Sławomi Koper: „robię to co lubię” - wywiad z popularnym autorem


Sławomir Koper to autor niemal kultowy a jego książki rozchodzą się w nakładach, o których inni mogą tylko pomarzyć. W wywiadzie zapytaliśmy go o przyczyny tego sukcesu i kolejne plany wydawnicze. Nie zabrakło także pytań o najnowszą książkę Polskie piekiełko...

Wojtek Duch: Jako, że to nasz pierwszy wywiad z Panem - mamy nadzieje, że nie ostatni - nie może zabraknąć pytań podstawowych. Takim pytaniem jest z pewnością kwestia Pana zainteresowań pisarskich. Od czego zaczęła się Pana przygoda z tworzeniem książek historycznych?

Sławomir Koper: Tworzenie książek? Mocne słowo :). Wydaje mi się, że staram się po prostu przekazywać czytelnikom pewne swoje fascynacje i zainteresowania. A zacząłem pisanie od jednej z moich ulubionych epok historycznych, czyli od antyku. Pierwsze dwie książki opublikowane na ten temat poniosły zresztą solidarnie klęskę wydawniczą. I zapewne słusznie 🙂

W jaki sposób Pan pracuje nad swoimi książkami? Ma Pan jakiś wyuczony schemat? Ktoś Panu pomaga w przygotowaniu materiałów?

- Trudno mówić o schemacie, po prostu powielam metody których nauczyłem się podczas studiów na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. A więc głównie praca nad źródłami, pamiętnikami, listami, dziennikami. Czasami warto spędzić wiele godzin nad jakimś dziennikiem, aby znaleźć jeden czy dwa akapity, prawdziwe perełki. Inna sprawa, że czasami gdy rozdział czy nawet książka jest już ukończona, to przypadkiem trafia mi w ręce dokument, który potrafi wiele zmienić. I konieczne są przeróbki.

Czasami korzystam z pomocy znajomych, szczególnie w ocenie tego co napisałem. Bardzo przydatne jest świeże spojrzenie i szczere wskazówki na temat braków. Z reguły bez dyskusji stosuję się do tych zaleceń, jako autor nie mam osobiście dystansu, poza tym rutyna jest wrogiem pisania.

Skąd u Pana tak duży zapał do pisania oraz duży rozstrzał tematyczny? Napisał Pan zarówno książki o życiu w starożytności jak i w II RP, a także dwa przewodnika historyczne po Ukrainie i Chorwacji...

- Zapał do pracy? Po prostu robię to co uwielbiam. Czy zresztą istnieje definicja długości czasu pracy nad książką? Jeden autor pisze szybciej, inny wolniej. Moja norma to 10 tysięcy znaków dziennie, zajmuje mi to 4-5 godzin, bardzo wcześnie rano, resztę czasu poświęcam na zbieranie materiałów, a więc na czytanie o rzeczach które mnie fascynują :). Natomiast rozstrzał tematyczny nie jest chyba niczym dziwnym. Pociągają mnie różne zagadnienia i różne epoki, nie zamykam się w obrębie jednego tematu. Zaczynałem od antyku, który zawsze pozostał moją pierwsza miłością. Magisterium robiłem z XIX stulecia, stąd fascynacja romantyzmem i naszymi wieszczami. A historia II RP to nowa pasja, podobnie jak przewodniki historyczne, dodajmy mocno nietypowe przewodniki. Dużo jeździłem po Europie i jako historyk lubię się dzielić swoimi refleksjami.

Pana książki to niewątpliwy hit wydawniczy. Już same nakłady robią wrażenie. Czy spodziewał się Pan takiego sukcesu? W czym on Pana zdaniem tkwi?

- Nigdy nie spodziewałem się sukcesu, przez dwanaście lat udało mi się wydać sześć książek, które totalnie przepadły na rynku. Nikt nie chciał mnie wydawać, pisałem zatem do szuflady. Kilka pozycji, które ostatnio się ukazały to skutek „przewietrzenia„ twardego dysku mojego komputera przez ”Bellonę”. I co dziwne, pozycje te zostały ciepło przyjęte przez czytelników, zatem nie mogły być takie złe jak twierdzili wydawcy :). Oczywiście przed ukazaniem się na rynku zostały przeze mnie zaktualizowane i poprawione językowo. Dwanaście lat, to dużo w życiu autora, szczególnie pod względem warsztatu.

I właściwie nie wiem w czym tkwi tajemnica sukcesu. Wstrzelenie się z właściwymi tematami i odkrycie nie eksplorowanej wcześniej niszy? Zawsze byliśmy i zapewne będziemy ciekawi jak wyglądało życie prywatne znanych person. Przecież oni też byli ludźmi! A gdy oderwiemy życie prywatne od twórczości czy działalności politycznej, to wiele wydarzeń czy dzieł może pozostać niezrozumiałych. A może w uznaniu czytelników pomógł mój styl? Zawsze uważałem, że wielu autorów popełnia błąd oddając do druki książki „nieoszlifowane” językowo, napisane ciężkim, męczącym stylem. Ja mam własną metodę, albowiem pierwszych wersji nie pokażę nigdy nikomu :). Każdy mój rozdział zanim powędruje do wydawcy poprawiam pod względem stylistycznym 5-6 razy w pewnych odstępach czasu. A najważniejsze są kolejne zczytywania treści na wydruku, co robię 3 razy. Dziwne, ale to co czyta się lekko i łatwo na monitorze komputera, na papierze wygląda zupełnie inaczej. I z reguły bardzo źle. Równie ważny jest odstęp czasu pomiędzy kolejnymi poprawkami tekstu, co umożliwia nowe, krytyczne spojrzenie. A zatem po prostu praca, praca i jeszcze raz praca.

