Zniewolona chwała |
Wypadki II wojny światowej, oprócz zaistniałych faktów i zdarzeń, niosą ze sobą mniejsze lub większe przekłamania i bardzo różne ich interpretacje, utrzymywane na potrzeby indywidualnego, grupowego, bądź nawet powszechnego odbiorcy. Właściwie dopiero czas, oraz zmierzch całych epok, jak i śmierć określonego grona ludzi, zezwala na dogłębne wyjaśnienie, a więc odkłamanie funkcjonujących od lat wygodnych skrzywień. Więcej, sprowadza do określania sensu tzw. „białych plam” w historii. Niestety, ich tworzenie, a właściwie powoływanie się na nie, jest niejednokrotnie przyczyną powstawania z kolei innych „nowych” białych plam, które znów muszą czekać na swój czas, interpretatorów i swoją wersję wiarygodnego „wyprostowania”, które, choć po latach, i tak nie zawsze mogą w całej pełni ujrzeć światło dzienne.
Przyczyną ich tworzenia, są najczęściej powody o podłożu politycznym, prestiżowym, ale też i gospodarczym. Najwięcej gromadzi się ich jednak na pewno, na płaszczyźnie uwarunkowań życia społecznego.
Polska jako państwo, a Polacy jako naród, mieli szansę dostępować tego na wskroś wątpliwego zaszczytu, szczególnie często od pierwszych chwil utraty swojej państwowości w roku 1939. Przez wiele długich, powojennych lat Brytyjczycy na przykład zapominali, pomijali bądź pomniejszali udział polskiej krwi, w walkach o angielskie niebo, jak i udział polskich marynarzy w pokonaniu Kriegsmarine. Z kolei Sowieci, nie pomniejszając swoich bezsprzecznych zasług w pokonaniu hitleryzmu, po prostu uważali, że w imię komunistycznej jedności, wiecznej przyjaźni między narodami, pokojowego współistnienia i socjalizmu..., wielość różnych faktów i zdarzeń przypisywali zawsze tylko sobie – bo to przecież i tak dla naszego wspólnego celu – budowy socjalizmu kroczącego do Komunizmu, nie wspominając już nadto o walce znaczenia jako mocarstwo...
W ten sposób po raz kolejny, od ponad 50 lat, warto przypomnieć o wyzwoleniu przez polskich żołnierzy miejsca, które przeciętnemu rodakowi kojarzy się ze śmiercią wielu profesorów krakowskich Uniwersytetu Jagiellońskiego; komendanta głównego AK – gen. dyw. Grota Roweckiego i ciężko chorego dowódcy 2 Dywizji Piechoty Legionów – gen. dyw. Bolesława Roji; około 25.000 cywilnych powstańców warszawskich; kilkunastu tysięcy żołnierzy polskich, którzy po sowieckiej agresji zmuszeni zostali do służby w sowieckiej Armii Czerwonej i trafili tu jako niemieccy jeńcy, jak również poległych wyzwolicieli tego obszaru z końcem działań II wojny światowej. Chodzi oczywiście o obóz koncentracyjny usytuowany w odległości około 25 km w linii prostej od Berlina – S a c h s e n h a u s e n.
Wiadomo na pewno, że 22 kwietnia 1945 roku, około godz. 11.00 przed południem, patrol rozpoznawczy dowodzony przez chor. Stanisława Borysiuka z 4 kompanii piechoty (z 6 pułku piechoty w składzie 2 Dywizji Piechoty), prowadząc pościgiem możliwie najdalsze rozpoznanie terenu nieprzyjaciela, po dokonaniu przeprawy przez Kanał Hohenzollernów (wszystkie mosty na nim, jak i na kanale Oranienburskim faszyści zdążyli już wtedy zniszczyć), w okolicach śluzy brzegu północnego Lehnitz-See, dotarł do tego potwornego miejsca – obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Wydarzenie w całej rozciągłości, wraz ze szkicem sytuującym, potwierdza bojowy meldunek operacyjny autorstwa zastępcy dowódcy 2 Dywizji Piechoty (dalej: DP) do spraw polityczno-wychowawczych – mjr Stanisława Okęckiego i delegacji dywizyjnego wydziału polityczno-wychowawczego w osobach: ppor. Szymona Alstera, ppor. Henryka Jankowskiego i chor. Bronisława Bednarza: „zaraz po wyzwoleniu w dniu 22 kwietnia, większa część więźniów opuściła obóz. Pozostali jedynie ci, którzy są tak wyczerpani, że dosłownie nie mogą się poruszać nawet po terenie obozu [...] owrzodzeni, z ranami na ciele, po prostu cienie ludzkie, płakali z radości na widok naszych żołnierzy, a szczególnie Polacy, widząc polskich żołnierzy”.((CAW III-23, 247, s. 94; Organizacja i działania bojowe LWP w latach 1943-1945, t. IV, Warszawa1963, s. 831-833.)) Do meldunku dołączono autentyczną dokumentację zdjęć.
Cały ten fakt powodowany był działaniem 1 Armii Wojska Polskiego, uczestniczącej natenczas w tzw. operacji berlińskiej, idącej po sforsowaniu Odry w składzie wojsk ubezpieczających prawe skrzydło sowieckiego 1 Frontu Białoruskiego. W drugiej połowie dnia 22 kwietnia 1945, oddziały przedniego ubezpieczenia armii siłami m.in. 2 DP szły w pościgu za nieprzyjacielem osiągając rubież: Wensickendorf. W trakcie tego rozpoznania pościgiem nieprzyjaciela, do terenu obozu zaczęły również docierać także patrole zwiadowców 1, 3 i 4 DP. W dniu 23 i 24 kwietnia, w bezpośredniej bliskości obozu umiejscowiły się już, czołowe oddziały piechoty wraz z dywizyjnym wsparciem artyleryjskim, stanowiąc element zewnętrznego pierścienia „zaciskającego” Berlin, jak i ochraniając i świadcząc na różne sposoby pomoc ocalałym, a pozostałym na tym terenie byłego obozu więźniom. Ważne to było chociażby i z tego względu, że na szerokości pasa działania jednostek polskich, próbowała utorować sobie przejście w okolice Ruppiner Kanal, niemiecka armijna grupa gen. Steinera, idąca na pomoc Berlinowi.
Generalnie jednak, większość źródeł, artykułów, a nawet opracowań z koronnym pierwszym wydaniem w roku 1961 przez niemiecki Komitet Antyfaszystowski Bojowników Ruchu Oporu książki, o oswobodzeniu terenu obozu napisano m.in.: „niedziela – 22.04 rano, o godzinie 11.00 nagłe wołanie w obozie, przybyli Rosjanie! [...] Dowiedzieliśmy się, że są tylko czołową grupą rozpoznawczą liczącą 12 żołnierzy. W obozie panuje wielka radość, wszyscy podają sobie ręce, obejmują się i całują. Jest to jeszcze niezbyt jasno uświadamiane. Jesteśmy wolni, nie jesteśmy już więźniami. Czerwonoarmiści bardzo się śpieszą, gdyż muszą podążać dalej...”.((Damals in Sachsenhausen. Solidaritat und Wiederstand im Konzentrationslager Sachsenhausen, Berlin 1961, s. 132))Na dalszych stronach tego przekłamanego dzieła, stworzonego przez usłużnie wiernopoddańczych wasali ze stworzonej z polecenia Stalina – Niemieckiej Republiki Demokratycznej napisano: „23.04 poszliśmy późno spać, więc wstaliśmy dopiero o godzinie ósmej. O dziesiątej otwarto główną bramę, przez którą przybyli czerwonoarmiści, ale teraz było ich więcej. Przyjechali samochodem ciężarowym, który pozostawili w obrębie dowództwa obozu. Teraz są również oficerowie sowieccy; widzimy różnice między nimi, a oficerami niemieckimi, przyjacielski stosunek między oficerem i żołnierzem. Oficerowie rozmawiają i chodzą z nami po obozie. Wychodzą setki więźniów, by zobaczyć się z wyzwolicielami, porozmawiać z nimi, podziękować za wyzwolenie z faszystowskiej tyranii. Bramy są otwarte. Niebawem wielu z nas idzie na drogę do Oranienburga...”.((tamże, s. 134))
Oba przytoczone fragmenty stworzył jednak jakiś zupełnie anonimowy autor. Nie miał najprawdopodobniej również pojęcia o tym, że w tych działaniach Wojsko Polskie walczyło u boku Sowietów. Nie wiedział także o rzeczy najważniejszej. Otóż po sowieckiej zbrodni katyńskiej, znaczna część kadry oficerskiej niższych i wyższych szczebli w odradzającym się Ludowym Wojsku Polskim gen. Zygmunta Berlinga, posiadała rodowód czysto sowiecki. Było to tak normalne, głębokie i oczywiste, iż nawet już po sformowaniu i wejściu pododdziałów w walkę, ludzie ci nie tylko, na co dzień rozmawiali w języku rosyjskim, ale faktycznie przez cały front nie zmieniali, oprócz konieczności oficjalnych, nawet swojego sowieckiego umundurowania, co bardzo często postronnego obserwatora mogło wprowadzać w istotne błędy myślenia i postrzegania.
