Ocena działalności Otto von Bismarcka |
W historii każdego społeczeństwa można wskazać postaci, których działalność znacznie przyczyniła się do zachodzących w niej zmian. Niezależnie od tego, czy są to zmiany pozytywne czy też negatywne, osoba inicjująca ów proces na zawsze zostanie zapamiętana przez potomnych. Jako przykłady takich postaci można by wskazać Piotra I Wielkiego w Rosji, Ludwika XIV we Francji, Józefa Piłsudskiego w Polsce czy Benito Mussoliniego we Włoszech. Tego typu wyliczanka mogłaby jeszcze trwać i trwać, niemniej jednak moim celem jest wskazanie cechy łączącej wszystkich wymienionych przeze mnie bohaterów historycznych. Chodzi mi bowiem o fakt, iż postaci te mają olbrzymi wpływ na bieg historii, gdyż wielokrotnie inicjują reformy a nawet rewolucje państwowe, lecz ocena ich działalności jest rzeczą niezwykle trudną. Do takich postaci należy zaliczyć także pierwszego kanclerza Rzeszy Niemieckiej – Otto von Bismarcka.
Jak na kartach historii zapisał się Bismarck? Niemcy powiedzieliby o nim zapewne, że był to mąż stanu, znakomity polityk, a przede wszystkim postać, która powołała do życia światowe mocarstwo, które po dziś dzień jest potęgą europejską. Z kolei Polacy na temat Bismarcka wypowiedzieliby się w sposób zdecydowanie negatywny. Dlaczego? Ponieważ nam Otto von Bismarck kojarzy się z zabijaniem polskości, najsilniejszą falą germanizacji w trakcie rozbiorów i walką z kościołem katolickim. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdy bliżej przyjrzymy się tej postaci i jej osiągnięciom politycznym, odnajdziemy w niej cechy i dokonania, które nie tylko zasługują na uznanie, ale mogłyby obecnie stać się wzorem dla współczesnych nam polityków.
„Krwią i żelazem”
Otto von Bismarck żył w czasach, kiedy to Niemcy podzielone były na 41 krajów. Choć w owym „organizmie” dominującą rolę pełniła Austria, to Prusy stopniowo wzmacniały swoją potęgę, co spowodowało, że z czasem oba mocarstwa zaczęły rywalizować o pierwsze miejsce w Niemczech. W kręgach niemieckich coraz większe poparcie znajdowała idea zjednoczenia kraju. Podejmowano różne kroki w celu realizacji tego zadania, czego przykładem jest próba zjednoczenia kraju przez demokratów i liberałów w czasie rewolucji 1848 roku, kiedy to powołano do życia parlament niemiecki wyłoniony w drodze powszechnych wyborów. Niestety zwycięstwo kontrrewolucji ostatecznie przekreśliło te plany i dopiero żelazna polityka Bismarcka pozwoliła na uczynienie marzeń o zjednoczeniu kraju możliwymi do realizacji. Według niego scalenie krajów niemieckich powinno się odbyć pod berłem panującej w Prusach dynastii Hohenzollernów, co – jak można się domyśleć – nie podobało się dążącej do przejęcia dominacji Austrii. Kiedy w 1862 roku król Wilhelm I mianował Bismarcka premierem Prus rozpoczął on proces wcielania swoich planów w życie.
W jaki sposób jeden człowiek miał zakończyć trwające wiele lat rozbicie kraju? Otóż według Otto von Bismarcka droga do zjednoczenia wiedzie „nie przez mowy i uchwały większości, którymi rozwiązuje się wielkie problemy czasu – był to błąd roku 1848 i 1849 – lecz krwią i żelazem”. Widać zatem wyraźnie, że Bismarck już na początku swojej działalności dał się poznać, jako człowiek o twardych zasadach, konsekwentny i uparcie dążący do celu.