Niektórzy porównują Pana do Bogusława Wołoszańskiego, który niestrudzenie promował historię II wojny światowej. Pan też czuje w sobie jakiś rodzaj misji?

- Zachowajmy właściwe proporcje, nigdy nie porównywałem się do Bogusława Wołoszańskiego, to za wysokie progi. Jestem zresztą jego wielbicielem, podoba mi się również jego styl i warsztat. Natomiast nie czuję w sobie żadnej misji, po prostu lubię pisać. Czy gdybym tego nie lubił, to czy pisałbym do szuflady? Są chyba gorsze rodzaje uzależnień :). Inna sprawa, że jeżeli ktoś po przeczytaniu mojej książki sięgnął dalej do tematu i zainteresował się pozycjami zamieszczonymi w bibliografii, to znaczy, że udało mi się zasiać zainteresowanie historią. A czy dla historyka może być coś milszego?

Pana najnowsza książka porusza kwestie życia elit emigracyjnych 1939-1945. Nazywa je Pan „piekiełkiem”. Było, aż tak źle?

- Było jeszcze gorzej, pierwotny tytuł brzmiał „Polskie piekło”.

Myśli Pan, że ta książka łamie dotychczasowe stereotypy postrzegania polskiej emigracji tego okresu?

- Na pewno. A przede wszystkim ukazuje, że Polacy zawsze pozostaną sobą, bez względu na okoliczności. I, że nasza współczesna scena polityczna i publiczne kłótnie wcale nie są czymś nowym.

W tej pozycji dość krytycznie podchodzi Pan m.in. do gen. Sikorskiego...

- Cóż, Sikorski był tylko człowiekiem. I nie był wolny od wielu typowo ludzkich wad, był mściwy, pamiętliwy i małostkowy. I wziął na siebie zbyt dużo obowiązków, w efekcie większość z nich zlecał zaufanym ludziom. A to było bardzo nieciekawe towarzystwo, przy którym Sikorski wydawać się mógł niemal aniołem. Natomiast oddałem generałowi to co mu należne, jednym podpisem pod układem z Sowietami (traktat Majski – Sikorski) ocalił więcej Polaków, niż poległo naszych żołnierzy na frontach II wojny światowej. Wiedział, ze nasze elity nie wybaczą mu układu z Sowietami, ale podjął takie ryzyko. I za to czapki z głów.

... jednocześnie chyba darzy Pan Wieniawę-Długoszewskiego niemałą sympatią...

- A czy można nie lubić „pięknego Bolka”? 🙂

W rozdziale „Koniec świata skamandrytów” pisze Pan o ewolucji poglądów Juliana Tuwima. To była dość szokująca zmiana znanego i lubianego autora. Zresztą takich ciekawostek w Pana książce jest więcej...

- Tuwim nigdy nie był specjalnie wyrobiony politycznie. I uwierzył komunistom. Nie tylko zresztą on, listę polskich pisarzy włączających się w nurt „przodującego ustroju” można ciągnąć bez końca. Poza tym Tuwim źle znosił emigrację, przywykł do dostatniego życia, miał piękną, wymagającą żonę, którą bardzo kochał. A luksus w kraju zapewnić mu mogli tylko mogli komuniści. I zapewnili. Ale ja nie oceniam, podaję tylko fakty. Czy ocenianie postępków ludzi żyjących kilkadziesiąt lat wstecz nie jest czymś obrzydliwym? Z wysokości wygodnej kanapy? A co my tak naprawdę wiemy o motywach nimi kierującymi? Przecież ci ludzie mieli na utrzymaniu rodziny, które kochali! A literatura była ich zawodem, do tego dochodził jeszcze zwyczajny, ludzki strach, o siebie i o najbliższych……

Podsumowując myśli Pan, że nasze elity mimo tej krytyki zdały wówczas egzamin? Da się to jednoznacznie ocenić?

- Nasze elity pozostały Polakami ze wszystkimi zaletami i wadami tej nacji……

Czy ma Pan jakieś sympatie polityczne związane z tamtym okresem? Czy nazwałby Pan siebie piłsudczykiem?

- Oczywiście, że mam, ale lista byłaby zbyt długa jak na ramy tego wywiadu :). Natomiast piłsudczykiem nie jestem, nigdy nie byłem i nie będę. Marszałek był jednym z najwybitniejszych Polaków w dziejach, ale miał wiele na sumieniu, jak każdy zresztą skuteczny polityk działający w trudnych czasach. Łamanie prawa, krwawy przewrót wojskowy. Czy to było konieczne? Zapewne tak, takie były czasy, co nie zmienia, że wątpliwości pozostają.

Przy tej okazji zapytam o Pana wcześniejszą książkę „Józef Piłsudski. Człowiek i polityk”. W jednym z wywiadów powiedział Pan, że jest inna niż wszystkie o Marszałku. Na czym polega jej odmienność?

- W biografiach Piłsudskiego spotykamy z reguły 98% polityki, a jego życia osobistego może 2%. U mnie proporcje są inne, polityka jest tylko tam, gdzie jest to konieczne. Starałem się przedstawić Komendanta jako człowieka uwikłanego w wielkie procesy dziejowe, poszukującego prywatnego szczęścia, mającego swoje słabości. Dlatego sprawy polityki maksymalnie uprościłem.

Na koniec chciałbym poznać Pana plany wydawnicze. Na pewno ma Pan już w głowie pomysł na kolejne książki...

- Część nawet już leży na twardym dysku :). A tak na poważnie, to kontynuuję swoje zainteresowania z czasów historii najnowszej, zamierzam również wydać kolejną pozycję z serii „przewodnikowej”. I nie zapominam o antyku i XIX wieku. Pomysłów mam zresztą tyle, że nie wiem kiedy je zrealizuję.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz