„On wrócił” – T. Vermes – recenzja |
Czy z Adolfa Hitlera godzi się śmiać? Albo inaczej: czy Hitlera i głoszone przez niego tezy można traktować w kategoriach żartu? Jak się okazuje można, do czego przekonuje nas Timur Vermes w swojej satyrze politycznej „On wrócił”. Pojawia się jednak pytanie jaki cel postawił sobie autor ukazując w tak niezwykły i niecodzienny sposób największego dyktatora wszech czasów, i dlaczego w pewnym momencie komizm sytuacyjny, który tak bawił czytelnika, przeradza się w śmiertelne przerażenie?
Jest 30 sierpnia 2011 roku. Adolf Hitler właśnie budzi się w centrum Berlina w śmierdzącym benzyną mundurze. Wie, kim jest i gdzie się znajduje, ale otaczająca go rzeczywistość nie do końca jest dla niego zrozumiała. Nic zresztą dziwnego, przecież od zakończenia II wojny światowej, z czego Hitler jeszcze nie zdawał sobie sprawy, minęło blisko siedemdziesiąt lat, w trakcie których, jak słusznie potem zauważa główny bohater: (…) Rzesza Niemiecka ustąpiła miejsca tak zwanej Republice Federalnej, którą kierowanie według wszelkiego prawdopodobieństwa podlegało kobiecie („pani kanclerz federalnej”), aczkolwiek powierzane było już także innym panom1, a Terytorium Rzeszy wyglądało na mocno okrojone, jednakże państwa ościenne w znacznej części pozostawały te same, ba, nawet Polska najwidoczniej wiodła nadal swą sprzeczną z naturą egzystencję nieuszczuplona terytorialnie, a częściowo wręcz na dawnym obszarze Rzeszy2. Konsternację Führera wywołuje dopiero data, jaką znajduje w dzisiejszej gazecie, ale, jak na wodza przystało, szok poznawczy trwa krótko i Hitler, zdeterminowany i pewny siebie, po raz drugi rusza na podbój Niemiec, by znów głosić swoje idee i zdobyć poparcie mas. Trafia do telewizji, gdzie (o zgrozo!) naśladuje samego siebie, bo nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że ów Adolf Hitler z 2011 roku jest tym samym Hitlerem, który uwiódł społeczeństwo niemieckie w 1933… Żeby było śmiesznie (jeśli w ogóle można się z tego śmiać?!) Führer jest dobry, szalenie dobry w tym co robi... Żaden komik do tej pory nie był aż tak dobry, jak on. I po raz kolejny należałoby zadać pytanie: co w tym dziwnego? Przecież Adolf Hitler to dokładnie TEN SAM Hitler! I tu pojawia się prawdziwy problem, bo akurat w to nikt nie jest w stanie uwierzyć…
„On wrócił” jest debiutem literackim Timura Vermesa. Niemiecki dziennikarz postawił na pierwszoosobową narrację, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Każdy, kto nieco interesuje się historią III Rzeszy czy narodowego socjalizmu i widział nagrania przemówień czy czytał książki Hitlera, od razu doceni stylistykę wypowiedzi głównego bohatera, która doskonale oddaje bijącą od niego pewność głoszonych racji oraz charyzmę Adolfa Hitlera. Z jednej strony autor po mistrzowsku stworzył kopię Führera – mówcy, z drugiej natomiast zabieg ten powoduje, że postać Adolfa Hitlera staje się jeszcze bardziej wiarygodna, przez co jeszcze bardziej przerażająca… W każdym przemówieniu bowiem Hitler bynajmniej nie kreuje siebie na zakompleksionego i zdruzgotanego porażką dyktatora, ale wręcz przeciwnie – Adolf z powieści Vermesa to sympatyczny, wyjęty z innej epoki pan, który nie dość, że nie wstydzi się swojego postępowania, to na dodatek pęka z dumy opowiadając o swoich dotychczasowych osiągnięciach. I tutaj właśnie znajduje się źródło fenomenu wynikającego z wprowadzenia pierwszoosobowej narracji – wszelkie narodowosocjalistyczne hasła padające z ust Hitlera brzmią zupełnie naturalnie, lecz gdyby zostały wypowiedziane przez Timura Vermesa z pewnością autor powieści zostałby uznany za psychopatę.
Powieść Vermesa uznawana jest za ciętą satyrę polityczną i jak na dobrą satyrę przystało, nie brakuje w niej ośmieszania i piętnowania wad i przywar ludzkich obyczajów, osób, stosunków społecznych czy postaw światopoglądowych i orientacji politycznych. Reakcję w postaci śmiechu najczęściej wywołują niezręczność czy nieporozumienia wynikające z położenia, w jakim znajduje się główny bohater. Nie można bowiem zlekceważyć komizmu wynikającego z sytuacji, kiedy to zapytany o dokumenty i dane konta bankowego Hitler ze złością odpowiada: Niech pani spyta Bormanna!3, a doprowadzony do ostateczności grozi urzędniczce: (…) Albo wystawia pani teraz te dokumenty umowy dobrowolnie, albo pani i cała pani rodzina spotkacie się w Dachau! A wie pani, ilu ludzi stamtąd wraca!4. Czarny humor pojawia się w różnych postaciach – od sarkastycznych komentarzy Hitlera dotyczących np. kwestii żydowskiej: Aby jako tako uwiarygodnić tę skleconą naprędce historyjkę, trzeba by było pewnie jakiegoś obleśnego Żyda, ale skąd go dzisiaj wziąć, skoro Himmler przynajmniej w tym względzie okazał się niezawodny?5, po wybrany na melodię dzwonka w komórce „Galop Walkirii”.