By dokonać zjednoczenia Niemiec konieczne było wyeliminowanie Austrii, która stała mu na przeszkodzie. Sposób, w jaki został rozwiązany ów problem świadczyć może o tym, iż Bismarck był niezwykle mądrym i przebiegłym politykiem, który potrafi wykorzystywać nadarzające się okazje do osiągnięcia własnych celów. Przewagę nad Austrią osiągnął bowiem dzięki polityce tzw. izolacji międzynarodowej przeciwnika. Kanclerz Niemiec wykorzystał fakt, iż żadne z mocarstw europejskich – Francja, Wielka Brytania czy Rosja – nie zamierzało udzielać poparcia Austrii. Wojna, która wybuchła w 1866 sprawiła, że państwa niemieckie stanęły po przeciwnych sobie stronach, a zwycięstwo przypadło w udziale Prusom. Dominacja Austrii została zakończona. Widać zatem wyraźnie, że polityka Bismarcka względem Austrii była niejako lawirowaniem na krawędzi, które w ostateczności się mu opłaciło.
Podobnym „zagraniem politycznym” było sprowokowanie Francji do wypowiedzenia wojny, a zwycięstwo Prus w owym sporze pozwoliło nie tylko na zdobycie nowych terenów (Alzacja i Lotaryngia), lecz przede wszystkim na osłabienie pozycji Francji i znieważenie jej na arenie międzynarodowej poprzez akt proklamowania utworzenia II Rzeszy Niemieckiej w sali zwierciadlanej pałacu wersalskiego 18 stycznia 1871 roku z królem pruskim Wilhelmem I na czele.
Można by zadać sobie pytanie, czy polityka Bismarcka dążąca do zjednoczenia Niemiec „krwią i żelazem” była koniecznością, czy też można było tego dokonać na drodze rozmów pokojowych? Wydaje mi się, iż tendencje separatystyczne w Niemczech były zbyt silne, by udało się je przezwyciężyć na drodze perswazji. Historia ludzkości wielokrotnie udowodniła nam, że wielkie zmiany polityczne zazwyczaj toczą się na drodze podbojów i krwawych walk wewnętrznych. Dowodem na to może być odbywająca się niemal równolegle do procesu zjednoczenia Niemiec wojna secesyjna w Stanach Zjednoczonych (1861–1865). Choć Otto von Bismarck bez wątpienia wierzył w to, że Niemcy są potęgą europejską, to musiał zadawać sobie także sprawę z faktu, że każda potęga ma pewne granice. Stąd zapewne wynika owa zawiła gra dyplomatyczna kanclerza Prus, który sprytnie lawirując w kontaktach międzypaństwowych starał się uchronić Niemcy od zagrożenia ze strony ewentualnej koalicji, a co za tym idzie – walką na dwa fronty.
Zjednoczenie
Nowo powstałe państwo niemieckie – dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu Bismarcka – w bardzo krótkim czasie stało się potęgą światową, która odnotowała wzrost gospodarczy, demograficzny i technologiczny. Jak piszą historycy – to w Niemczech dokonała się odsłona kolejnej fazy rewolucji przemysłowej, której fundamentem była już nie maszyna parowa, lecz elektryczność. Choć bez wątpienia zjednoczenie Niemiec było najważniejszą rzeczą, do jakiej w swojej polityce przyczynił się Otto Von Bismarck, to niewątpliwie na uwagę zasługuje także polityka socjalna, której był inicjatorem. To właśnie on wprowadził programy ubezpieczeń społecznych – na wypadek choroby (1883 r.), od wypadków przy pracy (1884 r.) oraz w razie starości i inwalidztwa (1889 r.). Z inicjatywy Bismarcka wprowadzono także emerytury i ubezpieczenia na wypadek bezrobocia. Ów system polityki społecznej zaowocował większą lojalnością ludzi wobec państwa, a nie tak jak to było wcześniej – wobec rodzinnego klanu, który to gwarantował opiekę członkom rodziny niezdolnym do pracy. Dlaczego to było takie istotne? Odpowiedź nasuwa się sama – ponieważ od tej pory ludność niemiecka miała gwarancję, że pracując na rzecz państwa, w przypadku choroby czy nieszczęśliwego wypadku państwo się nimi zaopiekuje. Idee państwa opiekuńczego i ubezpieczeń socjalnych były pierwszymi na świecie i stały się wzorem dla wszystkich państw. Dodać należy, że ów system zapoczątkowany przez Bismarcka jest aktualny w Niemczech po dziś dzień, a nawet więcej – jest rozwijany, bo państwo ceni sobie zdrowie swoich obywateli. Nie brak bowiem przykładów pomocy osobom starszym i schorowanym, które mieszkają same daleko poza miastem, a mimo to dojeżdża do nich pielęgniarka by udzielić wsparcia. Służba zdrowia w Niemczech stoi na bardzo wysokim poziomie, czego nie można powiedzieć w odniesieniu do naszego kraju, w którym – kolokwialnie rzecz ujmując – lepiej jest nie chorować. Widać zatem wyraźnie, że inne kraje europejskie – w tym Polska – mogłyby brać przykład z Niemiec, ponieważ to, co wprowadził tam Bismarck u schyłku XIX wieku stanowi dla nas często coś nierzeczywistego, choć mamy początek wieku XXI. I choć z pewnością wiele osób mogłoby zaprzeczyć temu twierdzeniu, bo przecież w Polsce wprowadzono wszystkie ze wspomnianych przeze mnie form pomocy socjalnej, to nie ulega wątpliwości, że ich funkcjonowanie bardzo często jest rzeczą całkowicie abstrakcyjną dla naszych realiów.
