Bitwa pod Kłuszynem 4 lipca 1610 r. |
Początek wojny[1]
Nie wiadomo, kiedy król Zygmunt III podjął decyzję o oficjalnej wyprawie Rzeczypospolitej na Rosję. Być może zwołanie sejmu (27 września 1608 r.) świadczy o tym, że ta decyzja została już przez monarchę podjęta[2]. Grudniowe sejmiki mogły utwierdzić Zygmunta w przekonaniu, że interwencja spotka się z poparciem w Polsce. Choć słowa Stanisława Żółkiewskiego, iż „po wszystkiej koronie pochwalona jest ta ekspedycya do Moskwy”[3] są z pewnością przesadzone (przeciw wojnie ze wschodnim sąsiadem opowiedział się np. sejmik radziejowski i przede wszystkim – znaczna część Litwy), to ogólna sytuacja wewnętrzna Rzeczypospolitej pozwalała z optymizmem patrzeć na kwestię wywalczenie środków finansowych na podjęcie działań zbrojnych[4].
Sejm zwyczajny w Warszawie rozpoczął się 15 stycznia 1609 r., wota senatorskie – 18 stycznia. Wotujących senatorów można podzielić na kilka grup: pierwsza – do której należeli zwolennicy interwencji (np. hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski, biskup poznański Andrzej Opaliński, kanclerz wielki litewski Lew Sapieha); druga – ci, którzy oficjalnie nie wypowiedzieli się na temat polityki wschodniej, skupiając uwagę na innych problemach Rzeczypospolitej (np. biskup krakowski Piotr Tylicki, kasztelan kaliski Adam Stadnicki, biskup wrocławski Maciej Pstrokoński); trzecia i chyba najmniej liczna – przeciwnicy wojny (do tego grona na pewno należał marszałek wielki litewski Krzysztof Monwid Dorohostajski, być może także, zwracający uwagę na niebezpieczeństwa dla Polski, biskup płocki Marcin Szyszkowski; wahał się, co nie znaczy, że sprzeciwiał, kasztelan krakowski Janusz Ostrogski, który uważał, że nie można zmarnować okazji uzyskania pewnych korzyści na Rosjanach, ale jednocześnie należy uważać na to, by Zygmunt III chcąc zdobyć dodatkowe państwo, nie stracił swego własnego, tj. Rzeczypospolitej)[5].
W senacie Waza odniósł zwycięstwo, ale z dużo mniejszym optymizmem podchodził do przedstawienia problemu moskiewskiego w izbie poselskiej. W każdym razie, bezpodstawne są opinie o podjęciu wojny bez wiedzy czy zgody (chyba, że werbalnej) sejmu[6], bowiem posłowie znali (dokładniej nieokreślone) zamierzenia królewskie, nie tylko z wotów senatorskich, ale przede wszystkich z instrukcji monarchy rozsyłanych przed obradami. Mimo takiej możliwości, posłowie nie podjęli dyskusji nad pytaniem: czy zaczynać wojnę z Rosją?[7] Samuel Maskiewicz napisał w swoim pamiętniku, że Zygmunt pragnął wojny, ale „Rzeczpospolita mu pozwolić nie chciała”[8], co wszakże nie znaczy, że mu się sprzeciwiła.
Można uznać, że sporną kwestią jest to, czy król zwoływał sejm dla pozyskania szlacheckiego poparcia czy raczej dla uzyskania szlacheckich pieniędzy. Obydwie rzeczy umożliwiały podejmowanie działań zbrojnych, pierwszą mógł uznać za zdobytą, drugą – za zdobytą w niewystarczającym stopniu. Uchwalony na sejmie jeden pobór wystarczał do zaatakowania wschodniego sąsiada, nie wystarczał do zrobienia tego możliwie szybko i efektywnie.
Można zapytać, czy przyczyny takich kroków monarchy były w ogóle warte ich podejmowania. Żeby zapytać, trzeba by uznać któreś z przyczyn za najważniejsze, a tu zdania wśród historyków są podzielone. Nie wdając się w szersze dyskusje, można stwierdzić, że podstawowymi przyczynami wyprawy Zygmunta III na Rosję jesienią 1609 r. były: 1) chęć odzyskania ziem: smoleńskiej, czernihowskiej, siewierskiej (utraconych w XVI wieku). Świadczy o tym kierunek ataku wojsk Rzeczypospolitej – od razu na Smoleńsk (jak sugerowali m.in. Sapiehowie, którzy w tamtych okolicach mieli swoje majątki i wspólnie ze starostą wieliskim Aleksandrem Gosiewskim działali na rzecz poddania się twierdzy bez walki), a nie jak uważał Żółkiewski – przez Siewierszczyznę na Moskwę[9]. Stanisław Żółkiewski miał zapewne również na względzie wywalczenie tronu dla Władysława[10], co było przyczyną 2). Mimo, iż idąc na Smoleńsk, Zygmunt zamierzał pokazać, że nie walczy dla siebie, to problemy dynastyczne także miał na względzie[11]. Prawdopodobnie chciał osiągnąć tron moskiewski dla siebie (dopiero w wypadku konieczności – dla młodego Władysława), by ułatwić sobie drogę powrotną na tron rodzimej Szwecji. Inną sprawą jest to, czy kierował się tym przez cały okres wojny i czy był to dlań specjalny punkt odniesienia.
Dopiero w dalszej kolejności dla Zygmunta znaczenie miały: religia[12] (w gruncie rzeczy, wykorzystywana jedynie do ukazania Zygmunta za granicą jako wielkiego obrońcy chrześcijaństwa walczącego przeciwko schizmatykom i do wywalczenia papieskich subsydiów) i pomszczenie krzywdy Polaków w Moskwie (1606 r.).
Sejm zakończył się 26 lutego[13] i chyba nie w pełni satysfakcjonował króla, skoro ten wyjechał do Krakowa i nadal nie był całkowicie przekonany co do rozpoczynania ataku w takich warunkach (tym bardziej, że ze Szwecją dalej walczono o Inflanty, a Tatarzy w każdej chwili mogli najechać południowe kresy państwa). Do wzmożenia antyrosyjskich nastrojów przyczyniło się zawarcie szwedzko-moskiewskiego układu w Wyborgu (10 marca 1609 r.), który gdzieniegdzie uznano za złamanie rozejmu Polski z Moskwą (25 lipca 1608 r.). Możliwe, że traktat w Wyborgu utwierdził Zygmunta w przekonaniu co do zasadności agresji na wschód[14]. By uzyskać więcej pieniędzy, Zygmunt zwrócił się o pomoc do sejmików relacyjnych, a następnie deputackich. Reakcja szlachty była różna[15], wprawdzie stan finansów Rzeczypospolitej poprawił się, ale nie na tyle, by można było śmiało myśleć o szybkim zajęciu Smoleńska. Żółkiewski rozpoczął organizowanie zaciągów i proponował zwołanie narad senatorskich, które wspomogłyby działania od stron budżetowych[16]. Waza, który 28 maja wyjechał z Krakowa i ruszył w kierunku Wilna, 6 czerwca spotkał się z hetmanem polnym w Bełżycach (niedaleko Lublina). Tam Żółkiewski po raz kolejny próbował ukazać władcy zbyt późną porę działania i mały stopień przygotowań polskich do wyprawy: „Ukazował oobliwie i to, że się daleko weszło w czas roku, droga daleka, żołnierz nie gotowy, pieniędzy nie brał, nie może się żadną miarą aż pod kopy ruszyć; nim granicy moskiewskiej dojdzie, jesień, zimna, które tam prędko nadścigną, facultatem rei gerendae [sposobność działania] odejmą”[17].Zygmunt III kontynuował jednak swoją wyprawę (twierdząc, że przygotowania i tak zaszły już na tyle daleko, że marnotrawstwem byłoby je przerywać bez efektów), po drodze rozsyłając uniwersały wzywające do przybywania pod jego sztandary, a 25 sierpnia pod Mińskiem połączył zebrane oddziały z chorągwiami sceptycznego Żółkiewskiego. I tutaj hetman nie odpuszczał i zapytywał o źródło wiary w kapitulacyjne postawy smoleńszczan i skłonność bojarów do rokowań, w czym monarchę utwierdzali Gosiewski z Sapiehą (namawiający zresztą do jak największego pośpiechu w organizowaniu ataku na państwo cara)[18].
4 września wojsko przybyło do Orszy, zaś 19 września, na granicy polsko-moskiewskiej, Zygmunt wydał (bez większego odzewu) uniwersał kierowany do mieszkańców i załogi Smoleńska, gdzie namawiał do poddania się pod jego skrzydła. Ze swej strony obiecywał np. zachowanie praw Cerkwi[19]. Jak podkreśla Henryk Wisner: „uniwersał został, jak zapisano, wystawiony na granicy, ale nie polsko-moskiewskiej, lecz orszańsko-smoleńskiej, czyli już nie na granicy państw, lecz ziem„. To zaś oznaczało, że król Rzeczypospolitej był pewny „dobrej woli„ ziemi smoleńskiej, którą już uznał za wcieloną do Polski (co nie znaczy, że – Korony) lub tylko wierzył w ”dobroduszność” smoleńszczan.
Istnieje informacja, iż Zygmunt wysłał datowany 8 września list do cara moskiewskiego Wasyla Szujskiego, w którym wypowiedział mu wojnę[20].
21 września polskie oddziały ostatecznie przekroczyły granicę, a najwcześniej 26 września[21] pierwsze z nich zaczęły pojawiać się pod murami Smoleńska. 29 września przybył tam Lew Sapieha, a 1 października sam król.
Jak prezentowała się twierdza wobec przybyłych oddziałów Rzeczypospolitej? Przede wszystkim, należy podkreślić, że w tym momencie konfrontacja zbrojna była już pewna, bowiem Michał Szein, dowodzący obroną Smoleńska, absolutnie nie dawał posłuchu obietnicom Gosiewskiego i o wszystkim posłusznie powiadamiał Szujskiego[22]. Wojewoda smoleński mógł w miarę pewnie czuć się w miejscu nazywanym „Kluczem do Moskwy„. Twierdza posiadała mur o długości 6,5 km, wysoki na 10-15 m, o grubości 5-6 m. Obronność wzmacniało 38 baszt o różnej wysokości, zazwyczaj do 21 m. Miasto posiadało 9 bram, najważniejsze z nich to: Abramowska, Dnieprowska (Królewska), Jeleńska, Małachowska, Kopycińska. Na dodatek: ”Umocnienia przystosowane znakomicie do warunków naturalnych i położenia miasta, tak że nie musiano ich otaczać fosą. Siedemnastowieczny Smoleńsk leżał na lewym brzegu Dniepru, na dość wyniosłym miejscu, górującym nad rzeką i przedpolem murów miejskich. Brzeg, na którym wznosiło się miasto, charakteryzował się znacznym, dochodzącym do kilkudziesięciu metrów spadkiem. Północną ścianę twierdzy osłaniał Dniepr mający tu 310 m szerokości. Co prawda rzeka była spławna w tym miejscu tylko wiosną, ale nie sposób było ją sforsować. Brody można było znaleźć dopiero w pewnej odległości od miasta. Prawy brzeg rzeki był łagodny i płaski aż do podnóża Góry Pokrowskiej. Wschodnią stronę murów zabezpieczał płytki lecz szeroki parów, za którym płynął niewielki strumień. Zbudowano na nim groblę tworząc w pobliżu Dniepru dwa stawy, co utrudniało w tym miejscu działania oblężnicze. Najgorzej przedstawiała się południowa i południowo-zachodnia strona umocnień, gdyż mury wyrastały tu niemal z równi terenowej. Dopiero od strony zachodniej do fortyfikacji dochodził głęboki parów oraz strumień wpadający do Dniepru”[23].
Polacy piszący o oblężeniu Smoleńska mieli skłonność do zawyżania szacunków dotyczących liczebności tamtejszej załogi – czy to ze zwyczajnej przesady, czy raczej z niewiedzy (co zresztą, nie jest w historii odosobnionym przypadkiem). Z pewnością twierdza była dobrze zaopatrzona w żywność i amunicję. Biskup Paweł Piasecki informuje, że Smoleńsk posiadał „30 000 uzbrojonych bojarów z tejże prowincyi zebranych” plus 40 tys. ludzi zdolnych do noszenia broni (tak samo Pamiętniki wydane przez K. W. Wóycickiego). Również Samuel Maskiewicz podaje 70 tys. jako sumę ludności i załogi smoleńskiej. Stanisław Żółkiewski pisze o 200 tys. zdolnych do walki i do 300 dział. W zasadzie w ślad za hetmanem podąża Stanisław Kobierzycki[24]. Z Żółkiewskim zgadzają się tacy historycy jak: Konstanty Górski (choć ten zaznacza, że być może są to liczby przesadzone), Aleksander Hirschberg[25]. Antoni Prochaska podaje 30 tys. żołnierzy i 300 dział[26]. Tadeusz Korzon i Jan Wimmer piszą o 12 tys. żołnierzach i 170 działach[27]. Jerzy Besala uważa, że wojewoda smoleński dysponował „blisko dwudziestotysięczną armią wewnątrz murów, sto siedemdziesięcioma działami”[28]. Najbliższe prawdy są chyba jednak opinie o 5,4 tys. żołnierzy (oczywiście wspartych przez kilka tys. mieszczan) i 170 armatach[29].
