na Mazowszu (nie ruszając jednak terytorium Ziemowita IV).
Najszybciej odpowiedziało samo Mazowsze. Syn Janusza, Bolesław spalił Działdowo i 14 okolicznych wsi.
Przed 4 września67 wielkopolskie pospolite ruszenie zaatakowało Nową Marchię i spaliło kilka wsi. Pod Wieleniem doszło do drobnej potyczki, w której Krzyżacy zdobyli dwie chorągwie i zadali Polakom duże straty.
S. M. Kuczyński uważa, że okres (trwający ok. miesiąca) zdecydowanej inicjatywy krzyżackiej był z góry zaplanowany przez króla, a samych jego słów, iż wojna go zaskoczyła, nie należy traktować poważnie. Świadczy o tym umacnianie twierdz przygranicznych na kilka dni przed początkiem wojny. Na tej podstawie formułuje wniosek, że Polacy chcieli wpuścić Krzyżaków na swoje terytorium, by nie było wątpliwości kto jest agresorem i dlatego opóźniali swoje kontruderzenie68. Prawdopodobniejsze jest jednak, że zebranie wojska z głębi kraju musiało potrwać nieco czasu, zwłaszcza ze względu na porę żniw69. Nie ma więc sensu doszukiwać się tutaj jakiegoś głębszego planu polskiego, bo i tak sam akt wypowiedzenia wojny przez Zakon wystarczał na potwierdzenie tezy, że to on, a nie Jagiełło, jest agresorem.
Zbierające się w Wolborzu wojsko na czele z Jagiełłą dotarło z Łęczycy (wymarsz 23 września) do Bydgoszczy 28 września rozpoczynając poważne kontruderzenie. Bydgoszcz śmiało można nazwać kluczem do Wielkopolski i Kujaw. Jej posiadanie przez Krzyżaków stwarzało dużą możliwość czynienia napadów na wyżej wymienione polskie ziemie.
Armię polską stanowili Małopolanie i Wielkopolanie70. W wojsku nie było Litwinów, którzy w tym roku (mimo rozkazów królewskich) nie mogli już przybyć, było za to 800 Mołdawian71.
6 października, po intensywnym ostrzale artyleryjskim i otoczeniu twierdzy, Bydgoszcz padła i wróciła w ręce polskie.
Jednocześnie prawdopodobniejsze stało się zawarcie rozejmu. Witold radził królowi, by zawarł rozejm do lata przyszłego roku72. Od końca września w wojsku polskim znajdowali się posłowie czescy. Ostatecznie po niełatwych rokowaniach73 8 października zawarto polsko-mazowiecko-krzyżacki (nie obejmował Litwy) obowiązujący do 24 czerwca 1410 r. (a więc tak jak zalecał to Witold), rozejm. Obydwie strony zgodziły się na mediację czeską w sprawie sporu w przyszłym roku (dokładniej 9 lutego).
Rozejm dawał zarówno Zakonowi jak i Polsce szansę na wzmocnienie sił i przygotowanie się do ostatecznego starcia, dlatego nie bardzo wierzono w możliwość zakończenia wojny dzięki pośrednictwu Wacława Luksemburczyka. Król zgodził się nań nie chcąc doprowadzić do powstania koalicji krzyżacko-luksemburskiej. Z drugiej strony Zakon obawiał się poważnego ataku litewskiego.
Rozejm
Do Czech wysłano ze strony sprzymierzeńców Jagiełły wysłano posłów polskich, litewskich i mazowieckich74.
Wyrok ogłoszono dopiero 15 lutego i wypadał całkowicie po myśli Zakonu – oddawał w jego ręce Żmudź i Drezdenko, zaś ziemia dobrzyńska miała być Koronie zwrócona dopiero wtedy, gdy Żmudź powróci w obręb ziem zakonnych. Dodatkowo, żadna ze stron nie mogła korzystać z pomocy „niewiernych”, ani pomagać im, a także każda ze stron otrzymała potwierdzenie praw nadawanych przez cesarza do posiadania poszczególnych ziem. Było jasne, że perfidne, pozornie kompromisowe, punkty traktatu dawały Zakonowi, wszystko czego chciał (było to zresztą wynikiem przekupienia Wacława Luksemburczyka75 [60 tys. zł], a więc wynik mediacji powinien być znany już od dawna). Na dodatek orzeczenie zostało odczytane w języku niemieckim, co posłużyło stronie polskiej jako pretekst do odrzucenia wyroku. Uzyskano pewność, że wojna jest nieunikniona (próba powtórzenia arbitrażu w maju okazała się nieudana).
Kontynuowano kampanię propagandową, dyplomatyczną, która rozpoczęła się jeszcze w 1409 r.
Zakonowi udało się zapewnić sobie zdecydowane poparcie na zachodzie Europy (wielkim sprzymierzeńcem zakonników były pieniądze, w czym znacznie przewyższali Koronę i Litwę). Oprócz oczywistego poparcia Luksemburgów (z Zygmuntem porozumiano się już w październiku 1410 r., ustalono, że najpóźniej na dzień przed wygaśnięciem zawieszenia broni dla „sprawy krzyżackiej” Zakon wypłaci Węgrom 300 tys. dukatów, a ci uderzą po zakończeniu rozejmu na Polskę), przyjaźnie wobec państwa krzyżackiego odnosił się król rzymski Ruprecht, niektórzy książęta śląscy oraz książęta szczecińscy (Świętobor II, książę szczeciński, Warcisław VIII, książę wołogoski i – chwiejny w swych sympatiach politycznych – Bogusław VIII, książę słupski76; Pomorze zawiązało tę poważną współpracę jeszcze przed zawieszeniem broni). Polaków i Litwinów przedstawiano jako podłych, bezwstydnych pogan, tylko na pokaz wyznających chrześcijan, a na dodatek kłamców i zdrajców w sprawie przynależności państwowej Żmudzi (owocem tego stanie się późniejszy pamflet autorstwa Jana Falkenberga).
Zakon próbował pobudzić przeciwników Witolda i Jagiełły wewnątrz Litwy. Robił tak głównie ze Świdrygiełłą, któremu obiecano pomóc (już 2 października 1409 r.!), jednak Witold wykrył spisek i uwięził krnąbrnego brata stryjecznego.
Wobec tego, wielki mistrz starał się maksymalnie wykorzystać siły inflanckie, jednak tamtejszy landmistrz Konrad von Vietinghoff nie był skory do zbyt szybkich walk, zawarł z Witoldem rozejm (26 maja; wygasał równo z polsko-krzyżackim zawieszeniem broni) i w rezultacie dopiero we wrześniu doszło do większej prusko-inflanckiej współpracy.
Sytuacja Korony była mocno utrudniona. Nowa Marchia, którą śmiało można nazwać jedynym korytarzem Krzyżaków z Rzeszy do Prus, otrzymała punkt oparcia w postaci Pomorza Zachodniego. Dodatkowo, niewiadoma była kwestia południowej i południowo-zachodniej granicy. Wprawdzie nie znano wszystkich postanowień (tajnych) Krzyżaków z Luksemburgami, ale postawa Wacława (dotąd przychylnego Polsce) pozwalała twierdzić, że Zygmunt tym bardziej zaostrzy swój kurs dyplomatyczny wobec Polski, mimo zawartego w 1397 r. rozejmu na 16 lat.
Dyplomacja Jagiełły nie pozostała jednak dłużna. Po dworach europejskich krążyły obrony Olgierdowicza, Kiejstutowicza, wszystkich Polaków i Litwinów, skargi na Krzyżaków77. Poselstwo polskie przybyło nawet na dwór angielski (gdzie nie odniosło zresztą poważniejszego sukcesu; więcej uzyskali tam Krzyżacy, bowiem król Henryk oświadczył, że gdyby nie wojna z Francją, chętnie pospieszyłby Zakonowi z pomocą). Działania dyplomacji miały znaczny udział w zahamowaniu (do pewnego stopnia) przybywania rycerzy zachodnioeuropejskich do Prus.
Próbowano zminimalizować skutki porozumień węgiersko-krzyżackich. W początkach kwietnia do Kieżmarku na zjazd z Zygmuntem z bogatymi darami przybył Witold78, który żądał od Węgier zapewnienia, że uszanują rozejm zawarty przed 13 laty. W trakcie rokowań Zygmunt zaoferował wielkiemu księciu koronę, co Witold odrzucił. Gdy było pewne, że negocjacje nic nie dadzą, w części miasta, w której przebywała delegacja jagiellońska i Witold, wybuchł pożar((Kuczyński, Wielka Wojna, s. 323 przypuszcza, że mógł być to zamach przygotowany przez Krzyżaków, choć Zygmunt o nim mógł wiedzieć.)). Polakom i Witoldowi udało się uciec. W Białej doścignął ich Luksemburczyk. Nie wznowiono rokowań, pożegnano się, a Witold opowiedział przebieg zdarzeń Jagielle79.
Nieoczekiwane zdarzenia nie przestały nawiedzać wielkiego kniazia i gdy z Polski, a potem z Brześcia, Witold jechał do Słonimia, Krzyżacy napadli i spalili pobliski Wołkowysk.
Również Litwini prowadzili przeciwko Zakonowi akcje zaczepne80.
Dzięki wschodnim wojnom Witolda (1406-1408) Litwa miała zapewniony spokój ze strony Rusi. Nic nie groziło także od strony Tatarów.
Zygmunt po zjeździe w Kieżmarku wyraził chęć bycia arbitrem w sporze polsko-krzyżackim i oficjalnie w tym celu wysłał do Malborka swoich posłów (Mikołaja Garę, Ścibora ze Ściborzyc i Krzysztofa Gersdorfa) – w rzeczywistości akcja ta służyła uzyskaniu kolejnych subsydiów od Krzyżaków, gdyż w sens kolejnej mediacji nikt już nie wierzył. Konieczność walki pociągnęła za sobą powstawanie planów u obydwu stron konfliktu.
Ciężko powiedzieć coś szerszego na temat krzyżackich planów militarnych. S. M. Kuczyński wnioskuje, na podstawie późniejszych poczynań armii von Jungingena, że Krzyżacy przyjęli taktykę całkowicie defensywną, chcąc tylko utrzymać swój stan posiadania i – być może – licząc na atak Zygmunta Luksemburczyka na Koronę od południa. Nie pozostaje wykluczone, że po pokonaniu armii Jagiełły, może skierowano by się na Litwę. Koncentracja całych sił zakonnych miała się odbyć pod Świeciem, jednak do czasu wznowienia działań zbrojnych nie podano czasu odbycia jej81.
Więcej wiadomo o planie polsko-litewskim. 30 listopada Jagiełło przybył do Brześcia, gdzie już czekał na niego Witold. To właśnie tam ustalono plan przyszłorocznej kampanii. Plan, oprócz Olgierdowicza i Kiejstutowicza, znał tylko Mikołaj Trąba82.
W Brześciu omawiano spraw głównie wojskowe, choć nie pozostawiono na boku także kwestii politycznych.
Nie ma sensu cytować tutaj obszernych dywagacji S. M. Kuczyńskiego na temat ponadtygodniowych obrad w Brześciu. Poprzestaniemy na stwierdzeniu, iż tzw. plan brzeski zakładał: ustalenie Prus jako głównego teatru działań, przejęcie inicjatywy i działanie zaczepne; celem marszu wojsk Jagiełły miał być Malbork (przy czym spodziewano się po drodze walnej bitwy, co należało wykorzystać do zniszczenia armii walnej nieprzyjaciela i tym samym zapewnienia sobie wolnej drogi do stolicy krzyżackiej); ustalał miejsce bazy operacyjnej (Płock), miejsce (Czerwińsk) i czas (30 czerwca) ostatecznej koncentracji wszystkich wojsk – miejsce koncentracji było zarazem miejscem przeprawy wojsk Jagiełły na prawy brzeg Wisły; zakładał dezorientację sił krzyżackich przez działanie za pomocą mniejszych oddziałów na różnych odcinkach granicy83.
Reasumując, Zakonowi udało się przekonać do siebie znaczną część Europy. Groźne dla Polski było zwłaszcza otoczenie jej od południa, zachodu i północy, jedynie wschód, gdzie znajdowała się Litwa (która – jak wspomniano wcześniej – była stosunkowo bezpieczna od napaści ze strony Inflant, księstw ruskich lub Tatarów), pozostawał bezpieczny. Jednakże to nie dyplomacja w gruncie rzeczy zadecydowała o wyniku wojny, a same działania zbrojne – i to właśnie dzięki działaniom zaczepnym unia polsko-litewska przeważyła szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Kampania 1410 roku
a) wyprawa grunwaldzka
Dużym problemem, którym zajmowali się praktycznie wszyscy historycy interesujący się Wielką Wojną, jest kwestia liczebności wojsk obydwu stron, które wzięły udział w walkach w lecie 1410 r.
Polskie wojska84 liczyły zapewne ok. 20 tys. jeźdźców. Brak w źródłach informacji o uczestnictwie polskiej piechoty (wprawdzie Kronika Konfliktu wspomina o uczestnictwie „pospolitego ludu” w szturmie na Dąbrówno, ale była to prawdopodobnie służba taborowa), która najprawdopodobniej dołączyła dopiero jesienią, tak więc można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że jej nie było. Armia koronna liczyła 51 chorągwi (lub 50 – nie do końca wyjaśniono sprawę chorągwi Zygmunta Korybutowicza nr 51).
