„Operacja „Lawina”. Dzieje przemilczanej zbrodni UB” - M.T. Nowak - recenzja |
We wrześniu 1946 r. ponad 150 partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania kpt. Henryka Flame ps. „Bartek” załadowało się na ciężarówki i odjechało w rejon Jeleniej Góry. Oddział miał tam prowadzić w dalszym ciągu antykomunistyczną dywersję i zwalczać niemiecki Wherwolf. Ślad po tych żołnierzach zaginął, a swoje śledztwo przeprowadził i opisał w recenzowanej książce Maciej T. Nowak.
Maciej T. Nowak to (według notatki w książce) urodzony w 1976 r. absolwent politologii Uniwersytetu Opolskiego i dziennikarz. Pracował m. in. w „Gazecie Wyborczej„, „Nowej Trybunie Opolskiej„ oraz dzienniku „Polska. The Times. Gazeta Opolska„. Zajmuje się tematyką prawną i kryminalną oraz historią najnowszą. Jest autorem książki ”Ten gitarowy huk. Historia zespołu TSA”. Aktualnie w Radiu Opole prowadzi audycję ”Loża radiowa”.
Książka
Na ponad 170 stronach autor zawarł historię zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych dowodzonych przez kpt. „Bartka” oraz krótko przedstawił biografię Henryka Flame. Ważna część książki opowiada o prowokacji UB oraz grze operacyjnej, w której kluczową rolę odegrał podstawiony funkcjonariusz UB. Najważniejszy jednak fragment publikacji dotyczy opisu transportów śmierci (jak się okazało) i bezpardonowej krwawej zbrodni. Kolejna część książki to współczesne śledztwo i poszukiwania śladów tych tragicznych wydarzeń.
Maciej T. Nowak podzielił swą książkę na trzy główne rozdziały zatytułowane: Rozdział I. Rozkaz wyjechać, Rozdział II. Polowanie na „Bartka”, Rozdział III. Odkopywanie prawdy. Książkę otwiera tradycyjnie Wstęp, a na koniec czytelnik znajdzie jeszcze rozmowę z archeologiem pracującym dla IPN - dr. Pawłem Konczewskim; listę ofiar, które udało się zidentyfikować oraz wybraną bibliografię.
W pierwszej części autor kreśli historię trzech transportów, które wywiozły polskich partyzantów spod osłony lasów Podbeskidzia w nieznany rejon Jeleniej Góry. Jak się okazało samochody wcale nie dojechały do celu, a droga kończyła się gdzieś na Opolszczyźnie – w rejonie Barutu, Łambinowic i Grodkowa. To miał być tylko nocny przystanek w drodze, ale po suto zakrapianej alkoholem (z dodatkiem środków odurzających) kolacji do śpiących żołnierzy wrzucano granaty ogłuszające. Następnie już bezbronnym strzelano – jak w Katyniu – w tył głowy z pistoletu nad dołami śmierci. Inną grupę zlikwidowano w baraku, który wcześniej zaminowany wysadzono w powietrze z ludźmi. Czwarty transport nie doszedł do skutku, a z trzech pierwszych uratował się jeden partyzant, który powrócił do dowódcy, ale początkowo nikt mu nawet nie uwierzył. Zaufano za to wcześniej tajemniczemu kapitanowi „Lawinie”, podstawionemu agentowi bezpieki, o prawdziwym nazwisku Henryk Wendrowski.
Kolejna część książki opowiada o życiu Henryka Flame i jego drodze do konspiracji (dlaczego, będąc milicjantem w Czechowicach, musiał iść do lasu?). W tym miejscu jest mowa także o największych akcjach oddziału (np. o zdobyciu i defiladzie w Wiśle) i walce antykomunistycznej. Autor opowiada nam następnie o perfidnej grze prowadzonej przez bezpiekę, fałszywej Komendzie NSZ i agentach przebranych w polskie mundury. Wiele miejsca poświęca też życiorysom innych partyzantów, którzy nie „załapali się„ na wyjazdy. W niniejszej publikacji znajdujemy odpowiedzi na pytania jak potoczyły się ich losy, kto zginął w walce, a kto został skazany na karę śmierci, kogo zamknęli i na ile lat. Rozdział drugi kończy się opisem tragedii, do której doszło po ujawnieniu kpt. Flame. 1 grudnia 1947 r. w restauracji w Zabrzegu milicjant strzelił w plecy „Bartka„ zabijając go na miejscu. Mordercę ujęto, ale wykryto u niego chorobę psychiczną i zamknięto w zakładzie psychiatrycznym. Choroba minęła ”cudownie” po kilku miesiącach i morderca wyszedł na wolność pracując dalej w milicji.