Prawdę o Polakach, dzieło przytacza dopiero we fragmencie: „26.04. polscy lekarze wojskowi z czterema sowieckim siostrami medycznymi, które pełnią służbę w tej samej armii, zostaną rozmieszczeni w niektórych barakach, aby zapewnić wszystkim chorym właściwą opiekę. Ogólnie duża radość...”.((tamże,))
I tu kolejne przekłamanie, ponieważ - co potwierdzają dokumenty przechowywane w Centralnym Archiwum Wojskowym (dalej: CAW), w dokumentach medycznych, jak i meldunku zastępcy dowódcy ds. polityczno-wychowawczych 1 DP – mjr Antoniego Kaziora - pomoc taka była udzielana od pierwszych chwil dotarcia do obozu.
Kolejnym skrzywieniem jest fakt, że najprawdopodobniej w maju 1945, bądź jeszcze później, został specjalnie nagrany przez sowieckich operatorów film o wyzwoleniu obozu. Nie ma nim niestety faktycznych więźniów w pasiakach, jak chociażby na zdjęciach „polskiego rozpoznania”, bo już ich tam nie było.
Z dniem 23 kwietnia 1961 roku, uczestniczący w otwarciu Narodowego Muzeum Walki i Męczeństwa Sachsenhausen, przewodniczący Zarządu Głównego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, były więzień Oświęcimia i Buchenwaldu – Janusz Zarzycki, ani jednym słowem nie wspomniał o wyzwoleniu obozu przez Polaków. W wydanym wówczas albumie pamiątkowym brak było, chociaż jednego zdjęcia prezentującego martyrologię narodu polskiego, nie wspominając już o polskich wyzwolicielach. Z kolei w roku 1968, w tymże muzeum, pokazano wreszcie kilka zdjęć zamordowanych profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Generalnie przeważały jednak eksponaty sowieckie i wystawa fotografii zbrodniarzy hitlerowskich. Z kolei opracowanie monograficzne – Bitwa o Berlin. Działanie 1 armii WP kwiecień-maj 1945 – autorstwa Z. Stąpora, wydane w Warszawie w roku 1973, pomijało w ogóle polski udział w walkach o odcinek, gdzie sytuowany jest Kanał Hohenzollernów i Kanał Oranienburski, a więc i obóz Sachsenhausen. Wskazywało jednak na walki na tej szerokości, prowadzone przez 7 Korpus Kawalerii Gwardii, czyli 47 Armii Sowieckiej.
W roku 1974, kolejne wydanie książkowe NRD, w opracowanej tablicy chronologicznej obrazującej dzieje obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, pod datą 22 kwietnia umieściło taką notatkę: „oddział 47 armii sowieckiej oswobodził więźniów pozostałych w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Wokół obozu jednostki 47 armii sowieckiej i dywizja piechoty 1 polskiej armii pokonały ostatni opór jednostek SS działających w Oranienburgu”. Takimi zapisami dzieło znów wprowadza czytelnika świadomie w błąd.
Z końcem roku 1981, a ściślej w okresie 26-28 października, w trakcie obrad Międzynarodowej Konferencji Wyzwolicieli Obozów Koncentracyjnych w Waszyngtonie, jeden z przedstawicieli strony polskiej – prof. Michał Chilczuk, znów próbował odkłamać ten fragment faktów historycznych. Niestety pozostał on bez powszechnie nagłośnionego echa.
W roku 1984, jeden z weteranów i naocznych świadków, ówcześnie dowódca batalionu, tamtych walk – pułkownik obecnie w stanie spoczynku – dr Jerzy Margules, opracował dzieło – Druga Warszawska Dywizja Piechoty1943-1947 (krótka kronika), w którym po raz kolejny pokazał m.in. faktycznych wyzwolicieli Sachsenhausen z opisem ich działań na ówczesnych rubieżach toczonych w tym regionie walk. Sprawa dalej nie zyskała mimo to wielkiego aplauzu. W około 10 lat później, w roku 1995, ten sam autor – płk dr Jerzy Margules, niestrudzony poszukiwacz prawdy tamtego czasu, pokusił się o wydanie kolejnej pracy. Tym razem bardziej tematycznej – Oswobodzenie Sachsenhausen. Polacy przynieśli wolność więźniom obozu. Czy sprawa faktycznych wyzwolicieli znalazła przez to właściwe miejsce i zrozumienie?