Armia litewska85 obejmowała najprawdopodobniej ok. 10 tys. wojowników konnych, powiększoną przez 500-2000 Tatarów (liczba 300 podawana przez Długosza i zaakceptowana przez część historyków jest za niska i wiąże się z chęcią zatajenia udziału „niewiernych” w walce w 1410 r.). Brak podstaw do twierdzenia, że Litwini wzięli ze sobą piechotę – podobnie jak w przypadku Polaków, tak i w przypadku Wielkiego Księstwa źródła nie informują o udziale piechoty litewskiej w kampanii, a ze względu na dużą odległość najpierw z Litwy pod Czerwińsk, a później do Prus, sens zabierania ze sobą piechoty malał. Armia litewska liczyła 40 chorągwi.
Liczba oddziałów krzyżackich86 jest równie trudna do ustalenia. Charakteryzuje je duża rozbieżność poszczególnych szacunków (11 000-30 000)87). Nie negując poszczególnych poglądów (poza Kujotem, którego opcja jest stanowczo za niska) można stwierdzić, że bardzo prawdopodobna jest możliwość przyjęta przez A. Nadolskiego, który przyjął, że ze 13 tys. zobowiązanych do służby wojskowej w państwie zakonnym (z pominięciem Inflant, które w kampanii letniej nie uczestniczyły), 3 tys. było przeznaczonych na obronę twierdz. Dodatkowo część oddziałów musiało przebywać przy różnych punktach granic, a więc von Jungingen mógł mieć do osobistej dyspozycji jeszcze mniej żołnierzy. Do jego armii trzeba doliczyć jeszcze kilka tys. zaciężnych i gości, co sprowadza główną siłę Zakonu do liczby 15 tys. ludzi. Wśród zakonnej armii trzeba wyróżnić ok. 250 mnichów krzyżackich. Podobnież jak w przypadku nieprzyjaciela, Krzyżacy nie mieli ze sobą piechoty (źródła o tym nie informują)88. Armia krzyżacka liczyła 51 chorągwi.
Działania w czerwcu i lipcu 1410 r. obydwaj wodzowie (Jagiełło i mistrz) prowadzili wyłącznie za pomocą kawalerii (oczywiście, w każdym taborze znajdowała się czeladź, ale nie wlicza się jej w ogólny zakres siły wojska).
Ogółem armia polsko-litewska liczyła ok. 30 tys. jeźdźców, zaś armia krzyżacka (pod bezpośrednim dowództwem wielkiego mistrza) – 15 tys.
Przez długi czas historiografia nie mogła dojść do zgody w sporze dotyczącym tego, kto był faktycznym wodzem wyprawy (bo w to, że nominalnym był Jagiełło, nikt nie wątpił). Obecnie, wobec wyczerpującej argumentacji S. M. Kuczyńskiego nie ma wątpliwości, że faktycznym wodzem wojska polsko-litewskiego był król Władysław Jagiełło89.
Chcąc zdezorientować dowództwo krzyżackie co do kierunku głównego ataku swojej armii, Jagiełło wzdłuż granicy rozłożył kilka oddziałów:
- przy Nowej Marchii 2 tys. jazdy pod wodzą Macieja z Wąsoszy,
- 400 żołnierzy pod wodzą starosty inowrocławskiego Borowca broniły lewej strony Wisły przed ewentualnym wypadem Krzyżaków z komturstwa toruńskiego,
- oddział w Brześciu Kujawskim obserwował ruchy armii krzyżackiej w ziemi dobrzyńskiej.
Poza tym, podobne oddziały na własną rękę rozłożył książę Janusz.
Jagiełło nie zapomniał też o granicy węgierskiej – na południu rozkazał szlachcie sądeckiej, szczyrzyckiej i bieckiej (pod wodzą kasztelana lubelskiego, Jana ze Szczekocin) czujnie obserwować ruchy oddziałów węgierskich.
Także Witold rozkazał pozostawić pewne oddziały na południu Litwy, a także ubezpieczyć Żmudź.
Wyjeżdżając na wyprawę Jagiełło ustanowił swym namiestnikiem Mikołaja Kurowskiego. 24 czerwca w Wolborzu zebrały się oddziały małopolski. Tego samego dnia, o zachodzie słońca (a więc po upływie rozejmu), Polacy (pod wodzą Borowca) spalili kilka wiosek pod Toruniem (na własne oczy widział to von Jungingen wraz z posłami Zygmunta Luksemburczyka), a Litwini potwornie złupili wschodnie Prusy.
26 czerwca w Wolborzu, król uzgodnił z posłami węgierskimi przedłużenie rozejmu do zmierzchu 4 lipca.
29 czerwca, gdy wojsko polskie znajdowało się już w Kozłowie, Witold przysłał gońca z prośbą o przysłanie kilku chorągwi polskich dla osłony przeprawy wojsk litewsko-rusko-tatarskich przez Narew. Nazajutrz Jagiełło stał już pod Czerwińskiem, gdzie (dzięki mostowi pontonowemu90) rozpoczęto przeprawę na prawy brzeg Wisły. Do 2 lipca wszystkie – włącznie z siłami Witolda – wojska znajdowały się na prawym brzegu rzeki.
Z pewnością teza mówiąca, że Jagiełło przedłużył rozejm, by spokojnie połączyć i przeprawić swoje siły, jest prawdziwa. Dowodzi tego fakt, że później, mimo przeróżnych działań Zakonu (głównie rękami posłów węgierskich) , nie chciał znów przedłużać zawieszenia broni.
3 lipca wyruszono do Żochowa, 4 - do Jeżowa. W tym czasie doszło do słynnego napadu wojsk Jagiełły na ziemię zawkrzańską zastawioną przez Ziemowita IV Krzyżakom. Kuczyński uważa, że dokonali tego Litwini i Tatarzy z rozkazu króla91.
5 lipca do polsko-litewskiego obozu przybyli węgierscy posłowie. Prosili o podanie przez Jagiełłę warunków pokoju. Król odpowiedział, że pokój nastąpi wtedy, gdy Krzyżacy uznają litewskie panowanie na Żmudzi i zwrócą Koronie ziemię dobrzyńską. Warunki podano z czystej przyzwoitości – Władysław nie liczył się z możliwością pokoju na tym etapie. Kolejnym dowodem na to jest przetrzymywanie posłów w obozie, najprawdopodobniej w celu ukazania im potęgi swoich wojsk. Posłowie byli świadkami m.in. dzielenia wojska litewskiego na 40 chorągwi.
9 lipca armia jagiellońska weszła – rozwijając wszystkie chorągwie – do Prus. Tego dnia, Jagiełło ustanowił Zyndrama z Maszkowic oboźnym, a na swego zastępcę i pilnującego marszu – Zbigniewa z Brzezia. Witold musiał także ukarać śmiercią dwu Litwinów, którzy dopuścili się grabieży kościoła.
Nazajutrz wyruszono (bardzo możliwe, że tabor pozostawiono na miejscu, a w drogę ruszyło samo wojsko92) w kierunku Kurzętnika. Polskie straże przednie napotkały i pogoniły pachołków pilnujących koni. Polacy do swojego obozu wrócili z 50 końmi krzyżackimi jednocześnie poruszając się cwałem i wzniecając kurzawę, co wywołało nieco zamieszania wśród reszty wojska, ponieważ myślano, że Krzyżacy rozpoznali kierunek marszu armii Jagiełły i wyruszyli mu na spotkanie.
Mając pewne wiadomości o nieprzyjacielu, król – by usprawnić swój sposób dowodzenia – stworzył ośmioosobową radę wojenną, której członkami byli: Witold, Krystyn z Ostrowa, Jan z Tarnowa, Sędziwój z Ostroga, Mikołaj z Michałowa, Mikołaj Trąba, Zbigniew z Brzezia i Piotr Szafraniec.
Bezpośrednią przyczyną powołania rady była wątpliwość króla co do atakowania brodu pod Kurzętnikiem. Maszerowanie tą drogą oznaczało niechybną konfrontację z wojskiem zakonnym, które zapewne pragnęłoby stoczyć bitwę obronno-zaczepną. Z pewnością teren nie sprzyjał armii jagiellońskiej.
Brody nad Drwęcą wielki mistrz rozkazał umacniać już 2 lipca. 10 lipca wielki mistrz stacjonował z całą główną siłą Zakonu pod Kurzętnikiem.
Jagiełło potrzebował jednak pewniejszych wiadomości i wysłał do obozu krzyżackiego Piotra Korcborga, oficjalnie jego posła mającego zapytywać czy pokój jest jeszcze możliwy. Korcborg przywiózł od posłów węgierskich zapewnienie, że czynią i będą czynili wszystko, by w końcu doprowadzić to zaprzestania walk. Co istotniejsze, posłowie zapewniali, że przez najbliższą dobę wojsko zakonne nie będzie nękało armii Jagiełły i Witolda, co w zasadzie oznaczało zawarcie nowego rozejmu – tym razem całkiem koniecznego dla Polaków i Litwinów. Co najważniejsze, opinia Korcborga na temat umocnień kurzętnickich była bardzo wysoka i tylko utwierdziło to monarchę i radców w przekonaniu, że forsowanie Drwęcy w tym miejscu jest bezsensowne.
W związku z tym rozpoczęto poszukiwania innej drogi – rozpatrywano dwa wyjścia: 1) trzymanie się Drwęcy i przerzucenie mostów przy najbliższej dobrej okazji, 2) wycofanie się i przekroczenie rzeki u jej źródeł. Król wybrał drugie wyjście i rano 11 lipca rozpoczęto zwrot na wschód. Tego samego dnia, po przemaszerowaniu 42 km, armia polsko-litewska stanęła w Wysokiej pod Działdowem.
Tamże zatrzymano się na dwa dni. Wówczas do króla dotarł poseł węgierski Frycz z Reptki z wypowiedzeniem wojny (mocno spóźnionym, patrząc na krzyżacko-węgierskie umowy). Poseł potajemnie zapewnił, że Jagiełło nie musi obawiać się niczego poważnego ze strony Węgier, gdyż akt wypowiedzenia ma posłużyć jedynie zamknięcia Krzyżakom furtki do późniejszych pretensji względem Węgier o niewypełnianie zawartych umów93. By morale wojska pozostało nienaruszone, Władysław zakazał podawać fakt wojny z Węgrami do wiadomości publicznej.
13 lipca ruszono na Dąbrówno, twierdzę o silnej załodze, w dużej mierze zagradzającej dalszą drogę na północ, ku Malborkowi. Miasto zdobyto po uprzednim sprowokowaniu walki przez mieszkańców. Większość ludności zginęła w boju94.
W ten sam dzień oddział Polaków pod wodzą Macieja z Wąsoszy napadł Pomorze i starł się wojskami Michała Kuchmeistra, wójta Nowej Marchii. Wg Długosza początkowo Polacy dotrzymywali nieprzyjacielowi pola, ale wraz z ucieczką swego dowódcy armia polska poszła w rozsypkę95. Mimo klęski, można powiedzieć, że napad wykonał swoje zadanie, ponieważ dowództwo krzyżackie nadal nie mogło być pewne, czy Jagiełło nie wprowadzi do Prus kolejnych oddziałów.
15 lipca, po przemaszerowaniu 15 km, armia polsko-litewska osiągnęła południowy skraj jeziora Łubień.
Miejsce, do którego wojsko dotarła, miało stać się polem bitwy grunwaldzkiej. Widoczność była utrudniona, zwłaszcza na zachód, ze względu na duże pofałdowania terenu, częściowo porośniętych lasem.
Gdy król chciał wysłuchać mszy, do obozu zaczęli nadjeżdżać kolejni zwiadowcy z wiadomościami o nadchodzącym wojsku von Jungingena (wojska krzyżackie 13 lipca stanęły w Lubawie, tam otrzymały wiadomość o utracie Dąbrówna, ale prawdopodobnie nie wcześniej niż 14 lipca; biorąc pod uwagę długość przygotowań do wymarszu ciągnięcie za sobą taboru ze sporą artylerią, a także ok. 35-kilometrową w linii prostej odległość dzielącą Lubawę od Stębarku [miejscowość niedaleko Grunwaldu] Krzyżacy na pola grunwaldzkie mogli dotrzeć najpóźniej w godzinach porannych 15 lipca96). Jak wiadomo, Krzyżacy nadeszli od strony Stębarku, a wojska Jagiełły – od Ulnowa.
Część południowo-wschodnia obszaru, na którym zetknęły się obydwie armie, obfitowała w liczne doliny i pagórki. Wręcz odwrotnie było na północnym zachodzie, gdzie teren był stosunkowo równy. Środkiem pól grunwaldzkich biegła tzw. Dolina Wielkiego Strumienia. W sąsiedztwie obszaru znajdowała się rzeka Marózka i Jezioro Łubień97.
Wobec przybycia Krzyżaków król zachował niezmącony spokój. Wysłuchał dwu mszy, po czym podał wojsku zawołania bojowe (Kraków! i Wilno!), nakazał nałożyć na zbroje słomiane powrósła (w trakcie walki, ze względu na duże podobieństwa w uzbrojeniu Polaków i Zakonu mogło dojść do przeróżnych pomyłek; zresztą, w trakcie bitwy i tak taki przypadek miał miejsce) i rozpoczął ceremonię pasowana licznych rycerzy.
