Gdzie diabeł nie mógł, tam Amona posłał


Historie rodzin, których członkowie zostali zbrodniarzami w trakcie ostatniej wojny światowej, są przerażające i pouczające. Jak kochający ojciec czy dziadek mógł okazać się zwyrodnialcem, mordującym ludzi bez drgnienia powieki? A co, jeśli prawda była przez długi czas skrywanym skrzętnie sekretem? Historia Amona Götha, jego córki i wnuczki daje kilka odpowiedzi na te pytania.

Amon Goth

Wyszedł z pięknego domu znajdującego się nieopodal obozu. Niespiesznie przygotowywał się do pracy, która – nawiasem mówiąc – nigdy nie wprawiała go w zły nastrój. Lubił swoje życie. Zobaczywszy nowy transport więźniów, nie zastanawiał się długo. Czym prędzej podszedł do przerażonej kobiety, tulącej w ramionach nieświadome zagrożenia dziecko. Chwycił je i rzucił nim o bruk. Trochę przeszkadzał mu bezsilny krzyk kobiety, jednak i to nie stanowiło większego problemu. Pistolet, strzał, lekki uśmiech komendanta. Koniec rozgrzewki. Przyszedł czas na prawdziwą pracę, przecież ma jeszcze tyle zadań do wykonania. Kolejna kobieta, kolejny schorowany starzec, kolejna dwuletnia dziewczynka. Po tak ciężkim dniu wrócił do swojej willi, odłożył broń i z czułością wpatrywał się w  portret swojej ukochanej córeczki – Ingeborg. Dzień jak każdy inny.

Amon Göth był dzieckiem Berthy i Amona Franza. Rodzice pragnęli, aby ich syn zdobył odpowiednie wykształcenie. Dopełnieniem miała być wiara, która towarzyszyła mu od maleńkości. Z czasem ich nadzieje musiały jednak twardo zderzyć się z rzeczywistością. Amon nie był dobrym uczniem, przerwał edukację tuż po odebraniu świadectwa ukończenia 10 klasy. Nastolatek uległ nazistowskim przekonaniom, a w wieku 23 lat został członkiem NSDAP, co było niemalże równoznaczne z odrzuceniem katolicyzmu.

Mężczyzna szybko piął się po szczeblach kariery. Zwierzchnicy zauważyli zaangażowanie i powagę, z jakimi Göth traktuje powierzane mu zadania. Amon z pasją oddawał się zabijaniu, właśnie to liczyło się najbardziej. Pozyskali śmiercionośną maszynę, która pracowała niezwykle wydajnie i – przede wszystkim – nie wymagała dodatkowej obsługi. Żaden człowiek, znajdujący się w jej pobliżu, nie mógł czuć się bezpiecznie. Austriak nie czekał na rozkazy, niemalże sam szukał okazji do tego, aby pozbawić życia kolejną istotę.

Amon znaczy śmierć

Amon Göth angażował się w organizowanie obozów zagłady w Bełżcu i Sobiborze. Uczestniczył także w likwidacji getta krakowskiego i tarnowskiego. Jego najważniejszym zadaniem była jednak budowa i organizacja obozu dla Żydów krakowskich i małopolskich w Płaszowie. Cel został osiągnięty, a komendantem obozu został nie kto inny, jak Göth. Właśnie wtedy rozpoczęła się prawdziwa gehenna zniewolonych ludzi. „Gdy zobaczyłeś Götha, zobaczyłeś śmierć” – to zdanie wypowiedział Leopold Pfefferberg, jeden z ocalałych więźniów. W słowach mężczyzny nie ma krzty przesady, to pewne. Niezwykle wysoki i postawny komendant budził wśród ludzi ogromny niepokój. Wiele osób wspominało, że unikały z nim kontaktu wzrokowego. Podobno mężczyzna traktował to jak swego rodzaju wyzwanie i od razu się mścił. Jego służąca, Helen Jonas-Rosenzweig, była pewna, że zginie z rąk Amona. Kobieta miała zapewnione miejsce, którego nie można było porównać z prowizorycznymi barakami dla jej współtowarzyszy. Codziennie widywała jednak bezwzględnego człowieka, który tylko czekał na pretekst do skarcenia poddanej. Wyniosłość i chęć zabijania, jakie emanowały z oprawcy, budziły przerażenie we wszystkich, którzy choć przez sekundę go widzieli. Własnoręcznie zabił ponad 500 osób.

Bestialstwo Amona nie znało granic. Podobno strzelał do kobiet, trzymających na rękach dzieci, tylko po to, by sprawdzić, czy jedna kula może zabić dwie osoby. Znaną „rozrywką” komendanta było także poranne strzelanie do przypadkowych więźniów. Stawał na balkonie swojej willi i trafiał do osób, które akurat przechodziły. Codzienna rutyna: higiena, kawa, kilka strzałów, papieros. Ot tak, miłe rozpoczęcie dnia.

