Autorski przegląd premier filmów historycznych 2014 roku |
Jaki będzie dla kina historycznego rok 2014? Zapowiada się ciekawie, a gatunek historyczny nie traci na popularności. Przyjrzyjmy się najważniejszym z wyczekiwanych premier. Celem poniższego przeglądu jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: czego widz może się po tych filmach spodziewać? O tych tytułach będzie głośno bez względu na ich jakość...
Pompeje – „magma zalewa Pompeje, jest już tuż tuż, co się dzieje”. Słowa te pochodzą z utworu grupy Kaliber 44 pt. Bierz mój miecz i masz. Zacytowany fragment bynajmniej nie opowiada o zniszczeniu starożytnego miasta w wyniku erupcji Wezuwiusza 24 sierpnia 79 roku. Cytat tekstu legendy polskiego rapu dobrze obrazuje zakorzenienie tej historii w popkulturze. 19 lutego odbędzie się światowa premiera najnowszego filmu Paula Andersona. Na ekrany polskich kin produkcja trafi ledwie dwa dni później. To fakt godny odnotowania. Wprawdzie mieszkańcy kraju nad Wisłą nie muszą już spędzać długich miesięcy w oczekiwaniu na premierę zagranicznych hitów, jednak wciąż swoje trzeba odczekać. Epoka historycznych superprodukcji spod znaku Upadku Cesarstwa Rzymskiego (reż. Anthony Mann, 1964) czy Ziemi faraonów (reż. Howard Hawks, 1955) minęła bezpowrotnie. Jak opowiadał Martin Scorsese w dokumentalnej Historii kina amerykańskiego: Hawks z niepokojem rozpoczął realizację „Ziemi faraonów”. Narzekał, że nowy format (chodziło o wykorzystanie szerokiego ekranu) jest dobry do pokazywania mas ludzkich w ruchu. Trudno przykuć nim uwagę widza i jest niezwykle trudny przy montażu. A jednak efekt okazał się mistrzowski. Film sprawia wrażenie dokumentu zrealizowanego 5000 lat temu. Howard Hawks dodawał: Kręciłem ten film, tak jak go widzicie. Nie użyliśmy żadnych efektów specjalnych. Kamera znajdowała się na wysokości oczu i widz obserwuje akcję, tak jak my ją widzieliśmy. Wydawało się, że gatunek epopei historycznej po prostu się skończył. W pewnym sensie teza ta jest prawdziwa. Oglądając dzisiejsze superprodukcje, nie obcujemy już z tym rodzajem sztuki, który uprawiali Anthony Mann, Howard Hawks czy Cecil DeMille (twórca wielkich ekranizacji Biblii). Gdyby jednak nie Troja i 300 współczesne kino byłoby uboższe. Czy Pompeje Andersona mają szansę dopełnić grupę filmów niezubażających kina? Sztuka filmowa nie wyklucza komercji, wysokiego budżetu, schematów i konwencji. Z takim nastawieniem oczekujmy na najnowsze dzieło twórcy Resident Evil.
Hannibal the Conqueror – w 2014 roku kinomani, a spośród nich zwłaszcza fani serii Szybcy i wściekli, zobaczą nowe oblicze Vina Diesela. Ten aktor, reżyser (m.in. całkiem udanego dramatu Przybłędy), scenarzysta i producent w jednej osobie jest człowiekiem-instytucją. Mało kto pamięta go z ról w dziełach mistrzów Stevena Spielberga Szeregowiec Ryan i Sydneya Lumeta Uznajcie mnie za winnego. Przypomnę, że Lumet wyreżyserował Dwunastu gniewnych ludzi; jeden z najbardziej znanych filmów w historii kina. Diesel szlifował więc talent u nie byle kogo. Pozostaje mieć nadzieję, że czas spędzony na planie słynnych twórców nie poszedł na marne, a Diesel potrafi wyciągać wnioski z obserwacji. Kinową wersję historii Hannibala z powodzeniem mógłby realizować Spielberg. Właściwie tak ogromne, filmowe przedsięwzięcie można utożsamić z jego nazwiskiem. Dzień premiery, w tej chwili jeszcze nieznany, będzie dniem wielkiego sprawdzianu dla Vina Diesela. Dzięki reżyserii filmu o generale Kartaginy ma on niepowtarzalną szansę uwolnić się od brzemienia Szybkich i wściekłych. Każde „zaszufladkowanie” staje się w pewnym momencie ciężarem, mogącym zatrzymać rozwój artysty. Diesel bardzo długo przygotowywał się do ekranizacji dziejów Hannibala. Przez kilka lat badał źródła historyczne. Zdaje więc sobie sprawę z zaistniałej szansy, ale i z zagrożenia, które może przekreślić jego dalszą reżyserską karierę. Scenarzystą dzieła jest specjalista od kina historycznego, David Franzoni, mający na koncie scenariusze tak popularnych filmów jak Amistad (reż. S. Spielberg), Gladiator (reż. R. Scott) czy Król Artur (reż. A. Fuqua). Póki co działania podjęte przez Diesela wydają się być bardzo profesjonalne. Pozostaje nam jedynie czekać na premiery. Oby nie był to dies irae.