W międzyczasie gdy obydwa wojska zajmowały wyznaczone stanowiska98 do Jagiełły przybyło dwóch posłów noszących barwy Zygmunta Luksemburczyka i Kazimierza szczecińskiego. Heroldowie przekazali Jagielle dwa miecze i wezwanie do bitwy. Zapewnili także, że jeśli Polakom, Litwinom i sojusznikom brakuje miejsca do bitwy, bowiem kryją się w lasach, wielki mistrz chętnie się cofnie. Odpowiedź króla jest powszechnie znana, bowiem powiedział on, że uzbrojenia ma pod dostatkiem. Po odejściu posłów, Krzyżacy zapewne wycofali z Doliny Wielkiego Strumienia harcowników, co można potraktować jako „ustąpienie pola”.
Powody wysłania tego poselstwa są jasne – wielki mistrz chciał sprowokować Jagiełłę do uderzenia (choć ostatecznie się to nie do końca udało, bo król zaatakował wtedy, gdy uznał, że nastał odpowiedni moment). Krzyżacy nie mogli sami nacierać na Polaków i Litwinów – w dużej części ukrytych w lasach. Niekiedy w literaturze spotyka się także pogląd, że von Jungingen chciał wykorzystać przeciwko wrogiemu natarciu tzw. „wilcze doły„99. Nie ma jednak podstaw do przyjmowania za pewnik obecności tychże dołów na polu bitwy. Po pierwsze, wojsko zakonne nie miało czasu na ich wykonanie, ze względu na późne przybycie. Po drugie, oprócz XVI-wiecznej kroniki Bychowca, nie informują o tym żadne źródła, włącznie z Kroniką Konfliktu, Długoszem i kontynuacją Posilge.
Wcześniej, przy taborze pozostawiono ludzi nieprzydatnych w walce, a także ustalono, że król nie będzie uczestniczył w boju i stanie na jednym ze wzgórz w otoczeniu 60 kopii.
W końcu, około południa Władysław rozkazał uderzyć jeździe litewsko-ruskiej (i Tatarom) ustawionym na prawym skrzydle (dwukrotna salwa oddana w ich kierunku z krzyżackich dział była całkowicie nieskuteczna). Polacy odśpiewali pieśń „Bogurodzica” i po pewnym czasie do boju ruszyli także i oni (być może, późne wystąpienie lewego skrzydła złożonego z armii polskiej było spowodowane niegotowością królewskich szeregów do walki).
Po godzinie walki Litwini „podali tył” i – mimo próśb i gróźb Witolda – rozpoczęli paniczny (nie wiadomo do końca czy zamierzony) odwrót, który jednak na dłuższą metę doprowadził do rozbijania przynajmniej części (rozbitego na wiele grupek) lewego skrzydła Krzyżaków (oczywiście, w późniejszych fazach bitwy, dzięki działaniom oddziałów ukrytych w zaroślach, lasach itp.). Tylko trzy chorągwie smoleńskie (z czego jedną rozbito niemal doszczętnie) prowadzone przez kniazia Lingwena przedarły się przez szyki krzyżackie w kierunku chorągwi polskich i tak kontynuowały walkę.
Mimo pewnego przygnębienia, spotęgowanego na pewno przez odśpiewanie przez wojska zakonne triumfalnego „Christ ist erstanden”, Polacy nadal walczyli – mając za sobą świeże rezerwy. Determinacja Krzyżaków sięgnęła zenitu, gdy upadła (co nie znaczy, ze wpadła w ich ręce) wielka chorągiew Królestwa dotąd trzymana przez Marcina z Wrocimowic. Jednakże sytuacja została opanowana i chorągiew ponownie podniesiono.
Odtąd szala zwycięstwa sukcesywnie zaczęła przechylać się na stronę polską. Wielki mistrz zauważył to i postanowił rozstrzygnąć sytuację za pomocą uderzenia odwodu (złożonego z 16 chorągwi – niekoniecznie świeżych i dotychczas nieuczestniczących w walce, mocno wątpliwe, czy w. mistrz chciałby przez tak długi czas w boju używać wyłącznie ok. 1/3 swoich sił). Mający zaatakować prawą flankę wojsk Królestwa odwód, przejechał obok wzgórza, na którym stał król wraz ze swoją eskortą. Bojąc się o życie władcy, sekretarz królewski Zbigniew Oleśnicki skoczył do chorągwi „gończej” z prośbą, by osłonili władcę. Żołnierze odmówili, argumentując, że cofnięcie się tylko przyciągnie uwagę Zakonu i jeszcze bardziej zagrozi królowi.
Nagle spośród żołnierzy wchodzących w skład 16 chorągwi, wyłonił się rycerz niemiecki Dypold von Kokeritz mierzący kopią w króla. Król mimo próśb otoczenia stawił czoło Niemcowi i ciężko ranił go w twarz. W pojedynek włączył się Oleśnicki, zwalił von Kokeritza na ziemię, a następnie dobił go. W późniejszych latach potrzebował specjalnej dyspensy papieskiej, by móc kontynuować swoją kościelną karierę.
Element zaskoczenia nie został przez mistrza osiągnięty. Chorągwie polskie zdołały zmienić front i mimo początkowego zakłopotania (Krzyżacy szeroko używali bałtyjskich sulic i zrazu pomylono ich z Litwinami; dopiero, gdy Dobiesław z Oleśnicy samotnie starł się z dowódcą krzyżackim – zapewne w. mistrzem – pomyłka została wyjaśniona100) zdołały rozbić oddziały krzyżackie (w czym dopomogły chowane do końca rezerwy). Na właściwe pole bitwy powróciły także oddziały Witolda.
Ostatnim etapem bitwy było zdobycie krzyżackiego obozu, twardo bronionego. Jednakże otoczony zewsząd obóz nie miał żadnych szans wobec zaciętości wojska jagiellońskiego i on także padł pod natarciem Korony i Litwy.
Pościg prowadzono jeszcze kilka godzin po zachodzie słońca (który 15 lipca ma miejsce przed godziną 20).
Ostatnią kwestią związaną z grunwaldzkim bojem jest sprawa strat. Zacznijmy od wojsk polskich. Wg Długosza w bitwie padło tylko 12 znaczniejszych rycerzy101. Pozostawała jeszcze wysokość strat wśród „mniej znaczących” żołnierzy. Najprawdopodobniej nie przekroczyły one 1 tys. osób, bowiem przez większość czasu bój miał charakter kawaleryjski, a trudno o nazbyt wysokie straty we właściwej walce. Sytuacja się zmieniła dopiero wtedy, gdy nastał pościg i zdobycie obozu zakonnego, ale ścigający nigdy nie ponosi strat w pościgu, a w pobliżu obozu faktycznie znalazło się najwięcej trupów – tyle, że prawdopodobnie z przewagą krzyżackich żołnierzy.
Niekiedy sądzi się, że wysokość strat Litwinów równała się 50% ich stanu liczebnego. Być może liczba ta odnosi się do strat w trakcie całej kampanii 1410 roku. Biorąc pod uwagę, że jazda litewska brała udział w bitwie od samego początku, z pewnością poniosła pewne straty w trakcie ucieczki i w końcu powróciła do walki, można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że straty litewskie były bądź co bądź wyższe od polskich.
Najtrudniej określić wysokość strat wojska Ulricha von Jungingena. Pewne jest, że padła cała starszyzna (na czele z w. mistrzem), poza wielkim szpitalnikiem Wernerem von Thettingenem (który najpierw uciekł do Elbląga, skąd wygnali go zbuntowani mieszczanie; potem ruszył do Malborka, gdzie bez szemrania podporządkował się Henrykowi von Plauenowi). Razem poległo 203 mnichów krzyżackich spośród 250 uczestniczących w bitwie. Wśród jeńców znaleźli się m.in. Kazimierz szczeciński i Konrad Biały oleśnicki.
Liczba poległych i jeńców krzyżackich jest często uzależniana od liczby całego wojska krzyżackiego. Przykładem tego jest list Henryka von Plauena do papieża, w którym następca von Jungingena na stanowisku wielkiego mistrza, pisze, że pod Grunwaldem poległo 18 tys. chrześcijan. Liczba ta jest nie do przyjęcia dla tych badaczy, którzy ustalają liczbę wojska krzyżackiego na 15 tys. ludzi. S. M. Kuczyński zinterpretował to jako liczbę odnoszącą się do wojsk krzyżackich – tyle, że oprócz żołnierzy wlicza w ten zakres także pachołków. Do 18 tys. poległych doliczano 14 tys. jeńców102. Wliczanie pachołków w ogół walczących i poległych kłóci się jednak z zasadami szacowania strat, bo czeladzi nigdy nie dołącza się do ogólnych strat wojska.
W bitwie padło ok. 80% mnichów. Gdyby podobne proporcje zastosować do całości wojska von Jungingena otrzymalibyśmy wynik 12 tys. poległych. Dane takie wydają się być zawyżone, zwłaszcza jeśli spojrzy się na wyniki innych, poszczególnych, niezwykle krwawych bitew średniowiecznych103. Ustalona przez A. Nadolskiego wysokość poległych (8 tys.) to ponad 50% stanu wyjściowego, odpowiadającego „standardowi” ówczesnych najkrwawszych pól bitew. Pozostałe ok. 25%, a więc prawie 4 tys. żołnierzy to jeńcy i takie dane są prawdopodobnie najbliższe prawdy.
Wojska Jagiełły zdobyły także wszystkie (51) chorągwie krzyżackie.
b) Malbork
O fakcie zwycięstwa niezwłocznie powiadomiono najważniejsze osoby pozostałe w Polsce m.in. królową i arcybiskupa. Wywołało to falę ogromnej radości nie tylko w Koronie, ale również w Malborku, gdzie świętowali Polacy z orszaku Ścibora ze Ściborzyc (też zresztą Polaka), który nakazał, by z wiktorii cieszono się po cichu, aby w Malborku nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, co jest zupełnie zrozumiałe, bowiem cała krzyżacka stolica wpadła w panikę i w zasadzie nikt nie wiedział co zrobić (o czym Jagiełłę powiadomił Jan Kropidło).
W uznaniu wielkości zwycięstwa Jagiełły uklęknęło przed nim całe wojsko mazowieckie na czele z księciem Januszem.
Na zachodzie reakcje monarchów na jagiellońskie zwycięstwo były w większości negatywne, choć nikt (poza Zygmuntem Luksemburczykiem, który napadł na ziemię sądecką) nie wyszedł poza dyplomatyczną krytykę i ewentualne wsparcie finansowe. Pomimo tego, Grunwald był wielkim krokiem ku znacznej poprawie obrazu Polaków i Litwinów na zachodzi, czego szczytem będzie sobór w Konstancji (1414-1418). Całkiem szeroko pisano także o bitwie i całej wojnie w ruskich latopisach104.
Kolejnym problemem było: co robić dalej? Rozmiary zwycięstwa były ogromne. Za jednym razem zlikwidowano zdecydowaną większość armii polowej Zakonu, jego starszyznę, zdezorganizowano państwo krzyżackie. Rokowania w sprawie pokoju było niemożliwe, bo o ile można je było nadal prowadzić z posłami węgierskimi, to nie miał kto reprezentować strony krzyżackiej po prostu dlatego, że starszyzna padła w bitwie, a Thettingen nie myślał o wprowadzeniu porządku w Zakonie. Pozostawało działać zgodnie z planem brzeskim – maszerować na Malbork.
Początkowo król ustalił wraz z radą odpoczynek do 19 lipca. Król uznał, że to zbyt długo i ostatecznie przeforsował wymarsz 17 lipca. Już od czasów Długosza pojawił się zarzut, iż królewski marsz był zbyt powolny105. Jest jednak kilka okoliczności, które pozwalają zrozumieć takie, a nie inne, działanie Władysława i Witolda.
Po pierwsze, jak wiadomo, zdobycie Malborka uniemożliwił komtur Świecia Henryk von Plauen, który pojawił się w stolicy już 18 lipca106. Biorąc pod uwagę dużo mniejszą odległość jaką do przemaszerowania miał von Plauen nie było szansy na wyprzedzenie go, zwłaszcza, że armia Jagiełły była zmęczona wielogodzinną bitwą. Można mówić dopiero o zmniejszeniu czasu na przygotowania stolicy do obrony.
Po drugie, opór rady wojennej mógł brać się stąd, że wojsko jeszcze nie wypoczęło i nie wyleczyło ran, co osłabiało tempo marszu.
Po trzecie, istniała konieczność obsadzania kolejnych twierdz pruskich (w dniach 17-24 lipca wojska Jagiełły przechodziły przez takie miejscowości jak m.in. Olsztynek – Ostróda – Morąg – Dzierzgoń, do tego trzeba dodać także twierdze niebędące na szlaku marszowym armii króla i wielkiego księcia, a poddające się im) i pustoszenia terenu niepoddanego sobie, co dodatkowo zabierało czas.
Po czwarte, wojsko nigdzie nie natrafiło na jakikolwiek opór, a tym bardziej oddziałów polowych, co utwierdzało armię w przekonaniu, że wojna jest praktycznie wygrana i nie należy się spieszyć (co nie usprawiedliwia polsko-litewskiego dowództwa).