Z punku widzenia każdego Polaka cieniem na polityce Bismarcka kładzie się wspomniana już przeze mnie wcześniej jego polityka względem Polski i Polaków, dążąca do całkowitego wyeliminowania polskości i germanizacji kraju. Sytuację tą pogarsza jeszcze fakt, iż polityka ta była kontynuowana w latach II wojny światowej, przez co można przypuszczać, iż stała się ona jakby impulsem i wskazówką dla nazistów, jak należy postępować względem narodów podbitych. Nie znajduję usprawiedliwienia dla tego typu zachowań, gdyż uważam, że narody powinny żyć w poszanowaniu swoich praw. Nie ulega jednak wątpliwości, że dominacja nad narodem podbitym jest rzeczą całkowicie powszechną i obserwowalną na przestrzeni wieków. My jako naród także wykorzystywaliśmy wielokrotnie innych podległych nam obywateli. Nie jest to z mojej strony chęć jakiegokolwiek wytłumaczenia motywów działania Bismarcka, lecz po prostu stwierdzenie faktu historycznego. Należy jeszcze wspomnieć o tym, iż polityka kanclerza Niemiec względem zaboru pruskiego polegała nie tylko na germanizacji tych terenów, bowiem trzeba pamiętać także o tym, iż ów zabór stał się najbardziej rozwiniętą częścią naszego kraju (w porównaniu z zaborem austriackim i rosyjskim, gdzie sytuacja była tragiczna). I znowu – nie jest to argument służący do „wybielenia” postaci Bismarcka, a jedynie niepodważalny fakt historyczny.
Na temat polityki Bismarcka można by mówić wiele, ponieważ jego dokonania na tym polu bez wątpienia nie są rzeczą przeciętną. Jak każdy polityk Bismarck musiał określić swoje priorytety i wybrać drogę realizacji swoich celów. W przypadku czasów, w których przyszło mu żyć i sytuacji, w której znajdował się jego kraj, nie było innej możliwości, niż pójście ścieżką „krwi i żelaza„. Jak widać – ryzyko się opłaciło, bo Bismarck osiągnął naprawdę wiele. Nie można odmówić mu także, iż był doskonałym, sprytnym politykiem o nieprzeciętnych zdolnościach dyplomatycznych i umiejętności przewidywania kroków przeciwnika, bądź też – jak można by to trafniej nazwać – powodowania, by wróg ”zatańczył tak, jak mu zagrają”. Choć bez wątpienia Bismarcka cechowała żądza stworzenia z Niemiec potęgi światowej, co mu się zresztą udało, to nie zapominał o najniższych warstwach swojego społeczeństwa, które otoczył troską i wsparciem. Ten znienawidzony przez Polaków kanclerz Niemiec posiadał cechy, jakich mogą mu zazdrościć współcześni nam politycy. Osiągnął sukces, ponieważ wiedział do czego dąży, kierował się dobrem swojego narodu, był zdecydowany i konsekwentny w swoich działaniach.