Niemniejsze problemy stwarza oszacowanie liczebności wojska królewskiego oblegającego miasto. Oczywiście, w przeciągu dwu lat liczba ta wielokrotnie się zmieniała. Źródła piszą najczęściej jedynie o początkach oblężenia. I tak, Paweł Piasecki (jak również Pamiętniki Wóycickiego) pisze o 6 tys. husarii, 18 tys. „lekszej jazdy„ (”petyhorców, pancernych i kozackich chorągwi”, jak uzupełniają Pamiętniki), 5 tys. piechoty. Samuel Maskiewicz szacuje wojsko Zygmunta III na 12 tys. żołnierzy (w tym sporo pocztów magnackich i wolontariuszy, którym wiele brakowało w kwestii dyscypliny), do tego piechota (w tym 2 tys. piechoty niemieckiej), Tatarzy litewscy i Zaporożcy[30]. Dokładniejsze obliczenia podają:
1) K. Górski:
a) Jazda
- I kwartał (5 lipca – 5 października): 2300 husarzy, 800 kozaków, 300 rajtarów
- II kwartał (5 października 1609 r. – 5 stycznia 1610 r.): 4007 husarzy, 900 kozaków, 269 rajtarów
- III i IV kwartał (5 stycznia – 5 lipca): 2205 husarzy, 400 kozaków, 300 rajtarów
b) Piechota – na początku 4213 ludzi, w czerwcu 1610 r. – 2513, w lipcu – 1698, w październiku – 2433 i w czerwcu 1611 r. – 1184 piechoty
Całość armii na początku oblężenia „nieprzenosząca 8067 ludzi” (aczkolwiek nie wszystkie chorągwie mogły zostać uwzględnione, np. z powodu przynależności do któregoś z magnatów opłacających oddział; powodem mogło być także spóźnienie się na tzw. popis)[31].
2) J. Wimmer (w odniesieniu do początkowej fazy oblężenia):
a) Jazda – łącznie nie więcej niż 8,5 tys. koni (w tym 5732 zaciężnych: 4342 husarzy, 390 rajtarów, 1000 kozaków)
b) Piechota – 4,7 tys. ludzi[32]
c) Kozacy niżowi – ok. 5 tys. ludzi
Razem wojsko nie przekraczało 18,2 tys. stawek żołdu, czyli 17,2 tys. żołnierzy[33].
Obydwie propozycje w zasadzie nie są sprzeczne. Górski pisze prawdopodobnie o chorągwiach, które stanęły pod Smoleńskiem jednocześnie z królem, zaś Wimmer – o ogóle sił stacjonujących pod miastem w pierwszych dniach i miesiącach działań zbrojnych. Niestety, w sprawie wielkości polskiej artylerii cierpimy na niedostatek danych. Pewne jest, że nie dorównywała ona liczbą smoleńskiej (w literaturze utrwalił się pogląd o przyprowadzeniu pod Smoleńsk przez wojsko królewskie 30 armat) liczbą. Zapewne również kaliber tych dział był zbyt mały, gdyż skutki ostrzału twierdzy przez długi czas były mizerne[34].
2[35] lub 3[36] października doszło do zebrania oficerów i senatorów. Dygnitarzom i wojskowym, zdaniem Stanisława Żółkiewskiego, zbytnio udzielił się optymizm. Sam hetman, oficjalnie przyłączył się do optymistycznych głosów, jednak w prywatnej rozmowie z królem wyraził swoje obawy w związku z planowanym atakiem na twierdzę. Tenże „zwierzyniec„, zdaniem niemłodego już dowódcy, posiada zbyt grube mury, by królewskie działa mogły je skruszyć, a załoga jest już przygotowana na podkopy i petardy. Żółkiewski popierał inny plan, zakładający blokadę Smoleńska i wyruszenie na Moskwę, co było kolejną próbą zrealizowania koncepcji „kremlowskiej”. Publicznie, nie ośmielił się sprzeciwić planowi zaakceptowanego na naradzie, zaś król i tym razem nie usłuchał hetmana polnego ”będąc persuasus[utwierdzony] od niektórych, że fortele mogą dobry uczynić efekt, koniecznie kazał ich próbować”[37].
4[38] października rozpoczęto planowany szturm. Na bramę Kopycińską ruszyły oddziały starosty puckiego Jana Wejhera, a na Abramowską – oddziały pod dowództwem kawalera maltańskiego Bartłomieja Nowodworskiego. Dostęp do bram był jednak utrudniony z powodu „zrębów„, które były „właśnie jako komory jakie„. Jak tłumaczy K. Górski „Ażeby dostać się do bramy, trzeba było przebyć wąskie przejście pomiędzy zrębem i murem i przytem ugiąć się, ażeby uniknąć strzelby z wieży bokowej”. Atakującym udało się petardami wysadzić obydwie bramy, ale cały czas znajdowali się pod ciężkim ostrzałem. Na dodatek, w tym zamieszaniu, gdzieś zagubili się trębacze, którzy mieli dać znak pozostałym oddziałom do wsparcia pierwszej fali. W rezultacie, atak zakończył się niepowodzeniem, chociaż zdaniem Żółkiewskiego ”dwudziestu więcej człeka nas to nie kosztowało” (wg Górskiego straty wyniosły 10 zabitych i 70 rannych)[39].
Jeszcze tej nocy, jakiś oddział piechoty niemieckiej wdarł się na przedmieście Piotnickie, zadając wrogowi spore straty.
Było to jednak tylko lokalne, mało znaczące w skali całej operacji, powodzenie. Porażka pierwszego szturmu skłoniła Polaków i Litwinów do większej ostrożności, a także obmyślenia innego sposobu dostania się do twierdzy niż podkopy i petardy. Pozostawały próby zrobienia wyłomów w murach Smoleńska, ale, jak wspomniano, pod tym względem, dostępne dla wojsk Zygmunta działa, były zbyt słabe (czego dowodem był ostrzał przeprowadzany przez Jana Wejhera w dniach 8-23 października), a prawdziwe armaty burzące zaczęto dopiero sprowadzać. Pierwsze 4 z nich przyprowadzono z Witebska i Połocka 27 listopada.
7 października, do obozu królewskiego, pod wodzą atamana Atanazego Olewczenki przybyli Kozacy Zaporoscy[40] i wówczas zakończono przydzielanie stanowisk poszczególnym oddziałom Rzeczypospolitej. Zaporożcy, razem z oddziałami Ludwika Wejhera, stanęli naprzeciwko bramy Abramowskiej. Od strony zachodniej stacjonowała piechota niemiecka Jana Wejhera. Na prawej stronie Dniepru rozłożyła się jazda pod wodzą Jana Potockiego, wojewody Racławskiego, jednego z zagorzałych regalistów, mającego spory posłuch u króla, choć – nie wiadomo czy i nieprzesadzony oraz rozdmuchany przez potomnych, bowiem królewskie zaufanie dość trudno było zdobyć i raczej łatwo stracić[41]. Bliżej przedmieść, na górze Pokrowskiej, ustawiono 6-działową baterię i oddział Krzysztofa Dorohostajskiego. Na drogach prowadzących do Jelca i Roslawła rozmieszczono straż, która miała nie tylko blokować dostawy zaopatrzenia dla załogi, ale także przechwytywać korespondencję wojewody Szeina z carem Szujskim[42].
Im dłużej oblężenie trwało, tym bardziej względy polityczne zaczęły przesłaniać względy wojskowe. Głowę króla, hetmana i innych polityków, zaczęły zaprzątać głównie dwie sprawy: stosunki z bojarami moskiewskimi i z Polakami wspierającymi Dymitra II Samozwańca. Negocjacje z tymi pierwszymi nastąpią kilka miesięcy później, rozmowy z „tuszyńczykami” trwały praktycznie od momentu wejścia wojska Rzeczypospolitej w granice moskiewskie, choć pierwsze poważniejsze poselstwo (pod przywództwem Mikołaja Marchockiego) polskich żołnierzy wora (złodzieja) przybyło do obozu smoleńskiego dopiero 24 listopada. Żołnierze tuszyńscy, wstępując w szeregi oddziałów Dymitra II, robili to głównie w celu wzbogacenia się. Samozwaniec długo jednak zalegał z żołdem, a brak perspektyw na rozwiązanie podmoskiewskiego impasu (Szalbierz od dłuższego czasu blokował stolicę, nie mając jednak szans na jej zdobycie i opanowanie umocnionych punktów mieszczących się wokół Moskwy np. Monasteru Świętej Trójcy, bez powodzenia obleganego przez starostę uświackiego Jana Piotra Sapiehę), jeszcze bardziej odsuwał szanse na otrzymanie upragnionych bogactw. Wejście króla polskiego do Rosji komplikowało sytuację. Tuszyńczycy nie mieli pewności, czy monarcha będzie respektował ich trud i rany odniesione w walce z Moskwą, dlatego cel poselstwa Marchockiego był jeden – przekonanie króla do wycofania się z ziem państwa moskiewskiego.
Mimo ostrych słów wypowiedzianych pod adresem króla, posłowie doprowadzili do zapowiedzi kontynuacji rozmów z Zygmuntem, który szukał uzyskania rozwiązania pośredniego; zależało mu na zdobyciu dodatkowych żołnierzy, którzy mogli przydać się w walkach o Smoleńsk i nie tylko; z drugiej jednak strony, był przekonany o tym, że istnienie obozu tuszyńskiego jest jak najbardziej w interesie Polski, bowiem powodowała zablokowanie Wasylowi Szujskiemu wszelkich dróg działania.
W dniach 12-15 listopada do Tuszyna wyjechało poselstwo Stanisława Stadnickiego, mającego przekonać żołnierzy Dymitra do racji króla polskiego i uzasadnić jego działania. Faktyczne rozmowy zaczęły się 20 grudnia. W ich trakcie, dochodziło niekiedy do zarzucania się nierealnymi propozycjami i żądaniami np. tuszyńczycy godzili się oddać królowi znaczną część ziemi siewierskiej w zamian za 20 mln zł. Szanse na pomyślne, zadowalające wszystkich zakończenie rokowań były niewielkie.
W tym miejscu należy podkreślić, że Stadnicki i jego towarzysze rozmawiali z wojskiem cara, nie z carem (zwanym także Łżedymitrem). Witali ich wprawdzie: Roman Różyński, Aleksander Zborowski oraz Dymitr właśnie, ale niedługo potem wor– zmuszony przez okoliczności – musiał wyrazić zgodę na samodzielne negocjacje swoich oddziałów z królewskim posłem! Szalbierz już od dawna nie stanowił poważniejszej siły politycznej – był zaledwie zasłoną i marionetką dla poważnych graczy politycznych jakimi byli Różyński, Jan Piotr Sapieha czy nawet – Maryna Mniszchówna, żona dwóch Samozwańców (oczywiście nie równocześnie).
Tymczasem jednak wor poczuł się zagrożony jak nigdy. Obawiał się, że w tworzonym nowym układzie sił stanie się niepotrzebny i zagrożony. Stąd też jego – nieoczekiwana dla wojska – decyzja ucieczki do Kaługi, zrealizowana 6 stycznia 1610 r. Decyzja, która zmieniła sytuację w trójkącie Szujski – Waza – Szalbierz i w rezultacie, była dla Rzeczypospolitej mało korzystnym znakiem[43].
Moskwa uwolniona od Łżedymitra
Ucieczka cara spowodowała pewien tumult w obozie, uspokojony dopiero po pewnym czasie przez kilku oficerów na czele z kniaziem Różyńskim. Początkowe efekty ucieczki impostora mogły zadowolić monarchę, bowiem na służbę Rzeczypospolitej przeszło sporo żołnierzy tuszyńskich. Jednak to Wasyl IV mógł być najbardziej usatysfakcjonowany ucieczką swojego tronowego rywala. Opuszczenie Tuszyna przez Łżedymitra spowodowało nie tylko przejście takich miast jak Sierpuchów, Borowsk czy Możajsk na stronę Szujskiego, ale także powolne wkroczenie obozu tuszyńskiego w decydującą fazę rozkładu, co osłabiało nacisk na stolicę moskiewską i dawało carowi możność działania. Na dodatek, 22 stycznia Sapieha zwinął oblężenie Monasteru Świętej Trójcy[44], a 8 marca opuścił Dymitrów.
