Wojna o krainę łowów – Gran Chaco 1932–1935 |
W pierwszej połowie lat 30. XX wieku, zanim sytuacja w Europie zaczęła robić się coraz bardziej napięta, w odległej Ameryce Południowej, w krainie łączącej Boliwię z Paragwajem, doszło do jednej z największych, a zarazem najkrwawszych wojen w historii Ameryki Łacińskiej. Terytorium Gran Chaco będące w całości terenem naturalnym, pełnym łąk i lasów, stało się miejscem, gdzie naprzeciw siebie stanęły wojska Boliwii oraz Paragwaju. Konflikt ten kosztował życie ponad 100 tys. osób, a przyczyną jego wybuchu była nigdy nie potwierdzona plotka o znajdujących się tam rzekomo ogromnych złożach ropy naftowej.
Miejsce, a zarazem przedmiot konfliktu
W Polsce nazwa Gran Chaco może być kojarzona jedynie wśród entuzjastów pisarstwa Alfreda Szklarskiego. To właśnie tam działa się akcja przedostatniej książki z cyklu powieści o Tomku Wilmowskim. Pozostałe osoby mogą o tym miejscu słyszeć po raz pierwszy. Nazwa Gran Chaco wywodzi się z języka Indian Keczua i oznacza krainę łowów. Z pewnością nazwali oni tak ten rejon, gdyż jest to miejsce, gdzie występuje wiele różnorakich gatunków zwierząt, a tamtejsze rzeki i jeziora są istnym rajem dla rybaków. Jest to obszar rozpościerający się pomiędzy Boliwią, Paragwajem i Argentyną. Zajmuje on blisko 700 tys.km2 – czyli ponad dwa razy tyle co Polska – i jest podzielony na trzy regiony. Te regiony to Chaco północne (Boreal), środkowe (Central), oraz południowe (Austral). Klimat i roślinność są tutaj różne, w zależności od regionu. Występują tereny suche i ubogie w roślinność oraz tereny pełne gęstej roślinności, lasów i stepów. Przez Gran Chaco przechodzi również najdłuższy na świecie łańcuch górski, czyli Andy. Obszar ten jest bardzo słabo zaludniony, a miejscowi zajmują się głównie uprawą bawełny i hodowlą bydła. Od XIX wieku kwestią sporną stała się przynależność państwowa tego terenu. Oficjalnie znaczna jego część należała do Boliwii, jednak nie wytyczono tam zwykłej strefy demarkacyjnej, pełnej przejść granicznych, wież wartowniczych i patroli wojskowych. Był to ogromny i prawie całkowicie dziki teren, przez co wydawać się mogło, że nie należy do nikogo.
Brak wyraźnego nadzoru nad tymi obszarami przez organy państwowe Boliwii sprawił, że wśród nielicznej miejscowej ludności pojawili się Paragwajczycy. Bez większych problemów osiedlali się oni na tych ziemiach, zakładając swoje gospodarstwa. Nikt nie widział w tym również żadnego problemu i zapewne trwałoby to nadal, gdyby nie ciąg wydarzeń, który miał miejsce pod koniec XIX stulecia. Najpierw w 1884 roku zakończyła się wojna o Pacyfik, w wyniku której przegrani Boliwijczycy stracili swoją prowincję Litoral. Była to ich jedyna ziemia dająca dostęp do morza, a jej utrata stała się dla kraju poważnym problemem. Całą nadzieje władze Boliwii upatrywały w rzece Paragwaj, która – gdyby tylko do nich należała – byłaby doskonałym łącznikiem kraju z Oceanem Atlantyckim. Sytuację dodatkowo podgrzewały pogłoski o wykryciu złóż ropy naftowej. Gdy jej niewielkie ilości odkryte zostały u podnóży Andów, wielu badaczy zaczęło spekulować o możliwości istnienia ogromnych zasobów na terytorium Gran Chaco. Nim jednak te spekulacje okazały się nieprawdziwe, dwa wielkie koncerny petrochemiczne zaczęły tam już swoje poszukiwania. Tymi koncernami były: wspierany przez Boliwijczyków Standard Oil oraz wspomagany przez Paragwaj Shell. Paragwajczycy dodatkowo na początku XX stulecia zagospodarowali część terenu pod uprawę yerba mate, której to stali się czasem największym producentem na świecie. Spór polityczny o teren Gran Chaco stawał się coraz ostrzejszy, a o jego złagodzenie nie pokusił się nawet szeroko pojęty arbitraż międzynarodowy. Istniejąca od 1920 roku Liga Narodów, do której od początku należały oba państwa, nie zrobiła nic w tej sprawie. Wiadomym zatem było, że skoro działania dyplomatyczne nie przynoszą oczekiwanego skutku, wówczas prędzej czy później dojdzie do – jak mawiał Carl von Clausewitz – kontynuacji polityki za pomocą innych środków.
