„Zawisza. Czarne krzyże”- J. Komuda - recenzja |
Jacek Komuda na łamy swojej najnowszej powieści przeniósł postać z narodowego panteonu bohaterów, a jednocześnie owianą tajemnicą. Taką, która zdaje się być wymarzonym bohaterem prozy. Ostatnia praca „pierwszej szabli polskiej fantastyki” może jednak wzbudzić mieszane odczucia.
Wiele kart z życia Zawiszy Czarnego z Garbowa, herbu Sulima, stanowi po dziś dzień zagadkę. W powieści Zawisza. Czarne krzyże Jacek Komuda stara się wypełnić te luki, przenosząc czytelnika do początku XV wieku. Poznajemy legendarnego polskiego rycerza w czasie kampanii Zygmunta Luksemburskiego, prowadzonej w Bośni. Sulimczyk decyduje się na powrót do Królestwa Polskiego na służbę króla Władysława Jagiełły. Bez królewskiego błogosławieństwa Zawisza rusza z towarzyszami na Żmudź, licząc na wykupienie z krzyżackiej niewoli swojego brata, Piotra zwanego Krukiem. Ten zostaje bestialsko zamordowany przez braci-rycerzy, co staje się powodem dalszych perypetii Sulimczyka na Żmudzi, aż do wybuchu konfliktu polsko-litewsko-krzyżackiego.
Już na samym wstępie powieści Komuda „morduje” Kruka w krzyżackiej niewoli i komplikuje sobie narrację kontynuacji tomu. Wedle ustaleń prof. Mariana Biskupa, Piotr występuje w 1414 roku obok swoich braci, Zawiszy i Jana, którzy wysyłają z Sochaczewa list wypowiedni wielkiemu mistrzowi zakonu krzyżackiego. Ponadto źródła wskazują na dość późną datę jego śmierci, ok. 1426 roku. Ale, jak to w powieści, rządzi się licentia poetica.
W prozie Jacka Komudy zauważalny jest pewien schemat, który przenosi ze swoich poprzednich powieści: awanturnictwo, romantyczne zrywy, powabna niewiasta ( w tym wypadku kusząca poganka); względną nowością może być „drużyna pierścienia”. W tym ostatnim przypadku mamy prawdziwą plejadę charakterów: Zawiszę, Czeleja-Rusina i najwierniejszego sługę, dość szybko zgładzonego; Gedeona Borkowica (tak, z tych Borkowiców, którego najsłynniejszego przedstawiciela - Maćka - król Kazimierz Wielki skazał na śmierć głodową - przy.aut.) - syna raubrittera z Pienin, którego Zawisza przebił mieczem, zobowiązał się umierającemu wziąć syna na wychowanie, a tenże syn z czasem Zawiszę pokochał niczym brata (czy to rycerski honor, czy już paradokument rodem z TVN-u...?); do tego dołączmy mnicha Perygryna, domniemanego autora chanson de geste Zawiszy, od którego „mierny, ale wierny„ Długosz miał podjąć same ”świętości”, bez żadnych bezeceństw z poganką w żmudzkim gaju; wreszcie Zbigniew Oleśnicki- ambitna kreaturka, której ostrogi przeszły szybko koło nosa- zdaje się być on zwornikiem koncepcji na całą opowieść o Zawiszy, gdyż do Oleśnickiego odnoszą się najczęściej futurospekcje (przeciwieństwo retrospekcji- przyp. aut.).
To nie jedyne „fantastyczne„ wątki u Komudy, przy których wymyślona „komturia Wodokzen„ jest prawie jak Sienkiewiczowska komturia w Szczytnie. Mamy pogański gaj gdzie można podrapać jelenia za rogiem, pływającą krzyżacką platformę na Dubissie do rozsadzenia prochem, przydrożną karczmę z bogatym zapasem mołdawskiego wina (szaleństwo!) ‚kuszników walących serią niczym z karabinu, czy taranujących się na moście francuskich gości Zakonu po „razy” z kopii od Zawiszy. Wątek walk podjazdowych Zawiszy na Żmudzi, ciągnący się przez kilka rozdziałów, awanturniczy i zbójecki, zdaje się być mocno naciągany i w pewnym momencie nużący. A stwierdzenie o ”podłości krzyżackiego wina”, choć wybrzmiało ono z ust Francuzów, trudno mi Autorowi podarować-stoją w sprzeczności z częścią przekazów o alkoholu wytwarzanym w średniowiecznych Prusach.
Komudzie trzeba oddać częściowe przygotowanie do tematu - znawstwo w opisie stroju rycerskiego, oporządzenia konia, życia codziennego na dworze, stylu prowadzenia ówczesnych rozmów i dyplomacji. To najmocniejsze punkty powieści, rozsiane po rozdziałach, czasem w kilkustronicowych fragmentach. Można wczuć się w podróż konną Zawiszy, przekraczającego pasma górskie, przez Kraków dalej na północ, gdzie zaczyna się gęsty bór, a człowiek całkowicie ulega naturze. Dalej jest już tylko fantazja.
