Zaklęcie na „w” – M. Rusinek – recenzja


„Wojna to zaklęcie, które powoduje, że przestajemy widzieć kolory. Widzimy tylko ludzi białych i czarnych, przyjaciół i wrogów, dobrych i złych” – pisze Michał Rusinek w Zaklęciu na „w”. I choć jest to książka dla najmłodszych, to podjętą przez autora problematykę przedstawiono w sposób, który ujmie niejednego dorosłego. Problematykę, dodajmy, trudną i dość nietypową, jak na pogawędkę z dzieckiem.

zaklęcieZa każdym razem, gdy buszując po księgarskich półkach wpadają mi w ręce książki z serii „Muzeum Powstania Warszawskiego dla dzieci”, jestem pod dużym, dużym wrażeniem, i to nie tylko dlatego, że publikacja dla najmłodszych dotyczy tak ważnej tematyki historycznej, którą dodatkowo podkreśla fantastyczne dopracowana szata graficzna. Mój – nie bojąc się użyć tego słowa – zachwyt wynika z faktu, że oprócz cennej wiedzy historycznej, treści zawarte w tych książkach są po prostu mądre. Weźmy dla przykładu omawiane w niniejszej recenzji Zaklęcie na „w”, gdzie wręcz roi się od bardzo przemyślanej i kapitalnie dobranej symboliki. Rzecz jasna tytułowe „zaklęcie na w” to po prostu wojna, która we wrześniu 1939 roku sprawiła, że mały Włodek – główny bohater książki, nie mógł pójść do szkoły. Otaczająca naszego narratora rzeczywistość uległa dziwnej zmianie. Dlaczego dziwnej? Bo jak wspomina Włodek: ”To słowo na w było chyba zaklęciem wymyślonym przez jakiegoś złego czarnoksiężnika. I miało okropną moc: kiedy się je wymawiało, patrząc na jakiś przedmiot – ten przedmiot przestawał być kolorowy!„. Czy można w sposób bardziej plastyczny opisać dziecku, przyzwyczajonemu przecież w dzisiejszych czasach do faktu, iż otaczają go kolorowe i zdobne przedmioty, rzeczywistość, której to bogactwo zabrano? Tragizm sytuacji podkreśla fakt, iż w stosunku do wojny użyto słowa „zaklęcie”. Sugeruje to bowiem, że zmiana w otoczeniu zaszła zupełnie niespodziewanie, a ludzie, których dotyczyła, nie mieli na nią wpływu, bo za tym potwornym planem kryje się zły czarnoksiężnik. Z kolei oznaczenie wojny tylko i wyłącznie za sprawą litery „w” nakłada na nią pewnego rodzaju tabu. Niczym w powieściach o Harrym Potterze, gdzie zamiast imienia „Voldemort” mówiono „Sam Wiesz Kto” bądź „Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać”, sama już nazwa budzi strach.

Tyle o symbolice. A co w treści? Jak wspomniano na początku – nasz bohater Włodek zamiast iść do trzeciej klasy, „poszedł„ na wojnę. Rzecz jasna, nie dosłownie, bo Włodek był jeszcze przecież dzieckiem. Ale jako to dziecko w wojnie uczestniczył: był listonoszem, choć korespondencja, którą rozwoził rowerem, to wcale nie były – jak mu powiedziano – zaproszenia na śluby i wesela (co naprawdę Włodek rozwoził okazało się dopiero po wojnie). Włodek – na swój dziecięcy sposób – walczył także z Czarnymi Panami. Kim oni byli? ”Och, to proste. Wystarczy, że się odezwali. Mówili między sobą innym językiem, nic z niego nie rozumiałem, no, może jakieś pojedyncze słowa, których nauczyłem się przed wojną, kiedy to nie był język Czarnych Panów, tylko po prostu naszych sąsiadów” – tłumaczy nasz bohater. No więc Włodek, choć nie bardzo rozumiał, dlaczego są oni źli i – co ważniejsze – dlaczego nagle sprawili, że jest wojna, chcąc im dokuczyć próbował wsypać cukier do baku jednego z ich samochodów. Z opowieści Włodka dowiadujemy się także jaki wpływ wojna miała na życie jego siostry i dlaczego mama chłopca popłakała się widząc go w kurtce, którą uszyła z płaszcza swojego męża. Dodam jeszcze, że „nasz” Włodek z Zaklęcia na „w”„ który był dzieckiem podczas II wojny światowej, mieszka dziś na warszawskiej Ochocie (więcej informacji na jego temat znajduje się na ostatniej stronie książki).

Atuty tej książki mogłabym wymieniać długo: od bardzo ciekawej treści, której walory dodatkowo podkreśla przyjemne wydanie, po fakt, iż poznawanie tej pozycji wspólnie z dzieckiem może być wspaniałym doświadczeniem zarówno dla czytającego, jak i słuchacza. Przyznam jednak, że tym, co najbardziej mnie ujęło w Zaklęciu na „w”, jest umiejętne przekazywanie najmłodszym odbiorcom treści dojrzałych i poważnych. Jako przykład niech posłuży ten oto fragment: „Nam, najmłodszym, kazali zostać, ale gdy po nas wrócili, już nas tam nie było. Uciekliśmy. Z płaczem. Wojna to jest takie zaklęcie, które powoduje, że chłopaki też płaczą. Nawet dzielne chłopaki”.

Jeśli chcecie ofiarować dziecku prezent mądry i skłaniający do refleksji, to  Zaklęcie na „w”, jest tym, czego szukacie. Szczerze polecam.

Plus/Minus

Na plus:

+ ciekawa fabuła

+ książka oparta na autentycznych wydarzeniach

+ treść, która uczy i wzrusza

+ przepiękne ilustracje

+ solidne wydanie książki

Na minus:

- brak

Tytuł: Zaklęcie na „w”

Autor: Michał Rusinek

Ilustracje: Joanna Rusinek

Wydanie: 2013

Wydawca: Muzeum Powstania Warszawskiego, Wydawnictwo Literatura

ISBN: 978-83-601-42-41-7

Ilość stron: 47

Oprawa: twarda

Cena: 18,90 zł

Ocena recenzenta: 10/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz