Fantasy sposobem na życie - wywiad z Anetą Jadowską |
Choć z wykształcenia jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, porzuciła karierę na uczelni i zajęła się pisaniem fantasy. Do tej pory opublikowała sześć tomów sagi o przygodach Dory Wilk, toruńskiej policjantki – wiedźmy i jak zapowiada – będą kolejne powieści. Dlaczego akurat powieściopisarstwo i dlaczego akurat fantasy? Na te i inne pytania odpowiada Aneta Jadowska – pisarka z Torunia, laureatka nagrody literackiej Złota Kareta Nowości 2012 w kategorii Kultura.
Alicja Bartnicka: - Jako studentka polonistyki miałam przyjemność uczęszczać na Twoje zajęcia z literatury współczesnej. Pamiętam, że omawialiśmy opowiadania Marka Hłaski, Jarosława Iwaszkiewicza czy Idy Fink. Potem dowiedziałam się, że wydałaś powieść, co w sumie nie byłoby dla mnie zaskoczeniem, gdyby nie to, że chodziło o powieść z gatunku fantasy. Dlaczego właściwie fantasy?
Aneta Jadowska: - Bo to gatunek, który szczerze lubię i który daje mi jako czytelnikowi i autorowi mnóstwo radości. Mojej wyobraźni jest też z nim najbardziej po drodze. Tak po prostu.
- Nie żałujesz, że wybrałaś powieściopisarstwo a nie karierę naukową?
- Oczywiście, że nie żałuję. Robię coś, co zawsze chciałam robić i daje mi to mnóstwo satysfakcji. Z kariery naukowej najbardziej lubiłam zajęcia ze studentami – dziś spotykam się z moimi czytelnikami, robię prelekcje na konwentach i bardzo to lubię. Kwerendy do pisania powieści są nie mniej angażujące niż te do pisania artykułów naukowych czy doktoratu. Można powiedzieć, że to, co najlepsze zostawiłam w swoim życiu, za to uniknęłam tego, za czym nie przepadałam, czyli polityki wydziałowej i zatęchłej atmosfery akademickiej. Z całą pewnością tego nie żałuję.
- W Twoim biogramie możemy przeczytać: „Debiutowała kilka razy, bo raz jej nie satysfakcjonował„. W którym momencie stwierdziłaś: ”tak, to jest właśnie to, zajmę się pisaniem powieści”?
- Gdzieś pod koniec pisania doktoratu uznałam, że to czas na poważną przerwę i jeśli nie teraz, to kiedy. A jeśli sobie coś zaplanuję, po prostu realizuję to do końca. Taka już jestem.
- Masz swój literacki autorytet?
- Nie. Więcej, uważam, że nie ma nic gorszego, niż stawianie kogoś w pozycji autorytetu. To bardzo wysoki postument, z którego właściwie nie sposób nie spaść.
- Przypuszczam, że często spotykasz się ze stwierdzeniem, iż Dora Wilk, główna bohaterka Twoich powieści, bardzo przypomina Ciebie samą, zarówno ze względu na cechy charakteru, jak i wyglądu, np. rude włosy. Czy pseudonim Dory – „Jada” jest skrótem Twojego nazwiska? Na ile i czy w ogóle utożsamiasz się ze swoją bohaterką?
- Magia w moim świecie przekazywana jest genetycznie i są to geny recesywne. Więc nie ma nic dziwnego w tym, że bohaterka jest ruda czy ma jasną karnację – to też cechy recesywne. Co do magicznego przydomku, jest w tym dowcip, który może umykać. To nie tak, że Dora dostała po mnie kawałek nazwiska. Szukałam imienia, które oznaczałoby rozsądek i rozwagę – magiczne imię nadawane jest w moim świecie przez starszych członków społeczności młodym, jako rodzaj życzenia i wróżby. Uznałam, że Jemioła, która wybierała je dla Dory, zna swoją podopieczną dość dobrze, by wiedzieć, że nic nie przydałoby się tej gorącej głowie tak, jak odrobina rozwagi. Więc przeszukiwałam bazy danych z imionami w różnych językach, szukając odpowiedniego. I trafiłam na imię, które po hebrajsku brzmi właśnie Jada. Rozbawiło mnie to i postanowiłam, że niech już tak zostanie. Moje nazwisko ma całkiem inną etymologię, najpewniej pochodzi od miejscowości Jadów albo Puszczy Jadowskiej. Choć niewykluczone, że starsi w mojej rodzinie zgodziliby się, że przydałaby mi się odrobina rozsądku.