W pewnym momencie jednak, kiedy czytelnik jest na tyle rozbawiony, że jego czujność została uśpiona, atmosfera staje się napięta, powietrze wokół gęstnieje, a śmiech więźnie w gardle… A to wszystko za sprawą sekretarki Hitlera, która pewnego dnia oznajmia mu, że nie może u niego dłużej pracować ze względu na swoją babcię – Żydówkę, której najbliższa rodzina zginęła w komorze gazowej. Choć Führer sugeruje pomyłkę, to nie ma tutaj mowy o przypadku, bo, jak słusznie zauważa panna Krӧmeier: (…) tą pomyłką jest to, że ktoś w ogóle wpadł na pomysł, że trzeba zabić Żydów! I Cyganów! I gejów! I wszystkich, którzy mu nie pasują6. I tutaj następuje punkt kulminacyjny całej powieści, której esencja została wyrażona jednym zaledwie zdaniem włożonym w usta głównego bohatera, który próbuje wyjaśnić swojej sekretarce na czym polegał fenomen głoszonych przez niego racji: (…) albo istniał cały naród świń, albo to, co się wydarzyło, nie było żadnym świńskim czynem, lecz wolą narodu7. Vermes, jak się okazuje, wcale nie ośmiesza Hitlera, a celem napisanej przez niego powieści nie jest przedstawienie karykatury dyktatora. Planem niemieckiego dziennikarza było ukazanie satyrycznego obrazu społeczeństwa, które niezwykle łatwo daje sobą manipulować i – co gorsze – nie uczy się na błędach. Gwoździem programu jest bowiem moment, w którym Führerowi, który bardzo cenił sobie pracę swojej sekretarki, udaje się jednak przekonać babcię – Żydówkę, by wyraziła zgodę na pracę swej wnuczki w jego biurze (!). Chciałoby się zatem zapytać, po co w tej książce w ogóle Hitler? Przecież są miliony sposobów na ośmieszenie społeczeństwa. Czy nie można było zrobić tego inaczej? Pewnie można było, ale efekt końcowy nie byłby aż tak spektakularny jak w tym wypadku. Dlaczego? A dlatego, że w powieści Timura Vermesa Hitler jest symbolem – przeklętym, wstrętnym i najgorszym z możliwych, ale symbolem, który już raz się sprawdził. Ten charyzmatyczny, niepoprawny politycznie i jednocześnie pewny siebie dyktator uwiódł tłumy w latach 30. i właśnie robi to po raz drugi, a Vermes, niczym magik wybudzający z transu, krzyczy „obudźcie się!”.
Podobno bywają książki skazane na komercyjny sukces. Czy tak jest, tego nie wiem, niemniej jednak sukcesu tej książki udowadniać nie trzeba, bo liczby mówią same za siebie – ponad 700 tysięcy sprzedanych egzemplarzy, prawa autorskie do książki zakupione w 38 krajach i okrzyknięcie powieści wydarzeniem popkulturowym jesieni 2012 roku w Niemczech. Nic zresztą dziwnego, bo dane te dotyczą pozycji o kontrowersyjnej tematyce w unikatowym ujęciu. Poza tym warto wspomnieć o okładce, obok której nie można przejść obojętnie – charakterystycznie zaczesana grzywka i drobny wąs ułożony z słów tytułu na białym tle – tego nie da się nie zauważyć. Johannes Wiebel zaprojektował ją po mistrzowsku, co jednocześnie miało ogromny wpływ na sukces komercyjny książki.
Na zakończenie należy zaprzeczyć, jakoby była to książka wyłącznie dla osób interesujących się historią w ogóle, czy, by doprecyzować, historią III Rzeszy i II wojny światowej. Satyra polityczna Vermesa skierowana jest do szerokiego grona odbiorców. Ku przestrodze. Polecam gorąco.
Plusy i minusy
Na plus:
+ podjęta w powieści tematyka;
+ czarny humor;
+ „zderzenie” dwóch światów;
+ dobór postaci, która staje się głównym bohaterem;
+ powieść wywołuje różnego rodzaju emocje;
+ poważne przesłanie;
+ lekki i przyjemny styl;
+ kapitalna, zwracająca uwagę okładka;
Na minus:
- brak
Metryczka
Tytuł: On wrócił
Autor: Timur Vermes
Wydawca: W.A.B.
Tłumaczenie: Eliza Borg
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-7747-977-3
Okładka: miękka
Liczba stron: 398
Cena: 39,90 zł
Ocena recenzenta: 10/10
- T. Vermes, On wrócił, tłum. E. Borg, Warszawa 2014, s. 32–33. [↩]
- Tamże, s. 33. [↩]
- Tamże, s. 102. [↩]
- Tamże, s. 103. [↩]
- Tamże, s. 79. [↩]
- Tamże, s. 315. [↩]
- Tamże, s. 319. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Brzmi jak scenariusz na świetny film! Ale na prawdę skończyłoby się więzieniem dla niego za sianie nazizmu albo w psychiatryku. Po takiej recenzji przeczytam! 🙂
Nie tyle za psychopate, co za naziste i poprawność polityczna by go zniszczyla. Ale wydaje mi się ze pierwszoosobowa narracja jest dużo ciekawsza niż z narratorem wszechwiedzscym i w trzeciej osobie.
Dzisiaj zacząłem czytać tę książkę. Po pierwszych 50-ciu stronach miałem okazję kilka razy omal się nie popłakać ze śmiechu. Jeśli autor trzyma taki poziom do końca, to bezapelacyjnie będzie to najśmieszniejsza książka, jaką w życiu czytałem 🙂