„Polak, Węgier, dwa bratanki” - wywiad z Piotrem Plebaniakiem |
Piotr Plebaniak, znany czytelnikom portalu Historia.org.pl z kilku książek i obszernego wywiadu zainicjował ostatnio interesującą akcję, której celem jest dzielenie się radością ze stulecia odzyskania niepodległości z najbardziej przyjaznym Polsce narodem w Europie i na świecie – z Węgrami. Z uwagi na to, że dzieli nas obecnie kilkanaście stref czasowych, postanowiliśmy wymienić kilka maili, by przedstawić przedsięwzięcie.
WAŻNE:
Grzegorz Antoszek: Panie Piotrze, proszę powiedzieć, o co dokładnie chodzi w tej akcji.
Piotr Plebaniak: Cóż, sprawa jest bardzo prosta. Chodzi o to, że mamy piękną, symboliczną datę, a o wiele fajniej i milej jest świętować, kiedy jest nas przy stole – choćby i takim wyimaginowanym – więcej. A kogo zaprasza się do stołu, by coś uczcić? Przyjaciół. A kogo Polacy uważają za przyjaciół? Węgrów. Sondaże wykazują, że sympatię do tego narodu żywi aż 60% z nas. W drugą stronę działa to podobnie.
G.A.: Lengyel, Magyar – két jó barát...
P.P.: Tak, dokładnie tak to działa, co jest absolutnie niesamowite, to ewenement, żeby dwa narody na przestrzeni tysiąca lat sąsiedztwa żywiły wobec siebie tak przyjazne odczucia i rzadko wchodziły na wojenną ścieżkę. Bo jednak warto pamiętać o takich epizodach, jak najazd Rakoczego w XVII w. czy o udział Polski w rozbiorze Węgier w Trianon (choć tu Węgrzy woleli, żeby część ziem przypadła nam, a nie znienawidzonej przez nich Czechosłowacji).
G.A.: Mieliśmy za to zdecydowanie więcej epizodów współpracy i pomocy.
P.P.: Choćby to, jak Węgrzy pomogli nam w 1920, wysyłając broń i amunicję. Do tego wrócimy zresztą za chwilę. Ba, Węgrzy zasiadali na polskim tronie, a Polacy na węgierskim. Dobrze się stało, że dziś też się dobrze dogadujemy.
G.A.: I stąd pomysł na taką akcję?
P.P. Tak. Już od dobrych paru lat każdego złapanego Węgra biorę w obroty i stawiam mu coś do picia. Na Tajwanie Węgrów mało, więc w zasadzie okazje się zdarzały tylko w Polsce. Na samych Węgrzech akcja taka byłaby szaleństwem dla zdrowia i portfela.
G.A.: Takie przejawy spontanicznej przyjaźni między Polakami a Węgrami są dość powszechne. Czy ma pan jakiś osobisty powód oprócz tej specyficznej „tradycji”, tego, że tak właśnie jest?
P.P.: Tak. Zawsze taki powód jest osobisty. W końcu trzeba sięgnąć do kieszeni, nawet symbolicznie. Kiedyś, bardzo dawno temu, czytając artykuł o wojnie z bolszewikami w 1920 roku dowiedziałem się o wielu krajach, które wtedy nam pomagały... albo przeszkadzały. Najbardziej zapadła mi w pamięć postać francuskiego marszałka Ferdinanda Focha, który bardzo odradzającej się Polsce pomógł. Wtedy też dowiedziałem się o pomocy węgierskiej. Tego nie da się zapomnieć.
G.A.: Byłoby to grubiaństwem. Wróćmy do akcji. Czy pomagają w niej czynniki oficjalne?
P.P.: Na tą chwilę niestety nie. Instytucje publiczne to bardzo hermetyczne organizacje. Nikt tam nie będzie się wystawiał na ryzyko współpracy z inicjatywą oddolną. Zwłaszcza w rok wyborów. Oczywiście tylko zgaduję. Obawiam się jednak, że strzelam celnie.
G.A.: To co będzie się działo przy udziale władz lub bez niego?
P.P.: Chcę zebrać pieniądze na sporą ilość kwasu chlebowego, lub napoju bardziej chmielowego, który wyślemy na Węgry, żeby w ten sposób symbolicznie postawić Bratankom drinka z okazji naszego wielkiego święta. Jest oficjalna strona, strona na portalu zrzutkowym, jest fanpage na Facebooku i profil na Minds. Nie chcę, żeby ludzie wpłacali jakieś szalone kwoty, choć to będzie mile widziane, po prostu co kto może, żeby podziękować Madziarom za to, że są i dzielić się radością.
G.A.: Chętnie rozpowszechnimy wiadomość o takiej akcji. Szczególnie w narodowe święto Węgrów, 23 października, wspomnienie rewolucji 1956 r.
P.P.: I dla Węgrów i dla Polaków to data szczególna. Węgrzy, kierowani przykładem poznańskiego Czerwca, podnieśli zbrojną rękę na ówczesny system, a myśmy byli po ich stronie, mimo przemożnego nacisku ze wschodu. Poczucie przyjaźni i solidarności zdołało przekroczyć nawet granice niechętnej nam Czechosłowacji. Na możliwości biednej Polski 2 miliony dolarów pomocy, jaką wtedy wysłano wszelkimi możliwymi kanałami, był naprawdę duży. Najważniejsze było jednak to, że był to w większości zryw oddolny, wychodzący z poczucia potrzeby zwykłych ludzi.
G.A.: Za ten zryw Węgrzy zapłacili słono – nie tylko w zabitych i rannych, nie tylko w zniszczonych budynkach, ale w licznej emigracji. Złamali jednak kręgosłup twardej komunie: olbrzymie rzesze ludzi, także na Zachodzie, zraziły się do tej ideologii.
P.P.: Owszem. To wielkie dzieło Węgrów. Potem na fali tego postępującego zniszczenia popłynęły nasze organizacje, partie i związki, by doprowadzić do likwidacji tego ustroju.
G.A.: Dziękuję Ci za tę rozmowę. Mam nadzieję, że zbiórka, do której chętnie się dorzucę, okaże się sukcesem i zwiększy jeszcze przyjaźń między nami a Budapesztem.
P.P.: Dziękuję również. Mam nadzieję, że uda się to dobrze rozruszać.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Fajny pomysł.