Z mojego punktu widzenia Otto von Bismarck i prowadzona przez niego polityka zasługują na uznanie, ponieważ Bismarck zbudował fundamenty jednego z największych obecnie mocarstw światowych. Pokazał jak się rządzi krajem, bo nie pozwolił na zepchnięcie Prus przez Austrię na drugi plan. Nie dopuścił do tego, by Niemcy stały się marionetką w ręku innych mocarstw europejskich i tak jest po dziś dzień – to Niemcy decydują o losach innych państw. My, Polacy, moglibyśmy się wiele od Bismarcka nauczyć. Przede wszystkim konsekwencji w działaniu, uporu w dążeniu do celu i – choć dla wielu może wydać się to kompletnym absurdem – umiejętności określenia własnych priorytetów, bo niestety, ale polska polityka sprawia wielokrotnie wrażenie, jakby nie wiedziała dokąd zmierza. Polska jest i przez jeszcze wiele lat będzie państwem marionetkowym, które łatwo ulega presji zewnętrznej. Przykład Bismarcka pokazuje, że posiadanie własnego zdania się opłaca, i że należy myśleć przyszłościowo.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Ludojad Polaków...
Jeden z najinteligentniejszych i najwybitniejszych polityków nie tylko XIX ale i XX w. Ukłony dla niego i zazdrość, że ktoś taki Niemcami sterował...
Podobno niedługo przed śmiercią stwierdził, oceniając politykę ostatniego kajzera, że nie miną dwie dekady a świat pogrąży się w wojnie a Niemcy zdrowo oberwą...
88 profesorów i Ojczyzno, jesteś zgubiona 😉
Przeczytałem oto porcję bezrefleksyjnych jednostronnych kalek opinii o Bismarcku, wydaje się, że pochodną opinii samych Niemców o tej postaci, tylko z bardzo płytkim zaznaczeniem, że wobec był bezwzględny wobec Polaków, ale mimo to należy go cenić za szereg osiągnięć.
Cóż, trzeba pewne rzeczy wyprostować z tego steku wygodnych kłamstw, ale do tego może trzeba mieć trochę odwagi, aby być mało poprawnym politycznie. Ja nie mam z tym kłopotu.
Zacznijmy od historii Niemiec. Pokazuje ona jak od zamierzchłych czasów z trudem przychodzi temu narodowi osiąganie swoich celów poprzez nawiązywanie dobrowolnej i zarazem, co istotne, równorzędnej współpracy z innymi narodami. Niemcy raczej znani się z ciągłych prób narzucania swojej dominacji i stosowania siły, by wymusić swoje warunki, a nie z gotowości do porozumienia w przypadku różnicy zdań. Znajdzie się zaledwie garstka przykładów z ich historii, że próbowali jakichś partnerskich porozumień. Na przykład idea zjednoczonej Europy idealistycznego Ottona III, choć można wątpić, na ile roztaczana wizja partnerstwa krajów składowych była rzeczywistym założeniem całej koncepcji. Jednak żyła ona niezwykle krótko, umarła natychmiast wraz ze śmiercią tego władcy, a jego następcy powrócili do jakże typowo niemieckiego podejścia konfrontacji i prób narzucania dominacji. To nie przypadek, że takich dobrych przykładów jest garstka, za to nie brakuje z dziejów Niemiec wielu przykładów odwrotnych - wszelakich konfliktów, podziałów, społecznych zatargów nawet wewnątrz samych Niemiec, licznych przykładów pogardy a nawet żywej nienawiści od obcych, zwłaszcza Słowian, czy Żydów, zapalczywej nietolerancji i ksenofobii (liczne procesy o czary i gorliwego palenia na stosie, dzieło „Młot na czarownice” - to właśnie Niemcy). Takich przykładów jest nadzwyczaj dużo na niekorzyść Niemców. To nie jest przypadek - to są przejawy niemieckiej mentalności na przestrzeni dziejów.
Co ma do tego Bismarck? Ano to, że był on uosobieniem owej niemieckiej mentalności w najgorszym wydaniu, która na nowo rozkwitła w XIX wieku i to właśnie dzięki niemu w dużej mierze.
