„Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci” – M. Hastings – recenzja |
Imponująca książka, zarówno rozmiarem, jak i rozmachem. Zachwyci każdego miłośnika tajnych operacji, szpiegostwa i niejawnych rozgrywek międzynarodowych. Co więcej, czyta się ją jak thrillery Clancy’ego!
Nie jestem miłośnikiem historii tajnych operacji, partyzantki, szpiegostwa, szyfrów, kontrwywiadu. O wiele bardziej interesują mnie dzieje otwartej walki, wyprowadzania niespodziewanych ciosów w ugrupowanie wroga, huk strzałów i chrzęst gąsienic. Niemniej, w ramach poszerzania horyzontów dźwignąłem – tak, dźwignąłem – przepiękny tom pióra Hastingsa. Nie wiem, ile waży, ale to blisko 900 stron dobrej jakości papieru w twardej okładce. Przy takich pozycjach odczuwam brak pulpitu do czytania. Broń Boże nie jest to jednak minusem Tajnej wojny…!
Autor książki, Max Hastings, to uznany autor. Będąc aktywnym od 1969 r., wydał książki m.in. o Bitwie o Anglię, wojnie o Falklandy, wojnie w Korei oraz trzy dzieła omawiające losy 2. Dywizji Pancernej SS Das Reich we Francji w 1944 r. Tajna wojna… to jego najnowsza książka, wydana w Anglii w 2015 r., przy czym łatwo jest wybaczyć dwuletnie opóźnienie polskiego tłumaczenia, kiedy weźmie się do ręki to tomiszcze.
Tajna wojna… to dwadzieścia jeden rozdziałów, nie za długich, takich w sam raz na spokojny wieczór po pracy, kiedy się chce poczytać, ale nie można się zasiedzieć do późna. Z drugiej strony, to przecież tylko ok. 30 stron, góra 40, a więc chwila-moment i przeczytane! Co gorsza, napisanych tak, że nie można się oderwać. Porywająco, szybko, z pasją, gwałtownie, emocjonująco, gładko, i przede wszystkim z niezwykłą znajomością rzeczy.
Hastings prowadzi czytelnika od dwudziestolecia międzywojennego, kiedy nawet turyści mogli odgrywać rolę szpiegów, przez głębsze i bardziej skomplikowane intrygi wywiadów: brytyjskiego MI6, radzieckiego GRU, amerykańskiego OSS i niemieckiej Abwehry. Porusza między innymi tematykę Enigmy, rozgrywki Richarda Sorgego czy powstanie i rozwój amerykańskich służb wywiadowczych o globalnym zasięgu. Omawia operacje, o których gdzieś kiedyś słyszałem, ale odkrycie większości było dla mnie interesującym novum.
Zabolało mnie jednak dramatyczne zmarginalizowanie roli Polaków, tak pojedynczych osób, wybitnych szpiegów, jak i całości Polskiego Państwa Podziemnego. Nawet matematycy, którzy złamali kod Enigmy, zostali zbyci stwierdzeniem, że Brytyjczycy rozgryźli ją „przy pomocy Polaków”. Nawet polskie nazwiska w spisie można policzyć na palcach ręki drwala. Przykre to, nie ukrywam. Podobnie jak potraktowanie polskiego wkładu w zwycięstwo w wojnie podczas defilady w 1945 r.
Odbijając od przykrej tematyki „słoń a sprawa polska”, należy jeszcze powiedzieć, że wydawca nie pozostawił tak obszernej pozycji bez pewnej ilości zdjęć. Są to ilustracje do rozdziałów, w zasadzie dobrze dobrane i w przyzwoitej jakości, wszystkie zaś czarno-białe.
Co mogę powiedzieć w podsumowaniu? Że dzięki Tajnej wojnie… zacząłem ogarniać ten temat lepiej, niż dotychczas. Lektura była przyjemna, ciekawa, nie żałuję spędzonego nad nią czasu, jednak jest mi żal, że udział Polaków w akcjach szpiegowskich został pominięty. Stąd sumaryczna ocena 7/10.
Plus minus:
Na plus:
+ ciekawe przedstawienie tematu
+ dynamika i dziennikarski profesjonalizm
Na minus:
- pominięcie wkładu Polaków do tajnej wojny w latach 1939-1945
Tytuł: Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci
Autor: Max Hastings
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-08-06392-7
Liczba stron: 890
Okładka: twarda
Cena: 84,90 zł
Ocena recenzenta: 7/10
Redakcja merytoryczna: Marcin Petrynko
Korekta: Klaudia Orłowska
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Amerykańskie SOE? SOE to Wielka Brytania drogi autorze, USA mialo OSS.
Panie Marcinie,
bardzo dziękujemy za zwrócenie uwagi, natychmiast to poprawimy.
Przestrzegam przed tą książką, niewiele warta, w każdym razie nie tych pieniędzy które wydawnictwo sobie za nią zażyczyło. Ogólnie rzecz biorąc to autor ma wszystkich za idiotów. Możliwe że dla podniesienia własnego samopoczucia bo jest rażąco niedoinformowany i popełnia wiele błędów. Na przykład na str. 19 pisze że ani Brytyjczycy ani Amerykanie nie pozyskali choćby jednego wysoko postawionego źródła w kręgach rządowych Niemiec, Japonii czy Włoch. Co nie jest prawdą bo choćby takiego Canarisa często uważa się za brytyjskiego agenta. Później na str. 35 pisze już totalną bzdurę, że Canaris był na usługach Rosjan. Na tej samej stronie pisze że RSHA obejmowało tajną policję, Gestapo, oraz jej bliźniaczy wydział kontrwywiadowczy SD na czele którego stał Walter Schellenberg. W rzeczywistości utworzony wówczas kontrwywiad SD (IV.E) podlegał, przynajmniej nominalnie, Gestapo (Amt IV) i nie był jej żadnym bliźniaczym wydziałem.
