Major Kevey i jego „cudowne dzieci” |
Wicemistrzostwo Jerzego Pawłowskiego w Melbourne, mistrzostwo świata tego samego zawodnika w 1957 r., srebro drużynowe na igrzyskach olimpijskich w 1956 r. – to tylko niektóre z sukcesów polskich szermierzy, których szkoleniowcem był mjr Janos Kevey. Węgier, dla którego Polska była „drugą ojczyzną”, tuż po wojnie był bardzo ważną postacią polskiego sportu.
Naprawdę nazywał się Janos Richter (jego rodzice byli Niemcami), ale postanowił zmienić swoje nazwisko. Prawdopodobnie wzięło się ono od nazwy miejscowości, z której pochodził (urodził się w Kevevárze). Major Kevey był wysokim, dobrze zbudowanym, barczystym mężczyzną, który profesorowi Wojciechowi Zabłockiemu kojarzy się teraz z Herkulesem lub Tarzanem1. Taka budowa ciała była zapewne efektem forsownego treningu, jakiemu poddawał się w latach młodości na Węgrzech.
Po raz pierwszy zjawił się w Polsce jeszcze przed wojną – w 1938 r. Pełnił funkcję trenera, a jednocześnie sparingpartnera naszych szermierzy. W uznaniu za pracę włożoną w rozwój tego sportu, w 1939 r. został odznaczony Orderem Polonia Restituta. Był to dopiero początek jego związków z naszą ojczyzną. W czasie wojny np. pomagał Polakom, którzy chcieli dostać się do Węgier przez Rumunię.
Jeden z najsłynniejszych trenerów polskich szermierzy nie bał się stawać w obronie potrzebujących. Gdy na Węgry weszła Armia Czerwona, stanął w obronie starszego generała, któremu groził pluton egzekucyjny. Zwierzchnik Keveya został oskarżony o pomoc w organizowaniu akcji przeciwko Żydom w czasie okupacji. Zeznania majora pomogły ocalić generała, ale przypłacił je rocznym więzieniem (przez to, że „zepsuł” prokuratorowi proces). Jak sam potem przyznawał, był to jeden z najważniejszych okresów w jego życiu. Wyrok odsiadywał razem z ludźmi wykształconymi, co pozwoliło mu się rozwinąć. Ponadto owładnięty manią sportu podobno właśnie w więzieniu wymyślił wiele stosowanych później metod szkoleniowych.
Bratanki do szabli
Kiedy major Kevey wyszedł z więzienia, Polski Związek Szermierczy akurat szukał szkoleniowca, który podjąłby się przygotowania polskiej drużyny do igrzysk olimpijskich w Londynie. Tadeusz Friedrich, dwukrotny brązowy medalista olimpijski (z Amsterdamu i Los Angeles), wybrał się na Węgry z ramienia PZS, by znaleźć kogoś na to stanowisko. Wybór padł na majora, który w październiku 1947 r. rozpoczął pracę. Igrzysk w Londynie nie zaliczył jednak do udanych. Najlepszy rezultat osiągnął Antoni Sobik, który w szabli odpadł w półfinale. Kevey szybko zrozumiał, że potencjał polskiej szermierki będzie musiał budować na młodych zawodnikach.
Wojciech Zabłocki, Leszek Suski (obaj z Krakowa), Jerzy Twardokens i Zygmunt Pawlas (obaj z Katowic), a także Jerzy Pawłowski czy Marian Kuszewski to tylko niektórzy przedstawiciele zdolnego pokolenia polskich szermierzy, nad którymi pieczę trzymał major Kevey. Na pierwszy namacalny efekt pracy czekano do 1951 r. Wtedy to młodzi Polacy pokazali, że są w stanie nawiązać walkę z ówczesnymi mistrzami świata, Węgrami. Na kolejnych igrzyskach w Helsinkach nasi młodzi szermierze, podobnie jak w Londynie, musieli obejść się smakiem. Zagraniczna prasa zauważyła jednak obiecującą postawę grupy, którą nazwała „cudownymi dziećmi”.
„Cudowne dzieci” wkrótce zaczęły zdobywać pierwsze trofea pod wodzą Keveya. Rok po igrzyskach w Helsinkach złoto na mistrzostwach świata juniorów zdobył Wojciech Zabłocki. Również w 1953 r. na mistrzostwach świata Polacy zdobyli brązowy medal w szabli.
Nic nie trwa wiecznie
Już w 1954 r. przyszedł historyczny sukces. Polscy szabliści zostali wicemistrzami świata. Zabłocki, Pawłowski, Pawlas, Twardokens, Piątkowski i Kuszewski przegrali tylko z broniącymi tytułu Węgrami. Idealnie ułożyły się dla nas także akademickie mistrzostwa świata – w Budapeszcie wygraliśmy z gospodarzami i sięgnęliśmy po złoto. Wszystko to bardzo dobrze wróżyło przed zbliżającymi się igrzyskami, mimo pojawiających się na obozie przedolimpijskim w Augustowie pierwszych zgrzytów na linii zawodnicy – trener.
Melbourne stało dla Polski pod znakiem szermierki. Przedstawiciele tego sportu zdobyli dwa krążki – srebro wywalczyli drużynowo, a indywidualny medal dorzucił Jerzy Pawłowski. Pod względem liczebności medali podobny rezultat osiągnęli polscy bokserzy, ale w tej dyscyplinie zdobyliśmy krążki z mniej cennego kruszcu – Henryk Niedźwiedzki i Zbigniew Pietrzykowski przywieźli z Australii brązowe medale.