Z czasem pojawiła się opinia, że król nie chciał zdobyć Malborka, bo całkowite zwycięstwo zagrażało unii107. Można dodać, że osiągnięcie całkowitego zwycięstwa, tj. likwidacji państwa krzyżackiego, było – mimo zaistniałej sytuacji militarnej – trudne, bo za granicą Zakon posiadał liczne baliwaty, mające nadal poparcie chrześcijańskiej Europy. Wobec wspomnianych wyżej okoliczności, opinia mówiąca o niechęci do zdobywania Malborka jest mało przekonująca.
W trakcie marszu, w przeciągu ponad tygodnia, większość Prus poddało się królowi. Do grona wasali króla dołączyli także biskupi: pomezański, sambijski, chełmiński i warmiński (niektórzy spośród nich złożyli hołd Władysławowi Jagielle już w czasie oblężenia Malborka). W rękach krzyżackich pozostały tylko: zamek świecki, zamek gdański, Człuchów, Radzyń, Królewiec, Bałga, Brandenburg i Ragneta. Zdobyte ziemie król nadawał swoim rycerzom (także Witoldowi i Januszowi mazowieckiemu), miasta obdarowywał przywilejami etc.
Tymczasem von Plauen przygotował Malbork do obrony. Zebrał jak najwięcej żywności i robił wszystko, by zwiększyć liczbę załogi108. Twierdza malborska była imponującą fortecą, złożoną z przedzamcza (Zamku Niskiego), Zamku Środkowego, Zamku Wysokiego, otoczoną wysokimi murami (23 m wysokości, 2,5 m grubości) z licznymi basztami, szeroko uznawaną za ośrodek nie do zdobycia109.
Już od ok. 22 lipca pod Malborkiem pojawiły się pierwsze oddziały jagiellońskie110. Cała armia będąca pod bezpośrednim dowództwem króla przybyła 25 lipca i od razu rozpoczęły się walki. Dzień później odniesiono pewne sukcesy111. W nocy z 26 na 27 lipca rozpoczęto ostrzeliwanie zamku. Przy okazji niekiedy powracano do rokowań pokojowych (jednocześnie Krzyżacy nie ustawali w prowadzeniu akcji dyplomatycznej i werbunkowej mającej na celu wprowadzenie do Prus odsieczy dla upadającego Zakonu, w czym szczególne zasługi miał Jerzy von Wirsberg).
Armia polsko-litewska uznała, że ciągłe szturmowanie (choć bezpośrednie ataki przeprowadzano tylko kilkoma chorągwiami, co było zaledwie ułamkiem sił „antychrześcijańskiego” wojska) nie ma sensu i przeszła do metodycznego przełamywania oporu twierdzy. Oblegani próbowali odpowiedzieć wycieczkami, które nie zawsze kończyły się ich sukcesem.
Armia Jagiełły i Witolda nie miała predyspozycji do zdobywania tak potężnych twierdz. Nie umiała dokładnie poprowadzić skutecznego ostrzału. Nie otoczono szczelnie obleganych, co ułatwiło im organizowanie pomocy poza Prusami. Niektórzy historycy twierdzą, że zdobycie krzyżackiej stolicy było jak najbardziej możliwe, bo wojsko polsko-litewskie osiągnęło pod tym względem wymaganą sprawność, czego przykładem są oblężenia Bydgoszczy, Dąbrówna, czy (później) Radzynia112. Są to jednak porównania całkowicie nietrafione, bo żadne z tych twierdz nie umywały się rozmiarami, a przede wszystkim chęcią przetrwania oblężonych do Malborka. Dodatkowym utrudnieniem było rozsianie oddziałów po zdobytych twierdzach pruskich i niemożność wykorzystania całej siły przeciw Malborkowi.
Powolne tempo posuwania się oblężenia Malborka spowodowało reakcje innych sił. 7 sierpnia król Władysław został powiadomiony, że Zakon Inflancki przygotowuje się do ataku na Prusy, by rozpocząć odzyskiwanie straconych terenów.
Oddziały inflanckie przybyły w liczbie dokładnie nieznanej113. Pewne jest, że była to część sił Kawalerów Mieczowych. Król naprzeciw im wysłał 12 chorągwi pod dowództwem Witolda. Prowadzący wojsko inflanckie marszałek von Hevelmann dotarł 8 września nad Pasłękę, gdzie spotkał się z chorągwiami Witolda. Tam, zamiast do boju, doszło do negocjacji przede wszystkim w sprawie nowego rozejmu. Inflantczycy uzyskali rozejm w dniach 9-22 września z pominięciem Zakonu Pruskiego, ale także 8 września von Hevelmann powiadomił von Plauena o wyniku rokowań, a niedługo potem sam przybył do Malborka, gdzie prawdopodobnie zapewniał o pomocy inflanckiej gałęzi Krzyżaków. To tylko doprowadziło do zwiększenia pewności siebie u załogi i w zasadzie przesądziło los oblężenia. Witold nie był jednak zdrajcą Jagiełły. O tym, że był wydelegowany do negocjacji, a nie walki, świadczy fakt, że śmiało mógł stoczyć z nimi walkę (miał znaczną przewagę liczebną), a także to, że brak w źródłach echa ewentualnego konfliktu między królem a wielkim księciem. Obydwaj obawiali się inflanckiego ataku na Wielkie Księstwo Litewskie, co znacznie skomplikowałoby sytuację.
Zbliżała się pora jesiennych deszczy, które mogły mocno utrudnić działania polsko-litewskiej armii. Dodatkowo, polskim posiadaczom ziemskim (i zapewne Litwinom także) spieszyło się do swoich pól uprawnych (żniwa). Niewiadoma była sprawa odsieczy dla Malborka, ani stopnia zagrożenia Korony i Litwy atakami nieprzyjaciół (odpowiednio: Węgier i Inflant). Brakowało pieniędzy dla zaciężnych. To wszystko spowodowało, że ostatecznie powzięto decyzję o zwinięciu oblężenia (jedynie Mikołaj Trąba był temu przeciwny)114. Jedynie żywności dla żołnierzy i paszy dla koni było pod dostatkiem, ale to nie przesądziło pozostania pod Malborkiem.
Jako pierwsze wycofały się, chorujące na biegunkę, wojska Witolda osłaniane przez 6 chorągwi polskich. Za nimi odeszły oddziały mazowieckie (Janusza i chorągwie przysłane przez Ziemowita – ten drugi nie uczestniczył osobiście w wyprawie). Dzień później spod Malborka do kraju wyruszyli Polacy (choć tabory zaczęły odchodzić już 16 września).
Okres polsko-litewskiej całkowitej przewagi strategicznej w wojnie został ostatecznie zakończony. Stracono przewagę strategiczną, co nie oznacza, że stracono absolutnie wszystko co uzyskano w toku wyprawy grunwaldzkiej.
c) Kampania jesienna
W dniu odwrotu Polacy obsadzili Sztum i przybyli do Kwidzynia, gdzie zostali mile przyjęci przez biskupa pomezańskiego, Jana Rymana. Marsz został wznowiony 21 września. Wówczas armia polska dotarła do Radzynia. Miasto pozostawało w rękach polskich, jednak zamek wciąż (od lipca) się bronił. Król zapowiedział szturm na następny dzień, jednak szturm przeprowadzono już w ten sam dzień (wzmianka Długosza mówiąca o szturmie rycerstwa na własną rękę jest mocno wątpliwa). Nową załogą Radzynia stali się Polacy i Czesi pod dowództwem Jana Sokoła.
Witold Mikołajczak zarzucił Władysławowi Jagielle, że nie obsadził dokładnie ziemi chełmińskiej – jeżeli nie było możliwości obsadzenia całej linii Wisły115. Nie można jednak całkowicie zaakceptować tego twierdzenia. Z pewnością niewielkie stany załóg lub niewielka ich ilość była błędem, pozostaje tylko pytanie, czy król miał kim obsadzić okolice Chełmna? Przykład Radzynia może świadczyć, że tak, a także pewną liczbę wojska musiał ze sobą prowadzić spod Malborka. Jest jednak druga strona medalu – żołnierze pospolitego ruszenia nie służyli zwykle przez tak wiele tygodni. Pozostaje jeszcze aspekt ok. 60-tysięcznej ludności ziemi chełmińskiej, której połowę stanowili Polacy. Nie wiadomo ilu ludzi z nich stanowiło załogi miast. Nie można nie wspomnieć o 12 chorągwiach chełmińskich wystawionych pod Grunwald, co znacznie osłabiło przyszłe zdolności mobilizacyjne tego regionu.
24 września armia doszła do Gołubia i Cziechocina. 25 września była już w Przypuście, gdzie czekano na ustawienie na Wiśle mostu, którego użyto pod Czerwieńskiem. Król zdecydował oderwać się od armii i 27 września stanął w Raciążu i od tego czasu nie opuszczał północnej Korony aż do końca działań zbrojnych.
Tymczasem sytuacja w Prusach przyjęła niepomyślny dla unii polsko-litewskiej obrót. Gdy ostatecznie upewniono się, że polowa armia Jagiełły nie zamierza prowadzić dalszych (przynajmniej w czasie najbliższych kilku dni) działań zaczepnych, Krzyżacy rozpoczęli kontrofensywę. Już 24 września Polacy stracili Działdowo. W krótkim czasie w rękach polskich pozostały tylko m.in. Toruń, Radzyń, Brodnica, Nieszawa i Gdańsk. Utracono je w całkiem podobnym czasie i stylu, jak je zdobyto. Na tej podstawie można przyjąć, że najważniejszym czynnikiem jaki utrzymywał większość ziem krzyżackich przy Jagielle była obecność jego armii na tamtym obszarze, zwłaszcza dlatego, że obecność armii polsko-litewskiej w Prusach uniemożliwiała prowadzenie działań przez Krzyżaków. Co oczywiste, nie bez znaczenia pozostawała niewielka liczebność polskich załóg i słaby stopień zaopatrzenia ich.
Najpóźniej od 1 października król wiedział o poddaniu się miasta Tucholi. Zdobycie zamku dawałoby Krzyżakom dobrą okazję do napadu na ziemie koronne. Dowodzący obroną Tucholi, Janusz Brzozogłowy, zapewne spodziewał się właśnie takiego kierunku natarcia armii zakonnej. Zaniepokojony tymi wieściami Władysław Jagiełło rozkazał umocnić Koronowo.
Ogółem pod Koronowem zgromadzono 2 tys. jazdy i piechoty pod dowództwem Sędziwoja z Ostroroga i Piotra Niedźwieckiego (nie wiadomo czy pod Koronowo przybył osobiście Dobrogost z Szamotuł116). Przeciw nim 10 października wystąpiło 4 tys. wojsk krzyżackich pod dowództwem Michała Kuchmeistra. Aby upewnić się w sile nieprzyjaciela Polacy wysłali na zwiady Tomasza Szeligę i Mikołaja Dębickiego, którzy wpadli w ręce krzyżackie, jednak w trakcie przesłuchania zeznali, że polskie oddziały pod Koronowem składają się ze zbieraniny, której wartość bojowa pozostawia wiele do życzenia, co było nieprawdą117. Kuchmeister uwierzył jeńcom i ruszył pod Koronowo, ale na widok przygotowanego do walki rycerstwa, rozpoczęli (mimo dwukrotnej przewagi) odwrót. Wówczas niejacy „sagittarii ex regio„118, a za nimi całe wojsko polskie, ruszyło w pościg i zaczęło ostrzał. W ten sposób walczono na przestrzeni całej mili (ok. 7 km)119.
W okolicach Łącka, na jednym ze wzgórz, Krzyżacy przygotowali do boju silne oddziały120, w porę dostrzeżone przez Polaków, co spowodowało ominięcie niedogodnej pozycji i wkroczenie na „mniej stromą i przystępniejszą część wzgórza„121.
Najpierw doszło do starcia harcowników: Jana Szczyckiego i Ślązaka Konrada Niempcza, w których górą okazał się Polak. Później obydwa wojska natarły na siebie. Nie mogąc wyłonić zwycięzcy, wojska dwukrotnie przerywały walkę. W trakcie przerw opatrywano rannych, słano sobie różne podarunki, a nawet rozmawiano o swoich czynach.
Dopiero w trzecim starciu Jan Naszan z Ostrowic zdobył nieprzyjacielską chorągiew, co wywołało panikę w krzyżackich szeregach. Polacy ruszyli w pościg za wrogiem przypieczętowując swoje zwycięstwo i biorąc licznych jeńców (m.in. samego Kuchmeistra). Jagiełło wykorzystał jeńców w celu politycznym - 12 października wojsko wraz z jeńcami przybyło do Bydgoszczy, 15 października wkroczyło do Inowrocławia, gdzie przebywał władca, który rozkazał uraczyć pokonanych hojną wieczerzą, a także opatrzyć rannych. Sam osobiście postanowił z nimi rozmawiać, wykładając im polsko-litewskie racje. Dzień później wszystkich (z wyjątkiem Kuchmeistra) wypuszczono.