Kamienie na szaniec – Alek, Zośka i Rudy żyli w niebezpiecznych czasach. Za rogiem czaiła się śmierć. Jak walczyć ze śmiercią? Wybitny prozaik Tadeusz Konwicki w filmie dokumentalnym Słońce i cień podał prostą receptę: „udaję, że nie widzę”. Ostatnie zdanie powinno być mottem dzieła Aleksandra Kamińskiego.
Obecnie żyjemy w równie niebezpiecznych czasach. 7 marca nastąpi weryfikacja długo już komentowanego filmu Roberta Glińskiego. Przypomniał mi się tytuł jednego z dzieł Janusza Morgensterna – Potem nastąpi cisza. Na marginesie jest to też film wojenny. Chciałbym, aby po projekcji Kamieni na szaniec nastąpiła cisza na wszystkich salach kinowych, w których będą one wyświetlane. Nie chcę pisać o najczęstszym kontekście, w jakim dotychczas wypowiadano się na temat najnowszej produkcji Glińskiego. Twórca Cześć Tereska przez całą karierę zdążył udowodnić, że jest fachowcem. Zajmował się bardzo różnorodną tematyką: od stalinowskich rozliczeń poczynając (Niedzielne igraszki), kończąc na analizie świata polsko-niemieckiego pogranicza (Świnki). Ta różnorodność oparta jest jednak na pewnym spoiwie. Gliński często wkracza w środowiska ludzi bardzo młodych. Doskonale „czuje” on klimat młodości. Autora Matki swojej matki interesuje przede wszystkim mroczna strona młodzieńczego życia. Tą stroną zajął się również w najnowszym filmie. Siła drzemiąca w mroku II wojny światowej nie słabnie. Legendarna książka Aleksandra Kamińskiego o okupowanej Warszawie stanowi ciekawy i niewykorzystany przez filmowców materiał. Dodam, że matka Roberta Glińskiego znała osobiście postaci z prozy Kamińskiego. Jako członkini Szarych Szeregów nie musiała się przesadnie starać o zawieranie podobnych znajomości. Reżyser czerpał wiedzę na ten temat z pierwszego źródła. Elementarna różnica między filmem a powieścią ma zasadzać się na popularnym dzisiaj „odbrązowieniu„ bohaterów. Pisarz Kamiński, jako jeden z dowódców Szarych Szeregów, był winien narodowi napisanie książki ”ku pokrzepieniu serc”. Tym sposobem w lipcu 1943 roku doszło do wydania nowej, polskiej mitologii. Czy Gliński poszedł krok dalej? Chodzą słuchy, że owszem. Filmowa wersja Kamieni na szaniec opowiada ponoć o ludziach wahających się, ponoszących porażki, drżących na myśl o przyszłości. Ludziach z krwi i kości? Zobaczymy.