Działania wojenne
15 czerwca 1932 roku, jako pierwsi uderzyli Boliwijczycy, atakując paragwajski garnizon w Vanguardia. Od kilku lat szykowali się oni do konfliktu, zakupując dla armii sprzęt z Czechosłowacji i Wielkiej Brytanii. Były to m.in. karabiny vz-24 i vz-26, oraz ZB-26, czołgi Vickers E, oraz samoloty Vickers 143. Po stronie paragwajskiej największym cudem techniki okazały się dwie wyprodukowane we Włoszech kanonierki rzeczne o nazwie „Paraguay„ i „Humaita„. Każda z nich uzbrojona była w cztery działa 120 mm i trzy działa 76 mm. Z innych elementów paragwajskiego uzbrojenia należy wymienić karabiny Mauser, armaty górskie 75 mm i haubice górskie 105 mm. Pomimo, iż sprzęt wojskowy po obu stronach konfliktu był – jak na tamte czasy – dość wysokiej klasy, to jednak liczba broni miała się nijak do liczby żołnierzy. Obecnie możemy o tym problemie usłyszeć dużo w kontekście II wojny światowej, chociażby w przypadku słynnego ”jednego karabinu na dwóch żołnierzy” Armii Radzieckiej w bitwie pod Stalingradem, czy też niewystarczającego uzbrojenia Powstańców Warszawskich.
W konflikcie o Gran Chaco po obu walczących stronach dochodziło do sytuacji, gdzie jeden karabin przypadać mógł nawet na siedmiu żołnierzy. W chwilach, gdy dochodziło do walk, osoby nie posiadające broni używały znanych bardzo dobrze w tamtym rejonie świata maczet. Z takim oto stanem uzbrojenia toczyły się na terenie Gran Chaco bitwy, w których od początku wojny szczęście nagminnie opuszczało Boliwijczyków. Przegrywali oni praktycznie wszystkie potyczki. Nawet podczas walk w Bahia Negra, gdzie pod koniec 1932 roku boliwijskie samoloty natarły na paragwajską kanonierkę, tylko kilka spośród wielu zrzuconych bomb zdołało trafić w okręt, nie powodując przy tym poważniejszych zniszczeń.
Powodów, dla których Boliwijczycy doznawali porażek było wiele, ale większość z nich leżała po stronie dowództwa. Szef sztabu generalnego gen. Hans Kundt posiadał ogromne doświadczenie wyniesione ze służby w armii niemieckiej. Walczył on m.in. podczas I wojny światowej i próbował swe obserwacje z tego konfliktu przenieść na grunt Ameryki Południowej, co okazało się kompletną klapą. Teren bowiem, na którym niemieckiemu dowódcy przyszło prowadzić działania był egzotyczny i znacząco różnił się od Europy. Kundt nie ufał wywiadowi wojskowemu, twierdząc że jest to kompletnie niepotrzebna instytucja, która zawsze może się pomylić lub celowo wprowadzać w błąd swoich zleceniodawców. Nie traktował również poważnie meldunków pilotów-zwiadowców, gdyż twierdził, że ci widząc z góry położenie i ruchy wojsk przeciwnika, nie są w stanie dokładnie określić tego położenia. Efektem takiego myślenia było wysyłanie niewielkich oddziałów na silnie uzbrojone pozycje wroga, co prowadziło do klęski. Część boliwijskich oficerów, widząc brak sensu dalszych działań, starała się doprowadzić do zakończenia tej wojny, jednak prezydent Boliwii Daniel Domingo Salamanca pozostawał nieugięty twierdząc, że wycofanie się teraz z wojny byłoby niehonorowe. Walki trwały zatem nadal, a jej inicjatorzy coraz bardziej pogrążali się w porażce.