W 1957 r. Polacy doczekali się indywidualnego mistrza świata w szermierce. Jerzy Pawłowski pokonał legendarnego Rudolfa Kárpátiego, któremu jednocześnie zrewanżował się za porażkę z finałowego starcia w Melbourne. W Paryżu, w którym były rozgrywane mistrzostwa, brąz dorzuciła także drużyna. Polacy byli gorsi od Węgrów i Związku Radzieckiego. Przed swoimi ostatnimi zawodami w charakterze trenera polskich szermierzy (mistrzostwa świata w Filadelfii) Kevey poprosił Główny Komitet Kultury Fizycznej o sześciotygodniowy obóz w Cetniewie. Obiecywał złoty medal. Obóz się odbył, ale złota niestety nie było. Polacy ze Stanów Zjednoczonych wrócili z dwoma brązowymi medalami – drużynowym i Twardokensa (oba w szabli). Ciekawostką może być fakt, że brązowy medalista cały sezon trenował w Krakowie z Friedrichem – tym samym jego rezultat nie był jedynie zasługą Keveya.
Technika majora
Klucz do sukcesu w szermierce według Keveya polegał na doprowadzeniu do perfekcji podstawowych akcji opartych na szybkich akcjach i jak najmniej skomplikowanej taktyce. W momencie gdy dokonał zmiany pokoleniowej w polskiej kadrze, zdecydował się maksymalnie wykorzystać atuty młodości – refleks i szybkość. Z czasem jednak okazało się, że to nie tylko za mało, żeby na mistrzostwach światach zdobyć drużynowe złoto, ale także na to, by utrzymać wysoką pozycję. Po mistrzostwach świata w Rzymie (4. miejsce Polaków), jak mówi profesor Zabłocki, „każdy z nas czuł, że nie robimy postępów i że dotychczasowy sposób treningu nie daje spodziewanych efektów”2.
Wpływ na relacje majora Keveya z działaczami i zawodnikami miał jego charakter. Był raczej osobą, która chętnie przypisywała sobie zasługi i nie liczyła się z opiniami innych osób pracujących z kadrą. Gdy popełniał błąd, nie lubił się do niego przyznawać. Po powrocie z ostatnich mistrzostw świata w Filadelfii Kevey winę za słaby wynik zrzucił na szermierzy, „którzy nie chcieli trenować i niemoralnie się prowadzili”3 Wtedy właśnie zawodnicy zdecydowali się zwrócić GKKF z prośbą, by Węgier nie był już ich szkoleniowcem.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że Węgier miał bardzo duży wpływ na rozwój powojennej szermierki w Polsce i wychowanie sportowe „cudownych dzieci”. Był maniakiem treningu i zwolennikiem wzmacniania ciała. By hartować organizmy swoich podopiecznych, zaganiał ich do zimnej wody. Jemu ona nie szkodziła – miał na tyle mocny organizm, że wytrzymywał nawet bardzo niskie temperatury. Do legendy przeszła także jego metoda na grypę, o której w Szablą i piórkiem wspomina profesor Wojciech Zabłocki. Kiedy jeden z zawodników zachorował, major Kevey kazał nałożyć mu dodatkowe swetry i osobiście pilnował, by przeszedł ostry trening. Po tym, jak porządnie się spocił, szedł pod prysznic i do łóżka4
Nieprzychylnie patrzył na osoby, które – równie poważnie co szermierkę – traktowały inne zajęcia nazywane przez niego „privat-kariera”. Twierdził, że tylko pełne poświęcenie treningom pozwoli zawodnikowi odnieść sukces. Sam też bardzo dbał o swoją formę. Lubił organizować długie zgrupowania sportowe, żeby zawodnik skupiał się tylko na rywalizacji i doskonaleniu techniki.
Po tym jak Kevey zakończył przygodę z polską kadrą, postanowił wyjechać do Włoch, gdzie był trenerem przez prawie 10 lat. Później, po powrocie do Budapesztu, przeszedł co prawda na emeryturę, ale nie rozstał się ze sportem – ciągle trenował, a także działał w sferze teoretycznej. Zmarł 11 kwietnia 1991 r. Jeszcze 11 lat wcześniej, wiele lat po tym jak wyjechał z Polski, w liście do profesora Zabłockiego nazwał nasz kraj „drugą ojczyzną”.
Bibliografia:
- Łuczak M., Szermierka w Polsce w latach 1945–1989, Poznań 1982.
- Papée A., Na białą broń, Warszawa 1987.
- Zabłocki W., Szablą i piórkiem, Warszawa 1982.
- Zabłocki W., Walczę, więc jestem, Warszawa 2006.
Redakcja merytoryczna: Iwona Górnicka
Korekta: Edyta Chrzanowska
- W. Zabłocki, Szablą i piórkiem, Warszawa 1982, s. 29. [↩]
- W. Zabłocki, Szablą i piórkiem, Warszawa 1982, s. 42. [↩]
- W. Zabłocki, Szablą i piórkiem, Warszawa 1982, s. 47. [↩]
- W. Zabłocki, Szablą i piórkiem, Warszawa 1982, s. 40. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.