Tymczasem zima spowodowała zaprzestanie poważniejszych działań pod Smoleńskiem. Wśród wojsk królewskich szerzyły się choroby i dezercja, choć – przynajmniej przez pewien czas – nie brakowało żywności[45]. Żołnierze mogli pocieszać się tym, że smoleńszczanom odcięto wszelkie drogi zaopatrzenia, wyczerpywały się zapasy wody (co powodowało konieczność wyprawiania się po nią nad Dniepr, a to zwykle oznaczało potyczkę z Polakami), z powodu braku soli szerzył się szkorbut, brakowało drewna na opał (choć to – z jeszcze większą siłą – dotknęło Polaków, obozujących na wolnych polach). Ponoć niezadowolenie z sytuacji było tak duże, że w kwietniu 1610 r. ludność miasta zażądała od Szeina kapitulacji, ale ten – razem z tamtejszym arcybiskupem – jednoznacznie dał do zrozumienia, że będzie walczył do upadłego. Póki co, nie było jednak okazji do większych walk. Polacy na razie nie próbowali dostać się do miasta dzięki podkopom i petardom, a na ciężkie działa wciąż czekano, zaś Rosjanie nie chcieli wychylać się zza murów potężnego Smoleńska.
Rokowania Stadnickiego (który od rozmów z żołnierstwem, przeszedł do rozmów z propolskimi bojarami, którym przewodził metropolita rostowski Filaret) doprowadziły do powstania ponad 200-osobowego poselstwa (przewodzonego przez: Michała i Iwana Sałtykowów, Wasyla Masalskiego, Iwana Gramotina, Fiodora Mieszczerskiego, Jerzego Chworostynina, Lwa Pleszczejewa i Fiodora Andronowa), które 13 stycznia wyruszyło pod Smoleńsk. Głównym tematem rozmów dyplomatycznych miał być wybór Zygmunta lub jego syna Władysława na tron rosyjski. Temat ten zainicjował wcześniej Stadnicki.
31 stycznia doszło do pierwszego spotkania posłów z królem. Ich propozycje monarcha omawiał z senatorami następnego dnia. Jednocześnie doszło też do rokowań senatorów z bojarami. Podsumowaniem dyskusji i narad było zawarcie układu 14 lutego 1610 r., w którym Zygmunt III aprobował elekcję syna i koronowanie go przez prawosławnego patriarchę, aczkolwiek nie wykluczał sprawowania „opieki” przez siebie, zatwierdzał prawa Cerkwi, godził się na współpracę Polski i Rosji w dziedzinie obrony przed Tatarami, zgadzał się na wolność handlu, wykluczenie Polaków i Litwinów w kwestii otrzymywania moskiewskich urzędów, nie zamierzał zmuszać Władysława do zmiany wyznania na prawosławie. To wszystko jednak musiało otrzymać zgodę stanów Polski. Obydwie strony nie wspomniały w traktacie o ziemi smoleńskiej, czernihowskiej i siewierskiej.
Droga do realizacji głównego założenia, jakim była koronacja Władysława – na dodatek po „zupełnym uspokojeniu„ państwa moskiewskiego – była długa, ale na pomniejsze korzyści nie trzeba było długo czekać. Pod wrażeniem układu, na stronę Rzeczypospolitej (a w zasadzie – pod władzę przyszłego cara Władysława Zygmuntowicza) zaczęły przechodzić kolejne miasta i zamki. Jak pisał Lew Sapieha, ”zamki niektóre poddają się królowi JMci, jako Zubcow, Rżew, Włodymierow i inszych kilka”[46]. Za przykładem tych punktów, nie poszedł aktualny najważniejszy cel działań Zygmunta Wazy – Smoleńsk. W jego pobliżu ciągle znajdywano jakichś emisariuszy Szujskiego, a perswazje cara kasimowskiego Uraz-Mahmeta czy Andrzeja Bedyczyna nie przynosiły efektów[47].
Tymczasem w Tuszynie Samozwaniec zaczął odzyskiwać wpływy, co spowodowało podział obozu z grubsza na dwie grupy: popierającą króla i popierającą wora. Gdy 24 kwietnia Aleksander Zborowski składał relację ze swojego poselstwa do króla polskiego (który miał do zaoferowania mało znaczące konkrety, m.in. wzięcie na żołd 2 tys. żołnierzy z Tuszyna), część żołnierzy (pod wodzą Bychowca i Kamieńskiego) udała się do Kaługi, oddziały m.in. Zborowskiego, Wilamowskiego, czy zmarłego (4 kwietnia) Różyńskiego zadeklarowały wierność wobec polskiego monarchy. Ciąg wydarzeń spowodował de facto likwidację obozu tuszyńskiego i zerwanie blokady Moskwy. Było to oczywiście niekorzystne dla Dymitra, ale w podobnym stopniu nie było to na rękę Zygmuntowi Wazie, który sprawę Samozwańca mógł traktować jako straszak w negocjacjach z politykami rosyjskimi. Dlatego być może król polski inspirował wejście oddziałów Jana Piotra Sapiehy do obozu kałuskiego latem 1610 r.
Rozproszenie tuszyńczyków pozwoliło Wasylowi Szujskiemu szykować odsiecz dla Smoleńska, co prawdopodobnie rozpoczął robić w kwietniu lub maju 1610 r. Nieoczekiwanie, 4 maja zmarł słynny Michał Skopin Szujski (możliwe, że otruty przez brata cara – Dymitra Szujskiego lub jego żonę), wówczas najzdolniejszy dowódca moskiewski. Kontrolę nad przygotowaniami przejął Dymitr Szujski, który raczej nie wyróżniał się posiadaniem talentów militarnych.
By zapewnić sobie dobre zaplecze przed wyprawą pod Smoleńsk, Szujski zamierzał zdobyć kilka umocnionych punktów będących w posiadaniu Polaków. Na pierwszym miejscu był Osipów, obsadzony przez ponad 1,5 tys. żołnierzy. Zdobycie tego punktu miało być celem Grzegorza Wałujewa (który wcześniej wsławił się zajęciem Wołoka) i Piotra de la Ville, łącznie dysponujących 2 tys. Rosjan i 1 tys. najemników przyprowadzonych ze Szwecji. Atak rozpoczął się 12 maja i zaskoczył obrońców, którym ostatecznie udało się wyprzeć wroga poza mury. Potem jednak wśród Polaków doszło do sporu na temat sensu utrzymywania twierdzy. Powstał rozłam i gdy część żołnierzy zaczęła opuszczać gród (20 maja), do ataku wyruszył (zawczasu powiadomiony o polskich planach przez kilku sprzedawczyków) Wałujew z sojusznikami i tym razem – z powodzeniem. Swoją podzielność zdań załoga musiała przypłacić ogromnymi stratami – ponoć z Osipowa uciekło tylko 300 ludzi. Jak uważał Stanisław Żółkiewski – niepotrzebnie, bo oddziały Zborowskiego i Kazanowskiego były zdolne przyjść z odsieczą załodze Osipowa, choć gońcy tej ostatniej, ponoć nie mogli odszukać swoich sojuszników[48].
Następnie, w ręce Moskali dostały się takie miasta jak Możajsk czy Rżew[49], ale szczególne znaczenie przypisano Białej, gdzie stacjonowały chorągwie Aleksandra Gosiewskiego (kilkaset żołnierzy, do tego ok. 1 tys. Kozaków; starosta wieliski skarżył się na niedobór prochu i żywności). Przeciwko niemu Szujski skierował co najmniej 6 tys. Rosjan (pod wodzą Jakuba Boratyńskiego i Iwana Chowańskiego) i najemników (pod dowództwem Edwarda Horna). Gosiewski na początku stoczył (5 czerwca) pomyślną bitwę ze strażą przednią napadających (700 jeźdźców), zabijając 90, a biorąc do niewoli 40 ludzi (16 przeszło na stronę Polaków). Horn i Rosjanie zaczęli układać plan szturmu, o którym – za pośrednictwem dezerterów – dowiedział się Gosiewski. By go udaremnić, Polacy zawczasu uderzyli na przygotowujących się do ataku wrogów i tym razem również odnieśli zwycięstwo. Między Hornem a Gosiewskim doszło do wymiany korespondencji, przerwanej przez wieści o nadchodzeniu odsieczy i atak oddziałów Kazanowskiego na tabory oblegających[50].
Zdobywanie kolejnych gródków sprzyjało koncentracji wojska moskiewskiego, która dokonywała się pod Możajskiem. Źródła nie są zupełnie zgodne w ocenie tego, ilu żołnierzy udało się Szujskiemu zgromadzić. Józef Budziło pisze o 16 tys. Moskali i 7 tys. „Niemców”, tj. najemników. Kobierzycki – o 30 tys. Moskwiczan i 6-8 tys. najemników. Marchocki – o 20 tys. Rosjan i 6-7 tys. najemników. Maskiewicz podaje dość fantastyczne dane, przedstawiające 50 tys. żołnierzy plus 20 tys. chłopów wykorzystywanych głównie jako czeladź. Piasecki – 30 tys. Moskali i 7 tys. najemników. Zaś Stanisław Żółkiewski podawał dwie liczby: jedną w liście do króla, a drugą w dziele Początek i progres wojny moskiewskiej. Czemu tak zrobił? Z uzyskania nowych źródeł czy dla chęci uwypuklenia swego sukcesu? Być może z tego pierwszego powodu, bo pisał „jako sam powiadał kniaź Dymitr Szujski„ – posiadał więc informację od głównodowodzącego wrogich wojsk. W każdym bądź razie, w liście do króla (5 lipca 1610 r.) pisze o 5 tys. najemników i 30 tys. Rosjan, w swym ”pamiętniku” – ponad 40 tys. rosyjskich żołnierzy i 8 tys. najemników[51].
Szacując siły biorące udział w działaniach wojennych czerwca i lipca 1610 r., historycy zwykle czerpali swoje dane z pism Żółkiewskiego, co zrozumiałe, skoro hetman znał nie tylko ilość swoich chorągwi, ale miał pewnie najwiarygodniejsze spośród wszystkich źródeł wiadomości na temat wroga. Starsza literatura powtarzała zwykle liczby z Początku i progresu[52]. Współcześni historycy skłaniają się raczej ku relacji („na gorąco”) zawartej w liście[53]. Radosław Sikora stworzył nową teorię dotyczącą liczebności obydwu stron w działaniach[54]. W tym miejscu zajmiemy się jedynie stroną rosyjską. Otóż, Sikora twierdzi, że Szujski miał tylko 20 tys. żołnierzy, reszta Rosjan to chłopi i czeladź, których można było wykorzystać w walce w razie konieczności[55]. Jest to jak najbardziej do zaakceptowania. Spójrzmy na relacje uczestników bitwy: Maskiewicza, Marchockiego i hetmana. Ten pierwszy w swoich szacunkach jest dość mało wiarygodny, jednak jego liczba chłopstwa wydaje się być do przyjęcia. Marchocki jest bardzo ostrożny w swoich rozważaniach i jego zdanie mocno różni się od opinii, skądinąd całkiem wiarygodnego, Maskiewicza. Być może na Maskiewiczu ogromne wrażenie zrobiły masy żołnierstwa i pospólstwa, jakimi musieli dowodzić Dymitr Szujski i Jakub de la Gardie, zaś Marchocki wspomniał tylko o żołnierzach, a nie chłopach? Co do relacji hetmana, najprawdopodobniej w liście mówi o przybliżonej ilości ogółu Moskwiczan, zaś w Początku – o ich całej, szacunkowej liczbie, bez względu na bycie ciurą lub żołnierzem.
Dla najemników można przyjąć ok. 6 tys. ludzi[56].
Wkrótce, Dymitr wyśle ok. 8 tys. żołnierzy (pod dowództwem Wałujewa i Fiodora Jeleckiego) na Carowe Zajmiszcze, co będzie miało niebagatelny wpływ na przebieg kampanii, ale pozostanie bez wpływu na liczebność wojska pod Kłuszynem, bo oddziały idące na Carowe nie uczestniczyły w koncentracji pod Możajskiem.