Kompletnie nie sprawdziły się brytyjskie czołgi Vickers. Wysoka temperatura w środku zmuszała bowiem ich załogi do pozostawiania otwartych klap wejściowych, co bez skrupułów wykorzystywali Paragwajczycy, wrzucając do środka granaty. Również bez skrupułów wykorzystywali oni wszystkie inne słabe punkty wroga, takie jak nieskuteczna dyslokacja sił, słabe lotnictwo i wywiad wojskowy, który przez dowódcę Boliwijczyków uważany był za całkowicie niepotrzebny wymysł. Naczelny dowódca paragwajskich sił zbrojnych gen. Jose Felix Estigarribia obrał taktykę, która była dokładnym przeciwieństwem planu jego przeciwnika. Przywiązywał ogromną wagę do wywiadu oraz działań lotnictwa. W przeciwieństwie do gen. Kundta, Estigarribia prowadził działania na ziemiach, które znał od urodzenia i wiedział doskonale jakie realia tam panują. Wśród rodaków oraz swoich żołnierzy posiadał ogromny autorytet, który z kolei po drugiej stronie barykady tracił coraz bardziej prezydent Salamanca. 27 listopada 1934 roku w wyniku przewrotu wojskowego w Boliwii utracił on swoją władzę. Również ze swoją posadą pożegnał się gen. Hans Kundt. Przejmująca władzę junta wojskowa pod dowództwem płk. Germana Buscha ustanowiła nową głową państwa Jose Luisa Tejadę Sorzano.
Akcenty europejskie
Choć konflikt ten – na całe szczęście – objął dwa zwaśnione państwa i nie przeniósł się poza kontynent, to jednak po jednej i drugiej stronie walczyło wielu „najemników” spoza Ameryki Południowej. Najbardziej rzucającym się w oczy przypadkiem był wspomniany wcześniej dowódca wojsk boliwijskich gen. Hans Kundt. Urodził się on 22 lutego 1869 roku w Neustrelitz w Niemczech. Wywodził się z rodziny o głębokich tradycjach wojskowych i sam również pragnął je kultywować. W 1911 roku, będąc w stopniu majora wyjechał do Boliwii, gdzie objął funkcję szefa niemieckiej misji wojskowej w tym kraju. Po trzech latach powrócił do ojczyzny, aby wziąć udział w I wojnie światowej. Podczas konfliktu odniósł wiele sukcesów m.in. na froncie wschodnim, za co w 1917 roku otrzymał awans na stopień pułkownika. Po zakończeniu wojny, w Republice Weimarskiej, nie było zbyt wiele pracy dla byłych wojskowych, przez co szukali oni zatrudnienia nawet za oceanem. Z tego też powodu Kundt w 1921 roku powrócił do Boliwii, gdzie został szefem sztabu tamtejszej armii. Wraz z nim przybyło także wielu niemieckich weteranów z okresu I wojny światowej, którzy później wzięli udział w wojnie o Chaco. W 1927 roku władze Boliwii powołały Kundta na stanowisko ministra wojny, a pięć lat później powierzyły mu dowództwo nad całą armią. W przeciwieństwie do I wojny światowej, tym razem niemiecki wojskowy nie odniósł żadnych sukcesów. Gdy junta wojskowa przejęła władzę w kraju, został on zdymisjonowany i zmuszony do opuszczenia Boliwii. Udał się zatem do Szwajcarii, gdzie zmarł w wieku 70 lat. na dwa dni przed wybuchem II wojny światowej.
Po stronie Paragwaju najważniejszymi doradcami Felixa Estigarribia byli dwaj rosyjscy generałowie – Iwan Bielajew i Mikołaj Ern. Służyli oni wcześniej w armii carskiej i również walczyli w I wojnie światowej. Po przejęciu w Rosji władzy przez komunistów, wstąpili do tzw. białej armii i w jej szeregach walczyli później w wojnie domowej przeciwko bolszewikom. Po klęsce uciekli z kraju i znaleźli schronienie w Paragwaju. Ich cenne rady i doświadczenie z pewnością wpłynęły znacząco na sukces tego kraju w wojnie z Boliwią. Obaj otrzymali później tytuły honorowych obywateli Paragwaju. Gen. Bielajew po skończonej wojnie, zaangażował się w walkę o prawa paragwajskich Indian, którzy również brali udział w konflikcie. Jako działacz społeczny zbierał fundusze na pomoc dla najbiedniejszych i zorganizował pierwszy indiański teatr, w którym inauguracyjne przedstawienie opowiadało o udziale Indian w wojnie o Gran Chaco. Prowadził również badania z dziedziny geografii i antropologii. Zmarł 19 stycznia 1957 roku w stolicy Paragwaju Asuncion.
