„Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów” – M. Tryczyk – recenzja |
Polska jest krajem, z którego pochodzi najwięcej osób odznaczonych Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Od zawsze uważaliśmy siebie za naród stojący moralnie wyżej od np. Francuzów, którzy ochoczo pomagali Niemcom wywozić (najpierw do obozów przejściowych, a potem zagłady) swoich żydowskich sąsiadów. Jednak co jakiś czas ukazują się książki, które próbują przedstawić także inne aspekty stosunków polsko-żydowskich, a mianowicie wojenne pogromy.
W swojej najnowszej książce Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów dr Mirosław Tryczyk próbuje zmierzyć się z tematem mordów na obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego na Podlasiu w latach 1941-1942. Jako materiał badawczy wybrał m.in. materiały znajdujące się w zbirach Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej, materiały śledcze Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku, a także materiały sowieckie, niemieckie i te zgromadzone w Instytucie Yad Vashem.
Książkę rozpoczyna dość dziwny wstęp, w którym momentami brakuje dystansu. Można odnieść wrażenie, że zamiast przedstawić czytelnikowi problem, o którym będzie traktowała książka autor postanowił z miejsca wytoczyć ciężkie działa argumentów przemawiających za lansowaną tezą. Jednak tylko we wstępie można zauważyć taką praktykę. Dalsza część narracji prowadzona jest zdecydowanie spokojniej.
Choć nie można odmówić autorowi wiedzy i włożonego w kwerendy wysiłku, to jednak czasami umyka kontekst historyczny. Ideologia przedwojennej Narodowej Demokracji była zdecydowanie antysemicka i nastawiona wrogo do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Wystarczy tutaj wspomnieć o zajścia na uniwersytetach, gettach ławkowych czy pogromach, takich jak ten w Przytyku. W książce dr Tryczyka zabrakło podkreślenia, że antysemityzm polskich narodowców był oparty na ekonomii. Sprzeciwiano się, by Polacy kupowali u Żydów (mieli wybierać często gorsze jakościowo i droższe produkty oferowane przez kupców chrześcijan), a także by kształcili się zajmując miejsca na listach studentów, które powinny przypadać Polakom. Sprzeciwiano się także monopolizacji pewnych zawodów przez Żydów (niektóre kierunki studiów, jak medycyna, były na tyle kosztowne, że często nie było na nie stać polskie rodziny). Dodatkowo kojarzono Żydów jako bolszewików sprzyjających Związkowi Sowieckiemu i knujących wraz z Moskwą spisek przeciw Polsce, a także jako morderców Chrystusa. To wszystko dawało papkę ideologiczną opartą na prostych skojarzeniach: Żydzi mają pieniądze i nami rządzą, a do tego zabili Jezusa. Takie myślenie znajdowało podatny grunt, szczególnie na wschodzie Polski, gdzie odnotowywano wysoki wskaźnik ubóstwa (co ciekawe także wśród Żydów), a także duży wpływ Kościoła, który sprzyjał narodowcom.
Dość duże zaniepokojenie budzi także stwierdzenie, że powojenne procesy osób oskarżonych o współudział bądź inicjowanie pogromów po wkroczeniu Niemców na tereny Polski od września 1939 r. okupowane przez Sowiety, były rozpatrywane łagodnie z powodu chęci przypodobania się polskiemu społeczeństwu. Czy uniewinnienie bądź zasądzenie niskich wyroków na kilkudziesięciu mieszkańcach Podlasia miało wpływać pozytywnie na stosunki na linii rząd komunistyczny-społeczeństwo? Trzeba pamiętać, że przez cały okres stalinowski zakatowano, wywieziono na Syberię, skazano w pokazowych procesach, uwięziono bądź prześladowano w inny sposób tylu Polaków, że lokalne procesy o pomoc w zbrodniach na Żydach nie zmniejszały opresyjności systemu komunistycznego. Wydaje się, że ta teza powinna zostać bardziej rozwinięta.
Nie ulega wątpliwości, że Polacy jako naród mają także swoje czarne karty historii, o których z różnych powodów niechętnie wspomina się także teraz. Mimo wielkich wysiłków czynionych przez wielu naukowców by opisać często tragiczne w skutkach „odwety na Żydach za Sowieta” nie znalazła się jeszcze praca, która przeanalizowałaby każdy punkt widzenia. Ponieważ nie jesteśmy jeszcze gotowi jako społeczeństwo przyjąć do wiadomości, że czyniliśmy także zło, powinno się zacząć od chłodnych analiz złożonego problemu, jakim były stosunki polsko-żydowskie. I to nie tylko w czasie wojny, ale także przed nią i po. Wszak Marzec ’68 nie był wyjęty z kontekstu, był konsekwencją pewnych zaszłości. I jest być może także odpowiedzią na podnoszony przez dr Tryczyka problem, że podczas przesłuchań świadków w latach 70-tych sugerowano właściwe odpowiedzi na pytania dotyczące polskiego udziału w mordach na Żydach.
Książkę Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów warto przeczytać, bo autor zgromadził w niej naprawdę potężny materiał złożony z relacji świadków i to dotyczący aż czternastu miejscowości na Podlasiu. Jednak na kompleksowe wyjaśnienie czarnych kart okupacji nadal jeszcze czekamy.
Plus/Minus:
Na plus:
+ zgromadzony materiał zawierający relacje świadków i różnice w ich zeznaniach składanych w różnych okresach
+ liczba opisanych przypadków
Na minus:
- brak całościowego ujęcia problemu
- kilka tez sprawiających wrażenie uproszczeń
- emocjonalny wstęp
Tytuł: Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów
Autor: Mirosław Tryczyk
Wydawnictwo: Wydawnictwo RM
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-7773-086-7
Liczba stron: 438
Oprawa: miękka
Cena: 39,90 zł
Ocena recenzenta: 7/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
A Żydzi to byli święci? Nie ma nic bez przyczyny. No ale jakoś syjoniści musieli „zachęcić” swoich braci w wierze do wyjazdu do Palestyny. Za tymi „pogromami” częsta stali właśnie wpływowi Żydzi.
Ciekawy wątek dotyczący tej książki jest na forum dws.org.pl
Już tytuł książki sygnalizuje jej tendencyjność, opisuje ona zbrodnie w małych miastach i wsiach, nie w „miastach”. Jedwabne (obecnie 1652 mieszkańców) odzyskało prawa miejskie w 1927. Radziłów i Wąsosz to wsie. Już w czerwcu 1941 mordowano Żydów w Kownie (jedna ze stolic Litwy, ok. 170 000 mieszkańców, uniwersytet). Podobnie we Lwowie, 299 000, kilka uczelni.
Autor nie podaje nazwisk świadków, przez co utrudnia porównanie relacji z innymi książkami, w których nazwiska są podane. O kilku relacjach Szmula Wasersztajna napisano dziesiątki stron, czy akurat cytowana tu jest jedyną słuszną?