Przy królewskim stole, czyli kulinarne fanaberie wielkich władców |
Przepełnione dworskie sale, zastępy uwijających się w pocie czoła kucharzy i arystokratyczny żołądek, któremu nie każdy potrafił dogodzić. Jak kształtowały się kulinarne gusta europejskich królów i królowych, którzy jako jedni z nielicznych mogli pozwolić sobie na jedzenie wszystkiego, o czym sobie tylko zamarzyli?
Kuchnia godna króla
Jedzenie ma ogromne znaczenie kulturowe – to wiadomo nie od dziś. Dlaczego więc tak rzadko wśród tematów historycznych poruszany jest wątek kulinarny? Przecież analizując to, co bywało na stołach królów i poddanych, zyskujemy wyjątkowo wyraźny obraz tego, kim byli – od osobistych upodobań po status społeczny.
Dziś możemy spróbować niemal wszystkiego i bez większych ograniczeń. Kuchnia amerykańska, indyjska, francuska? Jedzenie z każdego zakątka świata jest w zasięgu naszej ręki, a nawet portfela. Jednak wieki temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, a gdy pojawiła się jakaś kulinarna nowinka, istniało ogromne prawdopodobieństwo, że w pierwszej kolejności trafi ona na królewski stół. Monarchowie byli koneserami, degustatorami i niemalże trendsetterami, ale przede wszystkim dysponowali odpowiednim budżetem, który pozwalał na to, by zastawić stół najbardziej wymyślnymi i oryginalnymi potrawami, podczas gdy ich poddani musieli zadowolić się znacznie bardziej skromną strawą. Dopiero z czasem to, co król lub królowa jadali na co dzień, mogło pojawić się w zwykłych domostwach.
Zajrzyjmy więc za mury królewskich zamków oraz pałaców i sprawdźmy, co jadali wielcy tego świata. Od ich ulubionych potraw po konsekwencje niezbyt zdrowej diety, poznamy królewskie upodobania, obiadowe zwyczaje oraz zabawne ciekawostki. To podróż, która może wywołać głód, ale chyba warto zaryzykować?
Dwie królowe vs. polska kuchnia
Królowa Jadwiga Andegaweńska, która właściwie była królem, bo właśnie na niego została koronowana w 1384 roku, według ogólnie przyjętej opinii uprawiała surowe umartwienia, jak na prawdziwą ascetkę przystało. Oprócz rządzenia krajem prowadziła szeroko pojętą działalność charytatywną, stawiając Boga zawsze na pierwszym miejscu. Cóż, nie bez powodu w końcu została ogłoszona świętą. Najwyraźniej skromne życie nie oznaczało jednak całkowitej rezygnacji z luksusu i dogadzania swojemu podniebieniu, gdyż Jadwiga stawiała na kuchnię wykwintną – właśnie do tego przyzwyczajona była na rodzinnych Węgrzech, gdzie królowały potrawy włoskie i francuskie.
Podczas przyjęcia koronacyjnego kuchmistrze z polskiego dworu zdecydowanie starali się utrzymać znany Jadwidze poziom, a wszystko przygotowane było z ogromną pompą, tak, by zaspokoić międzynarodowe towarzystwo, które zasiadło do wspólnej wieczerzy. Niestety, pewne różnice w gustach małżonków, a więc Jadwigi i Władysława II Jagiełły, zaczęły ujawniać się dość szybko. Jadwiga preferowała na co dzień zdecydowanie lżejszą i nieco bardziej elegancką strawę, do której była przyzwyczajona od najmłodszych lat, Władysław zaś umiłował sobie cięższe potrawy wywodzące się z kuchni polskiej i litewskiej. Nie stanowiło to jednak zazwyczaj zbyt wielkiego problemu, szczególnie, że zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem małżonkowie rzadko zasiadli do wspólnego stołu. Gdy jednak takie wydarzenie miało miejsce, łączyło ich zamiłowanie do najrozmaitszych owoców, bakalii i drobiu. Nie zmienia to jednak faktu, że pałacowi kucharze mieli pełne ręce roboty i zazwyczaj zmuszeni byli do przygotowywania dwóch całkowicie różnych zestawów – pierogi i pieczenie dla króla oraz skowronki i (dość drogie) łososie dla królowej, która akurat na posiłki wydatków nie szczędziła.
Podczas gdy o Jadwidze zazwyczaj nie mówi się jako o fance wykwintnej kuchni, wszyscy wiedzą, że taką właśnie preferowała królowa Bona Sforza. Włoszka, która wychowana była na lekkiej, pełnej smaków i przypraw kuchni, nigdy nie przekonała się do tłustych i ciężkich polskich potraw. Wydawać by się mogło, że nawet skłoniła do swoich kulinarnych gustów męża, Zygmunta Starego, ten jednak oficjalnie wolał kultywować ciężkostrawne tradycje, jedynie w zaciszu własnej komnaty wybierając znacznie lżejsze kąski przyrządzane przez kucharzy Bony.
Niechęć nowej królowej do polskiej kuchni zaczęła się już na samym początku jej pobytu na tej ziemi. Pierwsze uczty sprawiły, że Bona wyciągnęła tylko jeden wniosek – ta kuchnia nie jest dla niej, a Polacy jedzą zarówno za tłusto, jak i za dużo. Nie smakowało jej nic – od mięs po wyroby cukiernicze, a brak świeżych warzyw i owoców dosłownie dobijał. Jednak wbrew temu, co często się twierdzi, Bona nie przeprowadziła w królewskich kuchniach wielkiej rewolucji, udało się jej jedynie zmienić zwyczaje panujące w jej osobistej kuchni oraz zatrudnić prawdziwych włoskich kucharzy. Dbała także o ogrody, w których sadzono najróżniejsze odmiany warzyw, a także, jak można znaleźć w niektórych źródłach, drzewka pomarańczowe, zaś w jej spiżarni królowały granaty, bakalie, oliwki i oliwa, a także włoskie sery.
Każdemu posiłkowi towarzyszyły oczywiście także napitki. Były to jednak czasy, gdy picie wody nie należało do popularnych i zdrowych nawyków, a najczęściej na stole pojawiało się piwo. Podczas gdy zarówno Bona, jak i Jadwiga przyzwyczajone były zdecydowanie do spożywania wina, ta druga ostatecznie preferowała polskie piwo, którego piła zresztą całkiem sporo – nawet 2,5 litra dziennie! Królowa Bona natomiast została do końca wierna winu, koniecznie jak najlepszej jakości, i na bok odstawiła piwo oraz inne mocne trunki, takie jak miód pitny.
Francuskie rarytasy
Być może nie każdy kocha kuchnię francuską, a ślimaki czy żabie udka niekoniecznie wywołują zawsze szczery zachwyt, ale trzeba przyznać, że Francuzi wynieśli sztukę kulinarną na nowy, znacznie wyższy poziom. Nie inaczej było kilka wieków temu, gdy na tronie zasiadał słynny Król Słońce – Ludwik XIV. Tak samo jak kochał kobiety, tak równie mocno lubował się w jedzeniu. Podobno potrafił konsumować naprawdę wiele, a jego ucztą można by obdzielić co najmniej kilka osób. Jednak Ludwik nie tylko jadł dużo, ale ogromną wagę przykładał do tego, co je, dlatego też nie szczędził na swoje posiłki pieniędzy, a na jego stole co rusz witały najrozmaitsze nowości. Ba, na jego potrzeby stworzono kilka potraw, które dziś pojawiają się także w naszych, o ile przecież skromniejszych domach.
Jak na francuskiego władcę przystało, Ludwik XIV niespecjalnie musiał ograniczać swoje fanaberie, również te kulinarne. Wersal słynął więc nie tylko z ogólnie pojętego przepychu, ale także z wyjątkowego bogactwa kuchni. Przeszkoda była tylko jedna – otóż król nie miał zębów, tak więc należało wymyślić potrawy, które mógł jeść bez problemu i większego wstydu. Tak, to bezzębnej szczęce Ludwika zawdzięczamy tak popularne dziś zupy kremy oraz wykwintne francuskie paszteciki, na myśl o których ślinka aż sama cieknie! Władca cenił sobie nowinki kulinarne, dlatego też jego kucharze prześcigali się w wymyślaniu coraz to nowszych potraw, wśród których królowały szparagi, ozorki cielęce z truflami w cieście francuskim oraz beszamel, który udoskonalany był ponoć przez kilkanaście lat, aż okazał się w końcu godnym króla!
Chociaż władca jadał dużo, nie oznaczało to, że ciężko, co z resztą jest jedną z cech kuchni francuskiej. Ludwik XIV kochał świeże warzywa i owoce i, podobnie jak Bona Sforza, kładł duży nacisk na to, by nie zabrakło ich w królewskich ogrodach. Dzięki szklarniom miał dostęp do owoców przez cały rok, a były wśród nich poziomki i truskawki, w których towarzystwie monarcha uwielbiał spożywać wysokiej jakości szampana.
Mówiąc o francuskiej kuchni, nie można pominąć oczywiście słynnej Marii Antoniny, która wprost kochała jeść! Jak więc było możliwym, że obwód jej talii wciąż utrzymywał się w granicy zaledwie 58 cm? Być może kluczem do sukcesu miały być śniadania w formie deseru i spożywanie lekkich bulionów na kolację – faktem jednak jest, że ta mająca słabość do słodyczy francuska królowa była niezwykle szczupła i to pomimo tego, że wcale nie żałowała sobie ciast, ciasteczek, owocowych galaretek, lodów i kandyzowanych fiołków. W dodatku najbardziej francuski rogalik, croissant, przybył do Francji właśnie za sprawą Marii Antoniny, z pochodzenia Austriaczki – mało kto bowiem wie, że rogalik ten powstał we… Wiedniu! Żeby natomiast nie rozsiewać fałszywych plotek, jakoby żona Ludwika XVI jadała wyłącznie słodycze, warto podkreślić, że uwielbiała też lekkie zupy, ryby, pieczenie oraz rozmaite sałatki, a jej kulinarne zwyczaje były naprawdę bardzo urozmaicone.
Angielscy władcy o szerokiej talii
Historia zna wielu królów, którzy nie stronili od jedzenia, szczególnie, gdy lata świetności i aktywności fizycznej mieli już za sobą. Takim władcą był m.in. Henryk VIII, który jako młody mężczyzna mógł pochwalić się atletyczną sylwetką i którego zwano wówczas jednym z najprzystojniejszych książąt chrześcijaństwa. Cóż, sześć żon musi o czymś świadczyć, pomyślałby ktoś, kto nie wie zbyt wiele o charakterze Henryka – podczas gdy dwie pierwsze małżonki król zdobył również za sprawą atrakcyjnego wyglądu, tak kolejne (niestety) ulegały raczej jego autorytetowi, czyli najzwyczajniej nie mały za bardzo drogi ucieczki, co często źle się dla nich kończyło.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Henryk zamienił w pewnym momencie sport na wielkie królewskie obżarstwo. Jak twierdzi Alison Weir, jedna z biografek króla, „wyżywienie dworu przypominało dużą operację wojskową”, a roczny koszt tego przedsięwzięcia wynosił równowartość dzisiejszych 6 000 000 funtów! Przepych, bynajmniej nie na modłę francuską, wynikał m.in. z dużych wymagań Henryka VIII, choć nie da się ukryć, że ponad wymyślne potrawy król ten stawiał tłustość i solidność serwowanych dań, a mięso stanowiło zdecydowanie podstawę jadłospisu. Nie oznacza to jednak, że władca nie cenił sobie także innych, znacznie lżejszych przekąsek i istnieje wiele dowodów na to, że uwielbiał owoce, zwłaszcza jabłka, gruszki i śliwki. Nie stronił także od pomarańczy, które sprowadziła do Anglii jego pierwsza żona, Katarzyna Aragońska, oraz od truskawek i wiśni, którymi zajadała się jego druga małżonka, Anna Boleyn – jak widać miłość ma wielki wpływ na nasze potrzeby i gusta gastryczne. Niestety, zamiłowanie do owoców nie uratowało Henryka przed olbrzymią nadwagą – ten mierzący 185 cm mężczyzna pod koniec życia osiągnął talię o obwodzie aż 132 cm!