Jego wiernymi towarzyszami były dwa psy – Rolf i Ralf. Göth zadbał o wyszkolenie swoich pupili, ponieważ to właśnie one były jego kolejną bronią. Rzucały się na więzione osoby i rozszarpywały ich wyniszczone ciała. W domu były jednak niezwykle potulne, chętnie przesiadywały u nóg partnerki swojego pana. Amon pasjonował się też końmi, postanowił zatem je hodować.

W willi komendanta odbywały niezwykle wystawne i głośne spotkania. Podobno Göth zapraszał gości, którzy zachowywali się co najmniej bezpruderyjnie, sam obdarowywał swoich kolegów i ich partnerki hojnymi podarunkami i dbał o to, by otrzymali wszystko, na co tylko mieli ochotę.

Amon czerpał z zabijania nie tylko przyjemność, ale również spore korzyści majątkowe. Stąd właśnie brały się prezenty, którymi mężczyzna dzielił się gośćmi. Jak to się często działo – komendant odbierał drogocenne przedmioty więźniom, jednak ilość, jaką przywłaszczył sobie Austriak była tak duża, że w 1944 roku został aresztowany przez władze niemieckie za kradzież żydowskiego mienia.

I była miłość... w przyobozowej willi

Ukojeniem dla nieposkromionego temperamentu komendanta mogła okazać się kobieta, która niezwykle go zauroczyła. Co prawda, mężczyzna miał żonę i dwójkę dzieci, jednak nie przeszkodziło to w stworzeniu związku z Ruth Irene Kalder, która była sekretarką Oskara Schindlera. Para poznała się właśnie dzięki niemu. Ich relacja rozwinęła się bardzo szybko, już po niedługim czasie Ruth wprowadziła się do willi ukochanego. Być może więźniowie mogli mieć nadzieję, że miłość zaślepi ich oprawcę, a piękna niewiasta złagodzi jego wybuchy złości. Czy tak się stało? Trudno powiedzieć. Niektórzy z ocalałych twierdzili, że Ruth dobrze traktowała napotkanych Żydów, a swojemu partnerowi stawiała następujące ultimatum: jeśli nie przestaniesz tak źle ich traktować, nie pójdę z tobą do łóżka. Większość pałała jednak nienawiścią i żalem do kobiety, która dbała o swój wygląd, uczestniczyła w przyjęciach i wiodła luksusowe życie tuż obok obozu zagłady. Podobno Kalder słuchała bardzo głośnej muzyki, aby odgłosy strzałów i krzyki ludzi nie docierały do jej uszu. Muzykę wykorzystywał także Göth, ale w innym celu. On również włączał swoje ukochane melodie podczas egzekucji, jednak po to, by nadać im jeszcze weselszego i bardziej uroczystego tonu.

Mowa jest srebrem, a milczenie bólem

Z namiętnego romansu pary zrodziła się córka – Monika. Nigdy nie poznała swojego ojca, który zginął niecały rok po jej narodzinach. Jak to często bywało, w jej rodzinie panowała nieznośna zmowa milczenia. Dziewczynka była pewna, że jej tata był jednym z najłagodniejszych dowódców, który zabił tylko kilku Żydów „ze względów higienicznych„. Monika poznała prawdę dopiero jako osiemnastolatka. Przyjaźniła się z pewnym mężczyzną – Manfredem, u którego pewnego dnia dostrzegła tatuaż z numerem obozowym. Chociaż były więzień nie chciał wracać do bolesnych wspomnień, w końcu wyznał przyjaciółce, że przebywał w Płaszowie. Zaskoczona dziewczyna niemalże ucieszyła się i od  razu zapytała o wrażenia z obozu, sądząc, że jej kolega trafił do dobrego miejsca, bo przecież był tam jej tata. Wtedy Monika poznała prawdę. „To była świnia, morderca...„ – skwitował ze złością i ogromnym żalem Manfred. Rzeczywistość okazała się brutalna, a opowieści rodziny kłamstwem, jej ojciec był bezlitosnym mordercą. To wstrząsnęło młodą kobietą i wpłynęło na jej całe życie. Wszystko zostało przysłonięte czynami mężczyzny, którego Monika nawet nie poznała. Więzy krwi znaczyły jednak bardzo wiele i smutek, który na stałe zagościł w jej życiu, uniemożliwiał budowanie normalnych relacji. Kobieta wdała się w romans z pewnym Nigeryjczykiem. Z krótkiego związku zrodziła się córka – Jennifer, która niestety nie była oczkiem w głowie matki. Mała Jen dorastała w ośrodku opiekuńczym, który opuściła, mając 7 lat, kiedy to pewna rodzina zdecydowała się na adopcję. Życie Moniki było wręcz przesiąknięte myślami o ojcu, nie było w nim zatem miejsca dla córki. Także jej małżeństwo nie należało do udanych. ”Wzięłam sobie najgorszego potwora za męża, żeby ukarać się za ojca” – podsumowała Monika.