Jedynym wyjściem, pomimo szczupłości sił, było zlikwidowanie odsieczy dla Smoleńska – czy to za jednym czy za kilkoma razami. Król początkowo przeciwko Szujskiemu zamierzał wysłać Jana Potockiego, ale ten wymawiał się od tego z różnych powodów. Ostatecznie, spod Smoleńska, 7 czerwca, dzień po wyprawieniu taborów, wyjechał Żółkiewski – jak sam twierdził, z wojskiem mniejszym niż było to obiecane Potockiemu[57]. Co ciekawe, hetman miał przy sobie listy do mieszkańców Moskwy wzywające do popierania Wazów[58]. Czyżby król faktycznie liczył się z tym, że Żółkiewskiemu uda się, jeśli nie dotrzeć do Moskwy, to przynajmniej oddziaływać w jakiś sposób na tamtejsze umysły? Wygląda na to, że tak.
Marsz przeciw odsieczy Szujskiego
Hetman rozpoczął swoją akcję od wysłania rozkazu skoncentrowania się w jednym miejscu (nie wiemy dokładnie gdzie, faktem pozostaje, że wyprawione wpierw tabory kierowały się ku Wiaźmie) do oddziałów stacjonujących na przedpolach smoleńskich (np. 800 ludzi Marcina Kazanowskiego w Wiaźmie, 700 ludzi Samuela Dunikowskiego w Carowym Zajmiszczu). Gdy dotarli doń gońcy z Białej, Żółkiewski skierował tam całość swoich wojsk i dotarł na miejsce 14 czerwca. Nie zastał już oddziałów Horna, które wycofały się pod Rżew, więc kontynuował operację – w Białej pozostawił 100 jazdy i 540 piechoty, pod Smoleńsk wyprawił z powrotem 100 piechoty i ok. 500 jazdy (5 chorągwi), możliwe, że pod Rżew wysłał oddziały Andrzeja Młockiego i jakąś ilość Kozaków, a z resztą (1380 jazdy, 460 piechoty, 100 Kozaków) ruszył na ostateczne miejsce koncentracji: Szujsk[59].
22 czerwca pod Szujskiem doszło do spotkania pułków: Żółkiewskiego, Dunikowskiego, Kazanowski i Zborowskiego. Przybyło również 3 tys. Kozaków Piaskowskiego i Iwaszyny. Tam hetman dowiedział się o działaniach Wałujewa w pobliżu Carowego Zajmiszcza (oddalonego od Szujska o 4 mile, tj. 20 km) i to jego zgrupowanie postanowił najpierw zlikwidować. Planował wyruszyć nazajutrz.
Tym razem dał o sobie znać niski stopień zdyscyplinowania żołnierzy Zborowskiego, którzy oświadczyli, że nie zaatakują, póki nie otrzymają obiecanych 100 tys. zł. Żółkiewski wysłał do nich starostę tłumackiego Mikołaja Herburta, który próbował natchnąć wojaków do walki i zapewnił, że pieniądze wypłacone zostaną w najbliższym czasie. „Musiał się z nimi pan hetman bawić, obsyłać, i przecie z nim nie poszli”, aczkolwiek zapewnili, że wesprą głównodowodzącego w sytuacji szczególnego zagrożenia. Żółkiewski oficjalnie oświadczył, że nie potrzebuje wsparcia niezdyscyplinowanych buntowników, ale z pewnością żałował, że nie udało się skłonić zborowszczyków do walki po jego stronie od początku, stanowili bowiem niemałą siłę, nie tylko dzięki liczbie, ale także dzięki sporemu doświadczeniu wyniesionemu z kilkuletnich walk w Rosji[60].
Wojsko hetmańskie przybyło pod Carowe w nocy 23 na 24 czerwca. Od razu doszło do harców na grobli postawionej przed ostróżkiem wybudowanym przez oddziały Wałujewa. Moskale ponieśli jakieś straty, zaś Polacy mieli dwu czy trzech rannych. Gdy dowódca moskiewski dowiedział się z kim ma do czynienia, rozkazał podkomendnym wycofać się do gródka.
Następnego dnia (24 czerwca) hetman postawił obóz na wzgórzu, niedaleko grobli ustawił piechotę, a obok niej jazdę kozacką. Zabronił jakichkolwiek prób forsowania grobli, gdyż planował zrobić to dopiero nocą. Tymczasem Wałujew w pobliskich zaroślach i rowach ustawił kilkuset strzelców, licząc na to, że przekraczając groblę Polacy dostaną się pod ich ostrzał. Zgodnie z rozkazem hetmańskim żołnierze cierpliwie czekali na zapadnięcie mroku. Napięcia i nudy nie wytrzymali za to strzelcy, którzy „stęskniwszy się, jęli jeden do drugiego z rowków przebiegać„. Widząc to Żółkiewski spieszył kilkudziesięciu kozaków i rozkazał im poszukać dobrego przejścia przez staw leżący nieopodal gródka, zaś piechocie nakazał przygotowania do ataku. Gdy kozacy dali znak, Żółkiewski rzucił piechotę do ataku. Piechurzy znakomicie dali sobie radę ze strzelcami moskiewskimi i szybko posuwali się do przodu. Przezornie hetman – po prowizorycznie zbudowanym moście – wysłał 1 tys. jazdy. Opłaciło się to – Wałujew zaatakował siłą 3 tys. jezdnych i pieszych wysłanych z ostróżka, z takimi siłami polska piechota na pewno nie poradziłaby sobie. Starcie i tym razem zakończyło się sukcesem armii Rzeczypospolitej. Zabito i raniono ok. 20 Polaków (w tym Marcina Wejhera), u Moskali ”nierównie większa szkoda i więźniów ich żywcem do kilkunastu pojmano” (zdaniem Kobierzyckiego 100 zabitych, niewielu jeńców)[61]. Odgłosy walki usłyszały chorągwie Aleksandra Zborowskiego, które następnego dnia połączyły się z Żółkiewskim.
25 czerwca Żółkiewski przeszedł na drugą stronę grobli, stanął na szlaku do Możajska, skąd mogła nadejść odsiecz dla ostróżka zajmowanego przez żołnierzy Wałujewa i Jeleckiego. Wzorem Moskwiczan, Polacy zaczęli stawiać wokół Carowego Zajmiszcza mniejsze ostróżki obsadzane przez piechotę i kozaków. Regularne oblężenie zostało rozpoczęte.
W czasie tych działań, Wałuje wysyłał wielu posłów w kierunku Możajska, by poinformować o swoim trudnym położeniu. Żółkiewski rozsyłał podjazdy w tamte okolice („Posyłałem też ustawicznie posyłki ku Możajsku, wywiadując się o kniaziu Dymitrze, więc i przez szpiegi starałem się o wiadomość”, jak sam później napisze[62]). Raz udało się pojmać kilku synów bojarskich (szlachciców rosyjskich), innym razem – kilku najemników, podkomendnych Edwarda Horna, którzy potwierdzili informację o skupieniu się sił Szujskiego i de la Gardie dowodzącego najemnikami. Rosjanie i najemnicy ruszyli w kierunku Carowego Zajmiszcza 2 lipca, kierując się traktem prowadzącym na Kłuszyn. W niedługim czasie dotarł do ich obozu list Żółkiewskiego skierowany do najemników, zachęcający do porzucania służby na żołdzie Moskwy[63].
Nie wiadomo, czy Szujski i de la Gardie chcieli stoczyć z Żółkiewskim otwartą bitwę. Wątpliwe, by brat carski porzucił sprawdzoną taktykę umocnionych drewnianych gródków[64], co z powodzeniem stosował chociażby Michał Skopin Szujski. Dużo większy problem z wybraniem sposobu działania mieli Polacy. Na zwołanej 3 lipca naradzie, ścierały się różne koncepcje: jedni obawiali się podziału szczupłych sił Rzeczypospolitej, inni proponowali „oblężenie„ zgrupowania (obozującego pod Kłuszynem) Szujskiego i de la Gardie, dzięki sieci gródków, uniemożliwiających np. zdobycie żywności przez wroga. Hetman głośno nie poparł żadnej z tych opcji (których pewnie było jeszcze więcej), ponieważ bał się, że jego plany mogą dostać się do uszu dowódców moskiewskich. Nakazał jedynie gotowość do wymarszu. I tak, ”godzina przed ruszeniem, nie trąbiąc, ani bijąc w bębny, obesłał, aby się ruszyło wojsko porządkiem takim, jaki do pułkowników na piśmie był rozesłany; gdyż z uderzenia bębnów łacno by się był Wałujew o ruszenia dorozumiał”[65]. Żółkiewski ostatecznie zdecydował się więc na podział sił (pod Carowym Zajmiszczem pozostawił: 700 jazdy, 200 piechoty, ok. 4 tys. Kozaków i całą czeladź z taborem[66]; nowym dowódcą pod Carowym został Jakub Bobowski) i prawdopodobnie – jak najszybsze stoczenie bitwy w otwartym polu z wojskami Dymitra i de la Gardie. Czas działał na niekorzyść Polaków – w każdej chwili Wałujew mógł dowiedzieć się o podziale wojska polskiego i spróbować samodzielnie złamać blokadę. By dowódca rosyjski trwał w błędnym przekonaniu o ciągłym pobycie Żółkiewskiego pod Carowym Zajmiszczem, hetman nakazał Bobowskiemu utrzymywać oddziały w ciągłym ruchu, by sztucznie powiększyć swoją liczebność.
Wyruszając wieczorem 3 lipca w kierunku Kłuszyna, Żółkiewski czuł zapewne nie tylko wielką odpowiedzialność, ale i ogromną niepewność, bo wiele czynników jakie musiał uwzględnić, było w dużej części od niego niezależne..
„Płot był między nami długi…”
Wiemy już, że wojska moskiewsko-najemnicze liczyły ok. 20 tys. żołnierzy moskiewskich (plus co najmniej 15 tys. zdolnych do noszenia broni chłopów, ciurów i innych) i ok. 6 tys. cudzoziemców. Jak sprawa liczebności wyglądała w oddziałach prowadzonych przez hetmana polnego koronnego?
Stanisław Kobierzycki pisze, że Żółkiewski dysponował 5 tys. żołnierzy. „Prowadził ze sobą dwa tysiące tych, których zabrał z obozu królewskiego, oraz trzy tysiące, na którą to lizie składali się ludzie Zborowskiego oraz Kozacy od Piaskowskiego i Iwaszyny. To wszystko dawało liczbę pięciu tysięcy”. Mikołaj Marchocki szacował liczbę wojska polskiego na ok. 4 tys., Samuel Maskiewicz na 2,5 tys. jazdy i 200 piechoty, a Paweł Piasecki – na mniej niż 8 tys. żołnierzy[67]. Ciekawa jest opinia kapelana polskiej armii pod Kłuszynem, Piotra Kuleszy, który uważał, że Polaków było mniej niż Niemców, tj. najemników na służbie cara moskiewskiego. Zdaniem Kuleszy, choć Niemcy na „6 tys. się rachowali„, to znajdowało się tam ”4 tys. ludzi wybornych”[68].
Na ogół, historycy odchodzili od relacji naocznych świadków bitwy, tj. Marchockiego, Maskiewicza i Kuleszy. Ci (np. A. Andrusiewicz, L. Podhorodecki, R. Szcześniak, J. Wimmer, H. Wisner)[69] za najwiarygodniejsze uznali dane pochodzące z dokumentu Comput zasłużonego wojsku moskiewskiemu stołecznemu (zazwyczaj nie podając jego pełnej nazwy), gdzie wspomniano, że za „Quartał kłuszyński” żołd należy się 5556 husarzom, 290 petyhorcom i 679 kozakom. Samodzielnie dodali do tego 200 piechoty (łącznie: 6525 jazdy i 200 piechoty) i 2 działa, o wzięciu których wspomina sam hetman[70]. Tyle, że Comput w zasadzie w niewielkim stopniu odnosi się do uczestników batalii kłuszyńskiej, bo jak pisze Radosław Sikora: „odnosi się to do , czyli do wojska polskiego, stacjonującego w stolicy państwa moskiewskiego, czyli w Moskwie i to w roku 1612 a nie 1610 (rozliczenia za lata 1610 – 1611 są wyszczególnione w punktach 1 – 7 tegoż ”[71]. W związku z tym wartość Computu jako źródła dotyczącego liczebności armii polskiej pod Kłuszynem jest raczej mierna.