Żeby uczciwie ocenić dokonania Bismarcka, należy spojrzeć nie tylko na cele, jakie osiągnął, ale też jakimi metodami się do tego posłużył. Ale pierwsza wątpliwość dotyczy już samych dokonań. Autorka prawi frazesy, jak to dzięki Bismarckowi Niemcy osiągnęły wzrost gospodarczy, jak rozwinął się przemysł, stworzył ubezpieczenia itd, itp. Wszystko to prawda, ale nie dajmy się ogłupić - nie to było głównym powodem, dla którego dążył do zjednoczenia Niemiec. Tym powodem było dążenie do zapewnienia im hegemonii w Europie i na świecie. Już tak postawiony cel świadczy o dość wąskim podejściu do rzeczywistości.
No i teraz o metodach. Otóż Bismarck miał na wszystko jeden sposób - zdławienie wszelkich przeszkód przy użyciu siły i przemocy, wręcz dążenie do konfrontacji - czyli tradycyjne niemieckie narzucenie dominacji. Przez jego zakuty pruski łeb nie była w stanie przedrzeć się myśl, iż można skutecznie budować jedność i siłę Niemiec inaczej niż przemocą. Być może. Ale takie same podejście miał wobec narodów podległych - w tym Polaków. Zamiast prób włączania do ich współpracy dla dobra kraju, z poszanowaniem odmienności, stać go było jedynie na prymitywne dążenie do ich bezwzględnego podporządkowania, tępą przemocą, wręcz do wynarodowienia (co jedynie wzmocniło opór i ostatecznie obróciło się przeciw Niemcom). W ogóle nie był w stanie ogarnąć, że hegemonia, to niekoniecznie jest cel dobry i pożądany sam w sobie. Ten wąski sposób myślenia to oczywisty przejaw żywionych kompleksów i zawiści - głównie wobec zdobyczy europejskich potęg kolonialnych i Rosji, chęci dorównania im. Ale to prymitywne podejście miało miejsce nie dlatego, że Bismarck miał mniej rozumu od innych Niemców, bo nie miał, ale dlatego, że jego postępowanie podlegało odwiecznej niemieckiej mentalności, i to tej w najgorszym wydaniu, której był czołowym przedstawicielem.
Inaczej mówiąc, jego postępowanie nie było skutkiem jakichś szczególnych cech jego osobowości, ale wynikało z ogólnoniemieckiej mentalności, którą tak wyraziście odzwierciedlał. Mentalności, która sprawa, że Niemcy są tak szczególnie mało podatni na partnerstwo i współpracę. Osiągnięcia polityczne takiej skali jak przymierze polsko-litewskie, czy choćby unia kalmarska są nie do wyobrażenia z udziałem Niemców. Chyba wszyscy rozumieją, o czym mówię.
Na osobny komentarz zasługuje gładkie zrównanie przez autorkę, bez prób uzasadnienia, tępej przemocy Bismarcka wobec Polaków, z tym jak to Polacy traktowali inne podległe sobie narody wchodzące w skład IRP. Tu nie ma porównania! Polacy nie dążyli do fizycznego, metodycznego wręcz, wyniszczenia podległych sobie narodów, nie kierowali się nienawiścią, ani nie rugowali z ich ziem, za to - choć dochodziło do spięć - dążyli do włączenia ich w swoje państwo, z poszanowaniem odrębności języka, kultury, wyznania, zależności społecznych, zwyczajów, a nawet prawa w wielu przypadkach. Tym obraźliwym porównaniem z antypolskością Bismarcka autorka jedynie udowodniła swoją wyjątkowo niską samoocenę - mentalność niewolnika, wytresowanego w stylu GW do okazywania pogardy wszystkiemu co godne w polskości, co jak wiemy ma usprawiedliwiać podłość wyrządzaną tejże polskości przez kolonizatorów i ich miejscowych kolaborantów. O tą podłość autorki nie posądzam, ale taką postawą szczerze gardzę.