Mój dziadek by mnie zabił1

Historia Jennifer, wnuczki Amona, jest niespotykana. Kobieta żyła w nieświadomości aż 38 lat. Dopiero wtedy dowiedziała się, kim była jej rodzina. Nie stało się to jednak zwyczajnie. Przeglądała ona książki w bibliotece, szukając tej, która najbardziej odpowiadałaby jej zainteresowaniom. Jej uwagę przyciągnęła okładka jednej z nich. Było na niej zdjęcie twarzy Moniki, biologicznej matki Jennifer. Po przeczytaniu tytułu wszystko stało się jasne. Jen drżącymi rękami chwyciła książkę, niecierpliwie przyglądała się znajdującym się w środku zdjęciom, aby upewnić się, czy to nie aby dziwny zbieg okoliczności. „Ruth Irene Kedler, Monika Göth urodzona w 1945 roku...”. Wszystkie informacje się zgadzały. Przedmiot, który Jennifer trzymała w ręku, był skarbnicą wiedzy o nieznanych jej wcześniej wydarzeniach. Emocje, które nią zawładnęły, zburzyly pozorny spokój panujący w jej życiu. Podobnie jak jej matka, postanowiła poznać całą prawdę o Amonie. Wiele razy odwiedzała Kraków, stąpała po przestarzałej podłodze willi swojego dziadka, a nawet próbowała przeanalizować dzieciństwo Götha, aby znaleźć coś, co mogło uczynić z niego mordercę.

Jennifer poradziła sobie z traumą, którą przysporzyło jej wszechobecne milczenie, jednak świadomość, że jest potomkiem nazistowskiego kata, zawsze będzie obecna. Jak widać, cierpienie wyrządzane przez Götha nie skończyło się wraz z chwilą jego śmierci.

A chwila ta nadeszła 13 września 1946 roku w Krakowie, kiedy to został stracony poprzez powieszenie. Dopiero trzecia próba egzekucji się powiodła, powodem miał być nadzwyczajny wzrost komendanta, którego wcześniej nie wzięto pod uwagę. Jego ostatnimi słowami był ukochany okrzyk: „Heil Hitler!”. Prochy Götha wrzucono do Wisły.


Skłonność ludzi do bestialskich zachowań jest czymś, co najprawdopodobniej nigdy nie będzie rozumiane. Zbrodniarze wojenni byli jednymi z najgorszych stworzeń, które stąpały po Ziemi. Zabijanie z zimną krwią, a czasem nawet i z radością, było domeną tych, którzy uważali siebie za „lepszy gatunek„, niemalże dehumanizując innych, między innymi Polaków, Romów czy Żydów. Trudno zrozumieć ich zachowania, nie można jednak o tym zapominać. Naziści nie byli świadomi tego, że wyrządzają krzywdę nie tylko tym, których pozbawiają życia i człowieczeństwa, ale także swoim potomkom. Istnieje wiele rodzin, które ukrywały prawdę o swoich ojcach czy dziadkach, będących częścią hitlerowskiej maszyny. Niektórzy poznają jednak szokujące historie, które zmieniają praktycznie wszystko. Fundamenty życiowe okazują się być kłamstwem, dzieci tracą zaufanie do własnych rodziców, a wnukowie – do dziadków. Zmaganie się z przeszłością swojej rodziny niejednokrotnie kończy się traumą, którą nieweluje jedynie spotkanie ze specjalistą. Doskonałym przykładem jest właśnie Amon Göth, który kochał zabijać, oraz jego potomkinie. Wiele osób stara się usprawiedliwiać swoich bliskich, twierdząc, że ogromny wpływ na ich postępowanie miały okoliczności, w jakich było dane im żyć. Czy to właściwe wytłumaczenie? Niech podsumowaniem będą słowa Jennifer, opisujące komendanta płaszowskiego obozu: ”Działanie mojego dziadka manifestowało się w okrucieństwie, było zaspokajaniem własnej przyjemności zabijania i dręczenia ludzi. Myślę, że można to wytłumaczyć skłonnościami sadystycznymi. Być może w innych czasach mój dziadek również stałby się kryminalistą”.

  1. Tytuł autobiografii Jennifer Teege, wnuczki Amona Götha. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

6 komentarzy

  1. Adam pisze:

    „ Prochy Götha wrzucono do Wisły” Takiego chwasta to powinno sie do szamba wsypac

  2. Bilbo pisze:

    Fakt, Wisła została zbeszczeczona jego prochami.

  3. Olola pisze:

    Nie było trzech prób egzekucji Goetha! Skąd te informacje o trzech próbach?!🤔

  4. kiki pisze:

    Niezbyt rzetelny artykuł. Historycy twierdzą, że w Płaszowie nie tatuowano więźniom numerów.

Zostaw własny komentarz