Ostatnia część książki traktuje o sprawcach z UB, np. o Janie Zielińskim, o Czesławie Gęborskim, o Henryku Wendrowskim. Autor opowiada też o aktualnych śledztwach, pracach archeologicznych w poszukiwaniu prawdy oraz o współczesnym upamiętnieniu tamtych tragicznych wydarzeń.
Książka ma tę wielką zaletę, że stanowi jakby reportaż tej historii. Autor staje się dziennikarzem śledczym i prowadzi nas, czytelników, przez kręte ścieżki dochodzenia do prawdy. Nie odpowiada na pytanie (bo nikt nie jest w stanie na nie obecnie odpowiedzieć), kto konkretnie stoi za tym okropnym morderstwem. Czy to byli Rosjanie, czy polscy komuniści? Kto i kiedy podjął decyzję o likwidacji całych grup ludzi? Jak to możliwe, że zbrodnia pozostaje bez kary? Te i inne refleksje nasuwają się po lekturze.
Styl autora jest także wielkim plusem tej książki. Mimo, że opowiada prawdziwą historię krwawej i ohydnej zbrodni, książkę czyta się bardzo dobrze. Wstawione relacje i wspomnienia osób będących świadkami opisywanych wydarzeń, znakomicie oddają ducha tamtych czasów. Całości dopełnia wiele czarno-białych zdjęć archiwalnych oraz współczesnych, np. z prac wykopaliskowych.
Nie mam zastrzeżeń do wydania książki: strony są klejone i oprawione w miękką okładkę, ale kartki trzymają się mocno. Znakomita okładka z odrutowanym drzewem oraz tabliczką „Wstęp pod karą sądową wzbroniony” – zachęca, by pomimo tych ostrzeżeń otworzyć książkę i przeczytać o haniebnej zbrodni, za którą nikt do tej pory nie odpowiedział w wolnej przecież (od 1989 r.) Polsce. Nie zauważyłem także błędów redakcyjnych i korektorskich w druku.
Podsumowanie
Na pewno warto polecić książkę Operacja „Lawina”. Opisana historia, która naprawdę się wydarzyła, ujęta została przez autora w pasjonujące ramy dziennikarskiego śledztwa. Wartki język oraz styl Macieja Nowaka sprawiają, że książkę czyta się szybko, a jej treść wciąga bez reszty. To książka dla wszystkich, nie tylko pasjonatów historii Polski czy podziemia antykomunistycznego. Można ją czytać w każdej sytuacji, a lektura gwarantuje wzruszenie i wzburzenie oraz niezapomniane emocje, także te negatywne – np. w stosunku do ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa pojałtańskiej Polski.
Plus minus:
Na plus:
+ temat książki
+ dziennikarskie śledztwo
+ wartość merytoryczna
+ styl autora
+ cena
Na minus:
- brak
Tytuł: Operacja „Lawina”. Dzieje przemilczanej zbrodni UB
Autorzy: Maciej T. Nowak
Wydawca: Wydawnictwo Nowik
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-62687-23-7
Strony: 172
Oprawa: miękka
Cena: ok. 25 zł
Ocena recenzenta: 9/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Uwielbiam takie słownictwo: jeśli bezpieka próbuje zinfiltrować wrogą, antypaństwową organizacją to prowadzi „perfidną grę”, jeśli zaś miła naszemu sercu organizacja prowadzi walkę z państwem zabijając jego funkcjonariuszy, niszcząc urzędy rabując kasę to „walczy w imię słusznej idei”, „podejmuje działania mające na celu zmianę niechcianego systemu...” Ech ipeenowska szkoła...
Tak po normalnemu: NSZ to była organizacja zwalczająca legalne władze państwowe, chcące zaprowadzić (r. 45 i nn) spokój w kraju, gdzie nadal zbyt wiele było broni, rozbitków i diabli wiedzą czego. Jedną z metod działań każdej służby bezpieczeństwa jest infiltracja, próba wniknięcia w organizację, wciągnięcie ją we własną grę, agenci i takie tam.
Małe pytanie: a jak nazwać kogoś kto obalił rząd demokratycznie wybrany, pogonił legalne władze, wrogich sobie ludzi „tajemniczo znikał”, rządził zza kulis, opozycji zmajstrował fikcyjny proces, wygonił lub zesłał do więzień, a dla opornych zrobił coś na kształt obozu koncentracyjnego. O takim detalu jak „kult jednostki” nie wspominam - bo to jasne przez oczywiste. Czekam na propozycje. Był agentem kilku państw, winny jest śmierci kilku set osób cywilnych poza tym co wcześniej.