Znaczenie batalii koronowskiej jest nie do podważenia. Przede wszystkim uchroniła Koronę od odwetowego najazdu Kuchmeistra na ziemie polskie. W dalszej kolejności poprawiła opinię Polski, dzięki potraktowaniu jeńców.
Ruszając pod Koronowo, Krzyżacy pozostawili pewne oddziały pod Tucholą. Na wieść o sromotnej klęsce, wojsko oblegające Tucholę 11 października postanowiło użyć podstępu, póki Brzozogłowy nie wiedział jeszcze o wiktorii, co z pewnością wzmogłoby opór Tucholi, a Jagiełło nie przygotowywał odsieczy. Mianowicie, wysłali do załogi kilkunastu żołnierzy umiejących dobrze mówić po polsku, na czele z niejakim Nawirem, który miał udawać Mikołaja Powałę z Taczowa używając jego pątlika, który został przezeń utracony pod Koronowem.
Dowódca polskiej załogi dał wiarę wieściom o polskiej klęsce i wydał nieprzyjacielowi zamek z możliwością wyjścia załogi z twierdzy. Załoga tucholska dotarła do Inowrocławia, gdzie dowiedziała się o prawdziwym wyniku bitwy stoczonej 10 października, a sam Brzozogłowy nie mógł darować sobie tego, że tak łatwo dał się podejść Krzyżakom122.
Von Plauen nie ustawał w swych wysiłkach zmierzających ku przeniesieniu działań zbrojnych do Polski. Rozpoczął gromadzenie przeznaczonych do tego oddziałów pod Tucholą. Powiadomiony o tym król Władysław „powołał do broni rycerstwo ziem wielkopolskiej, wieluńskiej, poznańskiej, łęczyckiej, kujawskiej, sieradzkiej i dobrzyńskiej„123, które stanęło w Bydgoszczy. Stamtąd, 28 października, wyprawił pod Tucholę 12 chorągwi124 (bez taborów, co znacznie zwiększyło mobilność oddziału) pod dowództwem Piotra Szafrańca, które poczyniły duże szkody na krzyżackim terytorium.
Szafraniec zdecydował sprowokować wroga do wyjścia z zamku tucholskiego. W tym celu wysłał pod twierdzę oddział 600 procarzy („balistarii”), którzy plądrując wszystko dookoła, wykonali swoje zadanie i skłonili wojsko krzyżackie do zaatakowania ich. 600 Polaków rozpoczęło zamierzoną ucieczkę i wówczas z ukrycia wystąpiła. Krzyżacy bez walki rzucili się do ucieczki. Szafraniec początkowo zabronił pościgu, obawiając się fortelu (podobnego zresztą do wykorzystanego przez niego samego). Dopiero po upewnieniu się w sytuacji, Polacy ruszyli za wrogiem biorąc wielu jeńców.
Krzyżacy jednak utrzymali Tucholę – załoga nie została całkowicie rozbita w polu (o co – wg Długosza – żal do Szafrańca mieli jego żołnierze125), a Polacy szukając w nocy miejsca na obóz zupełnie pobłądzili i rozpoczęli odwrót ku Bydgoszczy (nie bez znaczenia pozostawał fakt, pozostawienia taborów, które jednak w ciągu kilku dni można było przyprowadzić). Król nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy i postanowił zawrócić wycofujące się oddziały, jednak zanim przybył na miejsce z Inowrocławia, wojsko Szafrańca już się rozeszło. Z niczym, Władysław wrócił do Inowrocławia, gdzie spotkał się z jeńcami tucholskimi, których – podobnie jak koronowskich – wypuścił na słowo rycerskie.
S. M. Kuczyński twierdzi, że gdzieś na przełomie października i listopada minął okres pewnych słabości u Polaków, co z pewnością jest prawdą126. Inna sprawa, że armia polska była podzielona na kilka oddzielnych grup, które działały oddzielnie (a co ważne – odnosiły sukcesy, tyle, że raczej na gruncie łupienia i niszczenia terytorium wroga, co przypominało „średniowieczny model prowadzenia wojen”, który wg Kuczyńskiego polegał na zabraniu bądź złupieniu pewnej części terytorium, nie zaś zniszczeniu jego armii i zdobycia stolicy) i właściwie nie było szans na przeprowadzenie tak świetnej operacji jak ta w czerwcu-lipcu 1410 r., gdy zdecydowana większość polsko-litewskiej siły została zgromadzona pod dowództwem Jagiełły.
Z osobna należy wspomnieć o oficjalnym wyborze Henryka von Plauena na wielkiego mistrza (9 listopada).
Być może w listopadzie – a na pewno jesienią - na Polskę uderzył Ścibor ze Ściborzyc. Zygmunt pragnąc dochować umowy z Krzyżakami, jednocześnie zbyt nie narażając się Koronie, zdecydował się zaatakować dopiero wówczas, gdy oddziały polskie już nie panowały definitywnie nad pruskim obszarem działań i były całkowicie tam zaangażowane. Ściborowi udało się spalić ziemię sądecką, później jednak został doścignięty przez polskie rycerstwo strzegące południowej granicy i został pokonany pod Bardiowem.
Stopniowo dogasały także działania w Prusach. Jednym z ostatnich momentów walk była bitwa pod Gołubiem.
Dopiero pod koniec listopada na pomoc Krzyżakom przybyli Inflantczycy, którzy rozłożyli się pod Gołubiem. Dowiedziały się o tym polskie oddziały w Rypinie i Bobrowinkach. Ich dowódca, Dobiesław Puchała zdecydował się wyprzeć stamtąd wojska Zakonu Inflanckiego. Podobnie jak pod Tucholą, Polacy zastosowali zasadzkę – wysunęli naprzód oddział zainteresowany niby tylko grabieżami, ukrywając resztę chorągwi. Atakujący wróg posunął się naprzód i padł ofiarą całego wojska Dobiesława. Widząc sytuację na przedpolu, zamknięto bramy Gołubia, skazując wielu Kawalerów Mieczowych na śmierć przed bramami. W innych bramach „zrobiła się ciżba wielka„127, co pogłębiło popłoch i przyspieszyło zwycięstwo Polaków.
Wg Długosza liczba jeńców była dwukrotnie większa od liczby całego oddziału polskiego pod wodzą Dobiesława, zaś cała armia inflancka była czterokrotnie liczniejsza od armii polskiej128. Jeńców zaprowadzono do Rypina, a stamtąd do Brześcia, gdzie król „wszystkich rycerzy i mnichów, tudzież Kursonów [?], jako ludzi złej wiary, w wieżach posadzał; innych zaś rycerzy zobowiązawszy przysięgą do stawienia się na rozkaz, z niewoli wypuścił„129.
Podsumowując, pięciomiesięczne działania w roku 1410 na pewno można zaliczyć do sukcesów wojsk Jagiełły i Witolda. W trakcie kampanii letniej, rozbito główną siłę Zakonu, niemal zlikwidowano państwo pruskie, choć nie potrafiono uwieńczyć tego zdobyciem Malborka. Zapewne, gdyby nie niesłychany upór i działalność Henryka von Plauena, możliwe, że szanse zdobycia stolicy krzyżackiej znacznie by wzrosły. Nigdy nie pozwolono pokonać się w polu (z wyjątkiem epizodu oddziału Macieja z Wąsoszy). Nie utrzymano większości zdobyczy pruskich, obroniono jednak dostęp do ziem koronnych. Dlatego tzw. I pokój toruński był korzystny dla Polski i Litwy, a nie Zakonu Krzyżackiego.
Pokój
Choć obydwie strony nie wyczerpały swoich sił i zapasów, to coraz bardziej zaczęto skłaniać się ku rozejmowi (wzorem roku 1409) przynajmniej na okres zimy, która w dużej mierze uniemożliwiała działania zbrojne.
Rokowania prowadzono już od początku listopada. Pertraktacje przeciągnęły się do grudnia, gdy w końcu zawarto zawieszenie broni mówiące, że: obydwie strony zatrzymują zdobyte dotychczas ziemie na zasadzie status quo; polskie załogi w Prusach mają swobodę przemieszczania się w celu zdobycia żywności itp.; Zakon w czasie rozejmu powstrzyma się od budowy fortyfikacji w Prusach, ani odbudowy młyna w Lubiczu; spory graniczne między mieszkańcami Królestwa Polskiego a mieszkańcami Zakonu Krzyżackiego, bez udziału wyższej hierarchii, nie będą uważane za polsko-krzyżacki zatarg; rozejm ma trwać do 14 grudnia 1410 r. do 11 stycznia 1411 r. Rozejmem objęto całość sojuszników Jagiełły (Litwa, Mazowsze itd.). Król uznał rozejm 9 grudnia (w Nieszawie), podobnie jak wielki mistrz (ten w Nowym Mieście Toruniu). Jednocześnie, 8 grudnia, dowiedziawszy się o wyborze von Plauena na urząd wielkiego mistrza, Jagiełło pogratulował mu i zaprosił na omówienie spraw polsko-krzyżackich do Raciąża130.
Zjazd raciąski trwał w dniach 10-13 grudnia131. Mistrz żądał Żmudzi i w zasadzie zjazd nie przyniósł niczego, co mogłoby upewnić w tym, że koniec walk jest niedaleki (mimo pokojowej postawy starszyzny zakonnej). Wielki mistrz wrócił do akcji propagandowej na zachodzie, a król… wyruszył odpocząć.
14 stycznia Janusz Brzozogłowy najechał tereny pod Toruniem. Krzyżacy nie pozostali dłużni Polakom. Wydawało się, że to wstęp do dużych, podobnych do tych z 1410 r., operacji. Rozejm przedłużano 22 i 26 stycznia i w końcu 1 lutego pod Toruniem, zawarto – pożądany przez wielu – pokój. Najważniejsze warunki I pokoju toruńskiego były następujące:
- wszystkie ziemie (poza Żmudzią, którą Litwa miała posiadać do śmierci Jagiełły i Witolda) miały być zwrócone właścicielom na zasadzie status quo ante. Odebrane ziemie miano pozostawić w stanie nienaruszonym,
- Zawkrze zatrzymał (bez żadnych strat finansowych) Ziemowit Mazowiecki,
- spór o Drezdenko i wszelkie inne zatargi zostaną rozpatrzone przez arbitraż sędziów wybranych przez obydwie strony,
- wolność handlowa na obszarze wszystkich zawierających pokój.
W tekście traktatu nie wspomniano o jeńcach krzyżackich, za których von Plauen zgodził się zapłacić 100 tys. kop groszy praskich.
Należało jeszcze skończyć zatarg polsko-węgierski (co zostanie dokonane w Lubowli w 1412 r.). Możliwość poważnej ofensywy węgierskiej na południu również działała na polskich negocjatorów.
Największy konflikt polsko-krzyżacki został zakończony. Jak, w świetle działań zbrojnych, ocenić jego wartość i czy Korona wyniosła zeń jakieś korzyści?
Z pewnością unia jagiellońska była stroną wygraną, bo odniosła korzyści terytorialne (Żmudź) i ostatecznie obroniła swój stan posiadania (ziemia dobrzyńska). Całość działań w roku 1410 toczono na terenie krzyżackim, co nie pozostało bez wpływu na skalę zniszczeń w Prusach.
Najważniejszym problemem pozostaje skala korzyści jaką Korona i Litwa osiągnęły. Niekiedy krytykuje się traktat jako zupełnie nieproporcjonalny do skali sukcesów wojsk polsko-litewskich132. Faktycznie, wobec zajęcia prawie całych Prus we wrześniu 1410 r., uzyskanie zaledwie Żmudzi i ziemi dobrzyńskiej nie wydaje się nadzwyczajnym sukcesem. Pamiętajmy jednak o tym, że od tej wojny, strona jagiellońska ostatecznie przeważa militarnie nad Zakonem. W parze z tym szła działalność dyplomatyczna prostująca wizerunek Polaków i Litwinów.