Niższe szacunki występowały już w pracach przedwojennych[72]. Ostatnio „do życia” przywrócił je R. Sikora. Mianowicie, idąc za relacjami świadków bitwy i sztychem Jakuba Filipa[73], ustalił on, że wojsko polskie składało się z: 3080 husarzy, 100 petyhorców, 850 kozaków[74] i 200 piechurów, a więc łącznie 4230 koni[75] i ludzi. Odliczywszy od tego 10% stanów (ślepe porcje[76]) otrzymujemy w przybliżeniu: 2860 husarzy, 90 petyhorców, 750 kozaków, 200 piechurów, łącznie ponad 3600 koni i 200 ludzi[77]. Zgadza się to ze zdaniami Marchockiego i Kuleszy, nie zgadza ze zdaniem Maskiewicza, co niełatwo wyjaśnić. Czy chodzi o świadome zaniżanie własnych sił dla uwypuklenia sukcesu, czy może o to, że ten sławny żołnierz uwzględnił tylko część sił Żółkiewskiego? Jeśli tak, to jaką? Tą, z którą Żółkiewski wyruszał spod Smoleńska, czy może jakąś inną? Nie wiadomo. Zdaniem Adama Naruszewicza Maskiewicz brał pod uwagę tylko wojsko królewskie, nie uwzględniwszy oddziałów Zborowskiego[78].
W każdym bądź razie, R. Sikora ma sporo racji w swoich teoriach, śmiało można przyjąć 4,5-5 tys. jako zdecydowanie górną granicę liczby żołnierzy Rzeczypospolitej.
Owe ok. 4 tys. żołnierzy czekał całonocny marsz trudną drogą położoną w lesie. To nie mogło dobrze podziałać na kondycję chorągwi zaraz przed decydującym starciem z wrogiem. Polacy, „myśląc o Kłuszynie”, mieli także problemy z odnalezieniem wrogich dwu obozów (moskiewskiego i najemniczego) i dopiero sygnał pobudki pozwolił wojsku dotrzeć na miejsce[79].
Teren przyszłej bitwy był polaną (oddaloną od Kłuszyna o 8 km), którą od zachodu ograniczał las, a od wschodu rzeka Giżać. Obóz najemników znajdował się w północno-zachodniej części polany, a obóz Moskali – w północno-wschodniej. Na południe od nich znajdował się płot, który miał stanowić pierwszą linię obrony przed atakami chorągwi Żółkiewskiego[80].
Żółkiewski później był zupełnie przekonany, że gdyby nie zablokowanie błotnistej drogi przez dwa działka (falkonety) i niedotarcie wszystkich chorągwi na czas, mógłby zaatakować Szujskiego od razu i jeśli nie spowodować jego klęski na samym wstępie, to przynajmniej mocno osłabić. Ani de la Gardie, ani carski brat, nie spodziewali się takiego działania polskiego hetmana. „Śpiących zastaliśmy”. Była jeszcze inna przyczyna przeczekania momentu ataku – wspomniane płoty, które nie pozwalały szarżować polskiej jeździe w kierunku wroga. Dlatego Żółkiewski nakazał je najpierw zniszczyć[81] (a przy tym również podpalić zabudowania pobliskich wiosek, tj. Czierniawki i Izjezżyny, które mogły zostać wykorzystane przez wrogą piechotę), co obudziło Rosjan i najemników[82]. Szybsi w przygotowaniu się do boju byli zapewne ci drudzy, nie tylko dzięki ogólnej wyższej wartości bojowej i doświadczeniu, ale również dzięki mniejszej liczbie. De la Gardie ustawił w pierwszej linii piechotę, a w drugiej jazdę, i zajął prawe skrzydło. Lewe skrzydło objął Szujski, który w pierwszym rzucie ustawił jazdę pomiestną, w drugim jazdę moskiewską i rajtarię wymieszane ze strzelcami, w trzecim – artylerię i piechotę.
W niedługim czasie także Żółkiewski ustawił swoje chorągwie. Na prawym skrzydle stanął pułk Zborowskiego, za nim pułk Kazanowskiego i pułk Wejhera (pod faktycznym dowództwem Dunikowskiego). Lewe skrzydło zajął pułk Mikołaja Strusia i chorągwie pułku hetmańskiego (pod faktycznym dowództwem ks. Janusza Poryckiego). Ten ostatni mógł jednak (przynajmniej w części) stanowić odwód[83]. 400 Kozakom z dóbr ks. Zbaraskich hetman rozkazał stanąć „przy chruście, jakoby na boku lewego skrzydła”. Wciąż nie przybyły chorągwie piesze i dwa działka[84].
Bezpośrednio przed starciem Żółkiewski objeżdżał szeregi żołnierzy, podnosząc ich na duchu i mówiąc: „necessitas in loco, spes in virtuti, salus in victoria” (konieczność walki nakazana przez położenie, nadzieja w męstwie, ratunek w zwycięstwie). Towarzyszył mu ks. Kulesza, który błogosławił oddziały.
Pierwsze do boju przystąpiły chorągwie Zborowskiego, stojące na prawym skrzydle, co niejako nakazywało uderzenie w kierunku lewego skrzydła wroga, tj. w stronę Rosjan. Tak jednak nie było, bo jak pisze Józef Budziło, „A iż wszystka moc należała na Niemcach, przyszło się naszym najpierwej potykać, z którymi gdy się mężnie potykali roty [chorągwie] pułku pana Zborowskiego, długo z sobą czyniąc [wojując], poszło aż do wszystkich posiłkowych hufów, który nowyorient [rozeznanie w terenie], wścibił [naszedł, wytropił]”[85]. Zapewne w niedługim czasie do walki doszło również na moskiewsko-najemniczym lewym skrzydle. Wszędzie jednak szarżujący husarze musieli borykać się z tym samym problemem – płotem. „Płot był między nami długi, […] Dziury jednak były w onym płocie, tak, iż nam, gdyśmy do nich do potkania szli, przyszło onemi dziurami wypadać”. O ile na odcinku moskiewskim płot był uszkodzony w stopniu całkiem zadowalającym Polaków, to na odcinku szwedzkim[86] płot udało się częściowo naprawić, a na dodatek „Pontus [Jakub de la Gardie] przy onym płocie postawił piechotę, która naszych onemi dziurami wypadających i odwracających bardzo psowała„. Dlatego ”Trwała długo bitwa, bo i nasi się i oni, zwłaszcza cudzoziemscy, poprawowali”[87].
Gdy husarze docierali do płotów (który być może był obalany przez końskie brzuchy), musieli ścisnąć szyk, przy tym unikając wrogiego ostrzału, przejść przez dziury i kontynuować szarżę w kierunku wrogich stanowisk. Żołnierze prawego skrzydła ścierali się z liczną, ale niewyszkoloną, niedoświadczoną, słabo uzbrojoną jazdą i piechotą Moskwy. Moskwiczanie zazwyczaj nie mieli żadnej osłony przed szarżą (poza nieskutecznym ostrzałem), ale problemem husarzy było nieuniknione kruszenie się kopii przy kontakcie z wrogiem. Dzięki kopiom żołnierze mogli utrzymywać wroga na dystans, ale w końcu musieli sięgnąć po broń sieczną (szable, koncerze, pałasze i inne), zaś walka w zwarciu nie była optymalnym wykorzystaniem tej formacji. Dlatego Żółkiewski często wycofywał zmęczone walką roty i wprowadzał nowe. Szczupłość sił powodowała jednak, że niektóre chorągwie szarżowały 8-10 razy[88]! Nawet jeśli mieli gdzieś zapasowe kopie (co jest mało prawdopodobne, bowiem wozy taborowe i czeladź pozostały pod Carowym Zajmiszczem), to do którejś z rzędu szarży przystępowali z szablami w ręku.
Trochę inaczej rozwinęła się sytuacja na lewym skrzydle wojsk polskich. Tam Polacy musieli przełamać także szyki pikinierów osłanianych przez piki. W okresie XVI i początku XVII wieku szereg takiej piechoty był dla jazdy przeszkodą często nie do przejścia. Husarze umieli jednak sforsować taką przeszkodę, m.in. dzięki przewadze w długości kopii husarskiej nad piką[89]. Przypomnijmy jednak, że broń drzewcowa polskiej jazdy łamała się, a więc z czasem prawdopodobieństwo przełamania szyku pikinierskiego malało.
Na obydwu odcinkach, polska jazda musiała zmagać się z rajtarią. Ci, podjeżdżając do wroga, niekiedy stosowali taktykę karakolu, polegającej na oddaniu salwy z pistoletów przez pierwszy szereg w szyku, cofnięcie tego szeregu na koniec oddziału, oddanie salwy przez drugi szereg i tak do skutku. Polscy dowódcy jednak obmyślili sposób na karakol – starali się uderzać na rajtarów w momencie „wymieniania” rzędów, gdy wróg nie był zdolny, ani do strzelania, ani do zwykłej obrony z bronią w ręku[90].
Pierwsze zrezygnowało z walki skrzydło moskiewskie. Jak można sądzić, po przełamaniu pierwszej linii, przebicia się przez szyki rajtarskie, polskie chorągwie dotarły do obozu moskiewskiego. Całe wojsko moskiewskie rzuciło się do ucieczki, a w ślad za nimi – część polskich rot.
Wciąż nierozwiązana była sytuacja na lewym skrzydle. Tam husarze mieli problemy z przełamaniem pikinierów wspieranych przez zachodnioeuropejską jazdę i płot, który jednak z czasem tracił na znaczeniu, gdyż był sukcesywnie niszczony przez szarżującą jazdę. Hetman nie znał sposobu w jaki sposób mógłby znaleźć drogę do przełamania na swoim lewym skrzydle za pomocą samej jazdy, ale wtedy „falkoneciki z trochą piechoty przyszły, i bardzo potrzebie dogodziły„. Działa zaczęły ostrzeliwać pozycje cudzoziemców, uszkadzać płot i zadawać kolejne straty tamtejszej piechocie. Zaraz po tym do ataku ruszyła 200-osobowa piechota (możliwe, że w jakiś sposób wsparta przez Kozaków), która najpierw ostrzelała ”Niemców”, a potem starła się z nimi wręcz. Jednocześnie do kolejnej szarży ruszyła husaria, która pokonała rajtarię i tym samym cały szyk najemników cudzoziemskich został przełamany. Armia polska triumfowała na obydwu skrzydłach. Żółkiewski pozwolił na pościg za cudzoziemcami kilku chorągwiom.
Mimo tego, na skraju lasu pozostała grupa cudzoziemców. Hetman widząc, że cudzoziemcy w małych grupach poddają się Polakom, zaproponował im rokowania, na które najemnicy przystali. Polscy parlamentariusze, Adam Żółkiewski i Piotr Borkowski zapewnili, że żadnemu żołnierzowi cudzoziemskiemu nie stanie się krzywda, a każdy z nich – według własnego wyboru – będzie mógł przejść na służbę Rzeczypospolitej lub odejść wolno, złożywszy przysięgę, iż nie będzie walczył przeciwko Polsce. Cudzoziemcy chętnie przystali na taki układ, pomimo prób odwrócenia sytuacji przez powracających de la Gardie i Horna, którzy widząc, że ich wysiłki nie odnoszą skutku, powtórnie rzucili się do ucieczki, pomimo wcześniejszych zapowiedzi pierwszego z nich: „Gdym był na Wolmierzu z Karolusowymi wzięty, dał mi był hetman szubę rysią, mam ja też teraz dla niego sobolą, co mu oddaruje” (w 1601 r., w czasie walk polsko-szwedzkich o Inflanty, de la Gardie dostał się do niewoli polskiej po zdobyciu przez Polaków Wolmaru). Uciekał także brat carski Dymitr Szujski (oraz znaczni bojarzy: Daniel Mezecki, Andrzej Golicyn i inni), który w międzyczasie próbował odzyskać swój obóz. Opór Rosjan był krótkotrwały i by Polacy nie mogli ich doścignąć, rozrzucili po obozie przeróżne kosztowności, które na czas ucieczki zajęły polskich żołnierzy[91].
Wojsko polskie w obydwu obozach zdobyło spore łupy. Pominąwszy kosztowności, w obozach znajdowało się 11 dział (choć w ręce Żółkiewskiego dostało się tylko 7, „bom nie miał czym pociągnąć„), zwycięzcy zdobyli kilkadziesiąt chorągwi, w tym ”też Buturlinowa […] jest i samego Szujskiego najprzedniejsza chorągiew adamaszkowa z złotem”[92].
Najprawdopodobniej w „potrzebie kłuszyńskiej” zginęło szacunkowo ok. 500-1000 cudzoziemców i ponad 2 tys. Rosjan. Polacy stracili ok. 100 zabitych (m.in. Stanisław Bąk Lanckoroński), do tego dochodzi podobna liczba rannych, jak również liczba zabitych i rannych koni, zapewne po co najmniej ok. 200[93].