W przeciwieństwie do Henryka VIII królowa Wiktoria Hanowerska nigdy nie mogła poszczycić się smukłą sylwetką. Już od najmłodszych lat była dość pulchna i wykazywała spore tendencje do przybierania na wadze, lecz, o dziwo, nic sobie z tego nie robiła. Nie przejmując się zbytnio swoim wyglądem, Wiktoria nie stroniła od jedzenia i już w dzieciństwie nazywano ją „zabawną i tłuściutką”. Gdy w 1837 roku w wieku zaledwie osiemnastu lat Wiktoria została królową, jej waga stopniowo zaczęła osiągać coraz większe wartości – być może był to wynik stresu, który towarzyszył obejmowaniu przez nią nowych, bardzo ważnych obowiązków. Nie da się jednak ukryć, że młodziutka królowa nie starała się stosować żadnej zdrowej diety, a aktywności fizycznej unikała jak ognia, czego konsekwencją było to, że gdy w 1840 roku wychodziła za mąż za swego ukochanego kuzyna Alberta Sachsen-Coburg und Gotha, ważyła już nieco ponad 80 kg przy wzroście zaledwie 149 cm!
Co zatem lubiła jeść Wiktoria? Przede wszystkim królowa uwielbiała zgubne dla jej sylwetki słodycze – sorbety, lody, ciasta, musy i kremy. Obiady, które królowa uważała za jedną z największych przyjemności, rozpoczynały się niezmiennie od zupy, następnie serwowano lekkie sałatki i znacznie bardziej tłuste dania główne i wreszcie jej ukochany deser. Oczywiście do każdej z potraw koniecznie należało podać pasujące wino, od którego Wiktoria także nie stroniła. Na królewskich stołach nie brakowało cielęciny, jagnięciny, wołowiny, wieprzowiny, rozmaitego drobiu, dziczyzny a nawet ryb i owoców morza. Z czasem do tego zestawu dołączyły także oryginalne potrawy kuchni indyjskiej. Czy jest możliwe, że Wiktoria mieściła to wszystko, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę, że dzień zaczynała od liczącego aż osiem dań śniadania?
Wydawać by się mogło, że kultywowanie popularnej do dziś tradycji five o’clock, czyli wypijanej punkt siedemnasta herbatki, było jednym ze zdrowszych nawyków królowej Wiktorii. Nic bardziej mylnego! Herbacie zawsze towarzyszył bowiem podwieczorek, składający się z makaroników, ciasteczek i kanapek, a także stworzonego specjalnie dla niej ciasta biszkoptowego z dżemem i kremem maślanym (Victoria’s sponge) oraz słynnego puddingu śliwkowego. Ponieważ Wiktoria nie przepadała za herbatą, z czasem zaczęła umilać ją sobie, dodając do niej kapkę (lub dwie) whisky, zwłaszcza szkockiej, którą wprost uwielbiała.
Nic dziwnego, że takie nawyki żywieniowe doprowadziły kochaną przez Brytyjczyków monarchinię do ogromnej nadwagi – w pewnym momencie obwód jej pasa osiągnął wynik 130 cm, a więc zaledwie 19 cm mniej niż jej wzrost! Pomimo niezdrowych zwyczajów królowa Wiktoria długo cieszyła się dobrym zdrowiem i dopiero przed śmiercią zaczęła tracić apetyt, doprowadzając do dużego spadku wagi – spożywała wówczas zaledwie owsiankę. Całe szczęście, że pomimo współczesnego braku ograniczeń i wielu kulinarnych możliwości, obecnie rządząca królowa Elżbieta II nie bierze przykładu ze swoich poprzedników i stara się jeść lekko i zdrowo!
Bibliografia:
- Filipowicz W.,Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze. Od Jagiełły do Elżbiety II, Kraków 2020.
- Weir A., Henryk VIII. Król i jego dwór, Kraków 2015.
- https://www.historyextra.com/period/victorian/queen-victoria-favourite-food-eating-sex-appetites-guilty-pleasures/ (dostęp z dnia 01.02.2021)
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.