Reasumując, I pokój toruński był pewnym przełomem (mimo zaledwie 3-letniego okresu pokoju między Polską a Krzyżakami), dzięki któremu Polska, z epoki dość niepewnej egzystencji w otoczeniu Luksemburgów i Krzyżaków, weszła w okres świetności i braku większego zagrożenia, w którym Krzyżacy nie stanowili już niebezpieczeństwa dla polskiego stanu posiadania, Zygmunt Luksemburczyk rozluźnił swój stosunek do Jagiełły i Witolda, a polscy dyplomaci zdobywali sławę na soborze w Konstancji…
Bibliografia:
Źródła:
- Długosz J., Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. 3-4, ks. 10-11, przekł. K. Mecherzyński, wyd. A. Przezdziecki, Kraków 1868-1869
Opracowania:
- Biskup M., Labuda G., Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach, Gdańsk 1986
- Czermak W., Grunwald, Lwów 1910
- Derdej P., Koronowo 1410, Warszawa 2004
- Górski K., Bitwa pod Grunwaldem (dnia 15-go lipca 1410 r.), Warszawa 1888
- Grabarczyk T., Piechota zaciężna w Polsce w XV wieku, Łódź 2000
- Ivinskis Z., Litwa w dobie chrztu i unii z Polską, (w:) Chrystianizacja Litwy, red. J. Kłoczowski, Kraków 1987
- Jasienica P., Polska Jagiellonów, Warszawa 1998
- Klein A., Nowakowski P., Chorągwie krzyżackie pod Grunwaldem., Łódź 2000
- Kosman M., Władysław Jagiełło, Warszawa 1968
- Korzon T., Grunwald: ustęp z dziejów wojennych Polski, Warszawa 1910
- Krzyżaniakowa J., Ochmański J., Władysław Jagiełło, Wrocław 2006
- Kuczyński S. M., Bitwa pod Grunwaldem, Katowice 1985
- Kuczyński S. M., Informacje tzw. latopisu Bychowca o „wielkiej wojnie” z lat 1409-1411, (w:) Studia z dziejów Europy Wschodniej X-XVII w., Warszawa 1965
- Kuczyński S. M., Król Jagiełło, Warszawa 1987
- Kuczyński S. M., Rzeczywistość historyczna w „Krzyżakach” Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1963
- Kuczyński S. M., Wojsko i sztuka wojenna w latach 1340-1454, (w:) Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, red. J. Sikorski, Warszawa 1965
- Kuczyński S. M., Wielka wojna z zakonem krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1987
- Kujot S., Rok 1410. Wojna, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 17, Toruń 1910
- Kukiel M., Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków 1929
- Mała encyklopedia wojskowa, t. 1-2, red. J. Bordziłowski, J. Urbanowicz, Warszawa 1967-1970
- Mikołajczak W., Grunwald 1410. Krok od klęski, Zakrzewo 2007
- Mikołajczak W., Wojny polsko-krzyżackie, Zakrzewo 2009
- Monarchia Jagiellonów, red. M. Derwich, Warszawa – Wrocław 2003
- Mórawski K., Tyszkiewicz J., Krzyżacy, Warszawa 1980
- Nadolski A., Broń i strój rycerstwa polskiego w średniowieczu, Wrocław 1979
- Nadolski A., Grunwald 1410, Warszawa 2008
- Nadolski A., Grunwald. Problemy wybrane, Olsztyn 1990
- Nadolski A., Niektóre elementy bałto-słowiańskie w uzbrojeniu i sztuce wojennej krzyżaków, „Pomeraniea Antiqua”, t. 5, 1974
- Nadolski A., Nowakowski A., Szymczak J., Widawski J., Lądowa technika wojskowa od roku 1334 do końca XV wieku, (w:) Polska technika wojskowa do 1500 roku, red. A. Nadolski, Warszawa 1994
- Nowak Z. H., Dyplomacja polska w czasach Jadwigi i Władysława Jagiełły (1382-1434), (w:) Historia dyplomacji polskiej, t. 1, red. M. Biskup, Warszawa 1982
- Ochmański J., Historia Litwy, Wrocław 1990
- Olejnik K., Stosunek szlachty polskiej do wojny w XV w., (w:) Etos rycerski w Europie środkowej i wschodniej X-XV w., red. J. Dudek, W. Peltz, Zielona Góra 1997
- Panas H., Prywatne życie Władysława Jagiełły, Pojezierze 1969
- Pizuński P., Poczet wielkich mistrzów krzyżackich, Gdańsk 1997
- Plewczyński M., Obertyn 1531, Warszawa 2008
- Potkowski E., Grunwald 1410, Kraków 1994
- Prochaska A., Dzieje Witolda Wielkiego księcia Litwy, Kraków 2008
- Prochaska A., Król Władysław Jagiełło, t. 1, Kraków 1908
- Prochaska A., Rok 1410. Przyczyny wojny, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 17, Toruń 1910
- Prochaska A., Ścibor ze Ściborzyc, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 19, Toruń 1912
- Uzbrojenie w Polsce średniowiecznej 1350-1450, red. A. Nadolski, Łódź 1990
- Werner J., Łuk i kusza, Wrocław 1974
- Zins H., Polska w oczach Anglików, Warszawa 1974
- Jak wiadomo nazwy zakonów zapisuje się z małych liter, jednak – jak pisze Stefan Maria Kuczyński – w przypadku Krzyżaków można robić wyjątek, gdy pisze się o nich jako o „członkach państwa„, ”narodzie” (a nie zakonie). Również nazwy Zakon Krzyżacki i Zakon Inflancki można pisać wielkimi literami, ponieważ można je uznać za nazwy państw. [↩]
- Spotkało się to z wysoką oceną S. M. Kuczyńskiego, Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1987, s. 99-100. Autor ten sądzi, że zwrot wyspy był klęską polityki bałtyckiej Krzyżaków, a ogromne środki przeznaczone na zdobycie Gotlandii w 1398 r. poszły na marne. Jednakże jej posiadanie zmuszało do utrzymywania tam znacznej ilości wojska, a po ewentualnej klęsce Zakonu w 1410 r. było niemal pewne, że również unia kalmarska stanie przeciwko Krzyżakom. [↩]
- A. Prochaska, Król Władysław Jagiełło, t. 1, Kraków 1908, s. 212-214. [↩]
- Tenże, Rok 1410. Przyczyny wojny, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 17, Toruń 1910, s. 34. [↩]
- J. Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. 3, ks. 10 przekł. K. Mecherzyński, wyd. A. Przezdziecki, Kraków 1868, s. 543-544. [↩]
- A. Nadolski, Grunwald 1410, Warszawa 2008, s. 31 uważa, że oskarżenia rzucane przez Krzyżaków nie były bezpodstawne, bowiem np. w Krakowie wyrabiano tzw. „szłomy tatarskie” dość popularne na wschodzie i z pewnością tam je wysyłano. [↩]
- Tamże, s. 19. Jak piszą J. Krzyżaniakowa, J. Ochmański, Władysław II Jagiełło, Wrocław 2006, s. 195 nieznana jest skala tego poparcia i kwestia ta wymaga zbadania. [↩]
- Tamże. [↩]
- Długosz, t. 3, ks. 10, s. 544 wymienia Kurowskiego, Mikołaja z Michałowa (wojewoda sandomierski) i Janusza z Tuliszkowa (kasztelan kaliski). O Macieju i Wincentym piszą: Kuczyński, op. cit., s. 129 (powołuje się m.in. na Codex epistolaris Vitoldi) i Prochaska, Rok 1410, s. 37. W. Mikołajczak, Wojny polsko-krzyżackie, Zakrzewo 2009, s. 90 pisze, że obok Kurowskiego i Wincentego do poselstwa dołączył Maciej z Łabiszyna (wojewoda inowrocławski). Opinie Kuczyńskiego i Prochaski są prawdopodobnie najbardziej uzasadnione, bowiem wymienieni przez nich posłowie pochodzili z Wielkopolski, która – jak wspomniano – była szczególnie nastawiona antykrzyżacko. [↩]
- Długosz, t. 3, ks. 10, s. 545. [↩]
- Tak twierdził K. Górski, Bitwa pod Grunwaldem (dnia 15-go lipca 1410 r.), Warszawa 1888, s. 12. [↩]
- P. Jasienica, Polska Jagiellonów, Warszawa 1998, s. 101; Krzyżaniakowa, Ochmański, op. cit., s. 197; Kuczyński, op. cit., s. 131; Mikołajczak, op. cit., s. 90; A. Nadolski, op. cit., s. 21. [↩]
- Długosz, t. 3, ks. 10, s. 545. [↩]
- Kuczyński, op. cit., s. 128 (tenże historyk twierdzi, że przeciwna wojnie była również królowa Anna Cylejska); Krzyżaniakowa, Ochmański, op. cit., s. 197. [↩]
- Do tego wielki komtur był komturem Malborka, wielki marszałek – Królewca, wielki szpitalnik – Elbląga, wielki szatny – Dzierzgonia. Zob. Górski, op. cit., s. 17. [↩]
- Nadolski, op. cit., s. 41-43; tenże, Grunwald. Problemy wybrane, Olsztyn 1990, s. 46-47. Wg Andrzeja Nadolskiego w armii krzyżackiej znalazło się też m.in. ponad 100 Francuzów i Polacy, którzy stanowili znaczny procent ludności w ziemi chełmińskiej i Pomorzu Wschodnim. Odrzuca natomiast obecność w bitwie Szwajcarów (tamże, s. 47), których Długosz nie wymienia wśród 17 nacji walczących w armii Zakonu, z czym zgadza się T. Grabarczyk, Piechota zaciężna w Polsce w XV wieku, Łódź 2000, s. 192-194 (tam obszerniej). [↩]
- Np. bracia-rycerze dowodzili dziewięcioosobowymi kopiami. Zob. Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 50. [↩]
- Tenże, Grunwald 1410, s. 29. Wg M. Kukiela, Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków 1929, s. 18 artyleria miała wówczas znaczenie głównie moralne. Należy jednak pamiętać, że działa były ważne w trakcie oblężeń twierdz. [↩]
- Tenże, Grunwald. Problemy, s. 52. [↩]
- Informacje o wyjątkowo ciężkiej wadze pełnej zbroi są przesadzone. Jak pisze A. Nadolski (tamże, s. 53) zbroja ważyła o 5 kilogramów mniej niż regulaminowe obciążenie piechura przed II wojną światową, a przecież nie ma legendy mówiącej o straszliwie ogromnym obciążeniu II-wojennego żołnierza. [↩]
- M. Głosek, Uzbrojenie rycerstwa polskiego w XV w., (w:) Polska Jagiellonów, red. M. Derwich, Warszawa – Wrocław 2003, s. 16 nazywa go „żabim pyskiem”. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 54. [↩]
- Górski, op. cit., s. 18. Podobnych sformułowań używa S. M. Kuczyński, Wojsko i sztuka wojenna w latach 1340-1454, (w:) Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, red. J. Sikorski, Warszawa 1965, s. 224. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 74. [↩]
- Kuczyński, op. cit., s. 372 pisze, iż kopia liczyła do 6 m, co jest oczywistą nieprawdą, bowiem taka długość byłaby większa od długości części słynnych kopii husarskich z XVII wieku. [↩]
- Nadolski, Grunwald 1410, s. 28; tenże, Grunwald. Problemy, s. 58. [↩]
- Tamże, s. 95. [↩]
- Np. komtur z Ostródy od swych litewskich szpiegów już 18 grudnia dowiedział się, że armia polsko-litewska zbierze się pod Płockiem 4 tygodnie po zakończeniu rozejmu (zawartego 8 października 1409 r., wygasającego 24 czerwca 1410 r.). Zob. S. Kujot, Rok 1410. Wojna, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 17, Toruń 1910, s. 73. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 165. Zgadza się z nim Górski, op. cit., s. 25. [↩]
- Wyprawa z dóbr polegała na wystawieniu przez posiadaczy określonej liczby zbrojnych. Nie istniała konieczność osobistego wyruszenia na wyprawę. Jeśli ogłaszano obronę ziemi, cała ludność męska zdolna do noszenia broni została zobowiązana do wyruszenia w pole. To właśnie obrona ziemi (a nie wyprawa powszechna, jak piszą m.in. Kukiel, op. cit., Kraków 1929, s. 16; A. Nadolski, Ogólna charakterystyka, (w:) Polska technika wojskowa do 1500 roku, red. A. Nadolski, Warszawa 1994, s. 192, K. Olejnik, Stosunek szlachty polskiej do wojny w XV wieku, (w:) Etos rycerski w Europie środkowej i wschodniej X-XV w., red. J. Dudek, W. Peltz, Zielona Góra 1997, s. 25) była powoływaniem pospolitego ruszenia (zagadnienie to analizuje Kuczyński, Wojsko i sztuka, s. 148-149; wg tegoż pospolite ruszenie obejmowało do 10% całej ludności kraju, zaś wyprawa z dóbr – 1/3 ogólnej liczby wyprawy powszechnej). Karą za niestawienie się do wyprawy powszechnej miała być konfiskata dóbr – zob. Olejnik, op. cit., s. 25. Dla niewprowadzania zamieszania (obrona ziemi/pospolite ruszenie nie dotyczy Wielkiej Wojny) wyrażenia „wyprawa powszechna„ i ”pospolite ruszenie” będę stosował naprzemiennie. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 554-557; Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 61. [↩]
- „[…] krótkie pochody wojska polskiego w znacznej części spowodowane były ociężałem posuwaniem się tak taboru całego, jak szczególnie dział i amunicyi” – S. Kujot, op. cit., s. 71. [↩]
- M. in. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 349; Kujot, op. cit., s. 72 (nie precyzuje wielkości taboru, pisze jedynie o „ogromach ówczesnych taborów”). [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 71-72 podaje na to przykłady:
a) bitwa pod Chojnicami (1454 r.) gdzie tabor polski liczył najprawdopodobniej 2-3 tys. wozów przy 16 tys. żołnierzy,
b) bitwa pod Obertynem (1531 r.), gdzie tabor polski liczył 300 wozów przy 4,5 tys. żołnierzy (M. Plewczyński, Obertyn 1531, Warszawa 2008, s. 145 podwyższa tę ostatnią liczbę do 6 tys. żołnierzy co jeszcze bardziej urealnia teorię Nadolskiego),
c) polska dywizja piechoty w 1939 r. licząca zwykle 16 tys. ludzi wiodła za sobą ok. 2600 wozów i pojazdów.
Grabarczyk, op. cit., s. 206 pisze, iż pod Warną (1444 r.) tabor liczył zaledwie 600 wozów przy ponad 20-tysięcznym wojsku chrześcijańskim (wprawdzie nie tylko polskim, ale jest to kolejny przykład na to, że wówczas w Europie wykorzystywanie takiej liczby wozów taborowych nie było możliwe).