Na str 102 pisze że Gehlen z wydziału Obce Armie Wschód podlegał sztabowi Wehrmachtu. Co jest nieprawdą. Podlegał SD a jego pierwotnym zadaniem było zestawianie wszystkich info zebranych przez niemieckie służby dotyczące obcych armii na wschodzie i referowanie ich Hitlerowi. Nie bardzo można się zorientować co do SOE (str.111) a przecież podlegało ono Ministerstwu Wojny Ekonomicznej. Nie można się zorientować w ogóle że takie ministerstwo istniało a to chyba rzecz niesłychanie istotna dla zrozumienia tajnych działań podczas II wojn. Na str 315 Autor pisze że Stalin lekceważył doniesienia Czerwonej Orkiestry podczas gdy Canaris oceniał że kosztowały one życie 200 tys niemieckich żołnierzy.
Tego typu kompromitujących błędów jest dużo więcej. Przy tym jednak wiele jego twierdzeń oprócz tego że są kompromitujące to jeszcze są i ogłupiające a nawet niebezpieczne. Na przykład ubolewa (str.49) że MI6 miał znikomy wpływ na decyzje polityczne podczas gdy historia II wojn. świat wyraźnie wykazuje że uwikłanie tajnych służb w walki polityczne jest zabójcze nie tylko dla nich samych ale także dla państwa któremu służą. Jasno to można wykazać na przykładzie niemieckich służb które były paraliżowane przez rozgrywki polityczne. Później (str.315) autor sugeruje coś wręcz przeciwnego pisząc że najlepiej jest jeżeli wywiad i polityka umieszcza się w oddzielnych pomieszczeniach. Jakby sam nie wiedział o co mu chodzi.
Dużo pisze o dekryptażach. Trudno zaprzeczyć że odegrały one niesłychanie ważną rolę w tajnych działaniach 1939-45 ale autor pisze o tym bardzo chaotycznie i niewiele się można dowiedzieć o owej wojnie radiowej, trochę więcej za to o warunkach socjalnych pracy deszyfrantów, jakby to było najważniejsze. Na przykład ani słowem nie wspomniał że kierowane przez Goeringa ministerstwo lotnictwa dysponowało supernowoczesną stacją podsłuchową, którą daremnie starali się sobie podporządkować szefowie innych służb, i prowadziło własne działania dekryptażowe.
Inne braki tej książki są wprost rażące. Prawie nic nie napisał o działaniach wywiadowczych poprzedzających wielkie desanty, a przecież na zachodnim teatrze działań wojennych było 5-6 wielkich operacji desantowych i każdą poprzedzały zmagania wywiadów. O operacji „Mincemeat„ poprzedzającej operację Husky, której opis można pewnie znaleźć w polskich źródłach, napisał tylko że była. To samo o poprzedzającej „Overlord„ operacji ”Fortitude”, co już jest karygodne.
Trochę dość istotnych spraw jednak, trzeba przyznać, że porusza. Pisze na przykład o niechęci amerykańskiego OSS do brytyjskiego SOE. W tle było to że Amerykanie źle widzieli brytyjskie imperium kolonialne. Trochę wspomina o Philby i piątce z Cambridge jednak raz określa ich jako zdrajców w innym miejscu znowu że byli nieszkodliwi. Można zauważyć że unika tematu współpracy wywiadu brytyjskiego z rosyjskim. Pisze też o życiorysach niektórych agentów ale tak niedokładnie że mają one wątpliwą wartość.
Poza tym książka wcale nie przypomina jakiegoś dobrze czytającego się atrakcyjnego thrillera jak ją reklamują. Jest nudna i niewiele warta.
Ktoś ma inne zdanie?
Odnosząc się do uwagi autora recenzji o potraktowaniu Polaków na defiladzie w 1945 roku - chciałbym przypomnieć, że reprezentacja Wojska Polskiego brała udział w defiladzie zwycięstwa w Moskwie w roku 1945, natomiast był problem z udziałem reprezentacji Polskich Sił Zbrojnych w defiladzie zwycięstwa w Londynie w roku 1946.
Problem był przez Pana ukochanego Stalina, drogi kolego Komar.
Żeby już nie wchodzić we wzajemne złośliwości - trzeba wyjaśnić, że decyzja o pominięciu udziału reprezentacji PSZ w defiladzie zwycięstwa w Londynie w 1946 roku była suwerenną decyzją władz Wielkiej Brytanii. Trwała już zimna wojna i rząd Jego Królewskiej Mości nie musiał robić podarunków Stalinowi. Chodziło o co innego:
Każde wojsko ma swoją podległość polityczną. Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie były zbrojnym ramieniem rządu RP na uchodźstwie. Rok wcześniej władze Wielkiej Brytanii wycofały uznanie dla tego rządu i nawiązały stosunki dyplomatyczne z Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej w Warszawie. W ten sposób PSZ przestały być Wojskiem Polskim, a stały się „oddziałami Wojska Polskiego w stanie likwidacji”. To tak w uproszczeniu, bo można długo rozpisywać się o sytuacji PSZ w latach 1945 - 1947. Właśnie dlatego władze brytyjskie najpierw zaprosiły do udziału w defiladzie - reprezentację Wojska Polskiego z Warszawy.