„Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej” - M. Odrobińska - recenzja |
2020 rok to osiemdziesiąta rocznica wywózek na Syberię. Ich ofiarami są nie tylko dorośli reprezentowani przez różne grupy zawodowe, ale i dzieci, które nagle zostają wyrwane z domowego ogniska i zabrane do mroźnej, bezlitosnej krainy. Prezentowana książka przedstawia losy kilkorga z nich.
Mówiąc o historii drugiej wojny światowej często uwaga koncentruje się na militariach, zbrojeniach, operacjach wojskowych itp. Publikacje dotyczące historii społecznej lub tzw. herstory są w mniejszości. Na szczęście to się zmienia i z każdym rokiem możemy zaobserwować coraz więcej pozycji poruszających te mniej znane, a wciąż wymagające eksploracji tematy. Cieszy mnie również, że coraz więcej kobiet zajmuje się historią, bo dzięki temu poszerza się zakres poruszanych obszarów i coraz częściej pojawia się tematyka dziecięca. Monika Odrobińska, autorka recenzowanej książki, spotyka się z ówczesnymi dziećmi, dziś seniorami, które doświadczyły piekła Syberii. Słucha, a następnie przelewa na papier te niezwykłe historie. To jest ostatni moment na utrwalenie ich świadectwa i przekazania go kolejnym pokoleniom.
Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej to opowieść o przerażającym głodzie, o ciągłych krzykach dzieci Mama, daj (s. 18). Jak mama znajduje okruszek chleba to dzieci gryzą z ręką. Aby przetrwać człowiek jest w stanie znacznie przesunąć swoje granice i się dostosować: Mój Boże, gdzie się podziały wpajane nam przed wojną ideały dobra, uczciwości, poszanowania godności człowieka i cudzej własności? Głód zniszczył wszystko - staliśmy się zwierzętami walczącymi o przeżycie (s. 30).
To jest opowieść o przerażająco ciężkich warunkach, gdzie przyroda zieje mrozem, a on dochodzi do -50, a nawet -60 stopni. Rafała Wróblewska jedna z bohaterek książki traci obie ręce, bo obmywa je zimną wodą po tym jak brudzi je smarem: Skóra gniła, kości odpadali. Wojna była, ratunku znikąd, nie było czym posmarować. I te żywe ręce nie lekarz, nie pielęgniarka, tylko siostra mi odcinała. Ale nie padłam (s. 22).
Ta książka zapada głęboko w pamięć, jest utkana z opowieści, słów, które aż przeszywają gdy się je czyta, a wszystko podane jest z perspektywy dziecka. Pan Wilczyński nie ma siły wstać, choroba go zatrzymuje na pryczy, a lekarz obozowy orzeka zdolność do pracy. Skoro sam nie może wstać, to go wywlekają na zewnątrz i tłuką. Patrzy żona i sześcioletnia Krysia, która w ostatnich chwilach życia ojca krzyczy do niego: Tatusiu, tatusiu, kocham cię! (s. 40). Mocne, trudno pójść dalej. Z każdą stroną jest jeszcze więcej dramatu, bólu, cierpienia.
Dzieci w obozie nikt nie oszczędza. Dostają siekierę większą od siebie i rąbią gałęzie lub zbierają wycinki, którymi można napalić w piecu. Roczny Leszek cierpi na ostrą biegunkę, a matka walczy o jego życie. Wymienia ubranka komunijne rodzeństwa i złotą bransoletkę na coś do jedzenia. Leszek przeżywa, dziś oczekuje na prawnuki. Pamięta, że był blisko śmierci i swój pisk, reakcję na gryzące go pluskwy. Nie każdy ma ciepłe wspomnienia z dzieciństwa.
Mirosław Popłaski cieszy się na wieść, że pójdzie do domu dziecka: Radości, która w nas wstąpiła, nie sposób opisać. Boże, radości z tego, że się idzie do domu dziecka. Co to wojna robi z człowiekiem (s. 60). Trafia w końcu do Naszego domu im. Maryny Falskiej przy Al. Zjednoczenia w Warszawie, gdzie czeka na niego talerz gorącej zupy i chleb, który oczywiście chowa za pazuchę, tak na wszelki wypadek.
Maria Gordziejko w wieku ośmiu lat zostaje tatą, tak ją nazywa młodsze rodzeństwo i mama, która traci męża.
Ta książka jest zaproszeniem do głębszego poznania historii domów dziecka, obozów, ochronek, które przyjmowały polskie dzieci. Bohaterowie, których losy są prezentowane w tej książce, znajdują schronienie m.in. w Iranie, Indiach, Nowej Zelandii.
Mamy też wyjątkową okazję poznać bliżej osoby, które pomagają małym tułaczom m.in. Albinę Wawrykę, która ratuje pięćdziesioro dzieci z radzieckich dietdomów. To niezwykle interesująca postać, która swoje życie całkowicie poświęca dzieciom i czyni dla nich wiele dobrego również po zakończeniu wojny. Pojawia się też Jam Sahib, indyjski maharadża, który wspiera osiedla przeznaczone dla polskich dzieci, którym udaje się wydostać z ZSRR razem z Armią Andersa. Pięć tysięcy polskich dzieci znajduje schronienie w Indiach, a dzięki takim ludziom jak Jam Sahib, ich tułaczy los jest trochę lżejszy.
Główną podstawą źródłową są rozmowy z Rafałą Wróblewską, Mirosławem Popławskim, Aleksandrą Kulak-Wawryką, Mieczysławem Pogodzińskim, Marią Gordziejko, Romanem Gutowskim, Heleną Kurzak, Andrzejem Rutkowskim, Alfredą Styczyńską i Andrzejem Styczyńskim. Żałuję, że autorka nie uchyla kulisów tych spotkań. Jestem ciekawa jak do nich dochodzi, w jakich okolicznościach autorka uzyskuje kolejne namiary. Niektórzy z bohaterów pierwszy raz w życiu upubliczniają swoją historię dlatego tym bardziej chciałabym aby Monika Odrobińska we wstępie napisała coś więcej, odsłoniła kawałek swojego warsztatu.
Czytelnik musi być świadomy, że wspomnienia, zwłaszcza te bardzo odległe, mogą być nieco zniekształcone, przykryte wiedzą uzyskaną później itp. Wspomnienia są zawsze obarczone jakimś ryzykiem błędu. Autorka oprócz rozmów sięga też do różnych publikacji, wśród których bardziej dociekliwi czytelnicy znajdą konkretne pozycje, po które będą mogli sięgnąć by zgłębić temat. Mnie zainteresowały m.in. opracowanie zbiorowe pt. Dwie ojczyzny. Polskie dzieci w Nowej Zelandii czy książka pod redakcją Ireny Beaupre-Stankiewicz pt. Isfahan. Miasto polskich dzieci.
Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej są interesującą lekturą, świadectwem pozostawionym dla kolejnych pokoleń. Mieczysław Pogodziński jeździ po szkołach by dzielić się swoją historią i rozmawiać z młodzieżą. Często słyszy pytania typu: Po coście tam jechali, skoro tam tak niefajnie było? lub stwierdzenia To uciec mogliście (...). Mieliście siekiery, topory, zatłuc sołdata i w nogi (s. 143). Opisywane spotkania z nastolatkami uświadamiają, że aby historia się nie powtarzała trzeba ciągle ją przypominać, uczulać, uwrażliwiać, mówić do młodych ludzi, którzy wzrastając w zupełnie innej, kolorowej, mieniącej się możliwościami i atrakcjami rzeczywistości nie są świadomi kruchości tego barwnego świata. Warto aby młodzi (choć nie tylko oni) usłyszeli przesłanie jednego z bohaterów, Mirosława Popłaskiego: nie dopuście do wojny. Przy najniższych instynktach, jakie ona wywołuje, i przy dzisiejszej zaawansowanej technologii może nawet unicestwić naszą planetę. Na wojnie nie ma wygranych, wszyscy są przegrani (s. 80).
Podsumowując, gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej. To niezwykła, zapadająca w pamięć książka, która nie pozostawia obojętnym. Trudno nie empatyzować z małymi tułaczami, którzy w dzieciństwie doświadczają ekstremalnie trudnych przeżyć. Lektura tej książki może być punktem wyjścia do pogłębienia tematu, bo po jej zamknięciu pozostaje niedosyt. Monika Odrobińska dotyka w niej bowiem wielu ciekawych wątków, które możecie chcieć poznać głębiej i dokładniej. Tak jest w moim przypadku.
Plus minus:
Na plus:
- dziesięć różnych, interesujących historii
- pokazanie bogactwa losów dzieci tułaczy z okresu drugiej wojny światowej
- dużo interesujących i mało znanych zdjęć
- porządne wydanie (sztywna okładka, książka szyta, bibliografia z wykazem materiałów audio i wideo, źródła ilustracji)
Na minus:
- zbyt mało informacji o okolicznościach powstania książki
- ryzyko zniekształceń naturalnie występujące przy wspomnieniach spisywanych po wielu latach
Tytuł: Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej
Autor: Monika Odrobińska
Wydanie: 2020
Wydawca: Znak Horyzont
ISBN: 978-83-240-7877-6
Stron: 368
Oprawa: twarda
Cena: 44,99 (okładka)
Ocena recenzenta: 8,5/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.