Mało znanym i nie do końca wyjaśnionym problemem pozostaje wpływ liczebności służby taborowej (czeladzi) na wielkość taboru. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 73. Podobieństwa zauważa również Górski, op. cit., s. 22; Kuczyński, Wielka Wojna, s. 278. [↩]
- A. Nadolski, Broń i strój rycerstwa polskiego w średniowieczu, Wrocław 1979, s. 98. [↩]
- Por. A. Nowakowski, Uzbrojenie indywidualne, (w:) Polska technika, s. 231. [↩]
- Zob. np. tamże, s. 239. Por. również tenże, Uzbrojenie ochronne, (w:) Uzbrojenie w Polsce średniowiecznej 1350-1450, red. A. Nadolski, Łódź 1990, s. 76-85. [↩]
- Nowakowski, Uzbrojenie indywidualne, (w:) Polska technika, s. 204. [↩]
- Tamże, s. 206. [↩]
- Kusza kosztowała 24-67 groszy, zob. tamże, s. 216. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 80. [↩]
- Tamże, s. 78-80. [↩]
- J. Szymczak, Zasoby uzbrojenia, (w:) Uzbrojenie w Polsce, s. 405. [↩]
- Kuczyński, Wojsko i sztuka, s. 224. [↩]
- Tamże. [↩]
- P. Derdej, Koronowo 1410, Warszawa 2004, s. 15. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 92. [↩]
- Kuczyński, Wojsko i sztuka, s. 213; Nadolski, Grunwald 1410, s. 31. [↩]
- Tenże, Grunwald. Problemy, s. 95-98. Wbrew Kuczyńskiemu, Wielka Wojna, s. 361 brak dowodów na pełnienie przez jazdę litewsko-tatarską wszelkich roli związanych z rozpoznaniem – te pełniły także oddziały polskie np. 10 lipca pod Kurzętnikiem (oddziały polskie zagarnęły 50 krzyżackich koni), 15 lipca pod Grunwaldem (Zbigniew z Brzezia z polskimi chorągwiami postępował na czele wojska przed bitwą). [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 81. [↩]
- Kujot, op. cit., s. 71. [↩]
- Por. Nadolski, Grunwald 1410, s. 70. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 278. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 82. [↩]
- Górski, op. cit., s. 23-24; Kuczyński, Wielka Wojna, s. 373-374. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 85. [↩]
- Liczba tychże szeregów była różna, od 3 do 5. Każdy kolejny szereg był liczniejszy o dwóch żołnierzy. Zob. tamże, s. 85-86. [↩]
- Tamże, s. 90-91. [↩]
- Tamże, s. 86-87. [↩]
- Tamże, s. 87. [↩]
- Tenże, Grunwald 1410, s. 75. [↩]
- Na ten temat zob. Krzyżaniakowa, Ochmański, op. cit., s. 197-198. [↩]
- Ze słów Długosza, t. 3, ks. 10, s. 545 (wielki mistrz „doręczywszy mu [Władysławowi Jagielle] na piśmie wypowiedzenie wojny, zamek Dobrzyń obległ […]”) wynikałoby, że list z wypowiedzeniem wojny doszedł do rąk polskich w ten sam dzień co krzyżacki atak. Jednakże S. M. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 132, przyp. 63 i zanim kolejni historycy przyjął za kontynuatorem kroniki Jana Posilge datę 14 sierpnia. Data kontynuatora jest wiarygodniejsza, bowiem wszelkie wydarzenia opisywał z perspektywy pruskiej i prawdopodobnie miał lepsze wiadomości o działaniach Zakonu niż Długosz. Zupełnie niezrozumiałą datę (15 sierpnia) przyjął T. Korzon, Grunwald: ustęp z dziejów wojennych Polski, Warszawa 1910, s. 5. [↩]
- Spotkało się to z wysoką oceną Kuczyńskiego (tamże, s. 139-145). [↩]
- O okrucieństwach krzyżackich w Dobrzyniu zob. Długosz, t. 3, ks. 10, s. 545-546; Kuczyński,Rzeczywistość historyczna, s. 133; tenże, Wielka Wojna, s. 133, przyp. 64.
Kuczyński (tamże, s. 133-134, przyp. 65-66) odrzucił także wersję Długosza, t. 3, ks. 10, s. 546 (tą zaakceptował m.in. A. Prochaska, Król Władysław Jagiełło, t. 1, Kraków 1908, s. 219) mówiącą, że Polacy bez walki poddali zamek bobrownicki. Za prawdopodobniejszą słusznie uznał wersję kontynuacji Posilge mówiącą, że zamek poddał się (choć nie wiadomo dokładnie kiedy, być może 28 sierpnia) z powodu niemożności dalszej obrony. Wcześniej jeszcze do wojska krzyżackiego przybył Kurowski z propozycją pokoju, od którego Ulrich von Jungingen zażądał zwrócenia kosztów związanych z wojskiem oraz oddania Bobrownik i Złotoryi. Kurowski poprosił o czas na zasięgnięcie rady u króla na czas najbliższej nocy i dnia, na co mistrz się zgodził. Odpowiedź od arcybiskupa nie przyszła, a więc Krzyżacy zażądali od załogi poddania się. Ta, po uzgodnieniu z Kurowskim kwestii odsieczy bądź posiłków mających przeniknąć do twierdzy, odrzuciła żądanie. Jednakże, gdy pomoc nie nadeszła, załoga poddała się. Możliwe, że pomoc miała przyjść z Płocka, gdzie panował niechętny Koronie książę Ziemowit IV, który jeszcze w połowie 1410 r. słał miłe listy zaadresowane do w. mistrza (zob. Kuczyński,Rzeczywistość historyczna, s. 118).
Także Długoszowa opowiastka o „pohańbionych” rycerzach z Bobrownik jest wg prof. Kuczyńskiego wątpliwa. [↩]
- Tenże, Wielka Wojna, s. 137, przyp. 85. [↩]
- Tamże, s. 137-138 (również tenże, Bitwa pod Grunwaldem, Katowice 1987, s. 36), choć tenże, Król Jagiełło, Warszawa 1987, s. 119 pisze coś o zaskoczeniu Polaków (być może chodziło mu o samych Polaków, nie króla). [↩]
- Wg L. Zygnera, Grunwald, (w:) Monarchia, s. 11 armia została szybko zebrana. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 145. Wbrew twierdzeniu Mikołajczaka, op. cit., s. 95, oprócz Małopolan dołączających do armii głównie w Wolborzu, do króla dołączyło także rycerstwo wielkopolskie (pod Łęczycą). [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 146. [↩]
- Długosz, t. 3, ks. 10, s. 548. [↩]
- Na ten temat zob. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 147-153. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 2 wymienia: (poselstwo polskie) Wojciecha Jastrzębca (biskupa poznańskiego), Zbigniewa z Brzezia (marszałka Królestwa), Wincentego z Granowa (kasztelana nakielskiego), Jędrzeja z Brochocic, Dunina ze Skrzynna (pisarza królewskiego); (poselstwo litewskie) Butryma, Mikołaja Cebulkę (pisarza wielkoksiążęcego); (poselstwo księcia Janusza) Ścibora Rogalę z Sanchocina (marszałka mazowieckiego). Do tychże poselstw dołączył także poseł księcia Ziemowita – Plichta, marszałek książęcy. [↩]
- Tamże, s. 86-87. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 174 przypuszcza, że podstawowym powodem przystania Pomorzan do Krzyżaków był strach przed ich potęgą. [↩]
- Przykład u Długosza, t. 3, ks. 10, s. 549-552. [↩]
- Tenże, t. 4, ks. 11, s. 6 informuje, że król Władysław nie pojechał tam „z różnych powodów” (zapewne obawiano się potajemnych działań króla węgierskiego). [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 7. [↩]
- Jeszcze w 1409 r. splądrowali Prusy (tenże, t. 3, ks. 10, s. 552). [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 307-314. [↩]
- Tamże, s. 283. Nie wiadomo, w jakim stopniu w plany wtajemniczony był Dżelal-ed-Din. [↩]
- Tamże, s. 281-304. Zob. także, tenże, Król Jagiełło, s. 123-127. Oprócz Kuczyńskiego, wysoko plan brzeski cenią również m.in. Kukiel, op. cit., s. 20-21; Nadolski, Grunwald 1410, s. 38-39 (który twierdzi, że dobrym wyjściem dla Krzyżaków było zamknięcie się w zamkach i uporczywe ich bronienie, co jednak wydawało cały kraj na łup armii jagiellońskiej, co powodowało, że cierpiał zarówno autorytet jak i miłość własna Zakonu Krzyżackiego). [↩]
- M. Biskup, G. Labuda, Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach, Gdańsk 1986, s. 364 szacują je na 18 tys. jazdy; Górski, op. cit., s. 23 na ok. 15 tys. ludzi; Jasienica, op. cit., s. 105 na 18 tys. jazdy razem z najemnikami i 4 tys. piechoty; Kuczyński, Wielka Wojna, s. 267 na 18 tys. jazdy i 2 tys. piechoty; Kujot, op. cit., s. 83 na ok. 10 tys. jazdy; Kukiel, op. cit., s. 24 na co najmniej 20 tys. jazdy plus nieznana ilość piechoty (wg tegoż cała armia Jagiełły liczyła 50 tys. ludzi); Mała encyklopedia wojskowa, t. 1, red. J. Urbanowicz, Warszawa 1967, s. 486 na 14 tys. jazdy i kilka tys. piechoty; W. Mikołajczak, Grunwald. Krok od klęski, Zakrzewo 2007, s. 13 na 21-22 tys. jazdy i 2 tys. piechoty; Nadolski, Grunwald. Problemy , s. 115 na 20 tys. jazdy; J. Ochmański, Historia Litwy, Warszawa 1990, s. 80 na 12-15 tys. jazdy i kilka tys. piechoty; K. Olejnik, Stosunek szlachty polskiej do wojny w XV wieku, (w:) Etos rycerski w Europie środkowej i wschodniej X-XV w., red. J. Dudek, W. Peltz, Zielona Góra 1997, s. 31 na 18 tys. jazdy i 3-4 tys. piechoty; Prochaska, Król Władysław, s. 245 na ok. 15 tys. jeźdźców; Zygner, op. cit., s. 12-13 na 20 tys. jazdy, 2 tys. zaciężnych i nieznaną ilość piechoty.
W sprawie piechoty, argumenty S. M. Kuczyńskiego, Wielka Wojna, s. 261 i W. Mikołajczaka,Grunwald, s. 56 są całkowicie nieprzekonujące. Otóż, pierwszy twierdzi, że o udziale piechoty polskiej (chłopskiej) pod Grunwaldem świadczy jej udział w bitwie pod Dąbkami (1431 r.) i to, że powinna uczestniczyć w walkach o twierdze pruski – bo były piechotą. Niestety, są to tylko niczym niepoparte domysły. Pod Dąbkami ogłoszono obronę ziemi i wtedy faktycznie chłopi chwytali za broń. Argument typu „piechota musiała, powinna…” ostatecznie pogrąża tę opinię prof. Kuczyńskiego, bowiem potwierdza to tylko fakt tego, że na udział piechoty polskiej w tej wojnie, a właściwie etapie letnim, nie ma dowodów. Drugi z wymienionych historyków uważa, że o udziale piechoty w kampanii letniej świadczy obdarcie Dypolda von Kokeritza przez pieszych – pewne jest jednak, że obdzieranie poległych i rannych ze wszelkiego dobytku było domeną czeladzi. [↩]
- Biskup, Labuda, op. cit., s. 364 szacują je na ok. 10 tys. ludzi; Górski, op. cit., s. 24 na 8 tys. jazdy; Jasienica, op. cit., s. 105 na 11 tys. jazdy i 6 tys. piechoty; Kuczyński, Wielka Wojna, s. 267 na 11 tys. jazdy i 500 piechoty; Kujot, op. cit., s. 83 na 6 tys. jazdy; Kukiel, op. cit., s. 24 na 12 tys. ludzi;Mała encyklopedia, t. 1, s. 486 na 10 tys. jazdy i nieco piechoty; Mikołajczak, Grunwald, s. 17 na mniej niż 10 tys. ludzi; Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 113 na 10 tys. jazdy; Ochmański, op. cit., s. 80 na 10-12 tys. żołnierzy; Prochaska, Król Władysław, s. 245 na 8 tys. ludzi; Zygner, op. cit., s. 13 na ok. 10 tys. jazdy i 1 tys. piechoty. [↩]
- Biskup, Labuda, op. cit., s. 364 szacują je na 21 tys. jazdy i kilka tys. piechoty; Górski, <op. cit., s. 21 na 16 tys. żołnierzy; Jasienica, op. cit., s. 105 na 21 tys. jazdy i 11 tys. piechurów; Kuczyński,Wielka Wojna, s. 257 na 21 tys. jazdy i 6 tys. piechurów (poza tym 6 tys. ludzi broniących Prus, niebędących pod wodzą wielkiego mistrza); Kujot, op. cit., s. 82 na 11 tys. jazdy; Kukiel, op. cit., s. 24 na 30 tys.; Mikołajczak, op. cit., s. 22 na 18-19 tys. jazdy i 3-5 tys. piechoty; Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 111 na 15 tys. jazdy; Ochmański, op. cit., s. 80 na co najmniej 12-15 tys. jazdy; Prochaska, Król Władysław, s. 245 na 16 tys. jazdy; Zygner, op. cit., s. 13 na 16 tys. jazdy i 5 tys. piechoty.