W naszej kinematografii ciągle powstają filmy wojenne lub takie, których wojna stanowi bardzo ważne tło fabuły. Dla przykładu wspomnę dwa tytuły warte zapamiętania: Generał Nil (reż. R. Bugajski) i Baczyński (reż. K. Piwowarski). Podałem te przykłady, ponieważ film Bugajskiego jest po prostu dobry, a obraz Piwowarskiego zwyczajnie słaby, choć jego poetyka bywa interesująca. Premiery 2014 wzbogacą grupę nowych polskich filmów wojennych. W pewnym sensie jest to nawiązanie – świadome bądź nie – do rozrachunkowej tradycji Polskiej Szkoły Filmowej. Mamy do czynienia ze zjawiskiem pozytywnym, choć jeszcze nic nie można powiedzieć o jakości dzieła Glińskiego czy Komasy. Doszliśmy w ten sposób do ważnego nazwiska. Jan Komasa to oryginalna osobowość wśród młodych, krajowych reżyserów. Jego Sali samobójców nie wypada nie znać. Decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdana Zdrojewskiego, najnowszy film Komasy Miasto 44 będzie pokazany 1 sierpnia 2014 na Stadionie Narodowym, czyli dokładnie w siedemdziesiątą rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Do najlepszych i zarazem najbardziej znanych polskich filmów o powstaniu w 1944 lub z wątkiem powstańczym w fabule zalicza się: Kanał (reż. A.Wajda), Eroica (reż. A. Munk), dwa ostatnie odcinki serialu Kolumbowie (reż. J. Morgenstern), Godzina W (reż. J. Morgenstern), Dzień czwarty (reż. L. Niedbalska, zdecydowanie lepszy od Baczyńskiego), Pierścionek z orłem w koronie (reż. A. Wajda, ze względu na sekwencję rozpoczynającą film).
Fama głosi, że z utęsknieniem czeka się także na premierę Hardkoru 44 Tomasza Bagińskiego, naszego czołowego animatora.
Hiszpanka – ostatnia pozycja przeglądu. Film Łukasza Barczyka (obecnie dyrektor Studia Filmowego Kadr) zapowiada się bardzo interesująco. Temat Powstania Wielkopolskiego nie przynależy do topiki kina polskiego. Powstanie wybuchło 27 grudnia 1918 i zbiegło się z powrotem do kraju Ignacego Jana Paderewskiego. W świecie kinematografii dominował wówczas nurt niemieckiego ekspresjonizmu. Za kilka lat światło dzienne miało ujrzeć opus magnum gatunku, czyli Nosferatu – symfonia grozy (reż. F. Murnau, 1922) na podstawie powieści Brama Stokera Dracula. Łukasz Barczyk chce swoim filmem złożyć hołd tradycji, która wyznaczała kierunek artystyczny innym twórcom w latach 20-tych XX wieku. Wpływy ekspresjonistyczne obserwujemy również w przedwojennej Polsce. Tadeusz Lubelski określił ówczesne polskie kino mianem Romantyzmu strywializowanego. Krakowski profesor trafił w dziesiątkę, ale trzeba zachować pamięć o wyjątkach. Taki Mocny człowiek (1929, na kanwie powieści Stanisława Przybyszewskiego) Henryka Szaro stanowi znakomity przykład odwołania się do zachodniej klasyki. Film wydano na dvd z fenomenalną muzyką Super Trio, w skład którego wszedł m.in. Maciej Maleńczuk. W przypadku Hiszpanki założenie jest więc proste, ale polscy filmowcy często o nim zapominają. Forma ma być adekwatna do treści. Scenariusz wyszedł spod ręki reżysera Barczyka. Opisy filmu zapowiadają zbiorowy i zróżnicowany portret dawnej Polski, ale nie to jest najważniejsze. Dystans do historycznej tematyki ma wyrazić się w klasycznych cechach kina gatunkowego. Czytamy na filmwebie: „Hiszpanka”, jak zapowiada reżyser, to sensacyjna opowieść o grupie jasnowidzów i spirytystów, która u schyłku I wojny światowej, przy pomocy swoich zdolności parapsychicznych usiłuje uchronić polskiego pianistę i polityka Ignacego Jana Paderewskiego przed mentalnym atakiem wybitnego medium – Doktora Abuse, pracującego dla Pruskiej Armii. W roli Doktora zobaczymy Crispina Glovera – syna Bruce’a Glovera znanego z pamiętnej roli w części cyklu o Bondzie pt. Diamenty są wieczne (1971). Zresztą Glover senior także gra u Barczyka. Wow... Czyżby można liczyć na bondowską fabułę w polskim kinie? Opis dystrybutora wzbudza taką nadzieję.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Czekam na kamienie na Szaniec. Mam nadzieję, że nie film mnie nie rozczaruje, jak „Baczyński”