Należy zatem stwierdzić, że wbrew powtarzanym przez autorkę, niczym nie popartym pozytywnym ocenom, Bismarck okazuje się być nie żadnym „wielkim mężem stanu”, lecz człowiekiem o niezwykle wąskich horyzontach myślowych, ksenofobem i politycznym bandytą. Był zbyt ograniczony by, po pierwsze - uodpornić się na myślenie kategoriami kompleksów narodowych, a po drugie - być w stanie osiągać wyznaczone cele inaczej niż poprzez tępą przemoc pod byle pretekstem i prowokowanie do niej. Tak zachowuje się typowy prymityw i bandyta. Mówiąc uczciwie, ale nazywając rzeczy po imieniu (z czym Polacy wciąż mają kłopot) - Niemcy nie mają się kim chwalić. My Polacy, powinniśmy to Niemcom wprost uświadamiać, bez względu na to, jak to podziała na ich dobre samopoczucie.
Dziś te same metody - ostro na chama, ale i tak z większą wyobraźnią od Bismarcka - stosuje Putin, co pokazał wielokrotnie, a ostatnio dokazuje na Ukrainie. Czekam zatem na peany na cześć dziejowych osiągnięć Putina.
Znów, to nie przypadek, że historia obu krajów, pełna stosowania metody na chama, znajduje tyle wzajemnej fascynacji między Rosjanami i Niemcami aż po dziś, a wstecz sięga co najmniej czasów carycy Katarzyny II.
Dopiero trzeba nadzwyczajnego kataklizmu dziejów i konieczności wyrzeczenia samych siebie, by coś przebiło się do świadomości powszechnej danego społeczeństwa, by doszło do przemiany w mentalności. Tak było np z Polakami, gdy z ręką w nocniku budzili się po dokonanych rozbiorach. Jeśli mowa o Niemcach, to tu świetnym przykładem jest historia powstania EWG/UE oraz częściowo NATO. Warto zauważyć, że to właśnie Niemcy gorliwie okazywali swoją gotowość do budowy nowego wspólnego ładu w Europie po IIWŚ - kiedy wydawało się, że są skazani na wieczne potępienie i odrzucenie. Nie może to nikogo dziwić, zważywszy na skalę wojennych krzywd, których z pełną butą i chełpliwością dokonali. Przecież oni, jako naziści, byli po prostu sobą, dawali niepohamowany upust swojej hodowanej od wieków pogardzie powstałej na braku wykształconego pojęcia o budowaniu więzi z innymi. Zatem po przegranej wojnie Niemcy byli gotowi znieść wszelkie upokorzenia oraz przyznać się do wszelkich win i błędów, byle tylko zapobiec odrzuceniu. I można powiedzieć, choć to był - i do dziś jest - olbrzymi wysiłek i wyrzeczenie, to tym razem im się udało. Wreszcie możliwe stało się zbudowanie dobrze działającej wspólnoty międzynarodowej z udziałem samych Niemców.
Dziś więc Niemcy są odmienione, zobaczymy czy na stałe. Jedno jest pewne - Bismarck zupełnie nie pasuje do tego obrazu. Dziś skończyłby w najlepszym razie w więzieniu jako niebezpieczny wichrzyciel, skrajny ekstremista i ksenofob. Albo jako drugi Putin. Po prostu, był bandytą i uosobieniem europejskich (niemieckich) wypaczeń, dlatego zasługuje na potępienie, niezależnie od zasług.
Trochę pyszałkowate. Zwłaszcza pierwsze akapity.
Artykuł marny, ale komentarz doskonały, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, gratuluję wiedzy i stylu.
W ramach tępych pruskich łbów... O ile mnie pamięć nie myli to jedność Francji „Le roi soleil” zbudował siłą i pałą oraz złotą klatką, Piotr I - ten z kolei - ścinał i zwalczał kogo się dało, Amerykanie - jakoś nie mieli obiekcji przed wyżynaniem „czerwonoskórych”. Można mnożyć. Pewnym wyjątkiem są tu A-W, ale to z zupełnie innych powodów.
Zwykle celem polityków w danym kraju jest uzyskanie jak najlepszej pozycji w danym okresie, nawet jeśli krasi się ją takimi pierdołami jak dbanie o ludzi etc. Przy okazji tak naprawdę jeszcze na pocz XVIII w. Prusy były piaskownicą Niemiec, a same Niemcy podzielone na iks księstewek, krajów, kraików i diabli wiedzą czego. Te podziały znikły na dobre za Hitlera a finis finalis - po II w.ś., ale to Bismarck umożliwił powstanie Niemiec takich jakie znamy z zaletami i wadami.