Z zaciekawieniem i dużą nadzieją przyjąłem rozdział „Wojna„ i ”Dzień żelaza” , gdzie autor przechodzi do rozprawy z tematem Wielkiej Wojny Korony i Litwy z Zakonem. Pochwały należą się Komudzie za następujące elementy: przybliżenie ostatnich dni przed grunwaldzką batalią, w tym wejścia wojsk sprzymierzonych na terytorium Zakonu i pierwszy kontakt z wojskami von Jungingena; za realistyczny obraz spalenia Dąbrówna; faktyczne poświęcenie pułków smoleńskich Lingwena Semena w czasie bitwy (stanowiły one niejako pivot w systemie obrony wojsk Korony po pozorowanej ucieczce Litwinów z pola walki- przyp. aut.) i wątki udziału dyplomatów po obu stronach. Niemniej i tu nie ustrzegł się Autor pewnych uchybień. Za najważniejsze z nich to oparcie się o starsze opracowania (dostrzegam tu widmo pomnikowej już pracy prof. Kuczyńskiego, w stosunku do aktualnie wypracowanych, a wartych nie mniejszej uwagi tez prof. Krzysztofa Kwiatkowskiego i prof. Svena Ekhdala). Przejawia się to także w planie bitwy, znajdującym się po wewnętrznej stronie okładki. Drugie - zbyt duże zawierzenie słowom Długoszowym w opisie grunwaldzkiej bitwy, w tym także obiegowej opinii o czeskich najemnikach. No i Litwini uciekający bardziej ze strachu przed Krzyżakami, aniżeli wykonujący wcześniej opracowany taktyczny manewr wyciągający część sił przeciwnika z pola bitwy. Widać, że Komuda przedkłada obraz Jagiełły jako wybitnego stratega nad faktyczny udział Witolda w opracowaniu planu kampanii.
Walory techniczne książki są trudne do ocenienia, ze względu na otrzymanie od wydawnictwa „egzemplarza recenzenckiego”, a więc niekomercyjnego. Piszę swoją opinię w momencie, kiedy praca znajduje się przed ostatnią korektą i łamaniem. Okładka nawiązuje do serii o polskich bohaterach - Hubala, Westerplatte czy Wizny. Zauważalna na pewno jest zmiana materiału wydruku. W stosunku do pozostałych książek z cyklu o polskich bohaterach Fabryka Słów pokusiła się w tym wypadku o grubszy, biały papier. Pojawiają się jednak wątpliwości. Nie można stwierdzić choćby, czy w wydaniu komercyjnym pojawią się ilustracje lub mapy w rozdziałach, albo po wewnętrznej stronie okładki. Z pewnością zwraca uwagę fakt, że fragmenty obcojęzyczne nie mają przygotowanego tłumaczenia. O ile sam nie mam problemu z tłumaczeniem fraz po łacinie, francuskich zawołań czy niemieckich hymnów, o tyle dla przeciętnego czytelnika wersety po litewsku mogą stanowić nie lada problem. Zwłaszcza, że przy litewskim przydałby się zapis fonetyczny.
Edit: Po rozmowie z wydawnictwem za pośrednictwem mediów społecznościowych udało się ustalić, że do egzemplarza wprowadzonego na rynek detaliczny dodano ozdobne strony na początku rozdziałów, mapę pokazującą sytuację w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny, plan bitwy na polach Grunwaldu, a także poprawiono literówki. Co do pozostałych uwag - nie uzyskałem informacji.
Także umieszczenie przypisów w formie wyciętych, pogrubionych fragmentów powieści i obszerne wyjaśnienia są wrzucone do „Przypisów„ i tworzą osobny rozdział. O ile w „Przypisach„ można lokalizować dany fragment (są podzielone według numeracji rozdziałów), o tyle brakuje zwyczajnej „gwiazdki” w części głównej tekstu, która odsyłałaby czytelnika w danym momencie lektury na tył pozycji. Ktoś może zapytać: ”czym, u licha, jest dublet w stroju zakonnym?”, a wyjaśnienie nie pojawi się zbyt szybko, bo dopiero po 407. stronie.
Edit: W przededniu premiery Fabryka Słów przeprowadziła rozmowę online z Jackiem Komudą. Autor wskazał, że wykreowana przez niego postać w pewnym stopniu różni się od Zawiszy Sapkowskiego z „Trylogii husyckiej”. Jest mniej chamski i butny, a bardziej romantyczny, ukazujący chlubę polskiego rycerstwa.
Po lekturze Zawiszy, pierwszego tomu wcześniej zapowiadanej serii przygód o polskim rycerzu, widać że Komuda trzyma dalej szablę, ale jeszcze nie ma w dłoni topora czy miecza dwuręcznego. Fani znajdą dla siebie to, co uwielbiali w innych powieściach- intrygi, lejący się strumieniami alkohol i pełną akcji przygodę. Jednak widać, że przy pisaniu czas chyba naglił i było bezpiecznie trzymać się utartych ścieżek.
Autor w kolejnym tomie musi się prawdziwie zmierzyć z legendą Sulimczyka, zwłaszcza że ma przed sobą kilka wciągających wątków - sobór w Konstancji, powrót na służbę u Luksemburskiego i walki z Turkami. Wielbiciele średniowiecznej opowieści nie są w ciemię bici.
Tytuł: Zawisza. Czarne krzyże
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2021
ISBN: 9788379644599
Okładka: miękka
Ilość stron: 459
Cena: 44,90 zł
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.