Co do piechoty, W. Mikołajczak, Grunwald, s. 56 sądzi, że o jej udziale świadczy przerzucenie 12 mostów pod zamkiem Bratian, a także budowa umocnień kurzętnickich. Nie można jednak zapominać, że takie prace nie wykonywało wojsko (lub wykonywało na obcej ziemi albo w szczególnych przypadkach), a raczej służba taborowa i okoliczni chłopi. [↩]
- Oczywiście nie jest to całkowicie największa rozpiętość, bowiem część (niewymienionych tu) autorów twierdziła, iż pod Grunwaldem walczyło razem ok. 80-150 tys. ludzi (bez czeladzi i innych). [↩]
- Znalezione na polach grunwaldzkich (znajdujące się w Krakowie) dwa groty bełtów, które J. Werner, Polska broń. Łuk i kusza, Wrocław 1974, s. 50 interpretuje jako dowód udziału pieszych kuszników w bitwie, należały do strzelców konnych. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 185-226. Innymi „kandydatami” na wodza naczelnego byli głównie: Zyndram z Maszkowic i Witold. Za dowództwem tego drugiego opowiadali się: Górski, op. cit., s. 35; Z. Ivinskis, Litwa w dobie chrztu i unii z Polską, (w:) Chrystianizacja Litwy, red. J. Kłoczowski, Kraków 1987, s. 112-113; Kukiel, op. cit., s. 22. [↩]
- Budowę mostu rozpoczęto niedługo po naradzie w Brześciu. Pracami nad nim kierował niejaki mistrz Jarosław. A. Nowakowski, Sprzęt taborowy, obozowy i przeprawowy, (w:) Polska technika, s. 256 przypuszcza, że most tworzyło 168 łodzi, 500 belek o długości 9 m i 2500 desek o długości 3,5 m (ogółem użyto ok. 500 m sześciennych drewna). Czas układania mostu (pół dnia) był – jak na ówczesne standardy – bardzo krótki. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 345-346. [↩]
- Tamże, s. 351. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 27-28. W sens Długoszowego przekazu odnośnie poufnej informacji posła powątpiewa Kuczyński, Wielka Wojna, s. 362-363. Jednakże nie ma pewnych podstaw do twierdzenia, że kronikarz zmyślił to ostrzeżenie – być może napad Ścibora ze Ściborzyc na ziemię sądecką miał zaakcentowań szczere chęci Węgier wobec Zakonu Krzyżackiego. [↩]
- Wg Długosza, t. 4, ks. 11, s. 31 król zakazywał szturmu. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 365 całkowicie odrzucił tę wzmiankę. Nadolski, Grunwald 1410, s. 95-96 przypuszcza, że królewskie rozkazy miały związek z dalszym kierunkiem marszu – całkowicie na północ, jednak wobec spalenia miasta marsz wśród zgliszczy i gruzów był bardzo utrudniony i stąd wzięła się postawa monarchy. W szturmie uczestniczyła także czeladź („lud pospolity” jak pisze Kronika Konfliktu, co niektórzy interpretowali jako zwykłą piechotę). [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 32. Mikołajczak, Grunwald, s. 100 domyśla się, że miejscem bitwy były Chojnice, a Długosz nie wspomniał o miejscu ze względu na swoją niechęć do tego miasta w związku z bitwą z 1454 r. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 140-142. [↩]
- Tenże, Grunwald 1410, s. 103-104. [↩]
- Większość chorągwi walczących w bitwie wymienia Długosz, t. 4, ks. 11, s. 35-43 (chorągwie litewskie potraktowano dość ogólnikowo). Omówienie krzyżackich chorągwi – A. Klein, P. Nowakowski, Chorągwie krzyżackie pod Grunwaldem, Łódź 2000. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 377. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 54. [↩]
- Tamże, s. 62. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 413. Zgadza się z tym Kukiel, op. cit., s. 28. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy podaje liczne przykłady: Courtrai 1302 (40% żołnierzy z wojska przegranego zginęło), Cassel 1328 (co najmniej 50%), Halidon Hill 1328 (55%), Poitiers 1356 (40%), Azincourt 1415 (40%). [↩]
- H. Zins, Polska w oczach Anglików, Warszawa 1974, s. 34-41 gdzie omówienie reakcji Anglii i odzewów w tamtejszych źródłach. O wschodnich kronikach zob. S. M. Kuczyński, Informacje tzw. latopisu Bychowca o „wielkiej wojnie” z lat 1409-1411, (w:) Studia z dziejów Europy Wschodniej X-XVII w., Warszawa 1965 . [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 60-61. Także W. Czermak, Grunwald, Lwów 1910, s. 124; A. Prochaska, Dzieje Witolda wielkiego księcia Litwy, Kraków 2008, s. 137; Zygner, op. cit., s. 13. [↩]
- Dokładnie nie wiadomo, gdzie komtur stał ze swoim wojskiem w dniu 15 lipca. Od w. mistrza otrzymał polecenie stanięcia pod Świeciem, jednakże niewytłumaczalna szybkość przybycia do Malborka, pozwoliła Kuczyńskiemu, Wielka Wojna, s. 431-435 stwierdzić, że komtur stał nie pod Świeciem, a gdzieś u góry Drwęcy, skąd zamierzał iść, aby połączyć się z armią Ulricha von Jungingena, tym bardziej, że atakujący Pomorze Maciej z Wąsoszy starł się nie z von Plauenem (który miał właśnie pilnować Pomorza), a z Michałem Kuchmeistrem. [↩]
- Jasienica, op. cit., s. 108-116. [↩]
- Jej liczebność jest różnie oceniana: Długosz, t. 4, ks. 11, s. 67 na 5 tys.; Ivinskis, op. cit., s. 115 na 5 tys.; Kuczyński,Wielka Wojna, s. 444-445 na 2-2,5 tys. [↩]
- Tamże, s. 445-446. [↩]
- Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 21, przyp. 51. [↩]
- Zob. Długosz, t. 4, ks. 11, s. 71-72; Kuczyński, Wielka Wojna, s. 447-448. [↩]
- Derdej, op. cit., s. 44-45. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 77 pisze, że dowódca inflancki przybył „z pocztem 500 zbrojnych”. Gdyby przyjąć, że każdy z tych zbrojnych miał poczet, to otrzymalibyśmy liczbę ok. 1500 żołnierzy. [↩]
- Biskup, Labuda, op. cit., s. 367 są zdania, że najważniejszym czynnikiem był brak dział i machin oblężniczych. W zasadzie nie wiadomo ile artylerii wziął ze sobą Jagiełło i Witold. Nie wiadomo jak duża była liczba innych machin oblężniczych. Z pewnością jednak artyleria nie potrafiła poczynić odpowiednich szkód w murach obronnych (odrębną kwestią są zniszczenia wśród zabudowań miejskich). J. Szymczak, Sprzęt i technika oblężnicza, (w:) Polska technika, s. 269 pisze: „[…] ostrzał Malborka w 1410 roku prowadzono z Kołdowa przez Nogat, czyli na ponad 200 m. Należy wszakże pamiętać, że były to początki broni palnej w Polsce. Maksymalna donośność wynosiła około 1700 m, ale najlepsze wyniki w przypadku dział ciężkich osiągano z odległości do 500 m, z hufnic i taraśnic zaś z 250-300 m”. Bombardy (ważące przeciętnie ok. 2,5 t) mogły oddać dwa strzały dziennie, inne działa – siedem. Zwykłą bombardę ciągnął zaprzęg złożony z 12 koni, rusztowanie, które służyło jej ustawieniu – aż 16 koni. 100-kilogramowy pocisk do tego działa kosztował ok. 3,5 grzywny.
Co do odsieczy, Kujot, op. cit., s. 231 twierdzi, że niebezpieczeństwa jej szybkiego przybycia nie było. Czy Jagiełło i Witold mogli tego być pewni? Jest to dość wątpliwe. [↩]
- Mikołajczak, Grunwald, s. 97. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 87. Wg Mikołajczaka, Grunwald, s. 104 dwu- a tym bardziej trzyosobowe dowodzenie było bezsensem, ciężko jednak określić faktycznego wodza polskiego w bitwie. Odrębnym problemem jest przypisywanie dowództwa (nie wiadomo na jakiej podstawie) Zbigniewowi z Brzezia (Czermak, op. cit., s. 128; M. Kosman, Władysław Jagiełło, Warszawa 1968, s. 160). [↩]
- Grabarczyk, op. cit., s. 194-196 domyśla się wśród wojsk koronnych (zwłaszcza piechoty) także zaciężnych o czym świadczy m.in. wymiana uprzejmości w trakcie bitwy (wojska miały być różnych narodowości i względy narodowe nie miały dlań znaczenia – odwrotnie niż pod Grunwaldem). Z drugiej strony, czy Jagiełło zaciągnął w tak krótkim czasie (koniec września – początek października) w sumie dużą (bo liczącą się w armii polskiej pod Koronowem) liczbę zaciężnych? Nie można pewnie odpowiedzieć na to pytanie. [↩]
- Karol Mecherzyński przetłumaczył to jako „łucznicy królewscy”. Za tym poszła większość historyków, m.in. Kuczyński,Wielka Wojna, s. 503-504, który tychże łuczników identyfikuje z Tatarami, o czym świadczy taktyka podobna do mongolskiej tzn. ostrzał, wchodzenie w szeregi krzyżackie i wycofywanie się do reszty wojska. Nie podejmując dyskusji z opinią S. M. Kuczyńskiego (która jest bądź co bądź nieprzekonująca, bo takie działania prowadzili nie tylko Tatarzy), należy stwierdzić, że „sagittarii„ może zostać przetłumaczone także jako ”strzelcy” (tak tłumaczą: Kujot, op. cit., s. 265; Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 88). [↩]
- W zasadzie nie ma powodów do twierdzenia, że wojska były uszykowane „w płot”, jak twierdzi Zygner, op. cit., s. 13. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 504 domyśla się w tym świadomej zasadzki przygotowanej przez Kuchmeistra. Nie zgadza się z tym Derdej, op. cit., s. 137-140. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 89. [↩]
- Cała ta historia wydaje się mało prawdopodobna Mikołajczakowi, Grunwald, s. 104, który twierdzi, że mało prawdopodobna jest opcja, iż tak znamienici rycerze jak Mikołaj Powała i Janusz nie znali się i wg tegoż Długoszowa historyjka jest raczej legendą. Znajomości Powały i Brzozogłowego nie można jednak w pełni udowodnić, a jak inaczej wytłumaczyć jego przybycie do Inowrocławia? [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 95. [↩]
- Tamże. Mikołajczak, Grunwald, s. 106 uważa, że 12 polskich chorągwi liczyło razem ok. 5-6 tys. ludzi. Wprawdzie uważam, że obliczanie liczby wojska na podstawie teoretycznej liczby żołnierzy w chorągwi jest bardzo złą metodą, to takiego obliczenia Mikołajczaka nie można czymkolwiek uzasadnić, bowiem przeciętna chorągiew liczyła 300-400 ludzi, choć oczywiście zdarzały się przypadki chorągwi mniejszych jak i też większych. Tenże historyk powątpiewa także w Długoszową wzmiankę o przewadze liczebnej Krzyżaków, sądząc, że to typowy zabieg kronikarza średniowiecznego mający na celu uwypuklenie dokonań „swoich”. Nie można w całości się z tym zgodzić, bowiem Długosz np. wspomina o polsko-litewskiej przewadze pod Grunwaldem. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 96. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 513. [↩]
- Długosz, t. 4, ks. 11, s. 104. [↩]
- Tamże. [↩]
- Tamże, s. 105. [↩]
- Kuczyński, Wielka Wojna, s. 515-517. [↩]
- Kuczyński (tamże, s. 518) wątpi w najważniejsze informacje przekazane przez Długosza, t. 4, ks. 11, s. 105-106. Przede wszystkim zjazd nie mógł odbyć się (jak chce Długosz) 8 grudnia, bo obydwie strony zaprzysięgły rozejm dopiero dzień później. Wątpliwa jest także rozmowa Henryka von Plauen z Jagiełłą, która miała być wyrazem osobistych przekonań kronikarza. [↩]
- Tak traktat oceniał już Długosz, t. 4, ks. 11, s. 109-110 twierdząc, że jedynie Litwa wyniosła zeń korzyści (także Derdej, op. cit., s. 168-174 poddaje pokój krytyce). W chodnym tonie na temat traktatu wypowiada się również… litewski historyk Ivinskis, op. cit., s. 116-117. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Gratuluję, świetny i bardzo wyczerpujący artykuł.Bardzo mi pomógł w pracy szkolnej z historii 🙂
Dziękujemy i cieszymy się, że mogliśmy pomóc:)
Poszukiwałem tekstów, które potwierdzały wybuch wojny z Zakonem - było nim przejecie przez Krzyżaków 20 statków ze zbożem dla Liwy w Ragnecie. Dziękuję