Obecnie można chyba zastanawiać się nad puentą tego zdarzenia. Tak jak hasło: zniewolenie, nawet zgodnie z definicją Słownika języka polskiego, wyraża znaczenie jako – zmusić , skłonić kogoś do czegoś,((M.Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 3, Warszawa 1981, s. 1049)) tak bezsprzecznie należna tamtym oddziałom, a w nich przede wszystkim ludziom – chwała,znacząca dosłownie według tegoż opracowania: powszechne uznanie, cześć, sława, chluba, ozdoba, zaszczyt, honor,((tamże, t. 1, s. 284-285.)) została mimo wszystko za cichym przyzwoleniem partii komunistycznej im odebrana, aby komunizm mógł być wszechobecny, najlepszy i nigdy przez nikogo niepokonany...
Zupełnie na koniec, pozostaje jednakże pewna istotna wątpliwość, jaką niesie ze sobą istota tak zwanych „białych plam” w historii. Kto i jak ma wytłumaczyć dziś młodym pokoleniom, że taki fakt nie był wcale odosobniony, a było ich setki, o ile nie tysiące. Daną miejscowość zdobywali Polacy, a pomnik wdzięczności stawiano później Sowietom, bez najmniejszego nawet zaznaczenia, że Polacy także mieli w tym swój wielki udział... Można starać się zrozumieć wiele. Można, że polscy żołnierze walczący w tych miejscach nie mogli i nie chcieli się na to przekłamanie nigdy zgodzić, ale ich najwspanialszym lekarzem miała być ideologia i jej zamykająca rozkrzyczane usta partia ze swoim wszędobylskim i wszechwładnym aparatem totalitarnego ucisku. Ale marsz taką drogą już się przecież skończył. Jeżeli dalej będziemy powielać tego typu bajki, czy choćby tylko baśnie, to z każdą „nową„, tracimy nie tylko swoją wiarygodność w obliczu sąsiadów świata, którzy nie jedno widzieli i nie jedno wiedzą, a nawet mają udokumentowane ”na papierze”, a nawet „na kliszy”. Tracimy przede wszystkim swoją twarz tożsamości, o której tyle się teraz mówi, jako wolny Naród w swojej wolnej i suwerennej przecież Ojczyźnie....
Literatura pomocnicza:
- Damals in Sachsenhausen. Solidaritat und Wiederstand im Konzentrationslager Sachsenhausen, Berlin 1961.
- Szymczak M. (red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978-1981,
- Wybrane dokumenty Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie.
- Wojskowy Przegląd Historyczny, Nr 2, Warszawa 1996
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Zastanawia mnie jedno - skąd na podstawie języka jakim się żołnierze posługiwali wiedziała jaka jednostka i ocenia do tego, że są to Rosjanie w polskim wojsku.
A może byłą przydzielona jednostka rosyjska ku wzmnocnieniu, może działały wspólnie i język jakim się posługiwały był mieszaniną polsko - rosyjskiego?
Jak rozumiem w oficjalnych kontaktach na Zachodzie ze strukturami nadrzędnymi obowiązywał język każdy tylko nie angielski...
Zawsze czytając podobne artykuły albo oglądając programy w tv zastanawiam się czego jeszcze się dowiem. Jestem bardzo ciekawa ile spraw dotyczących wojny, obozów itp nie ujrzało jeszcze światła dziennego. Najbardziej zastanawiające jest, że od zakończenia wojny minęło już prawie 70 lat a niektóre informacje nadal są trzymane pod kluczem. Te wszystkie historie z obozów są tak porażające i przerażające, że aż się w głowie nie mieści, że to mogło się zdarzyć, że można coś takiego robić innym ludziom. Cieszę się, że nie musiałam żyć w tamtych czasach i że wszystkie informacje które nadal są tajone kiedyś zostaną opublikowane.
Taaa jasne.... Ludzie zawsze lubili zadawać sobie kuku w drastyczne i bolesne sposoby. Obozy koncentracyjne - to wymysł Anglików z czasów wojny burskiej (dokładniej: wojen); tortury - znano dawno i od dawna, walka za kogoś u kogoś, pod obcym - zaciężnym dowództwem - tyż. Armia jak wchodziła na tereny - to i nieraz u siebie nawet: piła, rabowała, niszczyła a nade wszystko - gwałciła.
Różnica: dawniej nie było aż tak dostępnej prasy... i informacji.