- Główni bohaterowie Twoich powieści do pewnego momentu uwikłani są w miłosny trójkąt: wiedźma Dora, diabeł Miron i anioł Joshua. Jak wiemy, Dora wybiera Mirona, czyli tego złego. I tutaj pojawiają się głosy czytelników sugerujące, że wątek miłosny w Twoich powieściach bardzo przypomina sytuację przedstawioną w sadze Zmierzch. Zgadzasz się z tym?
- Oczywiście, że się nie zgadzam. Plus trójkąt miłosny jest całkiem pozorny. Dora nie zastanawia się, którego wybrać. Od początku wiadomo, w kim jest zakochana. To raczej ta sytuacja, którą wielu z nas może dobrze znać. Spotykacie chłopaka, który ma najlepszego przyjaciela, towarzysza od dzieciństwa, właściwie jak rodzinę. I początkowo on wcale nie jest zachwycony tym, że jego przyjaciel ma dziewczynę. To się zdarza całkiem często. Dora musiała przekonać Joshuę, że zasługuje na Mirona. A wcześniej musiała sama siebie przekonać, że chce związku, że odważy się zaryzykować – bo związek może nie wypalić i straci się najlepszego przyjaciela. To dorośli ludzie, czego nie można powiedzieć o bohaterach Zmierzchu. I szczerze? Nic nie irytuje pisarza czy czytelnika fantastyki jak wieczne skojarzenia ze Zmierzchem u osób, które zwykle z fantastyki znają tylko Zmierzch. Mogę tylko powiedzieć, że warto poszerzać swoją czytelniczą przestrzeń i nie zatrzymywać się na tytułach najgłośniejszych tytułach. Bo Zmierzch z całą pewnością nie jest najciekawszym czy najlepszym, co ma fantastyka do zaoferowania.
- Akcja Twoich powieści rozgrywa się na przestrzeni dwóch światów – świata śmiertelników i świata istot magicznych. Czy Thorn to po prostu lepsza wersja Torunia?
- Thorn to magiczna wersja Torunia. Nie jest idealna, więcej, znacznie trudniej żyć w niej spokojnie, niż w realnym mieście. Może dlatego, że w realnym mieście nie ma Starszyzny, która patrzy na każdy twój ruch, nie ma przedwiecznych ras, które się nie zawsze zgadzają i łatwo trafić jak między młot a kowadło, nie kultywuje się feudalnych praw sprzed kilku wieków. W realnym mieście bez trudu można nie interesować się polityką. W Thornie – polityka ma zapobiec wojnie, więc trzeba ją traktować całkiem poważnie.
- Czytając o Szatańskim Pierwiosnku odniosłam wrażenie, że jest to knajpa, którą bardzo dobrze znasz. Przypadek?
- Nie mam swojego Szatańskiego Pierwiosnka, jeśli o to pytasz. Nie spędzam zbyt wiele czasu w barach czy knajpach. Może byłoby inaczej, gdybym miała pod ręką Szatański Pierwiosnek, bo faktycznie jest to miejsce, które lubię i myślę, że miło spędziłabym tam czas
- W Twoich powieściach pojawia się wiele istot nadprzyrodzonych. Co zadecydowało o tym, że Dora jest wiedźmą, a nie np. elfką?
- Charakterystyka ras, którą stworzyłam. W szóstym tomie pojawiają się elfy. Możesz zobaczyć, jakie są charakterystyczne cechy tej rasy. To zupełnie nie pasuje do temperamentu i osobowości Dory, a przecież rasy są dodatkiem. Piszę o ludziach, których obdzielam najpierw osobowością i charakterem, potem rasą.
- A która z magicznych ras jest Twoją ulubioną?
- To jakbyś pytała, czy wolę Niemców, czy Francuzów. Mogę mieć ulubieńców wśród każdej narodowości, ale nie przełożę tego na wnioski ogólne. Lubię pisać o wilkach, bo ich temperamenty i osobowości tworzą z nich barwną i ciekawą grupę, która często stawia przede mną wyzwanie. Ich struktura społeczna jest ciekawa i jest pewnym wyzwaniem. Sprawia mi przyjemność pisanie aniołów, bo podstawą, do której dokładam swoje trzy grosze, są pewne zakorzenione kulturowo wyobrażenia, ale zawsze brakowało mi w nich głębszego rysu psychologicznego. Tworząc postać nie zaczynam od tego, jakiej będzie rasy. Zastanawiam się jakim jest człowiekiem, jakie będzie miał umiejętności, jaką rolę dla nich przewidziałam w moim świecie i w fabule. Reszta jest wypadkową tych decyzji. A osobowość Dory sprawia, że te podziały i tak nie bardzo ograniczają jej przygody, bo ta dziewczyna nie przejmuje się za bardzo regułami i idzie tam, gdzie musi iść, zaprzyjaźnia się z kim chce, mając w głębokim poważaniu to, że łamie jakieś zasady czy konwenanse.
- W klasycznym fantasy wydarzenia rozgrywają się w przeszłości. Autorzy zazwyczaj wybierają okres średniowiecza, jako tło swoich powieści. Tymczasem Ty wybrałaś czasy nam współczesne. Dlaczego?
- Bo to cecha charakterystyczna gatunku, który wybrałam, czyli urban fantasy. I znów, fantasy to bardzo rozległy termin, podgatunków jest mnóstwo. Jest między wieloma urban fantasy, czyli powieści w których rzeczywistość i współczesne miasto mieszają się z magią i elementem nadprzyrodzonym. Jest steam punk, osadzony w wieku pary i przedstawiający alternatywne kierunki rozwoju rewolucji przemysłowej, uwzględniające magię. Są dystopie i utopie, przedstawiające zwykle wizje przyszłości – gorsze lub lepsze. A z jakiegoś powodu na hasło fantasy większość nie czytających na co dzień fantastyki z uporem myśli, że to pewnie heroic z średniowiecznym sztafażem, posttolkienowska opowieść z rycerzami i zamkami. Wzdycham ciężko, bo osobiście nie cierpię tego gatunku, nie czytam, nie mam zamiaru pisać. Moje pisanie jest zakorzenione we współczesności, bo ją lubię. Lubię Dwudziestolecie Międzywojenne, więc realne szanse, że wcześniej czy później jakieś wątki uwzględniające te epokę trafią do moich powieści, jest całkiem spore. Ale zupełnie nie pociąga mnie tworzenie średniowiecznych dekoracji.
- Wydanie sześciu powieści w ciągu niespełna trzech lat to ogromny sukces, który jednocześnie świadczy o olbrzymim tempie pracy. Są takie dni, kiedy masz tego dość?
- To trzy lata cyklu wydawniczego, ale sześć lat pracy i pisania. Jak każdy czasami mam dość, ale wtedy po prostu robię sobie wolne, nie ma ryzyka, że mi szef nie da urlopu, skoro sama jestem sobie szefem. Lubię swoją pracę, to więcej niż większość ludzi może o sobie powiedzieć. Nie myślę o emeryturze, bo nie zamierzam jej mieć. Jak długo pisanie, wymyślanie historii i światów sprawia mi radość, tak długo będę to robić. I jestem przekonana, że to akurat jest coś, co mam w genach, więc nie sądzę, by zniknęło.
- Rozumiem, że heksalogia o Dorze Wilk to dopiero początek. Co dalej? Nad czym teraz pracujesz?
- Kończę dwie książki. Tom opowiadań i pierwszą powieść o Piotrze Duszyńskim, znanym moim czytelnikom pod pseudonimem Witkac. Premiery obu przewidziane są na jesień, więc wygląda na to, że będę miała bardzo gorącą końcówkę roku. Jak to ja planuję z dużym wyprzedzeniem i myślę o kolejnych powieściach. Jestem pracoholikiem, najwyraźniej.
- Dziękuję za rozmowę.
- Przyjemność po mojej stronie. Jako moja była studentka jesteś częścią tej przyjemniejszej części dawnej kariery akademickiej, więc miło, że się odezwałaś.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
„Ale zupełnie nie pociąga mnie tworzenie średniowiecznych dekoracji.” To nie dekoracja, ale dodatkowa praca. Nie ujmując nic autorce, to osadzając powieść we współczesności to „wystarczy” dodać magię. Osadzając w średniowieczu trzeba budować cały nowy świat, krainy, języki, mieć obycie w historii, by czerpać z niej wzorce etc. Nie ujmując nic autorce, to jednak ja bym nie deprecjonował tego „dekorum”, ale bym je właśnie stawiał na pomniki.
„A z jakiegoś powodu na hasło fantasy większość nie czytających na co dzień fantastyki z uporem myśli, że to pewnie heroic z średniowiecznym sztafażem, posttolkienowska opowieść z rycerzami i zamkami.” Tak, bo jak ktoś czyta tylko taką fantastykę osadzoną w „średniowieczu” to ignorant, bo nie czyta fantastyki osadzonej we współczesności, jak „Zmierzch”? Mimo to taka uwaga największy sukces (czyli ludzie tego oczekują) to fantasy w „średniowieczu”, podpowiadam: „Władca Pierścieni”, „Wiedźmin”, „Pieśń Lodu i Ognia”, nawet „Harry Potter” w większości dzieje się w „przeszłości”. A i „Narnia” to też „średniowiecze”. Także śmiem powiedzieć, że to właśnie to „dekorum” ludzie uwielbiają 😉