PRL to nie było legalne państwo. Brakuje Ci elementarnej wiedzy.
To, że władze PRL rządziły w imieniu innego państwa, czyli ZSRR i zwalczały dążenia niepodległościowego własnego narodu, to - rozumiem - taka drobnostka.
to były okolice baraniej góry
Legalny był Rząd w Londynie. Komuniści nie mieli żadnego poparcia w społeczeństwie. Słynne Referendum i póżniejsze wybory zostały sfałszowane, mnóstwo ludzi zostało przed nimi zamordowanych, uwięzionych, pozbawionych prawa glosu a i tak komuniści przegrali je z kretesem. Komuniści z pomocą Armi Sowieckiej bo sami by nie potrafili utrzymać władzy zwalczali i mordowali ludzi którzy przez kilka lat walczyli z Niemcami o wolną Polske. Proces 16 podstępne zwabienie na rozmowy, uwięzienie akowców ktorzy wspólnie z Rosjanami wyzwalali Wilno,. Pilecki, Generał Nil, Admirał Unrug, Skalski. Rany boskie jakie zaprowadzanie porządku, jaki legalny rząd? A czy wiesz, że Wojska rosyjskie stacjonowały w Polsce, prowadziły operacje przeciwko obywatelom Polski mimo, że nie toczyli z naszym krajem wojny
Legalne były nazistowskie władze Niemiec z Hitlerem na czele - i te władze do ostatnich dni miały poparcie olbrzymiej większości społeczeństwa niemieckiego. I te legalne władze Niemiec zostały obalone w wyniku zbrojnej interwencji sprzymierzonych państw - wrogów Niemiec. Legalne były władze Francji pod kierownictwem marszałka Petaina. Legalne były władze Słowacji z księdzem Tiso na czele. Benesz i de Gaulle byli uzurpatorami. W czasie II wojny światowej słowo „legalny” nie znaczyło nic.
Obóz „londyński” sam siebie wykluczył z gry politycznej, gdy oficjalnie odrzucił wspólne uzgodnienia Wielkiej Trójki z Jałty, negując w ten sposób podstawy powojennego ładu pokojowego w Europie.
Nie wiem dokładnie, jakie były relacje między NSZ a rządem RP na uchodźstwie, ale jeśli oddział „Bartka” był częścią sił zbrojnych podległych władzom RP z Londynu, to oznacza, że oddział „Bartka” walczył o to, aby Wrocław i Szczecin należały do Niemiec, a nie do Polski. Bo takie było stanowisko rządu RP na emigracji. Czy to było zgodne z polską racją stanu? Myślę, że wątpię.
Rząd komunistyczny w Polsce był tak samo legalny, jak wcześniejsze rządy nazistowskiego Generalnego Gubernatora. A zestawianie walki o niepodległość z ewentualnym problemem Ziem Odzyskanych świadczy albo o wyjątkowej małostkowości umysłu Autora komentarza, albo... dziwnej celowości obrzucania błotem ludzi, którzy oddawali życie za wolność Polski. Tę samą wolność, którą - wobec niepowodzenia podziemnej walki zbrojnej - odzyskaliśmy dopiero po 89 roku. Retorykę dotyczącą „zaplutych karłów reakcji” dobrze znamy. I wydawałoby się, że ten okres mamy już za sobą. A jednak, jak widać, pewne idee są wciąż żywe, ruska onuco jebana.
Co to jest „ewentualny problem Ziem Odzyskanych”? Dlaczego przypominanie kwestii Ziem Zachodnich ma być przejawem „małostkowości”? Wojsko walczy o realizację celów wyznaczonych przez kierownictwo polityczne, zazwyczaj przez władze państwowe (w przypadku dwuwładzy - przez władze, którym konkretne oddziały wojskowe są podporządkowane). Jednym z tych celów politycznych jest niepodległość, ale drugim - równie ważnym - jest kształt terytorialny państwa. Tak było po I wojnie światowej, gdy II Rzeczpospolita miała granice wywalczone zbrojnie. Tak było po II wojnie światowej, gdy ludowe Wojsko Polskie stawiało słupy graniczne nad Odrą i Nysą Łużycką, a Armia Krajowa walczyła o polski Lwów i o polskie Wilno. W tym czasie Arciszewski, premier „legalnego” rządu RP na uchodźstwie krzyczał na cały świat: „Nie chcemy Wrocławia ani Szczecina!”. Zdaję sobie sprawę, że te fakty są bardzo niewygodne, ale trzeba o nich pamiętać.
Prawie 50 lat radzieckiej okupacji było tak samo legalne jak komunistyczny rząd.