Kłuszyn należy do czołówki największych zwycięstw oręża polskiego, obok takich bitew jak Kircholm, Chocim 1621 i 1673, Beresteczko, Wiedeń i inne. Możliwe jednak, że spośród wszystkich polskich bitew XVII-wiecznych był „najtrudniejszy„ do wygrania, w taki sposób, w jaki się zakończyła. Nie tylko przez ogromną dysproporcję sił (nawet jeśli masy czeladzi i chłopów rosyjskich nie brały udziału w walkach, co jest bardzo mało prawdopodobne, bo w historii wojen służba taborowa często była wykorzystywana w obronie obozu, o który przecież pod Kłuszynem walczono), stosunkowo niekorzystny teren (wprawdzie był on polaną, ale przedzieloną płotami, które stanowiły dla jazdy nie lada przeszkodę, zaś las i rzeka w zasadzie uniemożliwiały jakiekolwiek manewry oskrzydlające; należy także pamiętać o tym, że husaria musiała szarżować wśród wiejskich zabudowań, które były wykorzystywaną przez wrogą piechotę jako miejsce schronienia i prowadzenia stamtąd ostrzału polskich jezdnych; choć Dymitr Szujski i Jakub de la Gardie ewidentnie zignorowali kwestię bezpieczeństwa w noc poprzedzającą dzień bitwy, to trzeba im przyznać, że miejsce na obóz obronny wybrali całkiem dobre), ale także ogromne ryzyko, jakie podjął Żółkiewski. Hetman, idąc w nocy z 3 na 4 lipca, musiał założyć, że: 1) Wałujew nie zorientuje się, że ilość oblegających znacznie się zmniejszyła, 2) obrońcy Carowego Zajmiszcza nie podejmą w tym czasie jakichś prób kontaktowania się z Szujskim (a przecież wcześniej robili to kilkakrotnie), 3) Szujski nie wyśle do Wałujewa gońca z opisem zaistniałej sytuacji i prośbą o podjęcie natychmiastowych działań w celu (najpierw) zlikwidowania blokady Carowego i (potem) wsparcia broniących się wojsk moskiewsko-najemniczych. Nie wiadomo, czy kniaź Szujski czynił w tym kierunku jakieś ruchy, w każdym bądź razie Wałujew o kłuszyńskich wypadkach dowiedział się dopiero dzień po bitwie, wcześniej ”o odejściu i zwróceniu się pana hetmanowym zgoła nic nie wiedział”[94], 4) nie zawiodą oddziały pozostawione przy blokadzie wojsk Wałujewa. Historia zna wiele przypadków, gdy plan oblegających spalił na panewce przez zdradę pojedynczego żołnierza, który przekazał wrogiemu dowódcy treść zamierzeń swoich dawnych przełożonych. 5) Bitwa nie przedłuży się na tyle, by doprowadziło to do zaniepokojenia oddziałów rosyjskich w Carowym Zajmiszczu i nadmiernego zmęczenia atakujących wojsk polskich. Pamiętajmy również o tym, że żołnierze nie mieli przy sobie zapasowych kopii i większej ilości żywności, bowiem tabor pozostał na dawnym miejscu stacjonowania. I oczywiście 6) bitwa zakończy się polskim zwycięstwem.
Niewypełnienie któregokolwiek z tych punktów oznaczało klęskę hetmańskiego planu i wobec tego – w najlepszym wypadku – przerwanie oblężenia armii Wałujewa i Jeleckiego. Co potem? Prawdopodobnie wojsko rosyjsko-szwedzkie pomaszerowałoby na Smoleńsk.
Przechodząc do aspektów typowo militarnych, należy docenić przede wszystkim ogromny wpływ zwykłego żołnierza na zwycięstwo. W tym aspekcie rola dowódcy ograniczała się praktycznie tylko do wysyłania i luzowania kolejnych chorągwi, skoro możliwości manewru były minimalne. Wiele musiał powierzyć szeregowym żołnierzom, którzy ze swojego zadania wywiązali się znakomicie. W kilkugodzinnym boju, szarżując po kilka razy, nierzadko bez kopii w ręku, ścierając się z wrogiem wiele razy liczniejszym, przekraczając przeróżne przeszkody, armia była narażona na wyczerpanie swoich sił. Mimo tego wszystkiego, dzielnie się trzymała i w ostateczności – wygrała.
Po Kłuszynie
Bitwa 4 lipca 1610 r. była na swój sposób dziwnym elementem „chwały polskiego oręża„. Wbrew obiegowym opiniom nie należy ona do kręgu batalii niewykorzystanych (tzw. „polska przypadłość niewykorzystywania zwycięstw„). Paradoksalnie, Kłuszyn doprowadził do sytuacji, w której zarówno zwolennicy opcji ”smoleńskiej” (król Zygmunt III, Potoccy, Sapiehowie) jak i ci marzący o polskim królewiczu na Kremlu (Żółkiewski) mogli uważać, że ich plan został – przynajmniej w części – spełniony.
Dzień po walce Wałujew poddał się ze swoim wojskiem i przeszedł na stronę zwolenników królewicza Władysława. Żółkiewski rozpoczął triumfalny marsz na wschód, który przyczynił się do obalenia cara Wasyla IV (27 lipca). Bojarzy rozpoczęli rokowania dyplomatyczne z hetmanem, które ostatecznie zakończyły się podpisaniem nowego układu (28 sierpnia), w którym Żółkiewski zobowiązywał Rzeczpospolitą m.in. do zwrócenia wszystkich zajętych miast i zamków, zaakceptowania koronacji Władysława w obrządku prawosławnym i usunięcia Dymitra Samozwańca, co było znacznymi ustępstwami względem układu lutowego i głównym źródłem krytyki politycznych poczynań hetmana. Na przełomie września i października oddziały polskie weszły do Moskwy. Był to wielki sukces Żółkiewskiego i symbol trwający całe wieki. W praktyce jednak niewiele to przynosiło – Polacy wmaszerowali do gniazda wielokrotnie liczniejszych, nieufnych os, tj. moskiewskiego pospólstwa, które na przestrzeni ostatnich lat dawało się łatwo kierować zwolennikom jednej bądź drugiej opcji. W późniejszym czasie, gdy hetmana nie będzie już w rosyjskiej stolicy, odnowią się wzajemne spory i zwady, zaś Maskiewicz napisze: „Kilka tygodni spędziliśmy z Moskalami we wzajemnej nieufności, a przyjaźniami w ustach, a kamieniem w zanadrzu, jak ruskie niesie przysłowie; częstowaliśmy jeden drugiego bankietami, a myśleliśmy co innego. Zachowywaliśmy jak największą ostrożność, straż dzień i noc stała przy bramach i rozdrożach”[95].
Jednocześnie, w obozie królewskim pod Smoleńskiem zaczęła wzrastać krytyka hetmana. Żółkiewski zdawał sobie z tego sprawę i chciał się bronić w obliczu króla, dlatego wyjechał z Moskwy i pod Smoleńskiem zjawił się 8 listopada. Tam wyłożył swoje racje, monarcha pozostał jednak nieprzekonany. Dlaczego? W opinii wielu[96] Zygmunt III nie doceniał zwycięstwa kłuszyńskiego, wręcz zatajał je. Być może jest w tym jednak trochę przesady. Kobierzycki pisze: „Zwycięstwo odniesione przez hetmana napełniło radością królewski obóz. Król złożył wyrazy ogromnej wdzięczności wobec łaskawości Bożej i pragnął, aby to samo uczyniło całe wojsko. Uroczystej ofiary mszy świętej w intencji wszystkich żołnierzy dopełnił przy tym ojciec Stefan, jezuita. […] Teraz [po przemowie posłów żołnierzy spod Kłuszyna] pole do popisu miał znakomity mówca Kryski [Feliks, podkanclerzy], któremu król nakazał wygłosić najwyższą pochwałę Żółkiewskiego i jego żołnierzy. Kryski wysławiał w niej szlachetne i waleczne cnoty poległych, a wszystkim żołnierzom wyraził ogromną wdzięczność ze strony króla. Jej wyrazem będą godności udzielone przez króla. […] W Smoleńsku widziano i słyszano oznaki wielkiej radości – wystrzały z dział i strzelb, huk bębnów i trąb”[97]. Bardziej zasadne jest stwierdzenie, że Zygmunt miał po prostu inną wizję polityczną – zapewne realniejszą i bardziej racjonalną niż hetman. Waza nie wierzył w niby szczere zapewnienia bojarów, obawiał się o los młodego i niedoświadczonego królewicza, który miałby zostać wysłany w zupełnie nieznajomy kraj (a przecież bojarzy wg układu sierpniowego nie dopuszczali nawet możliwości sprawowania czasowej regencji przez polskiego króla), nie chciał, by wszelkie zdobycze Rzeczypospolitej zostały utracone przez jeden dokument.
Wzmożenie oporu wobec wojsk polskich, jakie można zaobserwować od początku roku 1611, zwłaszcza w okolicach Moskwy i w samej stolicy, nie było skutkiem królewskiego uporu, ale przede wszystkim – śmierci Dymitra II Samozwańca (grudzień 1610 r.). Pamiętajmy, że polskie wojsko stołeczne miało za zadanie przede wszystkim chronić Moskwiczan przed Szalbierzem. Gdy on zginął – Polacy w Moskwie byli niepotrzebni.
Drugim ważnym skutkiem Kłuszyna, choć trochę pośrednim, było zdobycie Smoleńska 11 czerwca 1611 r., które świętowano za pomocą bankietów i uczt. Pośród narzekań na niełaskę i nieufność, Lew Sapieha napisał: „sowitą mam pociechę ‚że Smoleńsk pan Bóg dał wziąć, jedną spólną ze wszystkimi”[98]. Zapewne pod wrażeniem tej wiktorii, Jan Swoszowski pod adresem monarchy powiedział później: „Przeszedłeś sławą Bolesławy, bogobojnością i sprawiedliwością Kazimierze, przeszedłeś politowaniem i miłosierdziem Jagiełłę i Stefana, króle wielkie”[99]. I tym razem jednak ogólna sytuacja była nie do pozazdroszczenia – pustki w skarbie nie pozwoliły na kontynuowanie działań, należało zwołać sejm, który uchwaliłby nowe podatki i „stworzył” nowe pieniądze do dalszego prowadzenia wojny.
Dalej doszło do wydarzeń, które z bitwą pod Kłuszynem miały już niewiele wspólnego, aczkolwiek tak jak Kłuszyn miał wpływ na wejście na Kreml i zdobycie Smoleńska, tak samo miał niebagatelny wpływ na przebieg wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618, a co za tym idzie – być może na ogólne dzieje Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
[1] Celem artykułu jest ukazanie przede wszystkim militarnych aspektów stosunków polsko-rosyjskich w latach 1609-1611. Kwestie polityczne starałem się ukazać w możliwie minimalnym zakresie, by nie przysłoniły one spraw wojskowych.
[2] Niektórzy uważają, że decyzja zapadła już w lecie 1608 r., zob. J. Besala, Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988, s. 205; R. Szcześniak, Kłuszyn 1610, Warszawa 2004, s. 23. H. Wisner, Zygmunt III Waza, Wrocław 2006, s. 131 sądzi, że Waza zdecydował się na wojnę już przed 22 maja 1607 r., czyli datą wystawienia instrukcji polskim posłom jadącym do Moskwy. W tymże dokumencie władca zabraniał zawierania rozejmu na dłużej niż 2 lata. Gdyby faktycznie tak było, monarcha w tym wypadku musiał liczyć się ze sporym ryzykiem, gdyż nie wygasł jeszcze problem rokoszu Zebrzydowskiego, a który definitywnie zakończy dopiero amnestia dla opozycjonistów w roku 1609.
[3] S. Żółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej, opr. W. Sobieski, Wrocław 2003, s. 33. Podobnie (za Żółkiewskim) A. Naruszewicz, Historia J. K. Chodkiewicza, t. 1, Lipsk 1837, s. 236: „Nastąpiły sejmiki przedsejmowe, na których po całej Polszcze wojna ta pochwalona” i J. U. Niemcewicz, Dzieje panowania Zygmunta III, t. 2, wyd. K. J. Turowski, Kraków 1860, s. 184.
[4] W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607-1612, Gdańsk 2008, s. 74-75.
[5] Tamże, s. 77-82.
[6] Np. Szcześniak, Kłuszyn, s. 27.
[7] Polak, O Kreml, s. 82-83, zob. również Wisner, Zygmunt, s. 132.
[8] S. Maskiewicz, Pamiętniki Samuela Maskiewicza początek swój biorą od roku 1594 w lata po sobie idące, Wilno 1838, s. 11.
[9] Hetman, mimo, iż był zwolennikiem wojny (wbrew twierdzeniom np. S. Kobierzyckiego, Historia Władysława, królewicza polskiego i szwedzkiego, Wrocław 2005, s. 49; A. Andrusiewicza, Dymitr Samozwaniec i Maryna Mniszchówna, Warszawa 2009, s. 443) dostrzegał liczne trudności (nie tylko podczas sejmu, ale także i po nim), przede wszystkim: niedostatki finansowe, niepozwalające zwerbować większą ilość piechoty i artylerii, konieczną przy zdobywaniu takich fortec jak Smoleńsk, niekonieczną zaś przy zajmowaniu siewierskich drewnianych twierdz.
[10] Tak sądzi np. L. Podhorodecki, Wielki hetman Rzeczypospolitej. Opowieść o Stanisławie Żółkiewskim, Warszawa 1987, s. 103-104.
[11] Szcześniak, Kłuszyn, s. 28 pisze: „Jak widać, ostatecznie król wybrał koncepcję Sapiehy, ale nie znaczy to, że całkowicie odrzucał propozycję hetmańską. Zapewne król posiadał szerszy plan, którego celem było opanowanie tronu carskiego, lecz odłożył go na później, ponieważ zdobycie Smoleńska miało zapewnić mu asekurację na wypadek, gdyby nie zasiadł na tronie carskim”.
[12] Szczególne znaczenie tej przyczynie nadał W. Sobieski, Żółkiewski na Kremlu, Warszawa 1920, s. 19-23. Por. Polak, O Kreml, s. 70-71; Wisner, Zygmunt, s. 131.
[13] Uchwały sejmowe: Volumina Legum, t. 2, wyd. J. Ohryzko, Petersburg 1859, s. 461-482.
[14] Polak, O Kreml, s. 97.
[15] Tamże, s. 97-100.
[16] Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, 11 maja 1609 Żółkiew, [w:] Pisma Stanisława Żółkiewskiego kanclerza koronnego i hetmana, wyd. A. Bielowski, Lwów 1861, s. 193-197.
[17] Żółkiewski, Początek, s. 40-41.
[18] Tamże, s. 44-50. Na temat działań Gosiewskiego zob. szerzej Polak, O Kreml, s. 109-110.
[19] Niemcewicz, Dzieje, t. 2, s. 315-317.
[20] Kobierzycki, Historia, s. 51; powtarza to Naruszewicz, Historia, t. 1, s. 238.
[21] Polak, O Kreml, s. 136.
[22] Tamże, s. 137-138.
[23] D. Kupisz, Smoleńsk 1632-1634, Warszawa 2001, s. 16-19.
[24] Kobierzycki, Historia, s. 52; Maskiewicz, Pamiętniki, s. 12; Pamiętniki do panowania Zygmunta III, Władysława IV i Jana Kazimierza, t. 1, wyd. K. W. Wóycicki, Warszawa 1846, s. 6; P. Piasecki, Kronika, wyd. J. Bartoszewicz, Kraków 1870, s. 222; Żółkiewski, Początek, s. 52.
[25] K. Górski, Oblężenie Smoleńska w latach 1609-1611 i bitwa pod Kłuszynem, „Przewodnik Naukowy i Literacki”, R. 23, nr 1, Lwów 1895, s. 8; A. Hirschberg, Maryna Mniszchówna, Lwów 1927, s. 148.
[26] A. Prochaska, Hetman Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1927, s. 77.
[27] T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2, Kraków 1923, s. 159; J. Wimmer, Wojsko i skarb u schyłku XVI i w pierwszej połowie XVII wieku, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. 14, 1968, s. 26.
[28] Besala, Stanisław, s. 214.
[29] Kupisz, Smoleńsk, s. 29; Podhorodecki, Wielki, s. 105; Szcześniak, Kłuszyn, s. 29.
[30] Maskiewicz, Pamiętniki, s. 11; Pamiętniki, s. 6; Piasecki, Kronika, s. 222.
[31] Górski, Oblężenie, nr 1, s. 5-7. Autor ten, jak sam pisze – z braku źródeł, nie podaje informacji o działach i ich liczbie, całkiem obszernie natomiast pisze o puszkarzach, zwłaszcza w Historii artyleryi polskiej, Warszawa 1902, s. 87-90.
[32] We wrześniu 1609 r. – 3482 ludzi, w październiku – 3924, w listopadzie – 3782. Co ciekawe, zdaniem J. Wimmera, jednostki piechoty wykruszyły się na tyle, że po zdobyciu Smoleńska, liczyły zaledwie 1144, a więc jeszcze mniej niż wg K. Górskiego.
[33] Wimmer, Wojsko, s. 25-26.
[34] Besala, Stanisław, s. 213 szacuje polskie siły w październiku na 8,5 tys. jazdy (w tym 4342 husarii), ale potem wzrosły one do 17 tys. żołnierzy z 30 działami. Hirschberg, Maryna, s. 146 sądzi, że polskie oddziały liczyły 4640 husarzy, 1,3 tys. kozaków i Tatarów litewskich, 4,5 tys. piechoty, zaś poczty magnackie ponad 1,5 tys. ludzi (530 husarzy, 650 petyhorców i kozaków, 550 piechoty). Kupisz, Smoleńsk, s. 29 szacuje wojsko Zygmunta na „niemal 20 000 ludzi” i 30 dział. Podhorodecki, Wielki, s. 105 ogólnie pisze o 13 tys. ludzi i 30 działach, wspartych później przez 5 tys. Kozaków. Szcześniak, Kłuszyn, s. 30, podobnie jak Górski, podaje informacje, że wojsko polskie początkowo liczyło 8-9 tys. ludzi, potem wzrosło do 12 tys., zaś po 2-3 tygodniach – do 17 tys. żołnierzy. Wisner, Zygmunt, s. 140 pisze o 11,4 tys. żołnierzy (w tym 1,5 tys. piechoty niemieckiej), ale podkreśla, że (w październiku) czekano jeszcze na 3 tys. dodatkowej piechoty, 1 tys. jazdy kwarcianej i 2 tys. Zaporożców.
[35] Szcześniak, Kłuszyn, s. 31.
[36] Górski, Oblężenie, nr 1, s. 9.
[37] Żółkiewski, Początek, s. 52-54.
[38] Zdaniem Maskiewicza, Pamiętniki, s. 14-15 i Niemcewicza, Dzieje, t. 2, s. 190-191 12 października.
[39] Żółkiewski, Początek, s. 54-55, zob. również Górski, Oblężenie, nr 1, s. 10.
[40] Oszacowanie ich liczby jest trudnym i pomijanym przez historyków problemem. Za Maskiewiczem,Pamiętniki, s. 15 lub Żółkiewskim, Początek, s. 56 przyjmowano liczbę odpowiednio 40 lub 30 tys. Kozaków. Tak robili np. Hirschberg, Maryna, s. 147; Naruszewicz, Historia, t. 1, s. 239; Niemcewicz, Dzieje, t. 2, s. 191; Korzon, Dzieje, t. 2, s. 161. Jedynie Górski, Oblężenie, nr 2, s. 100 (a za nim – J. Besala, Stanisław, s. 214) podaje liczbę 15 tys., ale w odniesieniu do Kozaków, którzy przybyli dopiero w lipcu 1610 r. Czy jest możliwe, by w przeciągu niespełna roku do Rosji przybyło ok. 25 tys. Kozaków, oczywiście, zakładając, że ci z października 1609 i lipca 1610 r. to częściowo te same oddziały? Można w to wątpić. R. Sikora, Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626-1629. Kryzys mocarstwa, Poznań 2005, s. 66 podaje, że ogólny potencjał mobilizacyjny Kozaczyzny wynosił 100 tys. ludzi, z czego należy odliczyć czerń i nieaktywnych Kozaków co daje ok. 30 tys. żołnierzy. Tutaj jednak trzeba zauważyć, że na początku XVII wieku masy Kozaków wyprawiały się również na Krym i ziemie należące do sułtana tureckiego, więc do Rosji mogło przybyć być może jeszcze mniej Zaporożców. Czyż więc dzielny polski żołnierz i bohaterski hetman przesadzili? Możliwe, że tak. Hetman istotnie miał skłonności do przesady, co pokazał szacując załogę smoleńską. W przypadku Maskiewicza, być może chodziło o ogromną sławę jaką zdobyli mołojcy walcząc w Rosji? Wszak Kozacy mogli pochwalić się zdobyciem szeregu twierdz takich jak: Putywl, Czernihów, Briańsk, Kozielsk i inne.
[41] Główną podstawą takich hipotez są oskarżenia Stanisława Żółkiewskiego, zawarte w jego pracyPoczątek i progres wojny moskiewskiej, gdzie hetman kilkakrotnie pisze np. o naradach wojskowych, w czasie których, Zygmunt musiał rozsądzić spór między planami Potockich i Żółkiewskiego i w ostateczności zawsze wybierał tych pierwszych. Z pewnością jest w tym sporo prawdy. Monarcha być może miał w pamięci rokosz Zebrzydowskiego (!606-1607), gdy Potoccy byli w zasadzie jednym z filarów stronnictwa dworskiego, zaś Żółkiewski – wahał się, próbował mediacji, nie chciał jakiegokolwiek rozlewu krwi.
[42] Górski, Oblężenie, nr 1, s. 10-11.
[43] Kobierzycki, Historia, s. 57-79; M. Marchocki, Historia wojny moskiewskiej, Poznań 1841, s. 58-61; Hirschberg, Maryna, s. 151-162; Niemcewicz, Dzieje, t. 2, s. 192-208; Polak, O Kreml, s. 139-152.
[44] Zdaniem J. Budziły, Historia Dmitra fałszywego, [w:] Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T. Ściężor, Kryspinów 1995 stało się to 6 lutego. Odwrót odbywał się pod stałym naporem wojsk cara Szujskiego, dowodzonych przez Michała Skopina Szujskiego.
[45] Maskiewicz, Pamiętniki, s. 15: „Żywnościśmy dostatek mieli”.
[46] Lew Sapieha do Krzysztofa Radziwiłła, z obozu pod Smoleńskiem 30 marca 1610 r., [w:] Archiwum domu Radziwiłłów, wyd. A. Sokołowski, „Scriptores Rerum Polonicarum”, t. 8, Kraków 1885, s. 248.
[47] Polak, O Kreml, s. 167-170.
[48] Kobierzycki, Historia, s. 113-115; Marchocki, Historia, s. 72-84; Piasecki, Kronika, s. 229; Żółkiewski,Początek, s. 62-63.
[49] Kobierzycki, Historia, s. 115-116.
[50] Zob. przede wszystkim tamże, s. 113-120.
[51] Budziło, Historia; Kobierzycki, Historia, s. 111; Marchocki, Historia, s. 88; Maskiewicz, Pamiętniki, s. 24; Piasecki, Kronika, s. 229; Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, Carowe Zajmiszcze 5 lipca 1610 r., [w:]Pisma Stanisława Żółkiewskiego, wyd. Bielowski, s. 199; Żółkiewski, Początek, s. 89.
[52] Górski, Oblężenie, nr 3, s. 198; Hirschberg, Maryna, s. 206-207; Korzon, Dzieje, t. 2, s. 164; Niemcewicz, Dzieje, t. 2, s. 236; Prochaska, Hetman, s. 80.
[53] Andrusiewicz, Dymitr, s. 457; Podhorodecki, Wielki, s. 110; Wisner, Zygmunt, s. 143. Szcześniak,Kłuszyn, s. 42-43 jest zwolennikiem hipotezy „pośredniej” mówiącej o 30 tys. Rosjan (plus 10 tys. chłopów wykorzystywanych w budowie umocnień, zdolnych do walki) i 8 tys. najemników.
[54] Podsumowanie kilkuletnich badań R. Sikory w postaci monografii bitwy pod Kłuszynem zostanie wydane w rocznicę bitwy – 4 lipca.
[55] Np. R. Sikora, Batlle of Kłuszyn (Klushino), artykuł zamieszczony nahttp://www.radoslawsikora.republika.pl/materialy/Kluszyn.pdf
[56] Sikora, Battle, s.28 wylicza, że najemników było zaledwie 3300 (1830 jazdy, 1500 piechoty), choć na papierze było ich co najmniej dwa razy więcej.
[57] Żółkiewski, Początek, s. 68. Liczebność oddziałów z jakimi wymaszerował hetman, nie jest ustalona. Kobierzycki, Historia, s. 121 pisze o 2 tys. jazdy i 1 tys. piechoty. Maskiewicz, Pamiętniki, s. 24 o 1830 ludziach. Wg Górskiego, Oblężenie, nr 3, s. 194 hetman zabrał 1630 jazdy i 597 piechoty. Hirschberg,Maryna, s. 203 szacuje polskie siły na ok. 1,8 tys., Niemcewicz, Dzieje, t. 2, s. 231 na 2 tys. jazdy i 1 tys. piechoty (tak samo Naruszewicz, Historia, t. 1, s. 272 i Wimmer, Wojsko, s. 27), Sikora, Battle, s. 5 na 3280 stawek żołdu (2080 jazdy, 1110 piechoty, 100 Kozaków) a Szcześniak, Kłuszyn, s. 48 na 2-3 tys. jazdy i 1 tys. piechoty.
[58] Polak, O Kreml, s. 184.
[59] Sikora, Battle, s. 5-6; Szcześniak, Kłuszyn, s. 49.
[60] Kobierzycki, Historia, s. 123-124; Maskiewicz, Pamiętniki, s. 23-24; Żółkiewski, Początek, s. 72.
[61] Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, w obozie w Carowym Zajmiszczu 25 czerwca 1610 r., [w:] Pisma Stanisława Żółkiewskiego, wyd. Bielowski, s. XX-XXIII; Kobierzycki, Historia, s. 124-125; Maskiewicz,Pamiętniki, s. 24; Żółkiewski, Początek, s. 74-77.
[62] Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, w obozie w Carowym Zajmiszczu 5 lipca 1610 r., [w:] Pisma Stanisława Żółkiewskiego, wyd. Bielowski, s. 198-204.
[63] Żółkiewski, Początek, s. 81-83.
[64] Np. Górski, Oblężenie, nr 3, s. 198 czy też Szcześniak, Kłuszyn, s. 56 sądzą, że Szujski planował odciąć oddziały polskiego hetmana od Smoleńska i wygłodzić je.
[65] Żółkiewski, Początek, s. 85.
[66] Maskiewicz, Pamiętniki, s. 25.
[67] Kobierzycki, Historia, s. 127; Marchocki, Historia, s. 88; Maskiewicz, Pamiętniki, s. 23; Piasecki, Kronika, s. 230.
[68] Za: R. Sikora, Bitwa pod Kłuszynem – sztych Jakuba Filipa – miejsce bitwy i liczebność wojsk, artykuł zamieszczony na http://www.hussar.com.pl/11931/bitwa-pod-kluszynem-%E2%80%93-sztych-jakuba-filipa-miejsce-bitwy-i-liczebnosc-wojsk-koronnych .
[69] Andrusiewicz, Dymitr, s. 458; Podhorodecki, Wielki, s. 110; Szcześniak, Kłuszyn, s. 60; Wimmer,Wojsko, s. 27; Wisner, Zygmunt, s. 143. Do podobnych wniosków, ale na podstawie własnych obliczeń, a nie znajomości dokumentów, doszedł Górski, Oblężenie, nr 3, s. 200.
[70] Żółkiewski, Początek, s. 87.
[71] Sikora, Bitwa.
[72] Hirschberg, Maryna, s. 208, przyp. 1: 4600 jazdy, 200 piechoty, 2 działa, 400 Kozaków.
[73] Aczkolwiek na przedstawienie całości badań trzeba poczekać do wydania wspomnianej publikacji.
[74] „Kozacy„ pisani z wielkiej litery to grupa wojskowa, o charakterze pirackim, zamieszkująca południowe ziemie Rzeczypospolitej, słynąca z wielkiej waleczności i zdolnościach w walce w taborze. Zaś ”kozacy” z małej litery to jazda lekkozbrojna występująca w armii Rzeczypospolitej.
[75] Liczebność jazdy podaje się „w koniach„, a piechoty w ”ludziach”.
[76] Jak wiadomo, porcje to jednostki obrachunkowe w XVII-wiecznym wojsku Rzeczypospolitej. „Ślepe porcje” przeznaczano na uposażenie oficerów (w jeździe), ale o ile, zwykłym żołnierzom przydzielano zwykle po jednej porcji, o tyle dowódcy otrzymywali kilka porcji więcej, przez co liczba porcji była większa od faktycznej wielkości jednostki wojskowej (w I połowie XVII wieku zazwyczaj o 10%).
[77] Zob. dwa artykuły: Sikora, Battle i tenże, Bitwa.
[78] Naruszewicz, Historia, s. 276, przyp. 1.
[79] Marchocki, Historia, s. 88.
[80] Sikora, Battle, s. 11; tenże, Bitwa; Szcześniak, Kłuszyn, s. 73.
[81] Sikora, Bitwa uważa, że Moskale i cudzoziemcy mieli przed sobą dwie linie płotów, tą pierwszą udało się Polakom zniszczyć całkowicie.
[82] Żółkiewski, Początek, s. 86-87.
[83] Wyraźnie o tym pisze Kobierzycki, Historia, s. 128.
[84] Żółkiewski, Początek, s. 88-89. Zdaniem Sikory, Battle, s. 27 liczebność wg pułków kształtowała się następująco: pułk hetmański: 680 husarzy, 100 petyhorców, 400 Kozaków, do tego 100 piechoty; pułk Strusia: 400 husarii, 100 kozaków, do tego 100 piechoty; pułk Kazanowskiego: 300 husarzy, 250 kozaków; pułk Wejhera: 300 husarzy; pułk Zborowskiego: 1500 husarzy. Do tego nieokreślona przynależność 100-konnej chorągwi kozackiej Wysokińskiego. Zdaniem Szcześniaka, Kłuszyn, s. 123-124 liczebność wyglądała tak: Zborowski: 3058 koni; Struś: 1470 koni i 100 ludzi; Kazanowski i Dunikowski: 1020 koni; Żółkiewski: 1010 koni, 400 Kozaków i 100 ludzi.
[85] Budziło, Historia. Potwierdza to relacja Beretona (cytowana przez Sikorę, Battle, s. 13), który stwierdza, że Polacy najpierw walczyli z Finami Horna.
[86] Stamtąd pochodzili najemnicy zaciągnięci przez cara Wasyla.
[87] Żółkiewski, Początek, s. 90.
[88] Maskiewicz, Pamiętniki, s. 26.
[89] Więcej na temat kopii husarskiej: R. Sikora, Fenomen husarii, Toruń 2007, s. 46-85.
[90] Maksiewicz, Pamiętniki, s. 27: „Widząc nieprzyjaciel naszą już słabość, rozkazał dwóm kornetom rajtarskim, którzy pogotowiu w sprawie stali przeciwko nas, aby się z nami potkali, a ci sami, za łaską Najwyższego, zwycięstwo nam uczynili, bo jako skoczyli do nas niegotowych i zaraz wypuściwszy strzelbę [oddawszy salwę], poczęli odwrót czynić zwykłym sposobem, dla nabijania, a drudzy po nich następowali strzelając, my nie czekając póki wszyscy wystrzelą, a widząc, że oni odwrót czynią, posunęliśmy się za niemi, jeno pałasze w ręku mając, a ci zapomniawszy nabijać, a drugi i nie wystrzelił, tył podali”. Opis dotyczy starcia z rajtarią cudzoziemską.
[91] Żółkiewski do Zygmunta III, z Carowego Zajmiszcza 5 lipca 1610 r.; Żółkiewski, Początek, s. 86, 90-94.
[92] Żółkiewski do Zygmunta III, z Carowego Zajmiszcza 5 lipca 1610 r.
[93] Wg Kobierzyckiego, Historia, s. 132 straty cudzoziemców były nie mniejsze niż 800, Moskali 15 tys. pojmanych i zabitych, zaś Polaków – 107 zabitych, 114 rannych, 226 koni, podobna liczba rannych zwierząt. Marchocki ‚ Historia, s. 91 pisze tylko o 200 poległych cudzoziemcach. Żółkiewski, Początek, s. 94 wspomina o stratach cudzoziemców „do dwunastu set człowieka„ i polskich: ”towarzyszów samych lepiej niżeli przez sto, oprócz pacholików, koni pocztowych; oprócz tych, co się wyleczyło, więcej niż czterysta zabito”. Por. Górski, Oblężenie, nr 3, s. 203; Hirschberg, Maryna, s. 212; Naruszewicz, Historia, s. 278; Niemcewicz,Dzieje, t. 2, s. 238; Podhorodecki, Wielki, s. 116; Sikora, Battle; Szcześniak, Kłuszyn, s. 109-110.
[94] Żółkiewski, Początek, s. 95.
[95] Maskiewicz, Pamiętniki, s. 34-35.
[96] Przykładowo: Szcześniak, Kłuszyn, s. 120. Jednym z największych krytyków wszelkich poczynań Wazy w Rosji był bez wątpienia Wacław Sobieski, którego praca Żółkiewski na Kremlu składa się z niezliczonych pochwał hetmana polnego koronnego i równie licznej (a może i obszerniejszej) krytyki króla.
[97] Kobierzycki, Historia, s. 133-134.
[98] Lew Sapieha do Janusza Radziwiłła, z Smoleńska 30 czerwca 1611, [w:] Archiwum domu Radziwiłłów, wyd. Sokołowski, „Scriptores Rerum Polonicarum”, t. 8, s. 251-252.
[99] Za: Wisner, Zygmunt, s. 151.
Bibliografia:
Źródła:
- Archiwum domu Radziwiłłów, wyd. A. Sokołowski, „Scriptores Rerum Polonicarum”, t. 8, Kraków 1885
- Budziło J., Historia Dmitra fałszywego, (w:) Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T. Ściężor, Kryspinów 1995
- Kobierzycki S., Historia Władysława królewicza polskiego i szwedzkiego, Wrocław 2005
- Marchocki M., Historia wojny moskiewskiej, Poznań 1841
- Maskiewicz S., Pamiętniki Samuela Maskiewicza początek swój biorą od roku 1594 w lata po sobie idące, Wilno 1838
- Pamiętniki do panowania Zygmunta III, Władysława IV i Jana Kazimierza, t. 1, wyd. K. W. Wóycicki, Warszawa 1846
- Piasecki P., Kronika, wyd. J. Bartoszewicz, Kraków 1870
- Pisma Stanisława Żółkiewskiego kanclerza koronnego i hetmana, wyd. A. Bielowski, Lwów 1861
- Volumina Legum, t. 2, wyd. J. Ohryzko, Petersburg 1859
- Żółkiewski S., Początek i progres wojny moskiewskiej, opr. W. Sobieski, Wrocław 2003
Opracowania:
- Andrusiewicz A., Dymitr Samozwaniec i Maryna Mniszchówna, Warszawa 2009
- Besala J., Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988
- Górski K., Historia artyleryi polskiej, Warszawa 1902
- Górski K., Oblężenie Smoleńska w latach 1609-1611 i bitwa pod Kłuszynem, „Przewodnik Naukowy i Literacki”, R. 23, nr 1-3, Lwów 1895
- Hirschberg A., Maryna Mniszchówna, Lwów 1927
- Konopczyński W., Chronologia sejmów polskich 1493-1793, Kraków 1948
- Korzon T., Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2, Kraków 1923
- Kupisz D., Smoleńsk 1632–1634, Warszawa 2001
- Naruszewicz A., Historia J.K. Chodkiewicza, t. 1, Lipsk 1837
- Niemcewicz J. U., Dzieje panowania Zygmunta III, t. 2-3, wyd. K. J. Turowski, Kraków 1860
- Podhorodecki L., Sławni hetmani Rzeczypospolitej, Warszawa 1994
- Podhorodecki L., Wazowie w Polsce, Warszawa 1985
- Podhorodecki L., Wielki hetman Rzeczypospolitej. Opowieść o Stanisławie Żółkiewskim, Warszawa 1987
- Polak W., O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607-1612, Gdańsk 2008
- Prochaska A., Hetman Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1927
- Sikora R., Battle of Kłuszyn (Klushino) 1610, artykuł zamieszczony na http://www.radoslawsikora.republika.pl/materialy/Kluszyn.pdf
- Sikora R., Bitwa pod Kłuszynem – sztych Jakuba Filipa – miejsce bitwy i liczebność wojsk, artykuł zamieszczony nahttp://www.hussar.com.pl/11931/bitwa-pod-kluszynem-%E2%80%93-sztych-jakuba-filipa-miejsce-bitwy-i-liczebnosc-wojsk-koronnych
- Sikora R., Fenomen husarii, Toruń 2007
- Sikora r., Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626-1629. Kryzys mocarstwa, Poznań 2005
- Sobieski W., Żółkiewski na Kremlu, Warszawa 1920
- Szcześniak R., Kłuszyn 1610, Warszawa 2004
- Wimmer J., Wojsko i skarb Rzeczypospolitej u schyłku XVI i w pierwszej połowie XVII wieku, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. 14, Warszawa 1968
- Wisner H., Zygmunt III Waza, Wrocław 2006
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.