Totalne wyczerpanie
Po obaleniu prezydenta Boliwii, nowe władze kraju nie widziały dalszego sensu w prowadzeniu wojny, która nie przynosiła żadnych korzyści, a jedynie same straty. Chęci do dalszych potyczek nie przejawiali również Paragwajczycy. Mimo tego, iż na froncie mieli dobrą passę, którą mogli kontynuować, pamiętać należy, że na swoje sukcesy militarne przeznaczali, aż 15% PKB, co z czasem coraz wyraźniej zaczęło być odczuwalne przez obywateli kraju. Obie strony zdecydowały się zatem na zawieszenie broni i rozmowy z udziałem międzynarodowego arbitrażu. Na jego czele stanęła Argentyna. która sąsiadowała zarówno z terenem Gran Chaco, jak i z dwoma zwaśnionymi krajami.
10 czerwca 1935 roku zawarte zostało zawieszenie broni, a trzy lata później, 21 lipca 1938 roku, podpisano pokój w Buenos Aires. Decyzją arbitrażu międzynarodowego, w skład którego wchodziły państwa Ameryki Południowej, 75% terenu Gran Chaco otrzymał Paragwaj. Boliwijczycy nie byli jednak stratni. Dostali znacznie mniejszą część spornego obszaru, jednak z upragnionym dostępem do rzeki Paragwaj, co oznaczało, że również udało im się osiągnąć zakładany wcześniej cel.
Wraz z końcem wojny zakończyły się spekulacje i marzenia o ropie naftowej oraz o ogromnym bogactwie. Okazało się, że upragnione złoża nigdy nie istniały, a w walce o wyimaginowane surowce zginęły tysiące żołnierzy. Sytuacja polityczna po każdej stronie barykady nie wskazywała już na to, aby w przyszłości mogło dojść do kolejnego sporu o terytorium. Przejmująca w Boliwii rządy wojskowa junta miała przed sobą do rozwiązania wiele problemów wewnątrz państwa. Prezydent Sorzano po niespełna półtora rocznej kadencji ustąpił miejsca przywódcy junty – płk. Germanowi Buschowi, który rządził krajem, aż do swojej – prawdopodobnie – samobójczej śmierci w sierpniu 1939 roku. Jego miejsce zajął wówczas gen. Carlos Quintanilla – były wojskowy i weteran wojny o Chaco, który w czasie trwania konfliktu opowiedział się po stronie zwolenników jej zakończenia. Po stronie paragwajskiej, po szczeblach kariery szybko piął się Jose Felix Estigarribia. Dzięki doskonałemu dowodzeniu w wojnie o Chaco zyskał on ogromny szacunek wśród swoich rodaków, dla których był ogromnym autorytetem, zyskując coraz to wyższe stopnie w wojsku. W 1939 roku odszedł z armii i 15 sierpnia został wybrany na urząd prezydenta Paragwaju. Niestety rządził niewiele ponad rok. 7 września 1940 roku, będąc bohaterem narodowym u szczytu swojej kariery, zginął wraz z żoną w katastrofie lotniczej w paragwajskim mieście Altos. Miał wówczas 52 lata.
Bibliografia:
- J. Dobrzelewski, Wojna o Gran Chaco 1932–1935, Zabrze – Tarnowskie Góry 2012.
- T. Wojciechowski, Wojna o Gran Chaco, „Poligon” 3/2010.
- S. Zagórski, Gran Chaco. Wojna o ropę, której nie było, http://facet.interia.pl/obyczaje/historia/news-gran-chaco-wojna-o-rope-ktorej-nie-bylo,nId,1871660 [dostęp: 22.12.2015].
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Kanonierka nazywała się „Humaita”, czyli „Czarny kamień”, na cześć twierdzy Humaita, która dała znaczący odpór podczas wojny paragwajskiej w latach 1864-1870. Nie - Humanita, bo to bez sensu. To jest słowo w języku guarani. Poprawcie to.