„Ksenofobia” polskiej szlachty |
Na pewno każdy z nas słyszał w szkole na lekcjach języka polskiego lub historii tezę, iż szlachta polska była ksenofobiczna. Błąd tego stwierdzenia opiera się na dwóch rzeczach: na definicji słowa „ksenofobia„ i wymienionej tezie. Powinna ona brzmieć: ”Czy polska szlachta była ksenofobiczna i dlaczego tak?”. To wynika z dziedzictwa komunizmu. W czasach PRL-u szlachta była odwiecznym wrogiem ludu pracującego, toteż, jak to w komunizmie bywało, oczerniano ją jak tylko można było, nawet jeśli nie zgadzało się to z prawdą.
Zanim przeanalizuję wszystkie zarzuty, posłużę się definicją słowa „ksenofobia„ zawartą w słowniku wyrazów obcych. „Ksenofobia„ (z greckiego „ksenon„ - obcy i ”phobos” - strach) - jest to przesadna niechęć lub wrogość w stosunku do cudzoziemców i cudzoziemszczyzny.Na wstępie omówię cechy charakterystyczne szlachty. Zacznijmy od gościnności. Oczywiście, szlachta nienawidziła gości, przeganiała wszelkich podróżnych, biła i grabiła ich. A teraz na poważnie. Dzisiejsza gościnność naszego narodu nie wzięła się znikąd. W XVI- i XVII-wiecznej Rzeczypospolitej ludzie mieszkali często w dość sporych odległościach od siebie, co szczególnie dotyczyło mieszkańców na wschód od Wisły. Im rzadziej występowały większe miejscowości, tym większa była gościnność. Jest wiele zapisków zagranicznych podróżników po Polsce poświadczających tę prawidłowość. Gdy zjawiał się gość z dalekich stron, to na ogół przygotowywano prawdziwą ucztę. Otwierano mnóstwo dobrego alkoholu (w tym słynny miód pitny), przyjmowano przyjezdnego z honorami i, co ciekawe, nie zwracano uwagi, czy był to ubogi szlachcic, cudzoziemski kupiec czy książę. Często następnego dnia zjeżdżała się okoliczna szlachta ciekawa nowinek ze świata. Gość mógł wyjechać, kiedy chciał, ale zatrzymywano go, proszono o dłuższy pobyt i zdarzało się, że jego ”gościna” trwała nawet do kilku tygodni.
Zaskakujące jest to, że tę głupią ksenofobiczną szlachtę już w XVIII wieku będziemy krytykować za bezmyślne przyjmowanie ubiorów i zwyczajów zachodnich. Ewidentny brak konsekwencji. Skoro miała ona tak wielki wstręt do cudzoziemszczyzny, to w jaki sposób mogła tak chętnie ubierać się we francuskie stroje? Na to pytanie odpowiedzą zapewne ludzie mądrzejsi ode mnie.
Chyba jedynym słusznym argumentem potwierdzającym słynną ksenofobię był lęk przed obcymi władcami i ustrojami. To najgorszy koszmar ówczesnej szlachty, która widziała siłę państwa w swoich swobodach. Fakt ten zasługuje na oddzielny artykuł. Nie ulega wątpliwości, że groźba wprowadzenia w Polsce rządów absolutystycznych lub innych ograniczających swobody szlacheckie budziła lęk, wstręt, bądź też niechęć do obcokrajowców, a zwłaszcza należących do dworów królów elekcyjnych. Przesadą byłoby twierdzić, że każdego Niemca, Anglika, Sasa czy Szweda uważano za absolutystę, którego jedynym celem było zniszczenie wolności szlacheckiej. Tych, którzy obnosili się z takim zdaniem, nie prześladowano. Im większą rzeszą takich obcokrajowców otaczał się król, tym więcej plotkowano o nim.
Równie intrygujące jest to, że wybieraliśmy na królów elekcyjnych najczęściej obcokrajowców. Na jedenastu królów jedynie czterech wywodziło się z rodzimej szlachty! Reszta była z Francji, Węgier, Saksonii i ze Szwecji. Interesujące jest to, czemu ta wielka ksenofobia nie przeszkadzała wybierać cudzoziemców na monarchów władających naszym państwem? O tym, jak wielkie było powszechne przekonanie o lepszych kwalifikacjach kandydata zagranicznego, świadczy satyra Ignacego Krasickiego „Do króla„, w której czytamy: ”Źle to więc, żeś Polak; źle, żeś nie przychodzień”.
Ostatnim ważnym aspektem, jaki został do omówienia, jest konfederacja warszawska z 1573 roku. Mimo, iż była ona uchwalona w XVI wieku, przestrzegano jej aż do 1658 roku, czyli do czasu wygnania arian z Polski. Dzięki jej postanowieniom każdy szlachcic lub mieszczanin mógł wyznawać swoją religię dowoli i nikt nie miał prawa mu tego zabronić. Czemu wyłączyłem chłopstwo? Otóż ono w ogóle nie poddało się wpływom nowych wyznań albo przyjmowało wiarę taką, jaką kultywował szlachcic sprawujący władzę nad danym terenem. Warto też pamiętać, iż podobne incydenty, wyłączając miejscowe sporadyczne spory, zdarzały się bardzo rzadko, a właściwie dopiero od XVIII wieku, gdy powstał problem dysydentów, którzy byli pod ochroną carycy Katarzyny II. Szlachta starała się przestrzegać tego dokumentu mimo swojej legendarnej ksenofobii i w czasach, kiedy w całej Europie toczono wojny religijne, które zmuszały obcokrajowców właśnie do osiedlenia się w takim „złym” sąsiedztwie.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.