Myśmy takiego Bismarcka nie mieli...
Jak to nie - a kto jednoczył kraj po podziale dzielnicowym? A kto z byłych zaborów klecił IIRP? Inna sprawa, że Polacy sami z siebie raczej nie mają tendencji się dzielić, pozostają raczej zjednoczeni i solidarni i niż egoistyczni i myślący głównie o samych sobie.
Byłbym istotnie pyszałkiem - jak bez cienia argumentu ktoś mi zarzucił - gdybym twierdził, że Niemcy można było zjednoczyć tylko tak, albo tylko siak. Na pewno konieczne były co najmniej naciski i wiarygodne widoki na konkretne korzyści z bycia razem, inaczej nikt by nawet nie myślał by oddawać część udzielnych przywilejów za nic nie dające zjednoczenie, to dość logiczne. Widocznie bez użycia siły to nie byłoby możliwe, lub zajęłoby wiele lat. Nie chcę też twierdzić, że Bismarck wypadał jakoś gorzej na tle innych władztw europejskich, bo w istocie trudno wskazać takie, które nie miało ciągot autorytarno-imperialnych w XIX wieku, co najwyżej nie każde miało na to siły i możliwości. Co bynajmniej nie znaczy, że Bismarcka - XIX wiecznego Putina - należy dziś wybielać, za korzyści jakie odniosły Niemcy ze zjednoczenia.
d-d: kto jednoczył? Ciemna masa jestem - i nie wiem. Próbowano w Lublinie - tam był jakiś rząd socjalistyczny lub co najmniej mocno lewicowy, w stolicy: regencja - czyli królestwo, Śląsk i Wielkopolska dbały same o siebie, Śląsk Cieszyński był zapomniany. Na celowniku była zaś RON od morza chyba do morza. Przy okazji w ramach jednoczenia wystawiliśmy rufą do wiatru Ukraińców i tzw. tutejszych. Ale jednoczenie...
Przykład z IIRP jest dobry io tyle, że chodził o połączenie rozdzielonych ziem, ale z zaznaczeniem, że polegało to na przepędzeniu zaborcy. Natomiast wysiłki Łokietka, a zwłaszcza kolejne pakty współpracy i w końcu unii polsko-litewskiej to już są bardzo dobre przykłady mądrości władców i szlachty z tamtego czasu.
Łokietek - tak, przy czym był na tyle sprytny, że czekał aż wszyscy konkurenci się potkną i obserwował ich błędy...
Unia polsko - litewska? Osobiście uważam to za jedną z większych pomyłek w naszej zakręconej historii
tu wlasnie masz roznice cywilizacyjna / kulturowa lacinska i bizantysjka. Laciska / Katolicka podbijala Ameryke Poludniowa i wcielila ludzi w religie z ich obyczajami i odmiemnnosca etniczna nawet plemienna, amerykanska = protestancka jak i niemiecka to integracja kosciola z wladza ( jak za carow i Putina bizancjum ) czyli nie bylo kogos niezaleznego, kto moglby wladze krytykowac moralnie czyli wyzynamy w imie sukcesu ekonomicznego a Bog i tak okaze w ostatecznosci, ze nasze jest blogoslawienstwo bo inaczej nie mielibysmy sukcesu ekonomicznego. Bog decyduje o tym kto zazna zbawienia a laske okazuje sukcesem ekonomiczny. Dodatkowy sekularny darvinizm uzasadnil silniejszy zabija slabszego no i masz nastawienie amerykanskie i niemieckie do innych narodow. Amen.
„My jako naród także wykorzystywaliśmy wielokrotnie innych podległych nam obywateli”.
Jaki to naród my Polacy podbililiśmy? Co za bzdury? Co za chore tłumaczenie prześladowania polskości i religi na naszej ziemi
konsekwencja, wizja i pragmatyzm kanclerza to cechy które chciałbym widzieć u naszych polityków